Wątek: Cena Życia
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2009, 21:17   #21
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Wtorek, 25 październik 2016. 8:50 czasu lokalnego.

Mike zataczał już trzecie kółko nad lotniskiem, nie mogąc przeniknąć gęstej mgły. Niewielka awionetka przebijała gęste chmury ostatkiem sił i paliwa. Czerwone kontrolki rozświetliły połowę konsoli, a spanikowany chłopach chwycił radio.
-Everett! Everett! Mayday! Tu ST-128, brak mi paliwa, proszę o pozwolenie na lądowanie i koordynaty!
Odpowiedziała mu cisza. Czemu właśnie dziś?! Pierwszy samodzielny lot, po zachłyśnięciu się i obronie licencji. A oni nie odpowiadają! Przecież musieli tam być, nawet jeśli obchody jeszcze trwały.
-Mayday! Mayday!
Wynurzył się nagle z gęstych chmur. Mgła wciąż była gęsta, a ziemia zbliżała się szybko. Za szybko. Pociągnął za dźwignię, katapulta zadziałała natychmiast. Z głośnym sykiem odpadła szyba a potem wyleciał fotel. Spadochron otworzył się, a pilota natychmiast owiało zimne, wilgotne powietrze.
Krótki i gwałtowny wybuch po zderzeniu awionetki z ziemią był niemal niewidoczny. Miał nadzieję, że nikomu się nic nie stało. Opadał powoli na płytę lotniska, i zaczynało się pojawiać coraz więcej szczegółów. Wielki Boeing, puste trybuny. I trupy, wiele leżących trupów i coś poruszającego się między nimi. Płyta była tuż tuż.
-O mój Boże...

[MEDIA]http://sites.google.com/site/muzykadosesji/Home/10-collide-white_rabbit_%28spc_eco_mix%29.mp3[/MEDIA]

Mgła otulała mały lasek i znajdujący się pomiędzy drzewami dworek coraz szczelniej. Tutaj już nie była tak rozrzedzana jak w mieście, przez co dzień wydawał się jeszcze bardziej ponury i zimny. Wilgoć stłumiła też całkiem odgłosy z autostrady i odcięła ich od Everett. Przynajmniej na tę krótką chwilę, podczas której wchodzili do domu Liberty Montrose.
Porównanie piętrowego domu do muzeum etnograficznego wcale nie było bezpodstawne. Kobieta najwyraźniej uwielbiała wszystkie prymitywne przedmioty, tworzone przez równie prymitywne ludy najczęściej tylko przy wykorzystaniu własnych dłoni. Na szczęście nie w każdym miejscu było aż tak źle. Łazienka i kuchnia zaopatrzone były całkiem zwyczajnie.

Zmycie zakrzepłej krwi z ciała nie było jeszcze szczególnie trudne. Woda, mydło i szczoteczka szybko uporały się z tym problemem. Gorzej było z ubraniem - kurtka wymagała dłuższych zabiegów, na szczęście wodoodporność materiału pomagała i po kilku minutach ta część garderoby wisiała, susząc się.
Lodówka Liberty nieszczególnie była przygotowana na przyjęcie takiej ilości niespodziewanych gości, ale każdemu teraz przydał się ciepły napój i coś, czym mógł zapchać usta i przez chwilę starać się nie myśleć o tym wszystkim co się wydarzyło. Najmłodsi z grupy - Nathan i Tim, praktycznie się nie odzywali, chociaż to najwyraźniej ten drugi przeżywał wydarzenia mocniej. Pozostali zebrali się przy laptopie właścicielki domu. Nie było bowiem telewizora, a radio nie było zbyt dokładne. Bo, że był chaos to już wiedzieli. Internetowa telewizja rozjaśniła krystaliczny ekran. A za oknem mgła gęstniała, wspomagana jeszcze siąpiącym coraz mocniej deszczem. Nie było już widać nawet podjazdu.



Blada i przerażona kobieta krzyczała do mikrofonu. Obraz cały czas się poruszał, zarówno kamerzysta jak i prezenterka cały czas byli w ruchu. Była to lokalna telewizja, a kamera pokazywała właśnie jedną z ulic centrum. Szalał tam istny chaos. Wszędzie stały samochody, prawie wszystkie porzucone przez właścicieli, którzy biegali w panice. Gdzieś niedaleko wyła policyjna syrena i jej czerwono-niebieskie błyski widać było na obrazie. Przez chwilę nie było słychać słów kobiety, ale potem oddalili się na tyle, że wysoki, piskliwy głos przebijał się w eter.
-Wciąż nie wiemy co się dzieje! W całym mieście następują gwałtowne ataki agresji i przemocy! Wciąż nieznana jest ilość ofiar, ani przyczyna tych dziwnych zachowań...
Strzały z pistoletu zagłuszyły kilka kolejnych słów. Jakiś policjant przebiegł obok, krzycząc coś. Strzelił znowu, ale jakiś człowiek rzucił się na niego, wgryzając się w bark, zanim mundurowy go odtrącił i przewrócił kopniakiem.
-...wojsko pojawiło się już w mieście, głównie jednostki z tutejszej bazy marynarki wojennej. Teraz oddaję głos do studia.
Wyglądało to niemal jak reportaż wojenny. Teraz jednak obraz wrócił do studia, a tam już siedziało dwóch starszych mężczyzn w garniturach. Prowadzący wyglądał na niezbyt spokojnego.
-Dziękujemy za relację. Są ze mną w studiu: generał Joseph Smith oraz biolog Andrew Spencer. Czy domyślają się panowie, co może powodować te dziwne zachowania wśród ludzi?
Ciężko było to uznać, za jakąś udokumentowaną wiedzę. "Eksperci" mówili o wszystkim - od nieznanego efektu jakiegoś farmaceutyku, po atak terrorystyczny z wykorzystaniem jakiejś dziwnej broni biologiczno-chemicznej, która uszkadzała umysł i wzmagała agresję.

W internecie było podobnie. Wszystkie strony informacyjne jarzyły się wręcz od czerwonych nagłówków, krzyczących i rzucających się w oczy od razu. Wydawało się wręcz, że nikt nie pisał o niczym innym. A same informacje? Zależały prawdopodobnie od stylu danego serwisu. Te bardziej poważne mówiły o wybuchach agresji i dziwnym zachowaniu ludzi. Te poważne mniej - o atakach terrorystycznych, spisku korporacyjnym lub rosyjskim, a nawet o obcych, co już było jawnym nieporozumieniem. Tak czy inaczej - konkretnej wiedzy nie było. Aż do czasu, aż obyty z różnymi dziwnymi stronami, nie dokopał się do czegoś konkretnego. Nagłówek tak samo rzucał się w oczy, ale wyglądał nieco inaczej.


POWTÓRKA Z RACCOON CITY? ŚWIAT NA KRAWĘDZI ZAGŁADY


*Wszyscy pamiętamy "nieszczęsny incydent" z 2012 roku, kiedy to "wybuchu epidemii" nieznanego wirusa prezydent USA podjął decyzję o zdetonowaniu tam bomby atomowej. Czy teraz jest tak samo? Czy wysadzą nas wszystkich? Władze usilnie przez te cztery lata próbowały zatuszować całą sprawę, ale żyjemy przecież w globalnej wiosce. Pamiętacie te zdjęcia, których nam nie wolno publikować? Ci ludzie wyglądają teraz tak samo! Broń biologiczna, która wyrwała się spod kontroli, tym razem na znacznie większą skalę? Zmówmy modlitwę, bowiem nie ma dla nas ratunku!
Niewiele wiemy o samym wirusie, prócz tego, że na pewno nie rozprzestrzenia się w powietrzu i najwyraźniej atakuje mózg. Działa na tyle powoli, by zarażony miał nadzieję, że na niego nie podziała. Tyle z rozpaczliwych apeli mieszkańców Raccoon City. Gdzie teraz był przeciek? Czy ktoś w ogóle to ustali? To już się dzieje, nie dajcie się zmylić władzy, która nie pozwala szerzyć prawdy!*


Nathan odświeżył stronę, po ciszy jaka zaległa, gdy przestał czytać. Komunikat wyskoczył od razu.

"Nie odnaleziono serwera"


To co się działo, może i paraliżowało ulice, ale na pewno, przynajmniej na razie, nie zatrzymywało cenzorów, który uaktywnili się z całą swą siłą, przeszukując sieć w poszukiwaniu kilku kluczowych słów. Wprowadzone dwa lata temu prawo pozwalało im na takie zabiegi, na dodatek dysponowali ogromnymi możliwościami a zamknięcie "złych" witryn trwało sekundy. Nie doszukaliście się więc już żadnych nowych informacji, które powiązałyby to co się dzieje, ze zdarzeniami z tego nieszczęsnego miasta. W końcu i Nathan zaprzestał poszukiwań. Zaległa cisza, którą rozpraszał tylko padający na zewnątrz deszcz.

Potem odezwały się telefony komórkowe. Thomson odebrał pierwszy.
-David, gdzie jesteś?! Tutaj mamy prawdziwy koszmar! Przyprowadzają tych pierdolniętych do komisariatu, a ci gryzą kogo popadnie, chociaż są zakuci w kajdanki! Pojawiło się wojsko, ponoć mają wydać rozkaz strzelania po pierwszym ostrzeżeniu! A wiesz co zrobiła ta wariatka, Valentine? Wlazła tu i po prostu zastrzeliła kilku kolesi. Pach, pach, pach i już. Mówi, że są zarażeni i trzeba walić w głowy. Blokują miasto, więc jak coś... ja już nie zdążę, zostaję tutaj z chłopakami. Ponoć wszędzie jest tak samo. Nie daj się, stary!

Dzwonek Liberty odezwał się dosłownie kilka chwil później. Na wyświetlaczu widniała Dorothy.
-Zabrałam dzieciaki i chciałam od razu wyjechać, ale chyba pół miasta myślało o tym samym! I to wojsko, zablokowali wyjazd z miasta i krzyczą, że będą strzelać, jeśli spróbujemy przejść! Wszyscy są spanikowani, a w samym Everett jest strasznie! Wygląda jakby wszyscy na siebie się rzucali. Słychać tylko krzyki i strzały! Żołnierzy nie ma tak dużo, może udałoby się przemknąć? Podjedziesz? Jesteśmy tuż u wylotu na autostradę! Och, boże, ktoś właśnie strzelił. Proszę, Liberty! I niech Nathan zostanie w domu.

Rozłączyła się. Autostrada nie była daleko, ale przy blokadzie wojskowej samą ulicą nie będzie się dało przemknąć. Co innego pieszo, z miasta było z tej strony wiele różnych wyjść, jeśli ktoś mieszkał tu dłużej.
 
Sekal jest offline