Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-09-2009, 22:32   #41
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zdawać by się mogło, że, przynajmniej chwilowo, awantura została zażegnana. Kości spoczywały bezpiecznie pod butem Morgana, a częstujący się specjalnością knajpy osiłek jakby stracił nieco ze swej agresywności.
Ale nie refleksu, jeśli można było wnioskować ze sprawności, z jaką ucapił usiłująca się oddalić niepostrzeżenie Dru.

Morgan skinął na barmana.

- Dostałbym dwie butelki tego trunku? - wskazał na stojący przed nim kubek, pachnący wysokoprocentowym alkoholem. - Na wynos?
- Mam kompanów, których zachwyci ten trunek
- wyjaśnił na użytek Rona.

- A teraz o interesie... A raczej sprawie niedużej. Morgan jestem - przedstawił się. - Nie jestem ze statku, ale mam tam - machnął w bliżej nieokreślonym kierunku - wóz. Nie mój własny - sprecyzował.
- Muszę kupić i tam dostarczyć beczułkę piwa. Wzmocnionego nieco.

- Jeszcze dolać? - spytał, wskazując na dość szybko opróżniany kufel Rona. - Jeszcze raz to samo. - Wskazał kufel nie czekając na odpowiedź.
- Sam jeden takiej baryłeczki, co z pięć galonów w sobie mieści, nie zaniosę. A turlać jej nie będę, bo by się wszystko wylało i tylko szczury by się cieszyły.
- Pomoc w dostarczeniu na miejsce... i odprowadzenie z powrotem wózka... - Morgan zawahał się. - Cztery takie - wskazał stojące przed Ronem naczynie - kufelki za trochę pracy. Co ty na to?

- Sześć kufelków - rzekł w odpowiedzi mężczyzna. - No i sto sztuk złota, która ta przechera wygrała w kości ze mną.

- Udowodnij - odparła z wyższością w głosie kapłanka. - Po prostu miałam więcej szczęścia niż ty. Bogowie lubią gnomów.

- Sto dwadzieścia sztuk złota za...eee...jak to się mówiło?- Ron podrapał się po czuprynie. A jeden z siedzących w pobliżu kompanów, dodał.- Za straty moralne Rod, o to czepiał się półelfi wypierdek jak mu bosman po pijaku nasikał do bagażu.

Sto sztuk złota? Cholerna kapłanka-oszustka... Pijaczka i hazardzistka. A skoro nie przepiła, bo nie byłaby w stanie... Czyli przegrała w kasynie... W tym, obok którego ponoć tylko przechodziła...
Zdecydowanie nie tak miało to wyglądać. Ale wydawać na Dru tyle złota? To już była przesada...

- Pięć - powiedział Morgan. - A o złocie to z nią sobie podyskutuj. - Wskazał na Dru. - To nie moja sprawa. Ja w kości nie grywam. I nie spłacam cudzych zobowiązań.

- On trzyma moją sakiewkę - westchnęła gnomka i rzekła zakładając ramiona na piersiach.- To co wygrałam w naszej - tu zaakcentowała mocno kolejne słowo - uczciwej rozgrywce, oddać musiałam jemu. Jak zresztą w każdej innej. To on ma twoje złoto, nie ja.

Pijane oblicze Rona skierowało się w kierunku Morgana, a Dru dodała. – On jest moim alfonsem.

Gnomka zapewne nie wiedziała, o czym mówi. Świadczyły o tym kolejne jej słowa. - Co ugram w kości, w karty...on zgarnia.

A skołowany jej wypowiedzią Ron starał się skupić myśli.

- Chwila, chwila...o...co tu chodzi?

Na twarzy Morgana pojawił się wyraz bolesnego zdziwienia.

- Masz rację - powiedział z żalem. - To prawdziwa oszustka. A ja nie mogłem w to uwierzyć. Teraz chce odwrócić od siebie twoją uwagę. Ją pamiętasz, prawda? A mnie? Widziałeś mnie kiedyś?

- Acha... - wybełkotał Ron. - To w takim razie na kufelki się zgadzam, a ją zabieramy. Jakoś...wyciśniemy z niej należne nam złoto.

Dru posłała Morganowi złowieszcze spojrzenie, na co ten odpowiedział spojrzeniem pełnym dezaprobaty.

- Oszustka... No, no... - powiedział tonem pełnym potępienia.

Teraz tylko pozostawało wyprawić Dru i Rona na zewnątrz i uregulować wszystkie sprawy z barmanem.

- To za Rona... Żeby kufle czekały na niego, jak wróci - powiedział, kładąc monety na ladę. - I za to, co teraz wypiliśmy. - Dołożył kolejne monety.

- Zabierz ją - powiedział do Rona - a ja do końca załatwię wszystkie sprawy i do was dołączę.

Beczka piwa z wkładką, wózek. I te nieszczęsne kości, które będzie mógł zabrać bez problemu, jak tylko Ron zniknie za drzwiami.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 29-09-2009 o 22:35.
Kerm jest offline  
Stary 01-10-2009, 20:25   #42
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
- Poza tym jeśli mamy współpracować na czas tego zlecenia, czy nie uważacie, że powinniśmy nieco wiedzieć o sobie? - kontynuowała poprzednią wypowiedź. - Myślę, że warto wiedzieć w jakich aspektach możemy na sobie polegać, a w jakich się uzupełniać... Wojowniczka zacięła się lekko. Normalnie takie rzeczy robiło się... no, wcześniej, zbierając grupę. Teraz jej słowa wydawały się sztuczne i wymuszone. Poza tym Sabrie źle się czuła rozpoczynając rozmowy, a dzisiejszego wieczoru był to kolejny raz, gdy czuła wewnętrzny przymus by przejąć inicjatywę. Westchnęła. Miała wrażenie, że wszystko dzisiaj szło zupełnie na opak.

Sabrie
oparła się bokiem o wóz, mechanicznie głaskając jednego z koni i czekając na odpowiedź na swoje pytania. Zwierze chętnie poddało się pieszczocie, nadstawiając łeb i skubiąc miękkimi chrapami fragment jej koszuli wystający spod napierśnika. Dziewczyna doprowadziła się do porządku, po czym wzięła resztki siana leżące na wozie i podsunęła pod wilgotny język lantana - co wywołało ciekawość i zazdrość drugiego z wierzchowców. Przez chwilę obydwa konie potrącały się nawzajem, raczone jeszcze znalezionymi w sakiewce resztkami suchego chleba. Z przyzwyczajenia wojowniczka sprawdziła stan koni - nie ufała w tej materii pijanej kapłance a nie chciała, żeby kurz i niewyczesana sierść poobcierała lantanom skórę. Wszystko wydało się w porządku, jednak na wszelki wypadek rzuciła też okiem na ułożenie chomąta, kiełzna i orczyków. Kończyła przegląd, gdy zaczął siąpić deszcz.

Okolica zasnuła się morką mgiełką; pochodnie syczały i migotały rzucając na drogę chybotliwe cienie. Mdły blask lamp prześwitujących przez rybie pęcherze w oknach stał się jeszcze bardziej niewyraźny. Sabrie pomyślała, że chętnie dołączyłaby do kolacji w jednym z otaczających ich mieszkań zamiast moknąć bogowie wiedzą jak długo. Nawet smęcący się po okolicy pijaczkowie skryli się w spelunach, których kilka minęli po drodze. Z najbliższej dochodziły wrzaski typowe dla tej pory dnia, jednak nawet one jak gdyby przycichły. Za to bardziej wyraźne stały się inne dźwięki; te, których żaden ochroniarz nie lubi słyszeć: dźwięki nadciągających kłopotów.

Sabrie przesunęła się na przód wozu, stając kilka kroków przed końmi, upewniając się równocześnie, że i do jej towarzyszy dotarły nocne hałasy. Zarybiony pijak marudził u wejścia do uliczki, błyskając raz po raz uwieszonym u pasa rybackim nożem. Chyboczące się pochodnie mamiły wzrok, ale wydawało jej się, że na okolicznych dachach widzi figurki ludzkie. Chałasy w uliczkach same w sobie nie były niczym podejrzanym, lecz w ich sytuacji... lepiej było mieć się na baczności. Niby od niechcenia wyciągnęła miecz przesuwając palcami po gładkim ostrzu jak gdyby sprawdzając jego ostrość. Nie chciała wydawać się gotowa do boju - raczej jak znudzony ochroniarz bawiący się bronią. Blask wyostrzonej klingi jako jedyny zdradzał jej obecność: zarówno zbroja jak i płaszcz były niemal czarne, a jasne włosy zostały przykryte hełmem. Wojowniczka liczyła jednak, że jeśli jacyś opryszkowie (czy to nasłani przez przeciwników Silverymoon, czy zwykli złodzieje skuszeni nocnym transportem) zdecydują się zaatakować, skupią się na niej jako wyglądającej najbardziej groźnie, co da reszcie czas na przygotowanie obrony. Ulica była wystarczająco szeroka by umożliwić swobodne machanie mieczem tarczą - może nawet zbyt szeroka; dziewczyna miała jednak nadzieję, że nie przyjdzie jej bronić równocześnie i własnych pleców. Nie sądziła, by koniom groziło jakieś niebezpieczeństwo - ostatecznie wóz trzeba było stąd jakoś zabrać - ale i konie wartało mieć na oku.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 01-10-2009 o 21:37.
Sayane jest offline  
Stary 01-10-2009, 22:02   #43
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Logain stał oparty plecami o masywną burtę wozu. Obserwował uważnie okolicę. Stali na jednej z ulic prowadzących na nadbrzeże. Była to z jednej strony pozycja dogodna, ponieważ oddalenie od budynków uniemożliwiało skryty atak i zamieszanie w walce. Z drugiej strony była też wada, byli tu jak na strzelnicy, może nie doskonale widoczni, ale widoczni, w świetle pełgających pochodni.

Al Mandragoran rozmyślał o dziwnej misji, w jaką został włączony. Przeklinał też sam siebie, że nie zarejestrował się w miejskiej gildii magów, musiał teraz polegać tylko na sile swojego ramienia i ostrości klingi, długiego półtoraręcznego miecza. Miał nadzieję, że to wystarczy na szubrawców i nocnych rzezimieszków.

Ekscentryczna kapłanka, w towarzystwie Morgana, udała się po niezbędne „zaopatrzenie”, a ubrana wyzywająco magini po odpowiednie dokumenty. Przy wozie został z Castielem, jasnowłosą wojowniczką z Północy zapewne i z tajemniczym elfickim magiem, który najwyraźniej nie miał oporów posługiwać się Cienistą wersją Splotu Magii.

W jego powonienie uderzył mdły i słodki zapach kramiku rybnego. Dawno już nie czuł takiego smrodu. Zauważył także wzmożony ruch w uliczkach, wychodzących wprost na nich.

Obejrzał się na prawo i lewo. Jego towarzysze już przyjęli pozycje dogodne do obrony. On sam wyciągnął odruchowo dłoń przed siebie, składając palce do odpowiedniej konfiguracji, w myślach już skandował inkantację, a na jego dłoni na chwilę zajarzyło się błękitne światło. Szybko jednak zgasło. Nie miał tej cholernej licencji na rzucanie czarów.

Wyciągnął ze zgrzytem długą klingę półtoraka, z pochwy na plecach. Doskonały, magicznie wykonany i wzmocniony brzeszczot zalśnił w świetle księżyca i pochodni.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451

Ostatnio edytowane przez merill : 02-10-2009 o 08:20.
merill jest offline  
Stary 01-10-2009, 23:24   #44
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Ich misja rozpoczęła się niezbyt pomyślnie. Niestety nie mogli podjąć dobrej decyzji, gdyż wybór jaki im pozostał po opuszczeniu przez urzędnika magazynu, nie miał takiego rozwiązania. Pozostanie w magazynie nie było rozsądne, wyjazd z niego i takie oczekiwanie, również nie, stali się teraz jakąś ciekawostką miasta i z pewnością przyciągali wzrok ... i nie tylko. W końcu, ktoś musiał słyszeć o tej przesyłce i na pewno była więcej niż jedna osoba, która chciała ją dostać w swoje ręce. Teoretycznie magazyn był łatwiejszy do obrony, ale teraz nie można było o tym myśleć. Musieli jak najlepiej wykonać zadanie postawione przed ich grupą.

Po chwili takich rozważań, spojrzał na woźnicę, dostawcę ryb. Nie wierzył w przypadki ... a przynajmniej nie w takim miejscu i nie w takim czasie. Przyjrzał się uważnie temu człowiekowi. Wyglądał na około 40 lat, miał najwyżej 3 dniowy zarost. Jego ubranie było brudne i przepocone, gdzieniegdzie zacerowane. Jego nos nabierał tej charakterystycznej odcieni, świadczącej o tym, że właściciel lubi zaglądnąć do butelki. Najważniejsze jednak było to, że Castiel nie zauważył żadnej ukrytej broni. Według jego oceny, oprócz szerokiego, rybackiego noża człowiek nie posiadał żadnej innej broni. A taki oręż nie był niczym niezwykłym, szczególnie w takich czasach.

Następnie Aasimar skupił się na okolicy. Noc była ciemna i deszczowa, co utrudniało tą część zadania, oczywiście nie licząc zmysłu słuchu, który był u niego wyostrzony podobnie jak wzrok. Chwilami zdawało mu się, że to tylko jego wyobraźnia, płata mu figle. Oczywiście istniała możliwość, że ktoś korzysta z jakiegoś rodzaju magii kamuflującej. Czasami widział jakieś cienie, to znowu słyszał jakieś podejrzane odgłosy i krzyki, jednakże były one sporadyczne i niewyraźnie. Koniec końców można było je zignorować. Jednak nie w takim miejscu i nie z tym ładunkiem. Jego instynkt mówił mu, że coś się dzieje i trzeba być ostrożnym.

Dotknął swojego ucha, tak jakby chciał się po nim podrapać. Jednak chciał dać w ten sposób znak Logainowi, że coś słyszy. Ten zresztą wyglądał już na gotowego. Tropiciel odsunął lekko poły swojego płaszcza, aby łatwiej dobyć sejmitarów przy pasie. Jednocześnie odwrócił się plecami do działa, w stronę, z której słyszał najwięcej hałasów. Zamierzał skupić się na niej, jeżeli złodzieje przygotowali się do skoku, będzie gotów do walki ..

Nagle jakby od niechcenia odpowiedział na pytanie Sabrie, które dziewczyna zadała wcześniej, ale które zostało zbyte ciszą przez resztę towarzystwa. Być może nie był to najlepszy moment na rozmowę, ale złodzieje czy ktokolwiek się na nich czaił w tym momencie nie zaatakuje, a może jak zobaczą, że rozmawiają wtedy postanowią się ujawnić i drużyna wreszcie będzie miała spokój? Cóż sztuka polega na podzielności uwagi.

-Jestem tropicielem. Potrafię o siebie zadbać zarówno w dzikich odstępach, jak i mieście, aczkolwiek to drugie jest zdecydowanie mniej przeze mnie lubiane - Castiel uśmiechnął się lekko po tych słowach - Jeżeli o mnie chodzi to poradzę sobie zarówno w walce, jak i miejscach, w których potrzeba więcej subtelności. A ty Sabrie? Jesteś wojowniczką ... - to ostatnie było zdecydowanie stwierdzeniem -Jaki jest twój największy atut? -
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty

Ostatnio edytowane przez Hawkeye : 02-10-2009 o 11:14.
Hawkeye jest offline  
Stary 02-10-2009, 18:13   #45
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Sabrie wywinęła popisowo mieczem - raczej na użytek ewentualnych rzezimieszków niż Castiela, który gładko przeszedł z nią na 'ty'.

- Wojowniczką... - powtórzyła cicho za nim. Ostatecznie tak zwano tych, co zarabiali na życie młócąc mieczem, czy innym zabójczym orężem. - A co do atutu... myślę, że biegłość w walce mieczem; zarówno pieszo jak i z końskiego grzbietu. Całkiem praktyczne w trakcie podróży. Choć portowe bójki nie są moją specjalnością - uśmiechnęła się lekko, wpatrując się w mrok. Uliczne walki były mieszanką nieczystych chwytów, ciosów i kopnięć w witalne części, oraz użycia wszelkiej broni i nie-broni jaka wpadła oponentom w ręce. Tylko ci, którzy wychowali się na wąskich drogach i w ciemnych zaułkach mieli kwalifikacje do tego typu bójek.

Sabrie oparła miecz na ramieniu i zaczęła spacerować pozornie leniwym krokiem w poprzek ulicy, czujnie lustrując otoczenie.

- Skoro nie lubicie miast to co was przywiało do Waterdeep, Castielu?
 
Sayane jest offline  
Stary 03-10-2009, 15:58   #46
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Teu czekał schowany w objęciach ciemności będąc pewien, że w końcu przyjdzie chwila, gdy ci którzy szukają skarbów jakie bogini tajemnic przed nimi ukrywa, a jakie Gond im objawił – w końcu się zjawią. W ciemności czuł się… bezpiecznie. Było to coś co sprawiało, że sen, żywność, woda, a nawet powietrze stawały się jedynie echem jego dawnych dni. Czuł… swobodę, przynależność, melancholię.. i gniew. Uczucia, które mu towarzyszyły, gdy ciemność stawała się jego kochanką były zarówno przyjemne jak i nienaturalnie odpychające. Czyn, który zapewnił mu tę mieszankę uczuć na zawsze został wypalony na jego duszy, uciekał przed tym faktem, ale w głębi duszy znał odpowiedzi na dręczącego go pytania – teraz już nie ma powrotu. On jednak się nie podda tylko dlatego, że jego duszę przesiąkł mrok, on będzie dalej podążał ścieżką, którą wybrał nawet jeśli droga ta nie ma i nigdy nie miała końca.

Z zamyślenia wyrwał go smród dochodzący od jakiegoś handlarza, czy kimkolwiek on tam był.

-Ten smród… jest nie do zniesienia… nie mogę nic wyczuć… miej się na baczności Teu…- Odparł jego Chowaniec, lecz zanim mag mu odpowiedział coś poruszyło się w ciemności, zjawili się ci, których oczekiwał wraz z resztą. Mag cały czas zachowywał pewien odstęp od wozu, ukrywając się w ciemności, lecz będąc na tyle blisko, aby słyszeć rozmowy, które prowadzili jego towarzysze. Zignorował jednak pytania Sabrie uważał, że nie czas teraz na rozmowy towarzyskie.

Jego towarzysze przygotowali się do walki, Teu również miał taki zamiar. Co prawda w mieście jest zakaz używania magii wtajemniczeń bez licencji… lecz jego magia była inna. Owszem miała pewne cechy magii wtajemniczeń, lecz jej źródło jak i sposób ogniskowania były zupełnie inne. Co więcej z czasem potrafił używać tego co kiedyś zwanym mogłoby być zaklęciem jako zdolności, która bardziej przypominała diabelskie lub niebiańskie sztuczki.

Dłonią dotknął Vraidem, sam Chowaniec doskonale wiedział co to znaczy. Niedługo będzie walczył. Nie był on jednak zwykłym psem, dla innych wilkiem. Był istotą magiczną już przed przemianą i potrafił wędrować przez plan eteryczny zamiast przedzierać się przez zagrożenia na planie materialnym.

Używając tej mocy może go zauważyć ktoś, jednak tajemnice nie wymagały zawiłych gestów czy słów, to był zadanie cieni i ciemności wokół maga. Ciemność zaczęła się zbierać wokół elfa i jego Chowańca, zaczynała gęstnieć i powoli zmierzać w jego stronę, zabierając fragmenty cieni z tych, które znajdowały się w pobliżu. Nawet będąc w ciemności cień Teu zdawał się być zaskakująco widoczny, zdawać się być głębszy, ciemniejszy bardziej… cienisty, jeśli można w jakikolwiek sposób to opisać. Lecz nie to było najbardziej zadziwiające i przerażające zarazem – cień zdawał się poruszać niezależnie od maga. Zdawało się jakby coś przygotowywał, zbierając moc z ciemności, aż poprzez rękę czarodzieja – zaczął pełzać, całkowicie zanikając i zmieniając się w strużkę cienistego płynu płynącego po jego ręce aż do dłoni. Z dłoni strużka przepłynęła na łapę Vraidem, wiedział on doskonale co się dzieje i nie wydawał się ani obrzydzony, ani przestraszony, ani specjalnie zaskoczony. Kiedy moc była zgromadzona na jego łapie mag go puścił, a Vraidem zaczął „migotać”.

-Ruszaj- wydał mu rozkaz.

***
Umbral touch jako czaro podobna zdolność tajemnica na Chowańca, który gotuje się do ataku. Jeśli to możliwe Teu chowa się w cieniach znowu.
 
Qumi jest offline  
Stary 03-10-2009, 18:05   #47
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Droga do świątyni przebiegała spokojnie, jeśli nie liczyć - według Sylphii - nieco zbyt dużego natręctwa Kastusa, zasypującego ją masą pytań, na których kilka wcale nie odpowiedziała, stosując zwyczajne gesty informujące o obojętności, jak choćby wzruszenie ramionami. W końcu nie będzie się ze wszystkiego spowiadała jakiemuś ledwie znanemu od paru godzin, i "marnemu" z wyglądu, klerykowi. Na niektóre jednak odpowiedziała, i to oczywiście na swój specyficzny sposób.

- Czemu taka piękna kobieta jak ty zajęła się magią? - Spytał.
- A co ma wygląd, czy też ewentualna uroda wspólnego ze "Sztuką"? - Spojrzała na niego z ukosa - Jeśli ma się talent... .
- Skąd wzięłaś okulary, to mało popularny wynalazek. Jesteś może czcicielką Gonda? - Wypytywał nadal mężczyzna, często nie czekając do końca na poprzednią odpowiedź kobiety.
- Nie, nie jestem czcicielką Gonda, za to wierzę w Mystrę - Jakby na przekór, poprawiła palcem okulary na nosie, ignorując to pytanie.
- Jakie kwiatki lubisz? - Spytał Kastus, a Magini aż zamrugała oczami - Długo mieszkasz w Waterdeep? Znasz tutejsze romantyczne zakątki, bo ja jestem w Waterdeep od niedawna.
- Kastus - Kobieta odezwała się twardym tonem - Nic ci do tego jakie lubię kwiaty, i czy w ogóle lubię, a romantyczne zakątki to ja mam w poważaniu, chcesz o tym jakiś informacji to sobie poszukaj wyznawców Sune albo miejscowe lafiryndy. Rozumiem, że starasz się czegoś dowiedzieć na mój temat, zacząć jakoś ogólnie rozmowę, lepiej się poznać i tym podobne, mnie to jednak nie interesuje. Pracujemy razem i na tym się kończy, nie musisz znać historii mojego życia, ani odwrotnie, miej to więc na uwadze. Zajmijmy się więc tym co należy, a rozmawiajmy na nieco mniej dociekliwe tematy dobrze?.

Kastus się przymknął, najwyraźniej na nią obrażając... .

Dotarli do świątyni, która okazała się być dosyć interesującym miejscem, wszak jedynie nieliczni mieli okazję zawitać do większej ilości przybytków licznych bóstw Faerunu, by mieć jakieś rozeznanie jak wyglądają ich poszczególne świątynie. Rozpoczęła się wkrótce rozmowa między Kastusem a dziadkiem zwanym Edgarem, w czasie której Sylphię traktowano niczym powietrze.

Kastus się więc jednak naprawdę obraził.

A w pewnym momencie Sylphia już po prostu nie wytrzymała, przysłuchując się ich durnej paplaninie. Wychodziło bowiem na to, że nikt z kleru Gonda nie jest chętny pomóc swym współwyznawcom w wypełnieniu ich misji!.

- Słuchaj no Edgar! - Syknęła kobieta - Nikt tu nie będzie czekał do cholernego rana, potrzebujemy pomocy natychmiast, WY potrzebujecie jej natychmiast, jeśli jakimś cholernym sposobem ma się wszystko udać, więc nie pier...

Edgar zatrzasnął dosyć szybko drzwi, mamrocząc coś pod nosem.W owe kamienne drzwi poleciał z kolei "Magiczny pocisk", nie przynosząc jednak żadnych efektów.
Kastus trzymając za rękę ciągnął za sobą Maginię w ekspresowym tempie udając się we wskazanym wcześniej przez "dziadka" miejscu... .

Sylphia w końcu wyrwała się blademu na twarzy mężczyźnie, teatralnie strzepując rękaw sukni za który ją trzymał, przy okazji zgrzytając ze złości zębami.
- Trzymaj się blisko mnie pani. Poza wyznaczonymi ścieżkami, są założone eksperymentalne pułapki. Nie są co prawda śmiertelne...zazwyczaj. Ale...rozumiesz pani. Nie wszystkie zostały przetestowane, a wypadki chodzą po ludziach... i błagam pani uspokój się, jakoś sobie poradzimy.
- "Jakoś" to dobre słowo
- Odburknęła - A do tego Algernona i tak pójdziemy... .
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 03-10-2009, 21:42   #48
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wszystko szło w dobrym kierunku...Tak naiwnie myślał Morgan. Wynajęcie wózka oraz zakup dwóch baryłek całkiem dobrego trunku, dwóch butelek mocniejszego alkoholu, opłacenie piw tragarzy, po kilkunastominutowych targach, kosztowało tylko połowę zawartości sakiewki Dru.

Właściwie to miał kupić jedną, ale...jedna była strasznie droga, a zakupienie drugiej u gospodarza dawało 30 %-wy upust na obie. Okazja której nie można było przegapić. A Morgan stracił rozeznanie w negocjacjach pod wpływem paplaniny barmana. I zgodził się.
W dodatku naburmuszona Dru nie odzywała się ani słowem. Widać, że noszenie jej pod pachą przez Bladego Rona było poniżej jej godności. I dobrze...Roger mógł tylko zgadywać, w jakie kłopoty, by wpakowała go swą paplaniną.

I wszystko szło dobrze, aż za dobrze nawet...Ron i trzej jego nieco zawiani kumple robili nie tylko za tragarzy, ale i za ochronę. Bo każdy z nich był uzbrojony w marynarski kordelas.

Przy czym ten Bladego Rona wyglądał na magiczny. Sam Ron wydawał rozkazy, idąc pijanym krokiem i niosąc pod pacha gnomkę, wyraźnie niezadowoloną z tej sytuacji. Kompania Bladego Rona wystarczała, by wszyscy potencjalni chętni darmowego trunku (a takich w Waterdeep było wielu) schodzili Rogerowi Morganowi i wiezionemu ładunkowi z drogi. Przemierzali więc brukowane uliczki, nie zważając na ciemne chmury i drobną mżawkę, aż...dotarli do celu.

I wtedy się zaczęło. Na miejscu bowiem Castiel, Logain oraz Sabrie stali w pozycjach bojowych...lub przynajmniej bojowo wyglądali. Elfa nie było widać, zaś jego „pies” wędrując nerwowo niczym wilk w poszukiwaniu ofiary.
Co gorsza Dru zaczęła się wydzierać. –Ratujcie mnie! Ci bandyci chcą porwać waszą ulubienicę, którą ślubowaliście chronić. Zabijcie ciołków, Wyrżnijcie w pień!

Sytuacja od strony Sabrie i pozostałych mężczyzn przy wozie nie była zbyt jasna. Skupieni na wypatrywaniu potencjalnych zagrożeń, szybko zauważyli docierający do ich uszu, odgłos zbliżających się kroków i skrzypiącego wózka. Nie wiedzieli czego się spodziewać, a spodziewali wszak najgorszego. Więc przygotowali do boju. I oto wyłania się zza zakrętu wózek załadowany dwiema podejrzanymi baryłkami, ciągnięty i pchany przez trzech marynarzy uzbrojonych w kordelasy i czwartego trzymającego gnomkę pod pachą niczym niegrzecznego dzieciaka. Sytuacja była dość niejasna, zwłaszcza że z drugiej strony wozu, szedł Morgan. Co gorsza, Dru zaczęła się wydzierać, nawołując dzielnych bohaterów do zabicia jej ciemiężycieli.
A reakcja pijanego marynarza, który ją trzymał, była zaskakująco szybka. Sięgnął po kordelas i przyłożył ostrze do szyi Dru. Na co gnomka zareagowała słowami .-Eeee...może z tym zabijaniem to lekko przesadziłem. Obijcie jedynie mych ciemiężycieli, nie musicie nawet ich mocno bić.
A pijany Blady Ron trzymając ostrze kordelasa przy szyi kapłanki wycharczał.- Co się tu na dupę Krakena dzieje? - spojrzał na Morgana sycząc.- W co ty mnie próbujesz wrobić ?

Można by pomyśleć że Sylphii wiodło się lepiej...Ale to byłyby pobożne życzenia...

Trudno było powiedzieć jak Kastus przyjął twarde słowa maginii, bowiem pomarkotniał i pomruczał coś niezrozumiale pod nosem.
Generalnie maginii uznała, że kapłan rzeczywiście się na nią obraził... A jeśli nie, to wybuch przy bramie i walenie pociskami magicznymi po bramie powinno go obrazić. A jeśli nie Kastusa, to na pewno Edgara, który wrzeszczał „coś o pomylonych babach, które niedomiar rozumu nadrabiają nadmiarem biustu.” Jednak ręka młodego kapłana Gonda zaczepiła się palcami o rękaw sukni kobiety i szedł delikatnie ciągnąc ją za sobą. W ten sposób Kastus uniemożliwił eskalację konfliktu. Mimo swej przeciętnej postury kapłan Gonda był zaskakująco silny. Więc Sylphia nie miała okazji na dalsze „rozmówienie” się z starym kapłanem odźwiernym.
Po drodze wyjaśnił jej sprawy z pułapkami. A po tych słowach maginii odburknęła.
- "Jakoś" to dobre słowo. A do tego Algernona i tak pójdziemy...
Kapłan zacisnął pięść, syknął coś pod nosem...wreszcie odetchnął głębiej.- Posłuchaj pani...wrzeszczeniem i obrażeniem tutejszych kapłanów niewiele zdziałasz. A już w ogóle nie podziała to na Algernona.
Przystanął i spojrzał na świątynię dodając. – Kościół Gonda to organizacja...cóż...nie tak zorganizowana i sztywna jak Kościół Bane’a, na przykład. Teoretycznie zwierzchnik kościoła lantańskiego jest najważniejszy, ale w praktyce inne liczące świątynie Gonda w Faerunie prowadzą własną politykę. To że Algernon zdecydował się pomóc pannie Dru, było jego uprzejmością wobec Lantanu.- głos kleryka z każdą wypowiadaną sylabą był coraz głośniejszy, aż przeszedł w krzyk.- Uprzejmością ! A nie obowiązkiem! I jeśli wparujesz z takimi uwagami do jego wielebności Algernona, oboje wylecimy ze świątyni na zbity pysk! Dlatego postaraj się choć na moment wstrzymać z ciętymi uwagami, jeśli chcesz tu coś załatwić, kob...!
Przerwał, zbladł i odetchnął głęboko kilka razy zamykając oczy i szepcząc niczym jakąś mantrę.- Zapomnieć o przeszłym ja. Tamto życie nie istnieje, zapomnieć o przeszłym ja. Spokój. Cisza.
Dopiero gdy się uspokoił, skłonił się przed Sylphią mówiąc.- Bardzo przepraszam za mój wybuch, pani i proszę wybaczenie. Poniosło mnie.
Następnie spojrzał na maginię mówiąc.- Świątynia w Waterdeep uczyniła wiele dla Drucilli i jej ładunku. Dlatego wyproszenie kolejnych przysług nie będzie łatwe.
Skłonił się przed nią składając dłonie razem i mówiąc.- Dlatego proszę, błagam, nie obrażaj tutejszych kapłanów.
Następnie skręcił na prawo od świątyni mówiąc. – Zajrzyjmy więc do Rowana, jego przynajmniej nie obudzimy.
Wkrótce doszli do warsztatów, kilkunastu budynków zebranych razem, a pełniących rolę kuźni, pracowni alchemicznych i rzemieślniczych, oraz poligonów doświadczalnych.
Kamienne solidne budynki, wyglądały na stare, jednak drewniane elementy i drzwi, na niedawno odnowione. Kastus szybkim krokiem skierował się w kierunku jedynego warsztatu w którym świeciło się światło i dochodziły odgłosy kucia.
W „kuźni wynalazków” jak ją nazwał Kastus, a która przypominała skrzyżowanie graciarni, kuźni i pracowni rzemieślniczej, na kawałkiem metalu pracował młodzieniaszek w kapłańskich szatach.

Po całej kuźni walały się kawałki metalu, śruby, sprężyny, koła zębate...a w głębi stały różnorakie maszyny, z kończynami jak u golemów. Na ścianach wisiały skrzynki z narzędziami, oraz fiolkami zawierającymi różnokolorowe płyny, a w kącie płonął ogień rozpalony w wielkim piecu.
Blondynek odwrócił się, gdy tylko zauważył jak ktoś wchodzi. Zmierzył wzrokiem, zarówno kapłana jak i towarzyszącą mu kobietę. Niemniej jego wzrok skupił się przede wszystkim na Kastusie i jego spojrzenie ciężko było uznać za przychylne. Wreszcie rzekł.- Czego chcecie?
-Rowanie, to jest... Sylphia van der Mikaal. My...ona ma do ciebie sprawę.- rzekł Kastus, a spojrzenie milczącego Rowana przeniosło się na maginię.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 04-10-2009, 11:13   #49
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Okazja... - przekonywał barman. - Prawdziwa okazja. Trochę pan dołoży i będzie ta druga... Odrobinkę...

Trwało to już kilka minut i Roger zaczął się powoli obawiać, że zniecierpliwiony Ron, który przed chwilą wyszedł z kapłanką z gospody, rzuci cały interes i na własną rękę zacznie wyduszać pieniądze z Dru.
Sięgnął do kieszeni, gdzie obok ukradkiem podniesionych kostek spoczywała ciut pustawa sakiewka Dru.

- A gdybyś kupił trzy - kusił stale barman - to wtedy cena byłaby jeszcze niższa...

Gdyby na stałe zamknął usta tego marudzącego gościa, całe miasto powinno mu być wdzięczne. Może by tak zatem...
Błysk w oku Rogera spowodował, że barman porzucił marzenia o sprzedaży kolejnej beczułki.

- Zatem ta... a z tamtą wszystko będzie tańsze o jakąś jedną trzecią...

- Prawdziwa okazja - powiedział ironicznie Roger.

- Prawda? - rozpromienił się barman, który najwyraźniej słowa 'ironia' nie miał w swoim słowniku. - To co? Ładujemy?



Koła leniwie stukały po bruku.
Dwie baryłki to w zasadzie było nawet trochę mało, jak na dość sporych rozmiarów wózek, zaoferowany Rogerowi przez barmana.
Za to obstawa była imponująca.
Ron i jego trzej kompani skutecznie odstraszali wszystkich, którzy mogliby stanąć ich na drodze. Na widok wszystkich czterech, uzbrojonych niczym piraci i przypominających nieco chłopców zajmujących się niezbyt z prawem zgodnym procederem, najbardziej nawet stęskniony zarobku czy trunku ryzykant usuwał się z drogi, dając swobodny przejazd wózkowi.
Do miejsca pobytu było coraz bliżej, i coraz bardziej zbliżała się chwila, w której trzeba było rozwiązać problem - w jaki sposób wydobyć Dru z łap Rona.

Oczywiście kapłanka musiała wszystko popsuć.
Zamiast cieszyć się, że cało i zdrowo dotarła na miejsce, w dodatku bez najmniejszego wysiłku... Oczywiście musiała zacząć się wydzierać jak zarzynana kura i wzywać pomocy.
Nic dziwnego, że Ron nabrał wątpliwości. Najbardziej nawet zamroczony alkoholem umysł zorientowałby się, że coś jest nie tak.
A wystarczyłoby, żeby poczekała troszkę na efekt, jaki wywrze na Rona i jego kompanów druga beczułka... którą Roger miał zamiar ich częstować, aż do skutku, polegającego na spojeniu całej czwórki.
Taka ilość alkoholu musiałaby zwalić z nóg największego nawet opoja.
Ale nie. Oczywiście Dru musiała być mądrzejsza.
Cholerna baba... Mała główka, mały rozumek...

Chociaż sam z przyjemnością uciszyłby 'Mówcie mi Dru' Drusillę na wieki, to miał przykrą świadomość, że chwilowo przynajmniej nie jest to możliwe. Dru była im ponoć potrzebna.
Piąte koło u wozu. Baba z wozu... jak powiadali. Żywy kłopot i tyle.
Ale gdyby...

Roger oparł się leniwie o wóz.

- Jak to mówiłeś? - spytał. - Sto sztuk złota?

Podrapał się po brodzie.

- Sto sztuk złota, jeśli zwiążesz ją starannie, by nie mogła się ruszyć. I zatkasz jej usteczka. - Uśmiechnął się złośliwie. - Plus baryłeczka jako wynagrodzenie za owe straty moralne, o których wspominałeś.

- Ta pannica - wskazał na szamoczącą się Dru - nie tylko ciebie obrobiła z kasy. Przepiła i przepuściła w kasynie więcej, niż możesz sobie wyobrazić. Jeśli ją zabijesz - rozłożył ręce - ani ty, ani my nie odzyskam swojej kasy. Poza tym będziemy musieli cię zabić. W charakterze zadośćuczynienia za straty moralne... A tak - mówił dalej - ty wyjdziesz na tym nie najgorzej, a my o nią zadbamy należycie...

- To co? Załatwiamy interes do końca?
 
Kerm jest offline  
Stary 04-10-2009, 20:41   #50
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Widok, jaki ukazał się wojowniczce gdy ta odwróciła się w stronę nadciągającego turkotu był co najmniej problematyczny. Czterech uzbrojonych drabów, związana kapłanka i Morgan stojący obok jak gdyby nigdy nic. Pierwsza myśl była: zdradził, jednak zdradził. Pierwsze wrażenie nie było mylne. Jednak dokładniesza ocena sytuacji - zwłaszcza widok wiezionego alkoholu - oraz dosłyszane słowa Logaina rozwiały myśl o zdradzie. Ostatecznie do ich pokonania przydałby się większy oddział, a poza tym... czyż ona sama nie miała ochoty związać kłopotliwej gnomki? Zresztą ta wcale nie wyglądała na ranną czy przerażoną. Jeśli już, to na obrażoną i wściekłą. Widać wyprawa po alkohol nie poszła po jej myśli - alkohol jechał obok, z dala od jej chętnych łapek, a ona sama nie wyglądała na zagrożoną gwałtem zakładniczkę. Ta myśl przeważyła szalę: Sabrie lekko oparła miecz na ramieniu, wyminęła wóz i niedbałym krokiem zbliżyła się do nowoprzybyłych. Za nią podążył Logain, równie niedbale, acz wyraźnie prezentując wielkość swojego miecza.

- No, Morgan, długo ci zeszło z tymi procentami, ale widzę żeś nie tylko beczułki przytaskał, ale i kompaniję do wypitki. - odezwała się wesołym, beztroskim głosem do stojących wokół wózka mężczyzn. - Dobrze tylko żeście tą wariatkę związali w końcu, dość kłopotów już nam narobiła!
- Nareszcie Morgan. Długo Ci zeszło, ale dobrze, że jesteś. - zawtórował jej Comyrczyk. - Cieszę się podwójne widząc tę wariatkę związaną. Moje gratulacje dla Panów.

Dru zamilkła naburmuszona i obrażona tym, że jej dzielna obstawa nie tylko nie próbuje jej ratować, ale jeszcze obraża nazywając wariatką. Mężczyzna odsunął jednak ostrze kordelasa od gardziołka kapłanki mówiąc: Blady Ron jestem, panienko. A jak ciebie zwą kwiatuszku? - wyraźnie ignorując męskie popisy Logaina. Sabrie zdjęła hełm i potrząsnęła jasnymi włosami.
- Sabrie, Blady Ronie, zwą mnie Sabrie - to powiedziawszy obdarzyła go może nie najbardziej czarującym z uśmiechów, ale bardzo sympatycznym. Zresztą nie musiała się zbytnio wysilać - w ich stanie upojenia nawet stara orczyca wydała by się marynarzom powabna.
- Widze ze Morgan ustalił już z Wami sposób zapłaty, może zaczniemy więc od zakneblowania tej knypki, co by nam nie przeszkadzała w rozmowie?
- Sabrie... bardzo ładne imię.- uśmiechnął się Blady Ron patrząc na dziewczynę nieco zamglonym spojrzeniem. Podrapał się końcówką kordelasa w czuprynie i dodał: Jasne, a masz czym?
- A co będziemy na nią własne szmaty marnować? Mało mam kosztów już przydała? Utnij jej kawałek kiecki i wsadź do pyska.Tylko nie zaduś, żywa się nam bardziej nada.
Ron obejrzał dokładnie kapłankę, której obcisły strój nie miał wielu powiewających części i w końcu zdecydował się urwać kawałek materiału wystający z plecaka Drusilli. Z wprawą wcisnął knebel w usta gnomki, która milcząco obrażona piorunowała wszystkich wzrokiem. Natomiast Roger odetchnął z wyraźną ulgą.
- Małe to, a wredne jak... Aż porównanie znaleźć trudno - to powiedziawszy wskazał pierwszą z brzegu baryłkę. - Panowie, częstujcie się!



Marynarze zgodnie przesunęli wózek z beczkami pod ścianę jednego z magazynów i radośnie odbili korek. Tymczasem Logain i Roger wtaskali drugą z beczek na wóz, a Sabrie niezbyt łagodnie doprowadziła tam obrażoną gnomkę, po czym wepchnęła ją pod plandekę szepcząc ostro:

- Jeszcze jeden taki wyskok "o pani", a na piechotę będziesz taskać to swoje żelastwo na północ. Najęto nad do ochrony ładunku, nie do niańczenia jego właścicielki. I lepiej, żebyś o tym pamiętała, bo żadne pieniądze i wynalazki nie odkupią ludzkiego życia. Więc następnym razem, gdy przyjdą Ci do głowy tego typu wygłupy miej proszę na uwadze ich konsekwencje. W końcu nie jesteś "pani" dzieckiem - każde słowo "pani" tego wykładu ociekało wprost jadem, a nieoczekiwanie ostry głos Sabrie kierowany był prosto do małego uszka gnomki. Wojowniczka zwykle była opanowana i miła, ale jedną z niewielu rzeczy, jakie wyprowadzały helmitkę z równowagi była głupota - której niestety Dru wydawała się być ucieleśnieniem. Sabrie przywiązała koniec liny do armaty - ot tak, na wszelki wypadek - po czym przykryła ją dokładnie i odwróciła się do mężczyzn.

- No to co, dotrzymamy panom towarzystwa - odezwała się dźwięcznym głosem, dodając cicho: Panie Morgan, mam nadzieję, że wkładka w tej beczułce była solidna, inaczej puścisz nas z torbami szybciej niż ta szalona kapłanka! Sto sztuk złota za przytoczenie dwóch beczek, dobre sobie - nie czekając na odpowiedź ruszyła sprężystym krokiem w stronę marynarzy, którzy uwolnieni od widoku sprytnej szulerki zgodnie opróżniali beczułkę. Sabrie ani w głowie było mamić sobie zmysły alkoholem, ale dobrze wiedziała, że w kobiecym towarzystwie nawet najgorszy sikacz szybciej wchodzi. Oparła się plecami o ścianę, rozglądając się uważnie po otoczeniu i starając się być miła dla śmierdzących marynarzy. Liczyła, że reszta nocnych odgłosów - które wcale nie ucichły - nie będzie jednak oznaczać kłopotów. Elf gdzieś zniknął, miała więc nadzieję, że chociaż on czuwa nad ładunkiem z ukrycia. Szkoda, że nie ma tu tej magiczki - westchnęła w myślach. Jej koronki i falbanki z pewnością zdziesięciokrotniły by efekt alkoholu.
 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172