Zdawać by się mogło, że, przynajmniej chwilowo, awantura została zażegnana. Kości spoczywały bezpiecznie pod butem Morgana, a częstujący się specjalnością knajpy osiłek jakby stracił nieco ze swej agresywności.
Ale nie refleksu, jeśli można było wnioskować ze sprawności, z jaką ucapił usiłująca się oddalić niepostrzeżenie Dru. Morgan skinął na barmana.
- Dostałbym dwie butelki tego trunku? - wskazał na stojący przed nim kubek, pachnący wysokoprocentowym alkoholem. - Na wynos?
- Mam kompanów, których zachwyci ten trunek - wyjaśnił na użytek Rona.
- A teraz o interesie... A raczej sprawie niedużej. Morgan jestem - przedstawił się. - Nie jestem ze statku, ale mam tam - machnął w bliżej nieokreślonym kierunku - wóz. Nie mój własny - sprecyzował.
- Muszę kupić i tam dostarczyć beczułkę piwa. Wzmocnionego nieco.
- Jeszcze dolać? - spytał, wskazując na dość szybko opróżniany kufel Rona. - Jeszcze raz to samo. - Wskazał kufel nie czekając na odpowiedź.
- Sam jeden takiej baryłeczki, co z pięć galonów w sobie mieści, nie zaniosę. A turlać jej nie będę, bo by się wszystko wylało i tylko szczury by się cieszyły.
- Pomoc w dostarczeniu na miejsce... i odprowadzenie z powrotem wózka... - Morgan zawahał się. - Cztery takie - wskazał stojące przed Ronem naczynie - kufelki za trochę pracy. Co ty na to?
- Sześć kufelków - rzekł w odpowiedzi mężczyzna. - No i sto sztuk złota, która ta przechera wygrała w kości ze mną.
- Udowodnij - odparła z wyższością w głosie kapłanka. - Po prostu miałam więcej szczęścia niż ty. Bogowie lubią gnomów.
- Sto dwadzieścia sztuk złota za...eee...jak to się mówiło?- Ron podrapał się po czuprynie. A jeden z siedzących w pobliżu kompanów, dodał.- Za straty moralne Rod, o to czepiał się półelfi wypierdek jak mu bosman po pijaku nasikał do bagażu.
Sto sztuk złota? Cholerna kapłanka-oszustka... Pijaczka i hazardzistka. A skoro nie przepiła, bo nie byłaby w stanie... Czyli przegrała w kasynie... W tym, obok którego ponoć tylko przechodziła...
Zdecydowanie nie tak miało to wyglądać. Ale wydawać na Dru tyle złota? To już była przesada...
- Pięć - powiedział Morgan. - A o złocie to z nią sobie podyskutuj. - Wskazał na Dru. - To nie moja sprawa. Ja w kości nie grywam. I nie spłacam cudzych zobowiązań.
- On trzyma moją sakiewkę - westchnęła gnomka i rzekła zakładając ramiona na piersiach.- To co wygrałam w naszej - tu zaakcentowała mocno kolejne słowo - uczciwej rozgrywce, oddać musiałam jemu. Jak zresztą w każdej innej. To on ma twoje złoto, nie ja.
Pijane oblicze Rona skierowało się w kierunku Morgana, a Dru dodała. – On jest moim alfonsem. Gnomka zapewne nie wiedziała, o czym mówi. Świadczyły o tym kolejne jej słowa. - Co ugram w kości, w karty...on zgarnia.
A skołowany jej wypowiedzią Ron starał się skupić myśli.
- Chwila, chwila...o...co tu chodzi?
Na twarzy Morgana pojawił się wyraz bolesnego zdziwienia.
- Masz rację - powiedział z żalem. - To prawdziwa oszustka. A ja nie mogłem w to uwierzyć. Teraz chce odwrócić od siebie twoją uwagę. Ją pamiętasz, prawda? A mnie? Widziałeś mnie kiedyś?
- Acha... - wybełkotał Ron. - To w takim razie na kufelki się zgadzam, a ją zabieramy. Jakoś...wyciśniemy z niej należne nam złoto. Dru posłała Morganowi złowieszcze spojrzenie, na co ten odpowiedział spojrzeniem pełnym dezaprobaty.
- Oszustka... No, no... - powiedział tonem pełnym potępienia.
Teraz tylko pozostawało wyprawić Dru i Rona na zewnątrz i uregulować wszystkie sprawy z barmanem.
- To za Rona... Żeby kufle czekały na niego, jak wróci - powiedział, kładąc monety na ladę. - I za to, co teraz wypiliśmy. - Dołożył kolejne monety.
- Zabierz ją - powiedział do Rona - a ja do końca załatwię wszystkie sprawy i do was dołączę.
Beczka piwa z wkładką, wózek. I te nieszczęsne kości, które będzie mógł zabrać bez problemu, jak tylko Ron zniknie za drzwiami.
Ostatnio edytowane przez Kerm : 29-09-2009 o 22:35.
|