-
Może jednak zniszczenie grzyba nie było takim złym pomysłem.- powiedział licz patrząc na odkrywające się przejście. Z tunelu wciąż wydobywał się smród stęchlizny i intensywny zapach mokrej gleby, zmieszany z świeżym korzeniem. –
Nie powiem żebym potrzebował odpoczynku, ale oczywiście rozumiem że zależność od bóstwa wiąże ze sobą pewne niedogodności. Oczywiście jeśli masz taką ochotę możemy odpocząć.- odpowiedział na sugestię kapłana.
Oriserus musiał mieć niewiarygodną cierpliwość, gdyż zachowanie dwójki jego kompanów było dość chamskie. Licz, na szczęście zdawał się ignorować ignorancję elfki i kapłana. Trójka osób, mimo intrygującego znaleziska, jakim był tunel, postanowiła wrócić do swych komnat by zregenerować swoje siły witalne i odpocząć, dla lepszej skuteczności magicznej. Trójka wróciła korytarzem do potężnych wrót, przy których stał kyton. Diabeł wejrzał podejrzliwie na towarzyszy. Z pewnością zauważył brak czwartego osobnika, lecz z niewiadomych powodów nie skomentował. Może nie miał ochoty, a może w ogóle go to nie interesowało. Wszak jego zadaniem było pilnowanie wrót i bezpieczeństwa podziemi, a nie zamartwianie się o odważnych, którzy nie posłuchali jego ostrzeżenia. Gdy towarzysze opuścili niedługi przedsionek i znaleźli się już na schodach prowadzących do góry usłyszeli potężne grzmotnięcie, które towarzyszyło zamykającym się wrotom.
Po kilku minutach cierpliwej wspinaczki, znaleźli się w holu biblioteki. Wartko opuścili budynek i wrócili do głównego budynku mieszkalnego. Niedaleko korytarza, na którym znajdowały się komnaty kompanii stał jeden z wielu łysych uczniów, w towarzystwie uzbrojonego krasnoluda. Brodacz stał w milczeniu i spoglądał kaprawo na mnicha, który stał nierumochomo z głową spuszczoną w dół. –
O!- odezwał się, dopiero gdy dostrzegł zbliżających się nieumarłych i elfkę. –
Państwo pozwolą, że przedstawię spóźnionego Brunona Batllehammera.- rzekł wskazując ręką stojącego obok brodacza. Ten pokłonił się nisko. Jego głowę chronił złoty hełm, z dwoma sztucznymi skrzydełkami, unoszącymi się do góry. U lewej ręki spoczywała okrągła tarcza, zaś w prawicy dzierżył dwuręczny topór, obosieczny połyskujący silną aurą magiczną. Jego zadbana broda, była zapleciona w dwa warkocze, zakończone dwoma mithrilowymi spinkami. –
Jestem Bruno. Kuzyn, króla Mithrilowej Hali. Przyjaciel Koryniona…- odezwał się brodacz. Dobrze, że się pojawił. Po śmierci Kelemvoryty, będzie jedynym walczącym wręcz członkiem drużyny…