Wątek: Serce Nocy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2009, 16:46   #308
wojto16
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Po mieszaninie tysięcy wrzasków ta nagła cisza niemalże drażniła uszy. Tłumy elfów z szeroko rozdziawionymi ustami przypominały aleje posągów wykonanych przez niezwykle uzdolnionego rzeźbiarza, którego dzieła były perfekcyjnym odwzorowaniem mieszkańców tego świata. Porównania do sztuki na tym się nie kończyły. Ściany domostw okalających posągi zdobiły krwawe desenie o kształtach niezwykle zróżnicowanych. W kompozycję nieruchomego obrazu włączone zostały elementy katastrofizmu i dekadentyzmu w postaci ognia z nieba, a także ciemnych „smokopodobnych” kształtów na niebie. Efekt potęgowały rozczłonkowane elfy na ulicy wbrew swej woli malujących wspomniane desenie. Po namalowaniu tego nic, jeno wkleić obok wyrazu „Apokalipsa”.

Cień nie przywiązywał znacznej wagi do sztuki jakiegokolwiek rodzaju. Ale potrafił wychwycić najdrobniejsze detale obrazu wyraźnie odcinające się od reszty. Takim niepożądanym elementem był starzec kroczący wzdłuż ulicy pochłonięty obserwacją miejscowych zabudowań (ewentualnie zdobiących je deseni). Nosił on białą kapotę, długą aż do kostek, zdobioną kilkoma zaledwie prostymi wzorami. Lekko spiczaste nakrycie głowy przysłaniało uszy pasmami białego materiału.
- Ho ho! Interesujące budownictwo! Jak ja żem dawno takiego nie widzieli! Nie sądzicie że?
Miast opinii, ze strony Cienia usłyszał tylko świst. Sztylet przeciął powietrze i znalazł się naprzeciw twarzy najemnika. Twarzy wyrażającej wściekłość. Sam fakt, że starzec chadzał sobie po ulicach, gdy wszystko dookoła zastygło, był niezbitym dowodem wskazującym na sprawcę nadzwyczajnego zjawiska.

- Kolejne słowa waż ostrożnie, bowiem męczy mnie widok manipulatorów ciskających mną po odległych zakątkach świata. Jeśli zaliczasz się do tego pieprzonego grona mogę powitać cię tylko jednym. Stalą – wycedził Cień.
- Ty smarku! Niewdzięczny, niewychowany chamie! Na człowieka starszego nóż wyciągać? Bez szacunku! Dobrze ci radzę, synku, schowaj tą twoją... "stal", zanim się rozeźlimy – wykrzyczał starzec ze złością w oczach.
- I kto to mówi. Patrzcie go, chama. Czas zatrzymuje, ludzi chuj wie gdzie wstrzymuje, a do tego tylko architekturę obserwuje nawet słówkiem nie racząc napomknąć kto zacz i czemu – nie spuścił z tonu mimo świadomości ryzyka. Skoro mężczyzna zdołał zatrzymać czas to takich zwyczajnych ludzi jak on mógł zamienić w krwawą plamę jednym gestem. Przed oczami stanęła mu scena śmierci Sualira. Bezimienni raczej nie potrafili manipulować czasem.
- Dobrze... Jeżeli chcieć informacji, łaską będącą, nie chcesz, zaś starca szargasz, żegnaj – rzekłszy to starzec skierował się w stronę jednej z uliczek.

Pomimo złości wciąż drążącej jego umysł jego uwadze nie uszło to, że starzec prawdopodobnie był jedyną osobą, która mogła mu wszystko wyjaśnić. Opanował się.
- Czekaj! Dobra, przepraszam za ostre słowa, ale naprawdę męczą już mnie te manipulacje i rzucanie w różne miejsca.
Na znak dobrej woli schował sztylet, ale wciąż prześladowały go uciążliwe myśli. Przeczucie popełniania głupiego błędu.
- Lepiej. Dużo. Jestem tutaj, by zapętlone rozpętlić. Co chcesz wiedzieć, powiedz.
- Więc kim jesteś i gdzie teraz jesteśmy?
- Moja osoba twoim patronem jest i protektorem. Miejsce, a raczej czas spotkania naszego to przyszłość.
Przyszłość. To słowo powtarzał w myślach kilkakrotnie i za każdym razem brzmiało równie niezwykle. Spotkało go ostatnio wiele dziwacznych przygód, po których obiecywał sobie już niczemu się nie dziwić. Zawsze łamał obietnice, te dane samemu sobie też.

- Chwila. Eee... kurde – mówił lekko roztrzęsionym głosem, gdzieś zanikł jego nieodłączny spokój ducha - Sam nie wiem o co zapytać. Zbyt duży wybór. No to… no to będzie takie. Jako mój protektor i patron nosisz jakieś imię oraz pełnisz jakąś inną funkcję?
- Jak każdy haelanid... to znaczy, jako każdy Bóg, za aspekt jakiś odpowiadam. Dziedziną moją zmiany są, a imię moje, po waszemu Nyaviran.
Bóg? Kompletna niedorzeczność. Ale przecież nawet będąc wszechpotężnym magiem nie posiadłby mocy manipulacji czasem. Musiał być kimś więcej niźli ordynarny człowiek.
- Czyli jesteś bogiem. Raczej nie mam w was wiele wiary, ale... Hmm. Z tym wiąże się moje drugie pytanie. W jakim celu tutaj się znalazłem? W przyszłości.
- Żeby zobaczyć - odpowiedział krótko.
- Zobaczyć... zobaczyć... Ha! Już wiem. Druid Alaron twierdził, że zawiodłem w misji odszukania Serca Nocy, choć nic mi o tym nie było wiadomo. Obserwuję teraz konsekwencje porażki w tej misji, tak?
- Zgadza się. Tak świat wyglądać będzie, jeśli przedmiotu znaleźć nie zdołacie. Cenne to dla Bogów również, więc dziwić się interwencji nie możesz. Konsekwencją my nawet istnieć przestaniemy.
Znów powrócił do odbytej jakiś czas temu rozmowy ze swą niedoszłą ofiarą. Powiązał to z informacjami wyciągniętymi od Armivira.
- Akkerah, prawda? – powiedział cicho, niemal szeptem - Jego moc jest naprawdę aż tak ogromna?
- Tak. W osobie własnej on.
- A te smokopodobne istoty. Druid mówił coś o powierzeniu wszystkiego jego "łuskowatym" przyjaciołom. To on był odpowiedzialny za ten atak?
- Sam osobiście wspomóc go wspomógł. Meteor jego był zasługą. One to Theviry – wskazał złowrogie stworzenia.
- Jakiż to cel mu przyświecał? Tego typu metody zaliczają się do ostatecznych. Niszcząc to miasto niczego by nie zmienił.
- Eliminacja to przyczyny katastrofy.
- Co to znaczy?
- One to siłę sprawczą uwolnić planują. W zamiarach niewinnych.
- Zwiększenie swojej odrębności. Dziwne to rzeczy się dzieją z powodu takich drobiazgów. To jeszcze pragnąłbym się dowiedzieć o tym całym Akkerahu. Na razie wiem tylko o jego pochodzeniu z innego świata oraz potędze.
- Bóg to wygnany jest. Za jedność i łączenie on odpowiadał. Zdolności swoich nie stracił, na nieszczęście nasze.
- Za co został wygnany?
- Nie jest to istotnym.
- Niech ci będzie. Po prostu ciekaw tego byłem. Aha. I jeszcze. Co wiesz o widmie kobiety grasującym w mieście?
- Niegroźnym ona wyzwaniem. Starsza ona od miasta tego i nieszczęśliwa biedaczka.
- Nieszczęśliwa? Biedaczka? – zabandażowane ramię znów zaczęło pulsować bólem - Dlaczego?
- Bo za winy własne przez Bogów skazana. Kobietą piękną dawniej była.
- Może pomińmy tego typu smuty o ludzkich nieszczęściach i przejdźmy do tego co naprawdę mnie interesuje. Jak z takimi upiorami się uporać?
- Zranić można jedynie, choć wtedy tylko, gdy skóry obcej dotyka. Do bólu ona nienawykła bardzo.
- Jeszcze chciałbym tylko wiedzieć co z moimi towarzyszami.
- Również z patronami swoimi rozmawiają.
- Co z orkiem Garlukiem? I niejakim Alemirem?
- Ork? Sprawa przykra. Przez duchy pokonany został. Nie te siły co trzeba obudził. Ten drugi również ze swoim patronem rozmawia.
- Garluk... nie żyje? - spuścił głowę. Śmierć była blisko orka nie dlatego, że nawiązywał kontakt z umarłymi. Po prostu była blisko. Znów powróciło wspomnienie snu podczas nocy spędzonej w Aflonie. Koniec był bliski.
- Jak ma na imię tamta wróżka z kotem? Przed chwilą ją widziałem.- to pytanie zadał w celu nakierowania się na trochę mniej pesymistyczne tory. Towarzyszka podróży, obojętność, była tylko pozorem.
- To Sily'a. Bardzo miła osoba.
- A imię tego jeszcze jednego, którego widziałem tylko przelotem?
- Chodzi o Valara?
- Pewnie tak. Mam przeczucie, a raczej wiem, iż on już długo nie pożyje. Miałem sen. Była w nim śmierć. Nachodziła ona kilka osób poznanych przeze mnie dopiero później. Z tych wszystkich osób z owego snu żyję tylko ja i ten cały Valar. Będę szczery. Wkrótce umrę i jestem tego pewien. J- słyszalnie przełknął ślinę, to pytanie przechodziło mu przez gardło z ogromnym wysiłkiem - jak będzie wyglądało po drugiej stronie?
- Mam mówić prawdę czy ładne słówka?
- Prawdę.
- Akkerah najbardziej nienawidzi Nekromantów Boga oraz Salvadora samego... Z resztą na oczy własne zobaczyć miejsce zobaczysz.
- Wykonawszy tę misję zapracuję sobie na zbawienie i odpuszczenie życiowych zbrodni?
- Zobaczysz.
„Miało być bez pięknych słówek” – pomyślał z goryczą.
- Masz dla mnie jakieś wskazówki? Gdzie powinienem się udać i zacząć szukać?
- Energia do wykrycia niemożliwa jest.
„Też mi bogowie. Sami nie wiedzą gdzie co leży w wykreowanym przez nich świecie.”
- W takim razie to wszystko. Możesz posłać mnie do mojego czasu?
- Jeszcze nie. Pokazać ci coś muszę.
 
wojto16 jest offline