Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2009, 12:05   #13
michau
 
michau's Avatar
 
Reputacja: 1 michau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłość
Arnthaniel szybkim ruchem skrzydeł wzbił się w powietrze. Gdy dotarł do jednej z bram Minas'Drillu, zwolnił i zarzucił płaszcz na skrzydła, składając je tym samym na plecach. Z hukiem wylądował na dachu. Miało być ciszej, ale nie wyszło.
Nie chciał przejść przez bramę zauważony. Nie o tej godzinie. Znał co prawda strażników stojących akurat przy bramie, przynajmniej na tej warcie, ale wolał nie nadużywać już ich dobroci. Zresztą dobroci opłacanej comiesięczną sakiewką złota po jakieś 50 sztuk złota na głowę. Przyjaciele za pieniądze, ale i przyjaciele do kielicha. W zasadzie byli w porządku i czasami nie trzeba było im płacić za to, że przepuścili cię przez bramę.

Skrzydlaty szybkim krokiem przebiegł przy lewym skrzydle bramy przypadając do ściany. Trzeba było jakoś zająć zająć strażników, by mógł przejść przez bramę, a potem przez portal. Arnthaniel miał już przygotowany wcześniej plan. Bez planu nie ma efektów, tak jak bez mąki nie ma placka, ja powiedziała mu kiedyś jedna kurwa, gdy korzystał z jej usług. Nie do końca ją wtedy zrozumiał, ale powiedzonko przypomniało mu się akurat teraz. Ok, czas coś z wami zrobić, chłopaki.

Strażnicy stali przy bramie. Dwóch. Dodatkowo jeden przy wieżyce u góry bramy z kasty wody i jeden na dole z kasty ziemi, tuż przy niewielkiej strażniczej budce.

Czekał przy ścianie. W cieniu był niewidoczny. Nawet dla wytężonych oczu skrzydlatych lustrujących okolice. Okolicę w której nagle zapalił się budynek. Pożary w dzielnicy kasty wody? Wierzcie mi, że zdarzało się to cholernie rzadko. Do uszu jednego ze strażników, tego na dole, dobiegł głośny syk. Tak, syk jakby...
-O, kurwa..- wykrzyknął, gdy odwrócił głowę w kierunku drogi prowadzącej do bramy.- Pah...pal... Pali się !!- wykrzyczał starając się zmusić do wysiłku zaskoczoną krtań. Pozostali strażnicy z wieżyczki i budki odwrócili głowy w kierunku płonącego budynku. Dzielnica kasty wody. Wszędzie, kurwa, prawie wszędzie woda, a tu zapalił się budynek. Jak to możliwe?
Strażnicy podlecieli na miejsce, gdzie wybuchł pożar. Jakieś pięćset metrów od bramy. Budynek palił się w najlepsze. Gdy tam dotarli, akcja ratunkowa już się rozpoczęła. Trzech skrzydlatych rzuciło czar, który podniósł w górę hektolitry wody z najbliższej fontanny i rzucił ją na płonący budynek. Na szczęście znaleźli się tam trzej skrzydlaci z kasty powietrza i bez trudu powstrzymali pożar, używając wiatru, by go ugasić.

Jeszcze przed chwil łuna rozświetlała wieczór. Jeszcze przed chwilą strażnicy bacznie obserwowali bramę. Jeszcze przed chwilą Arnthaniel stał przy niej w cieniu. Jeszcze przed chwilą przypatrywał się dogasającemu budynkowi.
Brama do portalu zamknęła się za nim z cichym skrzypnięciem.

***

Portal znajdował się właściwie tuż za bramą. Niewidoczny i niechroniony przez skrzydlatych. Nie licząc wcześniejszej bramy.

Tylko pozornie nie chroniony. Siła i magia jaka z niego płynęła mogła bez trudu zabić każdego, kto nie miał pojęcia jak przechodzić przez portal czy w ogóle znaleźć się w jego pobliżu. W drugą stronę nie trzeba było żadnych zabezpieczeń. Nie dostawała się tu żadna kreatura czy inne istoty, które mogłyby zagrozić miastu. Energia portalu zabijała je już kilkaset metrów od niego. Mimo wszystko jednak, skrzydlaci postanowili się zabezpieczyć i pozastawiali pełno pułapek po obydwu stronach portalu. Od tak, na wszelki wypadek.

Bariera, to pierwsza pułapka, która zastawiona była przy portalu, a było ich kilka. Robota Nieskończonych i ich najlepszych adeptów magii. To oni stworzyli cały system zabezpieczeń. Oczywiście każdy system da się obejść, a Arnthaniel wiedział jak.
Po pierwsze, primo: Żadnej magii. Siła umysłu i stworzenie własnej bariery. Nie było to trudne, ale wymagało wiele ćwiczeń, a do tego strasznie męczyło.
Po drugie: cierpliwość. Przez portal trzeba było przechodzić pół godziny. Przynajmniej tą metodą. Czasochłonne ale skuteczne. Nim strażnicy zauważą, że portal się otworzył, ja zdążę skoczyć.
No i po trzecie: wygodne buty. Buty, bo portal lubił wyrzucać cię w różnych miejscach. Nie zawsze tam gdzie chciałeś, a droga od portalu była daleka. W gęstym powietrzu nie dało się latać. Moment przejścia z portalu do momentu wyjścia z portalu nie był za przyjemny. Tak jakbyś przedzierał się w gęstej owsiance, która wcale nie smakowała jak owsianka, nie wyglądała jak owsianka, a tym bardziej nie pachniała jak owsianka. Fetor odurzał, a nieprzyzwyczajeni po prostu mdleli. Zatem wygodne buty. Klapki z bazaru odpadają, jeśli znacie to pojęcie.

******************

Przejście przez portal poszło tym razem gładko, jak na podróż przez talerz tej zasranej owsianki. Trafiła się nawet dogodna lokalizacja i nie trzeba było za daleko chodzić. Arnthaniel wylądował blisko centrum miasta, do którego zmierzał w sąsiadującym wymiarze. Musiał znaleźć Skrzydlatego, który miał mu dostarczyć Treks.
5.000 sztuk złota za dwieście gram towaru, z którego można rozrobić jeszcze więcej narkotyku, a do tego sprzedać go za dwukrotnie większą sumę. Zysk :15.000 sztuk złota. Nikt takiego gówna jednak nie kupi, bo od razu będzie widać, że narkotyk nie kopie. Chyba, że ktoś próbuje go pierwszy raz, a jeśli nie wiesz, co to jest pierwszy raz z Treksem, to może to być twój ostatni raz na tym świecie. Tak czy owak, Arnthaniel miał tylko odebrać towar i dostarczyć go do Minas' Drillu. Cholernie nielegalne, ale obiecał sobie, że zrobi to ostatni raz. Nie będzie więcej ryzykował wsypy.

Odnalazł właściwego Skrzydlatego tuż przy bazarze, w zachodniej części miasta. Rozpoznał go po opisie i po umówionym miejscu. Wielki skrzydlaty już tam na niego czekał. Jego niebieskie skrzydła świeciły jasno, a kropelki wody spływały na ziemię. Kasta wody. Pewnie nie byłby zadowolony wiedząc, że właśnie spaliłem jedną z chat w jego dzielnicy- pomyślał Arnthaniel.

Skrzydlaty spojrzał na niego. Zgadza się, to musi być on. Nie ma mowy o pomyłce. Dziwny płaszcz, czerwone skrzydła, czyli kasta ognia, no i charakterystyczny biały pasek grzywki opadający na czoło.
Rzucił umówione wcześniej hasło.
- Srały świnie, będziemy chędożyć.
- Psiesyny nam nie pozwolą, ale gdy kruki się pojawią na niebie, wychędożymy pół miasta. - odpowiedział hasło zwrotne Arnthaniel.
Bynajmniej nie on wymyślił to powitanie.

Skrzydlaty zbliżył się do niego, a woda z jego skrzydeł chlapnęła na buty Arnthaniela, który tylko siłą woli powstrzymał się od rzucenia "ja pierdolę", patrząc niemo jak woda spływa po jego dopiero co czyszczonych butach. Trzeba było jednak być profesjonalistą i zachować kamienny wyraz twarzy.
- Wiesz, gdzie to dostarczyć?- upewnił się skrzydlaty, wręczając mu Treks.
-Jasne. Sprawa załatwiona. Dzięki, i mam nadzieję do nie rychłego zobaczenia- odpowiedział Nieskończony i wręczył skrzydlatemu kartę z jego ognistym podpisem, którą wcześniej zabezpieczył zaklęciem. Jeśli, ktoś będzie próbował skopiować jego podpis, tabliczka spłonie, tak samo jeśli dostanie się w nieodpowiednie ręce. Miała dostać się do adresata, jako potwierdzenie tego, że odebrano narkotyk, a Arnthaniel dostarczy go, gdzie trzeba. Złoto będzie dostarczone później i to nie przez niego samego. Zajmie się tym inny goniec. Umowa. Nie łamie się jej, a słowo raz dane waży więcej niż złoto. Tu nie łamie się zasad, chyba, że chcesz zginąć wolną i nieprzyjemną śmiercią. No może nie zginąć, gdy masz wielu przyjaciół za plecami.

-Jak to? Wycofujesz się z interesu?- zapytał jeszcze na odchodne skrzydlaty.
- Nie powinienem tego mówić, ale na razie tak. Za dużo roboty na głowie, wiesz jak jest- skłamał.- Bywaj.

Arnthaniel szybkim ruchem ręki schował paczkę do torby. W tym wymiarze nikt nie wiedział, co to Treks, dlatego spotkali się właśnie tu, by dokonać transakcji. Gdy dostarczy paczkę do miasta, otrzyma pieniądze za zlecenie. W końcu będzie mógł odzyskać swojego colta. Ogarnięty tą radosną myślą zaczął się jeszcze rozglądać po bazarze. Kupi jakiś ciekawy prezent dla Anne. Na pewno jej się spodoba. Wyrób ze srebra tutejszych rzemieślników zdecydowanie różni się od tego, co można znaleźć w stolicy Neverendaaru.
Skrzydlaty ruszył przez bazar rozglądając się dookoła i szukając prezentu dla swojej przyjaciółki.
 
__________________
Fortune is fickle.
"Do not follow the Dark Side"

Ostatnio edytowane przez michau : 03-10-2009 o 14:00. Powód: Zamiast człowieka miało być Skrzydlatego. Sory.
michau jest offline