Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2009, 18:55   #181
QuartZ
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
To wszystko zaczynało wreszcie nabierać tempa, które przerastało możliwości Bru. Kosmiczne bitwy nie były czymś co lubiłby i chętnie brałby w nich udział. Przecież jak by nie patrzeć to zupełnie co innego niż podziwianie przez wizjery i okienka mgławic i planet jedna piękniejsza od drugiej. W dodatku jeszcze te dziwadła z dżungli sprawiły, że już nie był tym nieustraszonym wojownikiem i nie czuł się pewnie w każdej walce. Teraz poczucie to jeszcze bardziej się pogłębiło, bo tak wobec stada dziwacznych owadów, jak i wobec ostrzału statków wroga był bezbronny i musiał zdać się na samicę słabszego w walce gatunku.

Po pierwszym mocniejszym wstrząsie złapał w swoje silne łapy świętą księgę, która została mu po zmarłym kapłanie i zaczął na wpół z pamięci, na wpół z tekstu odmawiać w myślach litanię o obronę.
"Wszechstwórco, z Twoim błogosławieństwem, ze światłem wszystkich słońc i mocą Twoją które w sobie kryje, obroń nas! Wszechstwórco, który wprawiłeś planety w ruch i dałeś nam życie, obroń nas! Wszechstwórco ..."
Wierzył. Tak cholernie i głęboko wierzył w to, bo oprócz umiejętności pilotażu Andi była to jedyna rzecz, jaka mogła ich teraz ocalić. Po pewnym czasie przypomniał sobie o bursztynie, który przez długi czas ukryty był w małej kieszonce na jego bojowej uprzęży. W końcu dostał go od niemalże świętego człowieka, od osoby która wszystkiego go nauczyła o Panie i o jego świetle.

Kolejne uderzenia i statkiem zaczęło coraz bardziej rzucać. Nawet eskorta i wsparcie rufowych baterii jednostki Hawkwooda zdawały się być na nic. Kiedy skończył odmawiać ostatnie wersety ze świętej księgi pobiegł po ostatnie trzy buteleczki trunku, jakie dziwnym trafem uchowały się do dzisiaj w jego skrzyniach w ładowni. Miał tam swoją małą skarbnicę do której ostatnio dołączył też oficjalny strój. Na jego ojczystej planecie sama taka szata byłą warta małą fortunę. Wracając z butelkami na mostek usiadł w kącie i starał się zorientować w sytuacji, jednak nie znał się za bardzo na całej tej aparaturze i jedynie z urywanych rozmów towarzyszy zrozumiał, że nie jest za wesoło.

To chyba była najlepsza okazja, żeby pozbyć się zawartości flaszek, więc odkorkowując butelkę i podając dwie kolejne pozostałym rzucił tylko:
- To była wspaniała wyprawa. Naprawdę wspaniała. - Uniósł butelkę w geście toastu. - Wypijmy za to jako angerak, bo szkoda żeby się zmarnowało, a chyba niewiele mamy innych rzeczy teraz do roboty.
Nie powiedział tego wprost, ale po jego tonie widać było doskonale, że martwi się o resztę jak o własną rodzinę. Już wcześniej łapał się na tym, że tak też ich traktuje.
 

Ostatnio edytowane przez QuartZ : 28-09-2009 o 19:05.
QuartZ jest offline