Wątek: Serce Nocy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2009, 18:24   #309
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Cesenni:

Borin:

Ciemna noc otuliła niską postać tak szczelnie, iż wydawało się, że efekt był podobny do przebywania pod ziemią.
W końcu jednak ukazała się dosyć rozległa polana porośnięta trawą. Gdzieniegdzie porozrzucane były małe kamyki, lecz na tyle duże, iż dało się je zauważyć nawet w ciemnościach.

Było tu jednak coś, co zainteresowało Krasnoluda. Była to solidna, kamienna karczma, która wciśnięta została w zbocze górskie.

Do owego budynku Krasnolud musiał pokonać jedynie łagodny spadek, co nie miało prawa przysporzyć żadnego problemu, więc pomimo odległości, cel został osiągnięty bardzo szybko.

Wnętrze było jednak odległe od zimnego pomieszczenia. Wewnątrz panował niezwykły gwar, przepełniający pomieszczenie wyłożone drewnem.
Było ono nieco stare i w wielu miejscach wyszczerbione lub pęknięte, lecz mimo wszystko, wnętrze było zadbane na tyle, na ile pozwalał tłum niskich, ale barczystych ludzi.

Pod sufitem wisiał żyrandol tak ogromny, że potrzeba było przypięcia go do sufitu solidnymi, choć jednocześnie zdobionymi łańcuchami ze stali.
Tak wielkie źródło światła sprawiało, iż w dużym pomieszczeniu panowała jasność porównywalna do jasności dnia.

Były tam również stoły, zarówno obszerne jak również małe, kilkuosobowe, zaś naprzeciwko drzwi, w dużym oddaleniu, znajdowała się lada. Stał za nią człowiek bardzo przypominający Krasnoluda.
Co prawda był on od niskiej rasy, nieco wyższy oraz szczuplejszy, jednakże długa broda na surowej twarzy wręcz zmuszała do skojarzeń.


Fass:

Ronir:

Kiedy bitwa zakończyła się, Ronir postanowił odmówić kolejną modlitwę.

"Lamilidinie, panie mój. Daj mi poznać co jeszcze niepokoi to miejsce - co było powodem tego przerażającego ludzkiego krzyku? Chcę wiedzieć, chcę to zobaczyć. Chcę szerzyć sprawiedliwość wszędzie gdzie jest potrzebna, więc powiedz mi, czy powód tego krzyku również wymaga interwencji sługi twojego?"

Kiedy jednak rozejrzał się, niczego nie zobaczył. Najwyraźniej jego bóg nie mógł nic na to poradzić bądź mu się nie chciało.
Jedynie wiatr uginał trawę, poruszając nią w sposób, który przypominał falowanie oceanu, natomiast Paladyn stwierdził, że wykonał swoje zadanie.

Natychmiast ruszył w kierunku, w którym jechałeś jeszcze przed atakiem. Noc rozgościła się już na dobre, szczerząc się do ciebie rzędami gwiazd z ogromnymi przerwami pomiędzy nimi.

Nagle usłyszał stukot końskich kopyt, nadjeżdżających z naprzeciwka, tak jak poprzednio.
Chwilę później dostrzegł już zarys zwierzęcia, lecz nie miało ono nikogo na grzbiecie.
Szybko zbliżył się do Ronira, a ten zobaczył, że to ten sam, który uciekł przestraszony przez zbójów!

Zatrzymał się przy Paladynie, który dokonał oględzin, które usatysfakcjonowały go do pewnego stopnia. Nie miał on żadnych ran.
Dlatego też szybko wskoczyłeś na konia, podążając ku celowi kłusem, gdyż na nic więcej nie pozwalała widoczność.

Podczas jazdy obserwował ruch księżyców na niebie. Jeden, choć wschodził później, poruszał się szybciej i przebył już ćwierć drogi, kiedy Ronir ujrzał budynek, a w nim światło! Od razu rozpoznałeś w nim karczmę, do której podjechał, po czym przywiązał konia.

Kiedy Paladyn wszedł do środka, uderzyła go niezwykła jasność. Prawdę mówiąc był to jedynie półmrok, który wydawał się jasnością w otaczającej, do tej pory, ciemności.
Owe światło na całe pomieszczenie dawał rozległy, metalowy żyrandol o ciemnym kolorze z przebłyskami rdzy, w którym umieszczone były proste, wręcz toporne klosze z dużymi i grubymi świecami, palącymi się powoli.
W tym świetle podłoga zdawała się być ciemniejszą niż w rzeczywistości, szczególnie mając na względzie szpary pomiędzy źle dopasowanymi deskami trzeszczącymi pod każdym krokiem.

Mimo wszystko wydawały się one, o dziwo, w lepszym stanie niż deski pokrywające ściany. Były one podziurawione i nadpalone, co świadczyło o tym, iż to miejsce widziało już burdy.
Duże stoły zdawały się dopełniać obrazu oberży. One były w jeszcze gorszym stanie. Niektóre były nawet lekko popękane. Stojące przy nich krzesła były w podobnym stanie. Niektóre miały powyłamywane nogi i pozbijane gwoździami. Podobnie miały się ich oparcia. Nieliczne były całe, lecz mimo wszystko i tak sfatygowane.

Siedzący na nich ludzie w większości wydawali się takimi, którzy mogliby owe zniszczenia spowodować. Byli to rośli mężczyźni rechoczący przy nadmiarze piwa spływającego po ich zakazanych pyskach.
Sam karczmarz nie wydawał się inny.
Nie mniej jednak było kilka osób odstających od podobnego otoczenia.

Należała do nich kobieta, spoglądająca na wszystkich z jawną nienawiścią w oczach, chłopak, którego można spokojnie nazwać "gadem" lub "wężem" czy starzec pogrążony w swoich myślach oraz jego towarzyszka w białych szatach.

Ronir rozejrzał się po pomieszczeniu, a następnie podszedł do oberżysty.

-Dobry człowieku. Znajdzie się wolny pokój?

Karczmarz, niewątpliwie uczestnik burd, spojrzał na niego znad płaskiego, złamanego nosa, zaś jego krótko ostrzyżone włosy dawały idelany wgląd na blizny pokrywające jego płaską twarz.

-Za odpowiednią cenę, to nawet Wiesiek da ci dupy-powiedział, zionąc oparami alkoholowymi, od których przelatująca mucha, jedna z licznych, zdawała się upić, siadając na blacie.

Usiadła na kilka cali od ręki paladyna, nie spodziewała się że dłoń okryta płytową pięścią może się tak szybko poruszać.
Dało się słyszeć głuche uderzenie rękawicy, kiedy Ronir zabijał uporczywego owada.

-A dla paladyna, państwowego urzędnika jaka to będzie cena za nocleg?-zapytał wwiercając wzrok w karczmarza.

Oberżysta rozejrzał się, natomiast jego wzrok spoczął na jednym ze stolików, pełnym od rubasznych zbirów.

-Oferta specjalna. Dwadzieścia Florenów-smarknął gwałtownie na podłogę przed ladą, o którą się opierał.

Paladyn zrobił jednak coś, czego karczmarz się nie spodziewał. Bez słowa postawił pieniądze na ladzie.

-Klucz proszę.

Rozmówca wlepił swoje ciemne oczy w srebro leżące na ladzie, po czym zgarnął je zachłannie, rzucając zardzewiały klucz.

-Tamte drzwi-wskazał skrzydło znajdujące się po lewej stronie, poza kończącą się ladą, do których opancerzony mężczyzna podszedł.

Jednakże kiedy zmierzał w stronę wejścia, poczuł na sobie wzrok, a kiedy odwrócił się, zobaczył, że oprócz spojrzeń oprychów, patrzył na niego również starzec z długą brodą, zaś w jego oczach kryło się rozbawienie. Wyglądał jak doskonałe przeciwieństwo swojej towarzyszki.
Jego czarna szata kontrastowała z białymi włosami, natomiast czarne włosy kobiety odcinały się na tle białej szaty.
Co dziwne, owa przedstawicielka płci pięknej, rozglądała się dookoła, jakby czegoś szukała, natomiast starszy mężczyzna przyglądał się jej i tobie z rozbawieniem.

Ronir posłał jedynie ostre spojrzenie w kierunku starca, po czym kontynuował wędrówkę w kierunku pokoju.

Po otworzeniu drzwi stwierdził, iż przed sobą widzi schody prowadzące na górę, jednakże były one mocno niepewne. W tym przekonaniu utwierdził go pierwszy krok jaki zrobił.

Deska zajęczała głucho, grożąc złamaniem się, ale kiedy szedł bokiem, schody zachowywały się w miarę normalnie.
Finalnie doprowadziły go na pierwsze piętro, gdzie znajdowały się cztery ponumerowane wejścia.
Spojrzał na klucz.
Nie miał żadnego oznaczenia, więc spróbowałeś z drzwiami do pierwszego lepszego pokoju.

Kiedy włożyłeś tam kawałek metalu i przekręciłeś, zamek szczęknął. Miał szczęście.

Kiedy otworzył drzwi, zobaczył fatalnie utrzymany pokój. Górna część ścian i praktycznie cały sufit były pokryte grzybem co ledwo dało się zauważyć dzięki oknu, przez które wpadał nikły blask.

Nie mniej jednak dawało się zauważyć jedynie zarysy mebli, wśród których dostrzegł małą szafę, łóżko oraz szafeczkę, na której stała świeczka, a przynajmniej tak się domyślałeś.

Postanowił podejść do niej, lecz, potknął się o coś, lecz było zbyt ciemno byś mógł stwierdzić, jednakże podejrzewał, iż był to dywan.
Okazało się, że twoim celem był świecznik z częściową wypaloną świeczką, choć nigdzie nie było niczego, czym mógłbyś ją przypalić.

Powoli podszedł do drzwi, które zamknął na klucz, po czym przysunął zadziwiająco lekką szafę. Była na tyle ciężka, iż miał z tym lekkie problemy, lecz ze względu na to, iż była pusta, dał radę, zastawiając nią drzwi.

Po przesunięciu zdjął pancerz, umieszczając go przy ścianie pod oknem, lecz za głową łóżka, na którym zaczął medytować.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi.

-Dzień dobry mości rycerzu światła. Czy mógłbyś przez chwilę zabawić rozmową starca?-umęczony głos starego człowieka dochodził z korytarza.


Kafalin:

Sily'a/Cień:

-Spójrz-odezwali się wasi patroni, po czym zniknęli, zaś wy wznieśliście się w powietrze, oddalając się lekko od miasta.

Nagle czas ruszył z miejsca, ukazując setki lub tysiące małych punkcików biegających chaotycznie po mieście, zaś Theviry równocześnie runęły na pałac z płomieniami gotującymi się w pysku.
Wydawało się, iż lichy budynek nie przetrzyma ataku, lecz... Smoki zderzyły się z barierą!

Pole ugięło się tak mocno, że niemalże strąciło wieżyczki pałacowe, po czym powróciło do poprzedniego kształtu!

Chmury na niebie gwałtownie zawirowały, promieniście rozwiewając czerwień po niebie, by po chwili zmieniło się ono w czerwone piekło. Obłoki zdawały się płonąć, natomiast powietrzem wstrząsnęła prawdziwa wichura, bardzo szybko nabierająca kształtu małego huraganu!

Theviry ponownie przypuściły atak, lecz bariera znowu wytrzymała, choć z większym trudem.
Potężne trzęsienie ponownie zaczęło wstrząsać ziemią, niszcząc chwiejące się budynki.
Huragan zrobił się ogromny, a kiedy zetknął się z silnie drgającą ziemią, zaczął wciągać gruzy.
Płonące niebo wydało ogłuszający ryk towarzyszący pierwszym piorunom.
Smoki zaatakowały ponownie, coraz mocniej chwiejącą się barierę.
Budynki na ziemi niemalże podskakiwały.
Z nieba spłynął ognisty deszcz, sprawiając, iż miasto ogarnęła pożoga.
Pioruny, uderzające raz po raz niszczyły budynki i zabijały ludzi.
Huragan pochłonął tak dużą ilość kamienia, że przerodził się w kamienny wir.
Żywioły i Theviry zaatakowały razem.
Bariera pękła, a pałac przestał istnieć w przeciągu sekundy.


Żywioły nie przestały szaleć, lecz Theviry odleciały, przenosząc się do innego miasta.

Wy wisieliście w powietrzu zapełniającym się od oparów palonego mięsa i gruzów.
Patrzyliście z góry na miasto Elfów zniszczone w niespełna minutę. Pełne od gruzów, płonące, martwe.

Nagle powietrze poruszyło się, zaś gruzy pałacu w jednym miejscu wystrzeliły w górę, ujawniając słaniającą się na nogach postać. Była bardzo słaba, co wydać było na pierwszy rzut oka.

-Co ty tu robisz?!-syknęła ostro Niralla, zaś postać spojrzała w górę...
To była ta martwa kobieta, która przybyła do tego świata razem z drużyną! Tylko poprzednio była trochę bardziej nieżywa niż obecnie.

Wy widzieliście jak mała postać wygrzebuje miecze spod kamieni, po czym chowa je do pochw.

Czas zdawał się przyspieszyć, natomiast kataklizmy zdawały się oddalać. Zapadła noc, potem nastał dzień, noc, dzień, noc, dzień. Prawie tydzień przeminął, zaś miasto raziło pustką, a kiedy ponownie zapadła noc, stało się coś dziwnego.

Gruzy zamku zniknęły, przekształcając się w... właśnie, w co? Postać ta przypominała połączenie wszystkich istot jakie kiedykolwiek chodziły po świecie, przez co wyglądała... nijak.

Na horyzoncie pojawiły się armie, a kiedy się zbliżyły, zidentyfikowaliście mrocznego, posępnego Salvadora. Tuż za nim szła jego elitarna gwardia Kostuch.
Siły te składały się jednak głównie z Wampirów, choć były również zombi, chodzące szkielety czy duchy.

Z drugiej strony nadchodziła dziwna postać, którą można było uznać za Druida tylko dzięki zastępom zwierząt i żywiołaków, idących za nim, czy latających w przestworzach.


Za kolejną postacią, bardzo przypominającą Druida, podążały rozmaite bronie oraz dziwne machiny, lecz nim zdążyliście się przyjrzeć innym armiom, nadciągającym z różnych miejsc, krajobraz rozmył się i zniknął...
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline