Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2009, 20:52   #15
Endless
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
"Gospoda Pod Płonącą Gwiazdą" - głosił szyld na budynku. Veleria otworzyła drzwi i wkroczyła do lokalu. Wewnątrz było niewielu gości, ale dziewczyna poznała każdego obecnego. Na co dzień każdy z nich był strażnikiem, lecz to była tylko przykrywka. Prawda jest taka, iż w tej gospodzie spotykali się wszyscy najwięksi łajdacy wśród skrzydlatej rasy. Kanciarze, hazardziści, handlarze czarnym towarem i najemnicy. Wyborne towarzystwo dla kogoś takiego jak Arnthaniel...
Kiedy tylko znalazła się w środku, wszystkie spojrzenia powędrowały ku niej. Rozejrzała się, patrząc po każdej twarzy. Kiedy jej wzrok padł na niskiego, chuderlawego Nieskończonego o czarnych włosach, blado pomarańczowych skrzydłach i haczykowatym nosie; wstał on i pospiesznie skierował się do tylnego wyjścia.
- Czyżbyś chciał uciec, Maksie?
Mężczyzna poczuł na szyi dotyk zimnej stali. To Valeria, która przedtem stała przy wejściu, nagle znalazła się przed nim. Wciąż trzymając ostrze miecza przy szyi mężczyzny, zmusiła go by usiadł z powrotem na swoim stołku. Sama usiadła na przeciw niemu, nie spuszczając go z oka.
- Valerio... czym mogę służyć, w ten niewątpliwie uroczy dzień? - Maks przełknął ślinę.
- Arnthaniel. - odparła. Ponoć dostał zlecenie. Znowu Treks. Gdzie on jest? - spytała tonem, nie tolerującym kłamstwa.
- Ja nie wiem... - zaczął, ale urwał, kiedy poczuł jak ostrze jej miecza przebija materiał jego spodni i wbija się w drewno, prosto przed jego genitaliami.
Valeria spojrzała na niego pociągającym wzrokiem, lekko unosząc brew.
- Może teraz powiesz mi coś ciekawego? - uśmiechnęła się.

...

Kiedy Arthaniel powrócił do Minas'Drillu, ujrzał opartą o łuk bramy Valerię.
- Tylko jedna osoba którą znam, mogłaby wywołać pożar w północnej dzielnicy... Arthaniel. - powiedziała smutnym tonem i spojrzała na niego spod długich rzęs.

***

W momencie gdy Khann podchodził do wystawy, na której znalazł to czego szukał, wpadł na niego niski niziołek.
- Przepraszam najmocniej! - powiedziała piskliwym głosem przerażona istotka.
Niziołek miał krótkie, brązowe włoski na głowie, które zawijały się w słodkie loczki, a ubrany był dosyć skromnie. Otrzepał on kowala i ruszył w przeciwnym kierunku.
Kowal spokojnie dotarł do wystawy z magicznymi przedmiotami. Na drewnianym straganie, przykrytym wzorzystym materiałem, leżały poukładane w równe rządki migoczące bryły rudy Neentalhu, materiału z którego mistrzowie młota Nieskończonych tworzyli swoje najwspanialsze dzieła. Dla Khanna, był to upragniony surowiec na wykonanie przedmiotu, będącego dorobkiem jego pracy kowala, a także gwarant fortuny. Rozmarzony mężczyzna oprzytomniał i spojrzał wreszcie na cenę.
500 sztuk złota za mały wagonik.
Khann wsadził rękę do kieszeni pragnąc przeliczyć swoje pieniądze, kiedy odkrył, iż zniknął klucz do jego warsztatu.


***
Kiedy Moran przechadzał się wśród naziemnej części zachodniej dzielnicy, jego oczy napotkały cudowny widok. Przy niewielkiej fontannie stała kobieta. Była odziana w błękitną tunikę z wyszytym srebrną nicią na piersiach symbolem kropli. Z jej pleców wyrastały cudowne skrzydła, koloru nieba. Pasma długich, białych włosów spoczywały na jej plecach, kołysane lekkim, letnim wiatrem. Wystawiła dłoń w stronę fontanny w geście ofiarnym. Nad jej biodrami, z tyłu przypięty był krótki miecz. Mimo to, nie sprawiała wrażenie ani niebezpiecznej, ani bezbronnej.

***

Elitarny oddział Nieskończonych zareagował błyskawicznie. Najpierw pożar w dzielnicy południowej, a teraz mord na rodzinie szanowanych obywateli rasy ludzkiej. Pogromcy już dawno przeczuwali pojawienie się Upadłych w mieście, toteż nie byli zaskoczeni gdy odkryli iż oba przestępstwa łączy ten sam ślad energetycznej aury pozostawiony na miejscach zbrodni.
Kiedy Sataner zbiegł z miejsca zbrodni, była już noc.
Uciekając do swego domu Sataner ujrzał pod sobą kilka patroli nieskończonych którzy brnęli wśród tłumu ludzi do rezydencji Rodgara. Nie spostrzegł jednak poważniejszego niebezpieczeństwa. Tuż pod nim, na dachach budynków w dzielnicy wschodniej, biegły z zawrotną prędkością cztery zakapturzone postaci. Ich płaszcze rozwiewane były na wietrze. Byli to z całą pewnością Nieskończeni. Ten, który biegł na czele pościgu, uniósł dłoń w stronę Satanera, i w jego stronę wystrzelił promień światła. Promień owinął się wokół klatki piersiowej Upadłego, materializując się w formie złotego łańcucha. W Upadłego strzeliło jeszcze kilka takich promieni, także zamieniając się w łańcuchy. Sataner miał skrępowane ręce i skrzydła, nie mógł dosięgnąć swojego miecza. Silne szarpnięcie za łańcuchy pociągnęło Upadłego w dół, i ten uderzył o kamienny dach jednej z niewielkich wież. Impet uderzenia był na tyle silny, aby zrobić w strukturze kamienia poważne uszkodzenia. Czterech Nieskończonych natychmiast pojawiło się przy nim, otaczając go.
Jeden z nich zdjął kaptur i odrzucił na bok swój płaszcz.



Był to mężczyzna, o ktrótkich, jasnoniebieskich włosach ułożonych w łagodny sposób. Z tyłu jego biodra Sataner spostrzegł zdobną rękojeść katany, która teraz tkwiła w pochwie. Na szyi, miał dziwny medalion, ale co było jeszcze bardziej zadziwiające, miał on tylko prawe skrzydło. Za to na lewej piersi, na sercu widniał zadziwiający tatuaż, który jakby rozchodził się na drugą część jego ciała.
- Hmpf... Mamy dzisiaj pecha. - powiedział patrząc na bezradnego Upadłego. Ten tutaj jest świeżo po Upadku. Wątpię, aby poznał on nawet imię swojego ostrza. - jego ton, wskazywał na arystokratyczne pochodzenie.
- Mizore. - odezwał się kobiecy głos, i Nieskończony za jego plecami także zrzucił kaptur, odsłaniając twarz kobiety o falistych, czarnych włosach.
Z jej pleców także wyrastało jedno skrzydło.
- Powinniśmy go opieczętować i przenieść do siedziby.
- Na to będzie jeszcze czas...- mężczyzna odpowiedział i podszedł do skrępowanej ofiary.
Pochylił się nad Upadłym.
- Masz dzisiaj zły dzień, ptaszku. Natrafiłeś na moją wartę. - szepnął do jego ucha i zaśmiał się dźwięcznym śmiechem.
Podchodząc na skraj dachu, skinął głową do kobiety. Niebieskie skrzydło za jego plecami rozbłysło błękitną poświatą i powoli zniknęło. Kiedy odwrócił się, na jego prawej piersi pojawił się identyczny tatuaż.
Sataner patrząc nienawistnym spojrzeniem na Nieskończonego miotał się i przeklinał, próbując zerwać krępujące go więzi. Niestety na daremno. Kobieta i jej dwaj pozostali kompani wykonali w powietrzu pospieszne gesty i złożyli ręce jakby do modlitwy. Na ciele Satanera rozbłysły małe, złote runy, sprawiając mu ogromny ból i powodując utratę przytomności...
Kiedy otworzył oczy spostrzegł iż jest w ciemnej celi, przypięty do ściany znienawidzonymi już łańcuchami. Był rozebrany. Miał na sobie jedynie postrzępione spodnie. Cela była pusta, lecz słyszał odgłos nadciągających kroków.
Nie było mowy o ucieczce...

Erhton pisze dopiero po moim następnym poście.
***
 

Ostatnio edytowane przez Endless : 29-09-2009 o 20:57.
Endless jest offline