Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2009, 00:13   #13
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
-Zabij się ty nic nie warto kupa gówna. Po prostu włóż tą swoją zbroję i zaciśnij kolce na maksa!

-Daj mu spokój! Nie widzisz, że stara się…

-Stara się? Nie rozśmieszaj mnie dziewczyno, ta oto imitacja człowieka jest odpowiedzialna za śmierć milionów! Nic, co zrobi tego nie zmieni.

-Każdy zasługuje na drugą szansę Pharodonie.


-Drugie szansę są dla frajerów prawda Dorianie? Ups przepraszam! Teraz każesz mówić sobie Ergo prawda? Co za głupie imię, hej czy nie tak nazywała się nasza planeta? No wiesz… Ta sama, którą puściłeś z dymem ze wszystkimi jej mieszkańcami głupi zakłamany ośle!

Udawał, że ich nie słyszy, oni nie istnieli. Właściwie istnieli tylko, że w jego udręczonym umyśle. Nawiedzali go w różnych momentach, nie kontrolował tego. Ciężko było zignorować mężczyznę, któremu żuchwa poruszała się przy każdym wypowiadanym słowie a oczy tkwiły nieruchomo – co dziwne mówiąc zawsze ustawiał się w dobrym kierunku do niego. Tylko, że to jednak spoglądanie na kobietę bolało go bardziej, przypominało mu to o swoich grzechach bardziej niż wykrzykiwane obelgi przez mężczyznę. W obu przypadkach skóra była czarna, odchodząca w niektórych miejscach od kości. Skupił się na uczuciu błogiego spokoju, jaki niósł ze sobą majestatyczny widok dookoła niego. Niezliczone gwiazdy krążyły wokół zapraszając go do wolnego tańca. Czuł jak płynnie ruchem kuli obracając się wolno we wszystkich planach., Był nagi, w swojej psychicznej formie wolnej od blizn, wolny od bólu, wolny od uczuć. Niebieskie płomień energii rozmazywał jego ciało tworząc coś, co połowicznie przypominało istotę humanoidalną. Połowicznie, ponieważ, była to sfera eteryczna, plan jego umysłu w tym momencie wolny od bólu. Zbroja leżała bezwładnie na podłodze obok niego, te rzadkie chwile były niczym oddech po spędzeniu długiego czasu pod wodą. Uwielbiał to, czuć się wolny od świata ludzi i ich problemów. Tylko, że to było jak ucieczka, wstydził się tego przed samym sobą. Wykorzystywał to tylko mając ku temu wyraźny powód. Taki jak ten, obrazy ostatnich wydarzeń wyświetliły się na wyimaginowanych przez jego umysł projektorach pokazujące ostatnie wydarzenia. Informacje na temat ich misji, szef Konsorcjum, dziewczynka – Midi, reszta członków grupy. Chciał coś wyłapać odtwarzając swoje wspomnienia, coś jednak nie dawało mu spokoju. Dziwna obecność, którą czuło się na statku. Nie mógł dokładnie powiedzieć czy to było złe, ale ten gniew… Tak silne uczucia przypominały mu ból, który tkwił głęboko w nim samym. Ta energia nagle zaczęłą otaczać dziewczynkę, którą on sam postanowił ochraniać w czasie ich zadania. Ta mała była czymś innym niż oni… Niewinność i dobroć, jaka z niej płynęła była niespotykana u ludzi, nawet u dzieci, przynajmniej w tym stopniu. Skupił się na ekranie przedstawiającym upadek Midi. Obraz pokazywał podłogę hangaru, Yachi podbiegła do dziewczynki, ale o dziwo nie skupiła się na niej. Bardziej na czymś obok, czymś, czego nie mógł dostrzec, ale z całą pewnością wyczuwał. Skupił się na tym uczuciu, które choć słabsze wciąż było wyczuwalne na statku. Było to swego rodzaju wołanie, na które liczył, że dostanie odpowiedź. Najwyraźniej nie przeliczył się, zbliżało się coś, co różniło się od otaczających go gwiazd. Stopniowo rosło i w końcu mógł dostrzec to na tyle by opisać jako energetyczną postać – na tym planie w małym stopniu podobną do jego własnej – jakby utkaną z emocji, które raziły go wyraźniej, jako że w tym miejscu odcinał się od swoich własnych. Niebieski punkt świecił jasnym blaskiem wypełniającym istotę, ciężko było precyzyjnie opisać jej rysy.

~Dziękuje za odpowiedź na moje wezwanie. Wybacz tą bezpośredniość, ale muszę spytać. Czym.. Kim jesteś?

~Nie przybyłem na twoje wezwanie. Służę mej towarzyszce. Jestem Traveller, Opiekun.

~Czym jest opiekun?

~Towarzyszem, obrońcą. Jesteśmy rożni, tak jak rożni są nasi podopieczni.


~Ochraniasz.. To dziecko.. Midi.. Czemu? Jaki masz w tym cel? Czemu akurat ją?

~Midia nie jest dzieckiem. Jest... Inna. Podobnie jak ja. Jesteśmy jednością.

~Nie jest dzieckiem... Słowa te, mimo, że podobnie jak cała rozmowa rozlegała się w ich głowach skierował bardziej do siebie. Zastanowił się jeszcze chwilę i nie wiedząc, o co mógłby się jeszcze zapytać ową istotę postanowił zakończyć to ciekawe spotkanie.

~Jeśli to co mówisz jest prawdą to nie mam czego się po tobie obawiać. Dziękuje za cierpliwe wyjaśnienia Opiekunie.

Niebieska poświata zamajaczyła jeszcze przez chwilę na tle gwiazd, po czym szybko zaczęła opuszczać plan jego umysłu. Zanim to zrobiła pojawił się następny niespodziewany gość.

~Wybacz…

Zanim zdążył zareagować, istota prawie całkowicie nieskazitelnie biała nie licząc długich ciemnych pasów zaczęła zanikać najprawdopodobniej wycofując się na inny plan podobnie jak Opiekun przed nią. Strażnik wyczuł, że nie jest już sam w swoim pokoju. Cały kosmos zadrżał, pod wpływem próby nagłego rozbudzenia jego stwórcy. Białe światło przyniosło ze sobą koniec wizji. Otworzył oczy widząc osobnika, który jakimś cudem wszedł przed chwilą do jego umysłu. Mężczyzna miał prawie idealnie białą skórę i krótkie czarne włosy. Czarny tatuaż pod oczami przywodził na myśl jakiś kult religijny. Nic, co Ergo znałby wcześniej. Mógł mu się teraz przyjrzeć bliżej, nieproporcjonalne względem reszty ciała długie kończyny rzucały się w oczy od pierwszego spojrzenia. Wzrostem przewyższał jego samego mierząc ok. 2 metrów. Nie był jednak dobrze zbudowany. Najdziwniejsze i zarazem najbardziej intrygujące były w nim jednak oczy. Pozbawione tęczówek i źrenic, całkowite białe, ciężko było wytrzymać przez dłuższą chwilę ich spojrzenie. Całość uzupełniał dość oszczędny strój pustelnika. Kurtka ze skory z wysokim kołnierzem. Lekkie, miękkie buty, czarne spodnie, gruby rzemienny pas. Klatka piersiowa całkowicie odsłonięta a na niej naszyjnik z kłów i pazurów, sama skóra zaś ozdobiona czarnymi tatuażami i bliznami nie tak jednak licznymi jak jego. Początku nie dostrzegł także niewielkiej torby medycznej przewieszonej przez ramię skupiając się na innych detalach.

Nieważne kim był i jak wyglądał. Właśnie obdarł go z jego prywatność, odkrył tajemnicę, o której wiedziało tylko osób w samym Konsorcium. Nie podobało mu się to, że jest w tym momencie tak odsłonięty, pozbawiony zbroi, na którą rzucił przelotne spojrzenie. Zacisnął gniewnie wargi domagając się wyjaśnienia. Rana, z której wcześniej kapała krew już się zasklepiła pozostawiając po sobie niewielką czerwoną kałuże. Nieznajomy skinął lekko głową, przerywając niezręczną ciszę – zapewne starannie dobranymi słowami.

- Pełnię tu funkcje medyka pokładowego, możesz mówić mi Hern. Maszyny zaalarmowały mnie ze znajduje się tu ranny, więc przyszedłem sprawdzić... Wszedłem w twoją wędrówkę po ścieżce duchów przypadkiem, sam niedawno wędrowałem i leki nadal krążą w moich żyłach a oczy ducha mam szeroko otwarte. Nie bądź zły Ty, który dobrowolnie cierpisz. Przepraszam i bądź pewien, że nikt nie dowie się o niczym z tego, co tu ujrzałem.

- Rozumiem, a teraz proszę cię o opuszczenie mojej kabiny.


---

Założył zbroję i stanął przed drzwiami, które otworzyły się prawie bezszelestnie. Co to za zabezpieczenia jeśli, praktycznie każdy mógł tu wejść. W najbliższym czasie nie zamierzał więcej medytować, po pierwsze nie było takiej potrzeby – dowiedział się wszystkiego, czego chciał. Po drugie wątpiłby wszyscy byli równie wyrozumiali odnośnie jego stylu życia tak jak ten medyk Hern. Ludzie wystarczająco dziwnie patrzyli na jego zbroję próbując go rozszyfrować przez oddzielający go od nich metal. Zbroja nie była czymś pospolitym, sam ją zaprojektował przy pomocy tylko jednej osoby, wątpił, więc by ktokolwiek znał jej prawdziwe przeznaczenie. Korytarz był pusty, podejrzewał jednak, że to, czego szuka znajdować się musi w głębi statku. Skierował się, więc w stronę przeciwną, z której przyszedł. Statek nie był wcale taki mały, na szczęście za drugim zakrętem spotkał młodego technika spawającego coś przy ścianie. Zdawał się go nie zauważać.

-Przepraszam, byłbyś w stanie wskazać mi drogę do sali treningowej?

-Wo…

Chłopak podskoczył na dźwięk jego głosu, po czym podniósł hełm ochronny ukazując uśmiechniętą twarz, która zmagała się jeszcze z trądzikiem.

-Najmocniej przepraszam, zaskoczył mnie pan. Znaczy.. nie chodzi wcale o pana wygląd, nie nie. Ech, możemy zacząć wszystko od nowa? Jestem Rick.

Młodzieniec podał mu rękę. Ergo przez chwilę, której Rick najwidoczniej nie zauważył zastanawiał się czy przyjąć wyciągniętą dłoń.. W końcu wyciągnął takżę swoją i lekko odwzajemnił uścisk młodzieńca

-To moja pierwsza misja. Właściwie to mój pierwszy lot na tym statku, to zaszczyt poznać jednego z was Strażników. Tyle o was słyszałem w akademii, ale jeszcze...

-Sala.

-No tak zapomniałbym.

Pogrzebał chwilę przy jakimś urządzeniu przymocowanym do ramienia i po chwili wyświetlił się zielony hologram całego statku. Jeden przycisk później i hologram zrobił zbliżenie na część, w której się znajdowali.

-A więc.. Musi iść pan tędy, skręcić w prawo następnie powinien pan wyjść na rozgałęzieniu korytarza. Na lewo znajdują się kabiny załogi, na prawo mesa oficerska a wielkie białe drzwi na wprost doprowadzą pana właśnie do sali ćwiczebnej. Może wprowadzić pana w działanie…

-Dziękuje, ale myślę, że sobie poradzę. Wracaj do swoich obowiązków żołnierzu.

Zasalutował mu krótko wzbudzając tym niesłychany entuzjazm młodzieńca, który najwidoczniej nie przywykł do takiego traktowania.

-Tak jest sir!

Miał nadzieję, że ten chłopak pożyje trochę dłużej niż na to wyglądał. Brak doświadczenia nadrabiał entuzjazmem, kiedyś mógł wyrosnąć z niego dobry żołnierz. Oddalił się we wskazanym kierunku kątem oka dostrzegając, że chłopak faktycznie wraca do pracy..

Parę minut później był już na miejscu przyłożył swoją dłoń i sporych rozmiarów pusta sala stała przed nim otworem. Była pusta, najwidoczniej tylko jemu przyszła przez myśl żeby doszlifować swoje umiejętności. Nie żeby wątpił w siebie, był to po prostu dobry sposób na zabicie czasu. Poza tym nie mógł sobie pozwolić na błędy, jeśli w grę wchodziły ludzkie życia. Obiecał sobie, że już nigdy nikogo więcej nie zawiedzie. Wyszedł na środek sali i podobnie jak się tego spodziewał na suficie otworzyło się niewielkie przejście, przez które przeleciała kula którą mógłby całkowicie objąć palcami Zatrzymała się nad jego głową rozpoczynając skanowanie.

-Bzzt. Tożsamość potwierdzona. Ergo. Strażnik. Czym mogę służyć ci dzisiaj służyć Strażniku?

-Komputer załaduj program 426-B.


Oko kuli zaświeciło się czerwonym światłem rozrzucając na pomieszczenie hologram dżungli. Stał na niewielkiej polanie nasłuchując sztucznie wygenerowanych odgłosów próbując odróżnić te, które mogą oznaczać czające się w ciemnych gęstwinach wrogie istoty. Wtem na koronie drzew coś się poruszyło, napiął mięśnie czując kolce ocierające się o skórę. Gdyby obserwował czas swojej reakcji na taśmie, mógłby być z siebie zadowolony. Poczuł jak energia przechodzi z jego wnętrza kumulując się w dłoniach. Nie zbierał jej dużo, nie wiedział, z czym ma do czynienia, ale to, co nagromadził było jego zdaniem wystarczające żeby poradzić sobie z każdym zagrożeniem. Sekundę później wystrzelił niebieski promień w stronę korony drzew smażąc część wylatujących z nich nieszkodliwego ptactwa. Odwrócenie uwagi… Pewnie miał dostęp do jego profilu zachowań z bazy Konsorcjum. Program był przecież na tyle inteligentny, żeby uczyć się na błędach.. Jeśli tak, to wpadł właśnie w pułapkę. Wokół nogi zacisnęła mu się oślizgła zielonka macka i zanim zdążył zareagować sprowadziła go do parteru. Poczuł jak kolce na plecach wbijają się głębiej, kiedy ciągnęła go po twardym poszyciu leśnym. Skrzywił się z bólu powstrzymując jednak cisnący się na usta jęk bólu. Liście rozsunęły się okazując jedną z najbardziej obrzydliwych istot, jaką kiedykolwiek widział. Rząd oczy świdrował go zupełnie inteligentnie – ciekawe skąd w komputerach Konsorcjum takie szczegółowe dane przeszło mu przez myśl. W momencie, kiedy macka uniosła go nad ziemię, paszcza stwora otworzyła się ukazując rzędy wielu małych ostro zakończonych zębów ciągnących się wzdłuż ogromnego przełyku. Nie tracił nic ze swojego chłodnego opanowania. Wykorzystał ból i obrzydzenie, jakie czuł widok plugawego monstrum. Mimo, że wisiał do góry głową nie był przecież bezbronny, posłał ładunek o mocy większej niż standardowa wprost w rozwartą paszczę. Stwór zdawał się być zdziwiony nawet wtedy, kiedy eksplozja rozerwała go od wewnątrz obsypując cały teren na około oślizgłym śluzem. Ergo upadł parę metrów dalej. Czuł, że to jeszcze nie koniec podparł się rękoma chcąc jak najszybciej wstać i odzyskać równowagę. Przerwał jednak tą czynność wpatrując się w dwoje różnokolorowych oczu. Na pewno były niespotykane nawet, jeśli brało się pod uwagę, różne istoty zamieszkujące galaktykę, jedno brązowe ze złotymi cętkami, drugie jasnobłękitne zdawały się zaglądać pod jego zbroję.

-Niezły pokaz. Mogę się dołączyć?

Słysząc znajomy głos, pozwolił sobie na niewielki uśmiech niewidoczny dla drugiego Strażnika. Z Gandaszem, wysokim dobrze zbudowanym Strażnikiem o lśniących włosach nie znał się jeszcze dość długo, spędzili jednak razem wiele godzin w sali treningowej. W odróżnieniu od sporej części grupy – tak przynajmniej mu się wydawało – Gandasz był typem wojownika podobnie jak Ergo. Chwycił podaną mu dłoń i dźwignął się z podłogi.

-Komputer przerwij symulację. To co Gandasz, mały sparing?


Jego towarzysz nie musiał trudzić się odpowiadaniem, oboje wiedzieli że jeśli tu był to właśnie w tym celu.

-Komputer symulacja 247-A.

-Bzzt. Tożsamość potwierdzona. Gandasz Ninsun. Strażnik. Wykonuje polecenie Strażniku.


Podłoże sali momentalnie pokryło się bezkresną plażą. Nie było widać jej końca ani początku, błękitne niebo nad głowami Strażników wypełniło krystaliczne niebo. Po krótkiej chwili pojawiły się także metalowe porozmieszczane przypadkowo przeszkody.



-Gotowy?

Czuł przebiegającą mu przez drżące palce energię, która lada chwila miał wysłać w swojego sprzymierzeńca. Zawsze go ciekawiło, co by było gdyby walczyli tak zupełnie poważnie, na szczęście nie musieli tego sprawdzać. Uniósł dłoń i posłał w jego kierunku jaskrawo-niebieską błyskawicę.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 01-10-2009 o 10:12.
traveller jest offline