Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-09-2009, 09:52   #11
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Pomógł dziewczynie tyle ile mógł, kiedy upadła żałował, że przedwcześnie puściła jego ramię. Dość szybko podniosłą się czyli nie było to nic poważnego, wiedział także że będą chwile w jej życiu kiedy będzie sobie musiała radzić zupełnie sama. Dotychczas cały czas pod opieką szefa Konsorcium - musiała być pewnie przyzwyczajona do nadopiekuńczości z jego strony.

Fala silnej negatywnej energii sprawiła, że zapomniał przez chwilę o dziewczynie. Dosłownie ugiął się pod napływem czystej wściekłości, łapiąc rękoma za głowę. Będąc w zbroi fizycznie był prawie niezniszczalny, wciąż był jednak podatny na wszelkie ataki psychiczne. Być może gdyby był na to przygotowany, ból ochroniłby go dość dobrze przed działaniem takiej formy ataku. W większości jednak przypadków najtrudniej jest przewidzieć właśnie takie chwile.
Nie trwało długo, ale Ergo nie narzekał. Traktował tą sytuację jak kolejny trening - hartowanie własnego umysłu. To właśnie jego umysł był w rozsypce rozrywany przez ból którego źródłem był mniej lub bardziej tkwiące w nim kolce. Kiedy poruszał się w normalnym tempie czasem tylko lekko zahaczały o skórę lub wbijały się w nią lekko. Ergo określał to jako lekki wymiar bólu, mimo wszystko był wystarczający żeby podnosić jego zdolność percepcji wyostrzając zmysły na ponad przeciętny poziom niczym podobnie działające narkotyki. Czyniła go to dobrym obserwatorem. Co innego kiedy walczył, lub ćwiczył. Kolce zdawały się wtedy wchodzić na całą swoją długość rozrywając mu kawałki skóry niczym bezlitosne haki. Zdarzało mu się, że ból był tak silny że tracił wtedy chłodną ocenę sytuacji podnosił za to znacznie jego szybkość i wartość bojową. Źródła nietypowej energii podążyło za nimi, najwyraźniej Yachi próbowała skontaktować się z nim - czyżby była czymś więcej niż się zdaje?

Zbroja pełniła także dodatkową, kluczową funkcję. Utrzymywała go w ciągłej świadomości tak, że nie istniało dla niego coś takiego jak górna granica bólu.
Ergo musiał przyznać, że ból stawał dla niego formą uzależnienia. Statek wyglądał całkiem okazale, jego kształt był mu obcy, ale na pierwszy rzut oka przypominał żywą istotę. Wrażenie to rozwiało się gdy wszedł z resztą na pokład.

Przywitało ich trzech mężczyzn, którzy sądząc po jednakowych uniformach stanowili załogę statku. Sądząc po wieku byli weteranami w swojej branży, jeśli przeżyli tak długo. Ergo jakoś wątpił, że dożyje podobnego wieku. Zdawał sobie dobrze sprawę z ryzyka jakie wiążę się z każdą misją Strażników. Jeśli umrze walcząc za niewinnych, istniała dla niego szansa na odkupienie. Przynajmniej w jego odczuciu praca dla Konsorcium zapewniało taką możliwość. Gandasz jako pierwszy wdał się w rozmowę z członkami załogi, wyręczając go ze zbierania potrzebnych informacji.
Ergo stał obok niego i kiedy dowiedział się już wszystkiego skinął głową Strażnikowi i załodze oddalając się w głąb statku by znaleźć odpowiednią dla siebie kabiny.

Czuł pewien niepokój i nie wiedział czy wiązało się to z obecnością dziwnej aury która pojawiła się niedawno czy czegoś innego czego jeszcze nie potrafił określić. Musiał to wszystko spokojnie przemedytować. Wybrał jedno z jednakowych wyglądających drzwi o których mówił kapitan statku. Otworzyły się natychmiast, najprawdopodobniej zaprogramowane wcześniej przez załogę. Siłą pozwoli by kolczasta rękawica zsunęła mu się z ramienia i położył zakrwawioną dłoń na czytniku. Następnie wpisał sześciocyfrowy kod na panelu, wszedł do środka zamykając za sobą drzwi. Iluminator pokazywał wnętrze hangaru. Forma medytacji sprawi, że następny widok który odnotuje patrząc w niego być może będzie stanowił już ziemię.

Zbroja odpadła od jego ciała z donośnym hukiem, pod wpływem komendy wydanej przez umysł Ergo pozostawiając tylko części od pasa w dół które sam starannie zdjął.
Jedna rana z boku krwawiła silniej niż się spodziewał dotknął tego miejsca upewniając się, że mimo wszystko nie jest ona istotna. Kolejna pamiątka, miał ich już setki. Jego skóra z czasem stałą się twardsza także kolce nie wchodziły już tak łatwo jak na początku. Dodatkowo Ergo potrafił kontrolować myślą długość kolców w zbroi, mimo wszystko bardzo rzadko chował je zupełnie.

Stwierdził, że może potem odwiedzi bibliotekę albo salę treningową. W tej chwili musiał spokojnie przemyśleć wszystkie detale tej misji. Usiadł na małej macie na środku pokoju skupiając się na zapachu własnej krwi. Jego oddech stopniowo stawał się coraz bardziej regularny, odpływał wznosząc się poza przestrzeń pokoju.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 23-09-2009 o 09:54.
traveller jest offline  
Stary 28-09-2009, 11:30   #12
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Startujemy. Dla bezpieczeństwa pasażerowie proszeni sa o pozostanie w swoich kabinach.

Wraz z komunikatem dal sie slyszec glosny ryk silnikow. Statek szarpnal leciutko i uniosl sie w powietrze. Przez chwile dryfowal tuz nad powierzchnia plyty lotniska. Oczekiwanie na zwolnienie sie korytarza startowego przedluzano co kapitan przyjal lekkim skrzywieniem ust. Wedlug posiadanych przez niego informacji mieli miec ten korytarz wolny i w calosci dla siebie. Coz za glupiec odwazyl sie zlamac zakazy i wejsc w jego obreb. Johansson mial nadzieje, ze ochrona szybko poradzi sobie z intruzem.
Jego nadzieje sie spelnily. Po niespelna pieciu jednostkach czasowych zwanych wciaz minutami, ruszyli. Pojazd plynnie lawirowal wsrod silnych pradow powietrznych otaczajacych waski tunel atmosferyczny. Salvation kierowany wprawnymi dlonmi mknal nim pozostawiajac za soba jedynie smuge blekitnego dymu.
Wreszcie, zwiekszywszy nieco predkosc wystrzelil z korytarza wprost w czern wszechswiata.


Start i wyjscie z obrebu planety przebiegly pomyslnie. Pasazerowie moga opuscic swoje kabiny. Dziekuje i zycze przyjemnej podrozy.

Zdawalo sie, ze informacje tego typu zostaly zwyczajnie nagrane i automatycznie odtwarzane. Mily kobiecy glos brzmial bowiem dokladnie tak samo jak przy pierwszym komunikacie. Chlodno i bezosobowo. Otrzymaliscie jednak zezwolenie na opuszczenie kabin i, chociaz nie zostalo to powiedziane wprost, zwiedzenie statku.






Hern.



To miala byc twoja pierwsza podroz na statku tej klasy. Nie wiedziec czemu wybrano wlasnie ciebie, Straznika. Czyzby spodziewano sie klopotow? Medyk, nawet niekonwencjonalny ale posiadajacy twoje zdolnosci bylby znacznie bardziej przydatny w jednostce podazajacej na wyprawe badawczo-wojenna, a nie na... No wlasnie. Nikomu jak dotad nikt nie zdradzil celu wyprawy luksusowego Salvationa. Watpliwym jednak wydawal sie cel militarny. Po co wiec ty?
Start i wyjscie poza atmosfere planety przebiegly bez zaklucen co zreszta oglosil automatyczny glos biegnacy z glosnikow. Jednoczesnie z nim rozlegl sie sygnal awaryjny dobiegajacy z pulpitu kontrolnego, do ktorego zostaly podlaczone czytniki funkcji zyciowych w kabinach. Jeden z nich jasnial teraz krwista czerwienia odcinajac sie nieprzyjemnie od pozostalych. Kabina nosila numer 15 i byla oznakowana jako przeznaczona dla pasazerow. Jej wlasciciel najwyrazniej nie wpisal jeszcze swego imienia gdyz zadne nie pojawilo sie przy numerze. Bez watpienia ktos ja jednak zajal i osoba ta zdecydowanie odczuwala silny bol, a takze, sadzac po wykresach, krwawila.



Gandasz Ninsun.


Tuz po uslyszeniu komunikatu rozlegl sie kolejny drzwiek, a bylo nim pukanie do twoich drzwi. Gdy je otworzyles ujzales Midie stojaca z lekkim usmiechem na progu twojej kajuty. Nie spogladala na ciebie, wlasciwie nie spogladala nigdzie. Oczy miala spuszczone i wydawalo sie, ze jest lekko zawstydzona.

- Nie bedzie ci przeszkadzalo jezeli zajme drugie lozko? Pozostale wolne kabiny sa....

Przez chwile szukala wlasciwego slowa.

- Strasznie zagracone...

Dokonczyla wreszcie podnoszac glowe i spogladajac gdzies w okolice srodkowego punktu na twojej klatce piersiowej. Obiekt wysylajacy negatywne emocje gdzies znikl...



Yachi Yourichi


Zajelas pojedynczy pokoj. Nie mialas ochoty na toawrzystwo, a i towarzystwo najwyrazniej nie mialo ochoty na.. ciebie. Start i wyjscie z korytarza przebiegly gladko i bez zbednych wstrzasow. Komunikat, ktory rozlegl sie z glosnikow dodatkowo to potwierdzil. Wlasnie mialas znalezc sobie jakies zajecie gdy niespodziewanie odczulas czyjas obecnosc, a w glowie uslyszalas glos.

- Nie denerwuj sie Shinigami. Nie stanowie dla ciebie zagrozenia ... Narazie...
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 28-09-2009 o 11:36.
Midnight jest offline  
Stary 01-10-2009, 00:13   #13
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
-Zabij się ty nic nie warto kupa gówna. Po prostu włóż tą swoją zbroję i zaciśnij kolce na maksa!

-Daj mu spokój! Nie widzisz, że stara się…

-Stara się? Nie rozśmieszaj mnie dziewczyno, ta oto imitacja człowieka jest odpowiedzialna za śmierć milionów! Nic, co zrobi tego nie zmieni.

-Każdy zasługuje na drugą szansę Pharodonie.


-Drugie szansę są dla frajerów prawda Dorianie? Ups przepraszam! Teraz każesz mówić sobie Ergo prawda? Co za głupie imię, hej czy nie tak nazywała się nasza planeta? No wiesz… Ta sama, którą puściłeś z dymem ze wszystkimi jej mieszkańcami głupi zakłamany ośle!

Udawał, że ich nie słyszy, oni nie istnieli. Właściwie istnieli tylko, że w jego udręczonym umyśle. Nawiedzali go w różnych momentach, nie kontrolował tego. Ciężko było zignorować mężczyznę, któremu żuchwa poruszała się przy każdym wypowiadanym słowie a oczy tkwiły nieruchomo – co dziwne mówiąc zawsze ustawiał się w dobrym kierunku do niego. Tylko, że to jednak spoglądanie na kobietę bolało go bardziej, przypominało mu to o swoich grzechach bardziej niż wykrzykiwane obelgi przez mężczyznę. W obu przypadkach skóra była czarna, odchodząca w niektórych miejscach od kości. Skupił się na uczuciu błogiego spokoju, jaki niósł ze sobą majestatyczny widok dookoła niego. Niezliczone gwiazdy krążyły wokół zapraszając go do wolnego tańca. Czuł jak płynnie ruchem kuli obracając się wolno we wszystkich planach., Był nagi, w swojej psychicznej formie wolnej od blizn, wolny od bólu, wolny od uczuć. Niebieskie płomień energii rozmazywał jego ciało tworząc coś, co połowicznie przypominało istotę humanoidalną. Połowicznie, ponieważ, była to sfera eteryczna, plan jego umysłu w tym momencie wolny od bólu. Zbroja leżała bezwładnie na podłodze obok niego, te rzadkie chwile były niczym oddech po spędzeniu długiego czasu pod wodą. Uwielbiał to, czuć się wolny od świata ludzi i ich problemów. Tylko, że to było jak ucieczka, wstydził się tego przed samym sobą. Wykorzystywał to tylko mając ku temu wyraźny powód. Taki jak ten, obrazy ostatnich wydarzeń wyświetliły się na wyimaginowanych przez jego umysł projektorach pokazujące ostatnie wydarzenia. Informacje na temat ich misji, szef Konsorcjum, dziewczynka – Midi, reszta członków grupy. Chciał coś wyłapać odtwarzając swoje wspomnienia, coś jednak nie dawało mu spokoju. Dziwna obecność, którą czuło się na statku. Nie mógł dokładnie powiedzieć czy to było złe, ale ten gniew… Tak silne uczucia przypominały mu ból, który tkwił głęboko w nim samym. Ta energia nagle zaczęłą otaczać dziewczynkę, którą on sam postanowił ochraniać w czasie ich zadania. Ta mała była czymś innym niż oni… Niewinność i dobroć, jaka z niej płynęła była niespotykana u ludzi, nawet u dzieci, przynajmniej w tym stopniu. Skupił się na ekranie przedstawiającym upadek Midi. Obraz pokazywał podłogę hangaru, Yachi podbiegła do dziewczynki, ale o dziwo nie skupiła się na niej. Bardziej na czymś obok, czymś, czego nie mógł dostrzec, ale z całą pewnością wyczuwał. Skupił się na tym uczuciu, które choć słabsze wciąż było wyczuwalne na statku. Było to swego rodzaju wołanie, na które liczył, że dostanie odpowiedź. Najwyraźniej nie przeliczył się, zbliżało się coś, co różniło się od otaczających go gwiazd. Stopniowo rosło i w końcu mógł dostrzec to na tyle by opisać jako energetyczną postać – na tym planie w małym stopniu podobną do jego własnej – jakby utkaną z emocji, które raziły go wyraźniej, jako że w tym miejscu odcinał się od swoich własnych. Niebieski punkt świecił jasnym blaskiem wypełniającym istotę, ciężko było precyzyjnie opisać jej rysy.

~Dziękuje za odpowiedź na moje wezwanie. Wybacz tą bezpośredniość, ale muszę spytać. Czym.. Kim jesteś?

~Nie przybyłem na twoje wezwanie. Służę mej towarzyszce. Jestem Traveller, Opiekun.

~Czym jest opiekun?

~Towarzyszem, obrońcą. Jesteśmy rożni, tak jak rożni są nasi podopieczni.


~Ochraniasz.. To dziecko.. Midi.. Czemu? Jaki masz w tym cel? Czemu akurat ją?

~Midia nie jest dzieckiem. Jest... Inna. Podobnie jak ja. Jesteśmy jednością.

~Nie jest dzieckiem... Słowa te, mimo, że podobnie jak cała rozmowa rozlegała się w ich głowach skierował bardziej do siebie. Zastanowił się jeszcze chwilę i nie wiedząc, o co mógłby się jeszcze zapytać ową istotę postanowił zakończyć to ciekawe spotkanie.

~Jeśli to co mówisz jest prawdą to nie mam czego się po tobie obawiać. Dziękuje za cierpliwe wyjaśnienia Opiekunie.

Niebieska poświata zamajaczyła jeszcze przez chwilę na tle gwiazd, po czym szybko zaczęła opuszczać plan jego umysłu. Zanim to zrobiła pojawił się następny niespodziewany gość.

~Wybacz…

Zanim zdążył zareagować, istota prawie całkowicie nieskazitelnie biała nie licząc długich ciemnych pasów zaczęła zanikać najprawdopodobniej wycofując się na inny plan podobnie jak Opiekun przed nią. Strażnik wyczuł, że nie jest już sam w swoim pokoju. Cały kosmos zadrżał, pod wpływem próby nagłego rozbudzenia jego stwórcy. Białe światło przyniosło ze sobą koniec wizji. Otworzył oczy widząc osobnika, który jakimś cudem wszedł przed chwilą do jego umysłu. Mężczyzna miał prawie idealnie białą skórę i krótkie czarne włosy. Czarny tatuaż pod oczami przywodził na myśl jakiś kult religijny. Nic, co Ergo znałby wcześniej. Mógł mu się teraz przyjrzeć bliżej, nieproporcjonalne względem reszty ciała długie kończyny rzucały się w oczy od pierwszego spojrzenia. Wzrostem przewyższał jego samego mierząc ok. 2 metrów. Nie był jednak dobrze zbudowany. Najdziwniejsze i zarazem najbardziej intrygujące były w nim jednak oczy. Pozbawione tęczówek i źrenic, całkowite białe, ciężko było wytrzymać przez dłuższą chwilę ich spojrzenie. Całość uzupełniał dość oszczędny strój pustelnika. Kurtka ze skory z wysokim kołnierzem. Lekkie, miękkie buty, czarne spodnie, gruby rzemienny pas. Klatka piersiowa całkowicie odsłonięta a na niej naszyjnik z kłów i pazurów, sama skóra zaś ozdobiona czarnymi tatuażami i bliznami nie tak jednak licznymi jak jego. Początku nie dostrzegł także niewielkiej torby medycznej przewieszonej przez ramię skupiając się na innych detalach.

Nieważne kim był i jak wyglądał. Właśnie obdarł go z jego prywatność, odkrył tajemnicę, o której wiedziało tylko osób w samym Konsorcium. Nie podobało mu się to, że jest w tym momencie tak odsłonięty, pozbawiony zbroi, na którą rzucił przelotne spojrzenie. Zacisnął gniewnie wargi domagając się wyjaśnienia. Rana, z której wcześniej kapała krew już się zasklepiła pozostawiając po sobie niewielką czerwoną kałuże. Nieznajomy skinął lekko głową, przerywając niezręczną ciszę – zapewne starannie dobranymi słowami.

- Pełnię tu funkcje medyka pokładowego, możesz mówić mi Hern. Maszyny zaalarmowały mnie ze znajduje się tu ranny, więc przyszedłem sprawdzić... Wszedłem w twoją wędrówkę po ścieżce duchów przypadkiem, sam niedawno wędrowałem i leki nadal krążą w moich żyłach a oczy ducha mam szeroko otwarte. Nie bądź zły Ty, który dobrowolnie cierpisz. Przepraszam i bądź pewien, że nikt nie dowie się o niczym z tego, co tu ujrzałem.

- Rozumiem, a teraz proszę cię o opuszczenie mojej kabiny.


---

Założył zbroję i stanął przed drzwiami, które otworzyły się prawie bezszelestnie. Co to za zabezpieczenia jeśli, praktycznie każdy mógł tu wejść. W najbliższym czasie nie zamierzał więcej medytować, po pierwsze nie było takiej potrzeby – dowiedział się wszystkiego, czego chciał. Po drugie wątpiłby wszyscy byli równie wyrozumiali odnośnie jego stylu życia tak jak ten medyk Hern. Ludzie wystarczająco dziwnie patrzyli na jego zbroję próbując go rozszyfrować przez oddzielający go od nich metal. Zbroja nie była czymś pospolitym, sam ją zaprojektował przy pomocy tylko jednej osoby, wątpił, więc by ktokolwiek znał jej prawdziwe przeznaczenie. Korytarz był pusty, podejrzewał jednak, że to, czego szuka znajdować się musi w głębi statku. Skierował się, więc w stronę przeciwną, z której przyszedł. Statek nie był wcale taki mały, na szczęście za drugim zakrętem spotkał młodego technika spawającego coś przy ścianie. Zdawał się go nie zauważać.

-Przepraszam, byłbyś w stanie wskazać mi drogę do sali treningowej?

-Wo…

Chłopak podskoczył na dźwięk jego głosu, po czym podniósł hełm ochronny ukazując uśmiechniętą twarz, która zmagała się jeszcze z trądzikiem.

-Najmocniej przepraszam, zaskoczył mnie pan. Znaczy.. nie chodzi wcale o pana wygląd, nie nie. Ech, możemy zacząć wszystko od nowa? Jestem Rick.

Młodzieniec podał mu rękę. Ergo przez chwilę, której Rick najwidoczniej nie zauważył zastanawiał się czy przyjąć wyciągniętą dłoń.. W końcu wyciągnął takżę swoją i lekko odwzajemnił uścisk młodzieńca

-To moja pierwsza misja. Właściwie to mój pierwszy lot na tym statku, to zaszczyt poznać jednego z was Strażników. Tyle o was słyszałem w akademii, ale jeszcze...

-Sala.

-No tak zapomniałbym.

Pogrzebał chwilę przy jakimś urządzeniu przymocowanym do ramienia i po chwili wyświetlił się zielony hologram całego statku. Jeden przycisk później i hologram zrobił zbliżenie na część, w której się znajdowali.

-A więc.. Musi iść pan tędy, skręcić w prawo następnie powinien pan wyjść na rozgałęzieniu korytarza. Na lewo znajdują się kabiny załogi, na prawo mesa oficerska a wielkie białe drzwi na wprost doprowadzą pana właśnie do sali ćwiczebnej. Może wprowadzić pana w działanie…

-Dziękuje, ale myślę, że sobie poradzę. Wracaj do swoich obowiązków żołnierzu.

Zasalutował mu krótko wzbudzając tym niesłychany entuzjazm młodzieńca, który najwidoczniej nie przywykł do takiego traktowania.

-Tak jest sir!

Miał nadzieję, że ten chłopak pożyje trochę dłużej niż na to wyglądał. Brak doświadczenia nadrabiał entuzjazmem, kiedyś mógł wyrosnąć z niego dobry żołnierz. Oddalił się we wskazanym kierunku kątem oka dostrzegając, że chłopak faktycznie wraca do pracy..

Parę minut później był już na miejscu przyłożył swoją dłoń i sporych rozmiarów pusta sala stała przed nim otworem. Była pusta, najwidoczniej tylko jemu przyszła przez myśl żeby doszlifować swoje umiejętności. Nie żeby wątpił w siebie, był to po prostu dobry sposób na zabicie czasu. Poza tym nie mógł sobie pozwolić na błędy, jeśli w grę wchodziły ludzkie życia. Obiecał sobie, że już nigdy nikogo więcej nie zawiedzie. Wyszedł na środek sali i podobnie jak się tego spodziewał na suficie otworzyło się niewielkie przejście, przez które przeleciała kula którą mógłby całkowicie objąć palcami Zatrzymała się nad jego głową rozpoczynając skanowanie.

-Bzzt. Tożsamość potwierdzona. Ergo. Strażnik. Czym mogę służyć ci dzisiaj służyć Strażniku?

-Komputer załaduj program 426-B.


Oko kuli zaświeciło się czerwonym światłem rozrzucając na pomieszczenie hologram dżungli. Stał na niewielkiej polanie nasłuchując sztucznie wygenerowanych odgłosów próbując odróżnić te, które mogą oznaczać czające się w ciemnych gęstwinach wrogie istoty. Wtem na koronie drzew coś się poruszyło, napiął mięśnie czując kolce ocierające się o skórę. Gdyby obserwował czas swojej reakcji na taśmie, mógłby być z siebie zadowolony. Poczuł jak energia przechodzi z jego wnętrza kumulując się w dłoniach. Nie zbierał jej dużo, nie wiedział, z czym ma do czynienia, ale to, co nagromadził było jego zdaniem wystarczające żeby poradzić sobie z każdym zagrożeniem. Sekundę później wystrzelił niebieski promień w stronę korony drzew smażąc część wylatujących z nich nieszkodliwego ptactwa. Odwrócenie uwagi… Pewnie miał dostęp do jego profilu zachowań z bazy Konsorcjum. Program był przecież na tyle inteligentny, żeby uczyć się na błędach.. Jeśli tak, to wpadł właśnie w pułapkę. Wokół nogi zacisnęła mu się oślizgła zielonka macka i zanim zdążył zareagować sprowadziła go do parteru. Poczuł jak kolce na plecach wbijają się głębiej, kiedy ciągnęła go po twardym poszyciu leśnym. Skrzywił się z bólu powstrzymując jednak cisnący się na usta jęk bólu. Liście rozsunęły się okazując jedną z najbardziej obrzydliwych istot, jaką kiedykolwiek widział. Rząd oczy świdrował go zupełnie inteligentnie – ciekawe skąd w komputerach Konsorcjum takie szczegółowe dane przeszło mu przez myśl. W momencie, kiedy macka uniosła go nad ziemię, paszcza stwora otworzyła się ukazując rzędy wielu małych ostro zakończonych zębów ciągnących się wzdłuż ogromnego przełyku. Nie tracił nic ze swojego chłodnego opanowania. Wykorzystał ból i obrzydzenie, jakie czuł widok plugawego monstrum. Mimo, że wisiał do góry głową nie był przecież bezbronny, posłał ładunek o mocy większej niż standardowa wprost w rozwartą paszczę. Stwór zdawał się być zdziwiony nawet wtedy, kiedy eksplozja rozerwała go od wewnątrz obsypując cały teren na około oślizgłym śluzem. Ergo upadł parę metrów dalej. Czuł, że to jeszcze nie koniec podparł się rękoma chcąc jak najszybciej wstać i odzyskać równowagę. Przerwał jednak tą czynność wpatrując się w dwoje różnokolorowych oczu. Na pewno były niespotykane nawet, jeśli brało się pod uwagę, różne istoty zamieszkujące galaktykę, jedno brązowe ze złotymi cętkami, drugie jasnobłękitne zdawały się zaglądać pod jego zbroję.

-Niezły pokaz. Mogę się dołączyć?

Słysząc znajomy głos, pozwolił sobie na niewielki uśmiech niewidoczny dla drugiego Strażnika. Z Gandaszem, wysokim dobrze zbudowanym Strażnikiem o lśniących włosach nie znał się jeszcze dość długo, spędzili jednak razem wiele godzin w sali treningowej. W odróżnieniu od sporej części grupy – tak przynajmniej mu się wydawało – Gandasz był typem wojownika podobnie jak Ergo. Chwycił podaną mu dłoń i dźwignął się z podłogi.

-Komputer przerwij symulację. To co Gandasz, mały sparing?


Jego towarzysz nie musiał trudzić się odpowiadaniem, oboje wiedzieli że jeśli tu był to właśnie w tym celu.

-Komputer symulacja 247-A.

-Bzzt. Tożsamość potwierdzona. Gandasz Ninsun. Strażnik. Wykonuje polecenie Strażniku.


Podłoże sali momentalnie pokryło się bezkresną plażą. Nie było widać jej końca ani początku, błękitne niebo nad głowami Strażników wypełniło krystaliczne niebo. Po krótkiej chwili pojawiły się także metalowe porozmieszczane przypadkowo przeszkody.



-Gotowy?

Czuł przebiegającą mu przez drżące palce energię, która lada chwila miał wysłać w swojego sprzymierzeńca. Zawsze go ciekawiło, co by było gdyby walczyli tak zupełnie poważnie, na szczęście nie musieli tego sprawdzać. Uniósł dłoń i posłał w jego kierunku jaskrawo-niebieską błyskawicę.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 01-10-2009 o 10:12.
traveller jest offline  
Stary 02-10-2009, 20:31   #14
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wstał z koi, nieco zdziwiony krótkim odstępem między komunikatem, a stukaniem. Ktoś zdawał się nie przestrzegać 'głośnikowych' poleceń, a sądząc po docierających do Gandasza emocji ten ktoś nie był członkiem załogi.
Onieśmielenie, zawstydzenie, ale i lekka desperacja...

Stłumił napływające sygnały gdy tylko przekonał się, że stojąca za drzwiami osoba nie żywi nieprzyjaznych zamiarów. Wbrew temu, co myśleli niektórzy, w 'czytaniu' cudzych uczuć nie było nic zabawnego.
Może gdyby dalej odczytywał uczucie pytanie jakie padło z ust... jakie zadała Midia by go tak nie zaskoczyło.

Rzecz jasna jego wcześniejsza oferta, mówiąca o przygarnięciu kogoś pod wspólny dach nie była takim ot tak sobie rzuceniem słów na wiatr. Czy może raczej - uwzględniając ich aktualne położenie - w kosmiczną pustkę.
Zawsze było przyjemnie móc z kimś zamienić kilka zdań. Poznać lepiej osoby, z którymi miało się spędzić parę najbliższych dni/tygodni/miesięcy. A nie ma lepszej okazji, niż wspólne zamieszkanie w niezbyt przestronnej kajucie.
Ale sądził raczej, że takim współlokatorem może stać się Ergo, czy też Tek. Natomiast Midia...
I co rozumiała pod pojęciem 'zagracone'?

- Witaj w mych progach - powiedział, starając się nie okazywać ani zaskoczenia, ani ciekawości. - Jeszcze się nie rozgościłem - dodał - więc masz prawo wyboru. Którą koję sobie życzysz - lewą czy prawą?

~ Lewą - odpowiedziała bez zastanowienia, po czym prześlizgnęła się obok Gandasza i ruszyła w stronę łóżka, na którym niemal natychmiast usiadła. ~ Tak, tu jest zdecydowanie więcej przestrzeni - rzuciła uśmiechając się w stronę Gandasza.

- Cieszę się, że ci się tu podoba - Gandasz uśmiechnął się. - Czy jako uczynny współlokator - nie użył słowa 'gospodarz', w końcu byli tu na równych prawach - mogę ci zaproponować coś do jedzenia lub picia? Zanim zaczniemy rozmowy na tematy przeróżne?

Śmiech Midii zadźwięczał wesoło w głowie Gandasza.

~ Jeżeli maja tu sok z owoców balsamicznych, to poproszę.

- Komputer! - powiedział Gandasz.

System aktywacji głosowej sprawował się znakomicie. O czym świadczyła natychmiastowa odpowiedź. Damski alt, niemal tak samo beznamiętny jak ten od komunikatów, powiedział:

- System gotowy do przyjmowania poleceń.

- Sok z owoców balsamicznych - powiedział Gandasz. - Dwa razy. Do tego bezy i sześć rurek z kremem. Mam nadzieję, że nie jesteś na diecie? - zwrócił się do Midii.

- Polecenie przyjęte - odpowiedział alt.

~ Nie, uwielbiam słodycze. Chyba dlatego inni biorą mnie za dziecko.

Podwinęła pod siebie nogi i oparła plecami o ścianę. Prawą dłoń uniosła lekko, zaś lewa sięgnęła do malej kieszonki w fałdach sukienki. Następnie wyjęła z nich ziarenko po czym położyła je w zagłębieniu prawej. Musnęła je lekko opuszkami palców po czym uniosła głowę spoglądając dziwnie widzącym wzrokiem w oczy Gandasza.

~ Lubisz kwiaty? - zapytała, po czym uniosła dłoń z ziarenkiem nieco wyżej, tak ze bez przeszkód można było zobaczyć jak wysuwa się z niego cieniutka łodyżka. Następnie pojawił się pączek i zwinięty listek, chwilę później, drugi. Roślinka rosła oplatając cieniutkimi korzeniami jej dłoń. Na koniec zalśniły białe płatki.



- Piękne - powiedział Gandasz i lekko dotknął śnieżnobiałego płatka. - Mówią, że kwiaty to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie stworzyli bogowie.

~Tak.. Niewielu potrafi docenić ich moc.

Od strony Midi napłynęła silna fala ciepłych uczuć. Troskliwości, miłości, uwielbienia. Dość szybko została jednak odcięta czy raczej przytłumiona.

~ No już, wracaj do siebie... - Gandasz usłyszał szept Midii, który najwyraźniej dotarł też do rośliny. Kwiat posłusznie zwinął płatki, wycofał korzenie i zamknął swoje piękno w zwyczajnym ziarenku.

Zanim Gandasz zdążył cokolwiek powiedzieć, przy podajniku na żywność zamrugało zielone światełko.
Klapka odsunęła się z cichym szczękiem i drewnopodobna tacka wysunęła się na zewnątrz. Gandasz chwycił ją i postawił na przysuniętym w pobliże koi Midii stoliku.

- Z prawej masz sok - powiedział. - Z lewej bezy, a rurki, jak łatwo się domyślić, są pośrodku.


~ Dziękuję - odpowiedziała biorąc w dłoń kubeczek i wkładając do niego rurkę.

~ Jesteś pewien, że moja obecność tutaj nie będzie ci przeszkadzała?

Gandasz uśmiechnął się.

- Jestem pewien. Nawet jeśli chrapiesz - zażartował.

~ O to się nie martw. Ja prawie wcale nie sypiam - stwierdziła Midia. Potem sięgnęła po rurkę i zanurzyła ją w kubku z sokiem.

Gandasz z zaciekawieniem obserwował mieszaninę, jaką zamierzała sprokurować Midia. I miał wrażenie, że jego kubki smakowe uciekłyby, gdzie pieprz rośnie, krzycząc po drodze z oburzenia.

- Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to nie pójdę w twoje ślady i pozostanę przy bardziej tradycyjnych metodach konsumpcji.

Midia wydawała się być nieco zdziwiona.

~ Nie lubisz rurek z sokiem? Czy też źle oceniłam zawartość tacy i znów się wygłupiłam?

Ostatnim słowom towarzyszyła silna fala niepewności i wstydu. Dziewczyna uniosła wyżej rurkę jakby chcąc się jej przyjrzeć.

~ Nie jestem pewna... Wydaje mi się, że właściwie oceniłam, ale...

- Och nie, nie... Nie pomyliłaś się - Gandasz pospieszył z wyjaśnieniami. - Nauczono mnie, że to się je osobno, ale przecież każdy je to, co mu sprawia przyjemność, i tak, jak lubi. Mi w najmniejszym stopniu nie przeszkadza, że jesz rurkę z sokiem. I apetytu tez nie odbiera.

~ Och... Tak, w takim razie przepraszam.

Pochyliła głowę mieszając automatycznie rurka w soku.

~ To wciąż jest trudne.. Nie widzieć...

Zapewne miała dodać coś więcej gdy niespodziewanie przerwało jej pojawienie się istoty emanującej silnymi falami nieufności.

- Nie masz za co przepraszać - powiedział, nie nawiązując chwilowo do dalszej części wypowiedzi. - Jak już mówiłem, w najmniejszym stopniu nie przeszkadza mi to, w jaki sposób podchodzisz do tych rurek. I wierzę ci na słowo, że to jest smaczne.

Midia nie odpowiedziała, zajmując się jedzeniem. Gandasz patrzył przez moment, jak dziewczyna pałaszuje rurkę, potem sam zajął się konsumpcją. Po chwili spytał:

- To jakiś twój znajomy? Przyjaciel? Towarzysz? - spytał.

Midia uniosła głowę z wyrazem twarzy mówiącym jasno, że nie zdaje sobie sprawy o kim Gandasz mówi.

~ Kto?

Gandasz spojrzał na nią z zaskoczeniem.

- Przed momentem pojawił się ktoś, kto, powiedzmy, nie darzy mnie zbyt wielkim zaufaniem. Niestety nie potrafię ci opisać tego kogoś. Czuję że jest, ale go nie widzę. Myślałem, że wiesz o kim mówię...

~ Chodzi ci o... Travellera? Nie wiedziałam.. Niewielu jest w stanie go wyczuć o ile nie emituje zwiększonego nasilenia fal..

Niespodziewanie uśmiechnęła się zupełnie jakby ktoś powiedział coś zabawnego.

~ No tak, od początku tej misji stale takie emituje.. Nie stanowi jednak dla was zagrożenia. To mój Opiekun, towarzysz.

- Traveller? - powtórzył Gandasz. Sądząc po rodzaju emocji, jakie dotarły do niego na początku misji, nieco powątpiewał w ów brak zagrożenia.

- Miło mi cię poznać - powiedział w stronę źródła emanującego fale. - Nie będzie ci przeszkadzać, że rozmawiamy o tobie? - spytał.

Emocje jakie napłynęły dość ostro kontrastowały z dotychczas odczuwanymi. Było to bowiem rozbawienie.. Szczere, nie podszyte kpina czy złośliwością, rozbawienie.

~ No cóż... Mamy zgodę...

Humor Midi również nagle się poprawił. Do tego stopnia, że ... Nagle świat zawirował w rozbłysku złota i zieleni. Nie trwało to długo, jednak gdy się uspokoiło byliście w zupełnie innym miejscu.



~ To lepsze miejsce na małą przekąskę...

- Pięknie! - powiedział zachwycony Gandasz. - Idealne miejsce na piknik...
- Midio? Travellerze? Czyja to sprawka?

Midia lekko się zarumieniła.

~ Moja... Traveller odszedł zbadać pozostałe pomieszczenia na statku, a ja... Jego propozycja i... On zawsze wie jak mi poprawić humor.

Na koniec wzruszyła ramionami i z uśmiechem podkradła rurkę leżącą po stronie Gandasza.

- Paskudna istota - roześmiał się Gandasz. - Złodziejaszek-łakomczuszek.
- Ale okolica jest piękna... Pospacerować i pozwiedzać też można?

~ Hmm.. Tak, wydaje mi się, że nikt nie będzie miał nic przeciwko...

Co mówiąc wstała. Taca z jedzeniem i napojami natychmiast zniknęła. Elfka wyciągnęła dłoń w kierunku Gandasza.

- Cieszę się, że będziesz moją przewodniczką - powiedział Gandasz, ujmując dłoń Midii. - Opowiesz mi coś o tym miejscu? Tu naprawdę jest pięknie.

Było tu całkiem inaczej, niż w lasach na jego ojczystej planecie, ale mimo tego czuł się tu prawie jak w domu.

~ To las z moich rodzinnych stron. Takim go pamiętam. Tam głębiej jest jezioro z krystalicznie czysta woda. Widać przez nią kolorowe rybki oraz miasto na jego dnie. Jest tu tez rzeka. Groźna, szeroka. Jej wody zawsze są wzburzone. Jest też polana, a na jej środku stary dąb o grubych konarach i gałęziach tak szerokich ze niemal ja cala zakrywa. W jego wnętrzu jest domek. Są tu zwierzęta. Dużo zwierząt. Tak.. To piękne miejsce.

Midia emanowała całą mieszanką uczuć. Tęsknota, smutek, radość.
Mówiła prowadząc swojego towarzysza dróżką między wysokimi drzewami. Promienie słoneczne gdzieniegdzie przedzierały się pomiędzy ich konarami, rozjaśniając zieleń liści i mchu pod stopami wędrowców. Gdy Midia wspomniała o zwierzętach na drogę wybiegła sarna. Zastrzygła uszami niepewnie, zdziwiona ich widokiem. Po chwili jednak podeszła do wyciągniętej dłoni elfki i polizała kostkę białej substancji, która niewiadomo skąd się w niej pojawiła. Zwierzątko wydawało się całkiem spokojne i pewne, ze nic mu nie grozi.

Gandasz szedł za dziewczyną, rozglądając się z zaciekawieniem. Wszystko dokoła było piękne. Jak we śnie.
I takie żywe... Pochodziło z prawdziwych wspomnień, czy z czyichś opowieści?
Ale wszak o to nie mógł spytać. Jeszcze nie teraz.

Sarence znudziło się w końcu stanie w miejscu i odbiegła.
Gandasz popatrzył przez moment za nią, obserwując jak na trasie jej biegu poruszają się liście. Potem przeniósł wzrok na Midię.

- Kiedy byłaś tam ostatni raz? - spytał.

~ Dawno... Nie jestem pewna.. 200.. moze 300 standardowych lat temu..

Szli powoli ścieżką.
Do ich uszu dobiegał coraz silniejszy dźwięk - odgłos spadającej z wysoka wody.
Na lewo od ścieżki pojawiło się nagle niewielkie jeziorko. Strumień, przebijający się przez skały, tworzył malowniczą kaskadę.



- Nic dziwnego, że kochasz ten las - powiedział Gandasz. - Jest przepiękny.

- Chyba - dodał żartem - że tam, w dole, czają się jakieś stwory, chcące połaskotać w pięty nieuważnego miłośnika kąpieli.

Midia uśmiechnęła się nieco smutno.

~ Tak... Szkoda, ze nie mogę go znów zobaczyć takim jakim ty go widzisz.

Gandasz pogłaskał ją po ramieniu pocieszającym gestem. Cóż można było powiedzieć w takiej chwili.

- Najważniejsze jest to, że go pamiętasz... A... - Nie dokończył.

Obraz rozmył się nagle. Gdy ponownie powrócił do ostrości siedzieli na łóżku, a miedzy nimi stała taca.

~ Travellerze....

Gandasz uslyszał w myślach nieco zdenerwowany glos Midii, po którym nastąpiła cisza.

~ Przepraszam. Wygląda na to, że wszystko na statku, łącznie z cala misją, wzbudza jego niepokój.

Zagarnęła z tacy dwie ostatnie rurki po czym zeskoczyła na podłogę.

~ Zlodziejaszek-lakomczuszek idzie na basen. Do zobaczenia Gandaszu.

Pomachała wesoło i zniknęła za drzwiami.

- Przyjemnej kąpieli - powiedział Gandasz.

Zjadł bezy i odstawił tacę do podajnika.
A potem wyszedł z kabiny. Po spacerze w lesie przydałby mu się nieco inny rodzaj ruchu.


***

Sala treningowa była zajęta.
Ergo zmagał się z wymyślonymi przez komputer bestiami. I radził sobie całkiem nieźle. Widać było, że w razie potrzeby warto by go mieć obok siebie.
A przeciwko sobie?
To też można było sprawdzić. Żaden komputer, bez względu na to, jak bardzo skomplikowany, nie był w stanie w pełni zastąpić żywego przeciwnika. Istoty inteligentne miewały tak głupie pomysły... Rzeczy, które nie mogły się przyśnić najmądrzejszym nawet komputerom.

Był gotowy.
I to w sposób, jakiego Ergo pewnie nie przewidział...
Unik, drugi... Odrobinę spóźniony, bo piasek zeszklił się tuż u jego stóp. Skok za przeszkodę, która ułamek sekundy później zamieniła się w chmurkę molekuł.
Nim kolejna błyskawica trafiła w to samo miejsce w dłoni Gandasza pojawił się średniej wielkości, niemal przeźroczysty dysk. Jasnoniebieski pocisk odbił się od niego, by wrócić z powrotem do swego stwórcy.

Ergo zachwiał się od siły uderzenia.
Wyładowania elektryczne niczym mrówki rozeszły się po jego zbroi.
Okrzyk,jaki się wydobył z jego gardła zdecydowanie nie brzmiał jak ból. Wyglądało raczej na to, że energia stymuluje go i pobudza do działania.


- Musimy częściej się tak pobawić. Jednak nie ma to jak żywy przeciwnik. A teraz chciałem ci zaproponować coś, na co niedawno trafiłem. Zdaje się, że od dawna nikt się w coś takiego bawił... Dla odmiany mała współpraca. Co ty na to?

- Komputer! Symulacja T-1881.

Wokół nich wyrosły nagle drewniane zabudowania.



I mnóstwo ponurych typów, które usiłowały ich wysłać na tamten świat...
Po broń, ciężką i nieporęczną, sięgnęli równocześnie.



- Dzięki za współpracę - Gandasz uśmiechnął się do Ergo. Przed chwilą zniknęło miasteczko i otaczający ich mieszkańcy, dziękujący swoim bohaterom. - Musimy jutro tez spróbować. Jeśli masz ochotę - dodał.


***


Droga na basen wiodła, jak przynajmniej mówił plan, obok sali do szermierki.
I bynajmniej nie była pusta.
Gandasz stanął w drzwiach.

Pomieszczenie było dość małe biorąc pod uwagę rozmiary pozostałych sal ćwiczebnych. Szklana ściana wychodziła na basen. Pozostałe trzy obite drewnem stanowiły dobra podstawę dla stóp przy wykonywaniu bardziej skomplikowanych ćwiczeń. Nie było tu komputera, ani symulatorów. Pomieszczenie wypełniała cicha muzyka pozwalająca wniknąć w siebie i skupić się na ruchu ciała. Midia stała pośrodku ubrana w krotką, niebieską tunikę. Była bosa. Mokre włosy ściśle przylegały do jej twarzy i pleców. W dłoniach trzymała dwa sztylety.



Pod ścianą czekały na nią jeszcze miecze, drewniane laski oraz cały asortyment broni białej. Dziewczyna czekała na ruch przeciwnika. Gdy nastąpił odpowiedziała szybko. Rozpoczął się taniec.

Gandasz nie dałby głowy, ale miał wrażenie, że niewidzialnym przeciwnikiem Midii był jej Opiekun, Traveller. I sądząc z dobiegających odgłosów nie walczył gołymi rękami.

Nagle Midia przyśpieszyła. Ruchy jej nadgarstków wprawiły ostrza sztyletów w wir niemożliwy do śledzenia. Szczek zderzających się ze sobą ostrzy przybrał na sile. Przeciwnik najwyraźniej dotrzymywał jej kroku bowiem nie było widać, by posunęła się chociażby o krok w przód. Walka trwała i trwała. Zdawało się, ze może tak trwać wiecznie gdy niespodziewanie dziewczyna zmyliła krok odwracając się w stronę szklanej ściany. Ten drobny błąd wystarczył, by na jej ramieniu pojawiła się pozioma linia dość szybko wypełniająca się krwią. W sekundę później cale pomieszczenie niemal wybuchło gniewem skierowanym w stronę intruza.

Gandasza niemal odrzuciło w tył. Cios był potężny i Gandasz wiedział, że za wszystko zapłaci później solidnym bólem głowy.
Nie zważając na gniew Travellera Gandasz ruszył w stronę Midii.

- Komputer! - rzucił w powietrze. - Zestaw opatrunkowy!

Mimo wszystko nie był przygotowany na to, że Midia będzie się bawić takimi ostrymi zabawkami.

Odpowiedz nie nadeszła. Zamiast niej pojawił się spokojny glos Midii.

~ Nic się nie stało. Zaraz się zagoi. Poza tym tu nie ma komputera...

W pewnym sensie Midia miała rację. Jednak głos Gandasza był na tyle donośny, by dotrzeć do receptorów komputera rozmieszczonych w sali z basenem.
W ślad za Gandaszem wtoczył się przez drzwi niewielki robot.

W tym momencie Gandasz był już przy Midii.

- Jak możesz powiedzieć, że nic się nie stało - powiedział. - W końcu zostałaś ranna. I to przeze mnie...

Midia skrzywiła lekko usta "widząc" robota, jednak nic nie powiedziała. Zamiast tego wyciągnęła dlon i lekko dotknęła rany. Skutek był natychmiastowy. Krew zaczęła cofać się do rozcięcia, które z kolei samo się zasklepiło. Wyglądało to zupełnie jak film puszczony od tylu z tym, że działo się naprawdę.

~ Mówiłam, że się zagoi.

Gniewnie marszcząc brwi zwróciła twarz w stronę źródła gniewu.

~ Mógłbyś już przestać! To była moja wina, nie jego. Zostaw nas teraz samych, Opiekunie.

Gniew zniknął, pozostawiając po sobie dwa miecze, które głośno uderzyły o drewnianą podłogę.

~ Przepraszam cię za niego...

Sztuczka... Nie... Umiejętność okazała się co najmniej ciekawa. Podobnie było z kwiatem. Ciekawe, czy można było się tego nauczyć...

- Nie dziwię mu się... W końcu jest twoim Opiekunem. Poza tym... Jak to się stało, że tak nagle się zdekoncentrowałaś? Tak doświadczona wojowniczka...

~ Nie jestem doświadczona.. To tylko proste ruchy.. Twoja aura.. Zobaczyłam jej blask katem oka i...

Rozłożyła bezradnie ramiona

Aura... Nie pomyślał wcześniej o czymś takim.
Pokręcił głową. Gest odruchowy, w tym wypadku zgoła bezsensowny.

- To z pewnością nie były to proste ruchy. Znam się na tym, uwierz mi. Gdybym nie wiedział, nie uwierzyłbym, że nie widzisz.
- Jeszcze raz cię przepraszam. Nie powinienem był ci przeszkadzać.

~ Nie przepraszaj - rzuciła nieco już gniewnie.

~ Wszyscy wokoło ciągle mnie przepraszają.. Nie znoszę tego. Może zamiast przepraszać pomożesz mi dokończyć trening?

Gandasz zmrużył oczy, a potem nagle roześmiał się.

- Mam taki zwyczaj, że przepraszam w chwili, gdy zawiniłem. Bez względu na to, czy chodzi o ciebie, czy o kogoś innego. Więc dobrze by było, gdybyś się do tego przyzwyczaiła.
- A z treningu nici. Nie mam zamiaru dać się poszatkować jak kapusta...


Midia roześmiała się. Radośnie i szczerze jak dziecko.

~ Może jak obiecam, ąe będę ostrożna? Poza tym.. Mamy tu kije. Dawno nie ćwiczyłam walki tą bronią. No chyba ze masz inne zajęcia, to nie będę cię zatrzymywać.

Gandasz uśmiechnął się.

- Wolę sobie nie wyobrażać, co w twoim wydaniu znaczy 'ostrożna'. Już chyba wolę te kije.
- Powiedz mi jeszcze... W jaki sposób wyczuwasz ruch przeciwnika? Słuch? Intuicja? Wyczuwasz intencje?


Podszedł do ściany i chwycił dwa kije.

- Złapiesz, jak rzucę? - spytał.

~ To.. Ciężko wytłumaczyć. Świat który widzę to biała mgła. Każda osoba posiada w nim swoja aurę. Przedmioty martwe nie, ale jeżeli ktoś je dotykał pozostaje ślad, dzięki któremu mogę je zobaczyć. To jak wspomnienie. Jeżeli tych wspomnień jest dużo, obraz się zamazuje, a ja wracam do punktu wyjścia. Tak jak miało to miejsce w sali odpraw. Dodatkowo pomaga mi moja moc. Mogę zwolnic bieg czasu dla mnie samej. Widzę wtedy wszystko w zwolnionym tempie, co pozwala mi posługiwać się bronią lub łapać przedmioty.


Mówiąc to odłożyła sztylety pod ścianę i powróciwszy na miejsce pośrodku sali wyciągnęła dłoń w geście oczekiwania.

- Uważaj... Łap - Gandasz rzucił równocześnie oba kije. Sam sięgnął po trzeci.

Midia bez trudu złapała jeden, a następnie drugi. Uśmiechnęła się do mężczyzny po czym zakręciła nimi młynki. Bron natychmiast dopasowala się do jej wzrostu.

~ Daj znać gdy będziesz gotowy.

Walka kijem, wbrew temu, co myślą niektórzy, jest nad wyraz szybka i nad wyraz często kończy się kontuzją. Bez względu na to, czy kto walczy dwoma długimi kijami, z których jeden służy do obrony, a drugi do atakowania, czy też trzyma się w ręku solidną lagę, która służy tak do obrony, jak i do zadawania ciosów.
Do tej walki Gandasz nie zamierzał podchodzić z przymrużeniem oka. Widział Midię w akcji i nie sądził, by z kijami dawała sobie radę gorzej, niż ze sztyletami.

~ Bez ograniczeń? Moce? Mutacje? Przemiana? - zapytala zaczepnie wodząc za Gandaszem niewidzącym wzrokiem.

- Bez żartów, moja droga... Chcesz za wszelką cenę wygrać? Kije to kije. Chociaż kiedyś, przy okazji, chętnie bym się dowiedział, w co przemienia się taka ładna dziewczyna, jak ty.

Zważył w ręku kij.
Broń była odrobinę zbyt ciężka, jak na zwykły trening. Ale, jak sam widział, Midia potrafiła o siebie zadbać w razie jakiegoś wypadku.
Mimo wszystko wolałby, żeby nic takiego się nie stało. „Wysłuchiwanie" Travellera było na dłuższą metę męczące.

Zaatakowała bez ostrzeżenia gdy ważył kij. Wzbijając się w powietrze wykonała zgrabny obrót dodający siły uderzeniu. Drewno zderzyło się z drewnem odbijając echem wśród ścian. Nie czekając, aż przeciwnik wykona swój ruch okręciła się na piecie mierząc z pełnego obrotu w lewe ramie.

Nie silił się na żadne widowiskowe sztuczki. Obrócił się minimalnie, odbijając drugie uderzenie końcem kija.
Jego kontratak, skierowany na stopę na której opierała się Midia był lekki i mimo szybkości łatwy do odparowania. Całkiem jakby dopiero oswajał się z nowym przeciwnikiem i jego techniką.

Elfka odskoczyła omijając kij o ułamek sekundy. Stała teraz mniej więcej na odległość kija. Dwa kawałki drewna w jej dłoniach wirowały wolno gdy okrążała przeciwnika wyszukując odpowiedniego momentu do zadania kolejnego ciosu. Zaatakowała bez ostrzeżenia mierząc kijem w dłoń Gandasza, drugi trzymając w pogotowiu na wypadek kontrataku z jego strony.

Atak, kontratak, riposta...
Szczęk kijów rozlegał się od kilkunastu minut. W walce na punkty pewnie byłby remis. Każde z nich zaliczyło po dwa trafienia, które nie zrobiły na przeciwniku zbyt wielkiego wrażenia.
W walce na śmierć i życie...
Prawdę mówiąc Gandasz wolałby mieć kogo innego po tamtej stronie kija. Midia była przerażająco szybka. I gdyby do tego dorzucić determinację...

- Co byś powiedziała na remis? - zapytał po kolejnym odpartym ataku. - Mój zegar mówi mi, że trwa to już prawie godzinę.

Midia opuściła kije uśmiechając się radośnie. Oddychała znacznie szybciej niż przed rozpoczęciem walki, a i włosy były teraz mokre zdecydowanie nie od wody w basenie.

~ Zgoda. Kąpiel?

Po czym nie czekając na Gandasza ruszyła w stronę basenu rzucając kije byle jak, byle gdzie.

Gandasz uśmiechnął się.

- Bałaganiara - rzucił teatralnym szeptem.

Ustawił kije na poprzednim miejscu, a potem pospieszył w ślad za dziewczyną.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-10-2009, 12:57   #15
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Długo błąkał się korytarzami poznając statek. Trening z Gandaszem dodał mu energii, którą chciał jeszcze jakoś spożytkować. Co prawda z kilku miejsc na jego ciele ponownie ciekła krew, jego ten zapach tylko pobudzał. Gdyby jakimś cudem uszkodziły się jego wewnętrzne organy, system podtrzymywania życia powiadomiłby go o tym. Ten stan w którym teraz się znajdował był przyjemny, ból był dobry. Żałował, że nie może być teraz w centrum akcji, nie może go wykorzystać, ale jeszcze będzie okazja i do tego. Było już koło północy kiedy stanął przed drzwiami takimi jak dziesiątki innych na statku. Otworzyły się bezszelestnie, pozwalając mu ujrzeć wnętrze pomieszczenia.



Surowy wystrój, nie był niczym nowym, ale ten kto wykonywał ten pokój mimo zapewne praktycznego usposobienia miał także duszę artysty. Nie spotkał się wcześniej z czymś takim, musiał jednak przyznać że trafiało w jego gusta. Z głośników płynęła spokojna, cicha muzyka. Światło było niczym mgła, lekko przytłumione, można powiedzieć, że dawało odpocząć oczom. Wszystko to nie pozostawiało żadnych wątpliwości, to był pokój medytacyjny. Dopiero po chwili dostrzegł, że nie jest w nim sam. Na podłodze pod ścianą znajdował się nie, kto inny jak niewidoma dziewczyna, która wcześniej przedstawiła się całej grupie jako Midia. Siedziała w pozycji kwiatu lotosu, właściwie to nie siedziała a unosiła się około metr... Może pól metra nad podłogą.
Usiadł bezgłośnie naprzeciw niej, nie chcąc zakłócać biegu jej myśli. Samo obserwowanie jej w takiej pozycji sprawiało mu przyjemność. Była otoczona przez kremową poświatę, która zdawała się wplatać w lekkie światło pomieszczenia.
Zamknięte oczy i idealnie spokojna twarz przynosiły spokój także i jemu. Nie poruszał się żaden mięsień na jej ciele. Właściwie wyglądało na to, ze nawet nie oddycha. Najpewniej była w głębokim transie. Trzeba przyznać, że była ładna, ale nie była to jeszcze uroda kobiety dojrzałej, ledwie młodej dziewczyny, prawie dziecka z perspektywy kogoś takiego jak Ergo. Wydawała się jednak rozkwitać z każdą chwilą, było prawie pewne, że kiedyś będzie prawdziwie piękna. Było w niej jednak coś więcej niż początkowo zakładał, coś jakby pod tą zewnętrzną powłoką. Coś co przypomniało mu zagadkowe słowa jej Opiekuna: „Ona nie jest dzieckiem”. W dodatku jasne było, że miała jakoś pomóc im w ich misji. Nie wiedział za bardzo jak miałaby to zrobić, gdyż to znacząco kłóciło się z jej wyglądem.

Cień Big Bossa jak mówili niektórzy. Szef Konsoricum musi, więc naprawdę ufać tej garstce Strażników powierzając im bezpieczeństwo tak cennej osoby. Zdawało mu się że mógłby wpatrywać się w nią jeszcze przez długie minuty jednak głos rozsądku przypomniał mu, że nie może tak marnować czasu. Wstał cicho, gotowy by zmierzać już w kierunku wyjścia.

~Nie odchodź.

Usłyszał głos w swojej głowie. Odwróciwszy się zobaczył, ze dziewczyna nie unosi się już w powietrzu ani ze nie otacza jej aura. Siedziała jednak nadal w pozycji lotosu z oczyma zwróconymi w jego stronę i przyjaznym uśmiechem na twarzy.

-Ja... Dobrze… Mogę się przyłączyć?


~Oczywiście... Ergo. To imię zawiera w sobie odrobinę niepewności.


Wyglądało, że nie obejdzie się bez dłuższej rozmowy. Nawet nie zdziwiło go, że mimo braku zmysłu wzroku nie tylko wyczuła czyjąś obecność, ale poznała go po głosie. Musi mieć wyczulone inne zmysły. Usiadł więc z powrotem do pozycji w której tkwił przed chwilą.

-Ergo... To nazwa mojej rodzinnej planety.

~ Planeta Ergo... Czy.. Czy ona przypadkiem nie została zniszczona?

Z jej pytania biła niepewność. Pewnie nie chciała być wścibska. Do pewnego stopnia pogrążył się w swoich wspomnieniach. Milczał, nie chcąc poruszać głębiej tego tematu. Niezręczną ciszę w ich dialogu przerwało kolejne pytanie, które rozbrzmiało w jego głowie głosem dziewczyny..

~ Jak wiec powinnam się do ciebie zwracać?

-Ergo to teraz moje imię... Ale możesz zwracać się do mnie jak ci się podoba.

~ Imiona nadawane są by nadać moc i znaczenie osobie, która staje się ich posiadaczem. Jeżeli twoje brzmi Ergo, to tak właśnie będę się do ciebie zwracała.

Zanim zdążył zrozumieć, co chce zrobić, wyciągnęła dłoń dotykając lekko fragmentu zbroi na jego ramieniu.

~Dlaczego odgradzasz się tym pancerzem?


Cofnął się odruchowo mimo tego, że nie czuł dotyku jej palców poprzez chłód metalu. To zabolało go bardziej niż kolce wbijające się w ciało, jaki człowiek mógłby tak żyć? Nie czuć tak zupełnie nic.

-Ten pancerz to teraz moje ciało, moje brzemię, które muszę nosić.

Odpowiedział bez wahania, tonem, który zdradzał, że wierzy we własne słowa.

~Dlaczego?

Czy to nie oczywiste pytanie? Więc czemu odpowiedź nie jest już taka oczywista, nie umiał jej tego wytłumaczyć.

~ Dlaczego musisz? Czuje, twoj ból. Jest niemal silniejszy niz. aura, która cię otacza. Właściwie to niemal jest ta aura. Twoje ciało cierpi. Ty cierpisz... Po co?

Jej głos był wypełniony smutkiem i troską. Niechętnie, ale cofnęła zawieszoną w powietrzu dłoń. Ergo w głębi siebie żałuje, że tak właśnie się stało. Jednak gdyby tego nie zrobiła mógłby mieć do niej tym większy żal. Walczy w środku z samym sobą żeby, chociaż spróbować jej to wyjaśnić. Nie widać tego przez zbroję, mimo lekkiego drżenia ramion, ale przecież dziewczyna i tak jest niewidoma. Łudzi się przez chwilę, że być może ona jedna mogłaby zrozumieć. Być może mógłby jej powiedzieć to, o czym z nikim nie rozmawiał a ona po prostu by go wysłuchała. Bez osądzania go tak jakby to zrobili inni.

-Złożyłem przysięgę... Ból jest teraz częścią mnie tak jak częścią ciebie jest Traveller.

Uśmiecha się do niego lekko, łagodnie jakby zmieniając nastawienie. Żal z jej twarzy chwilowo ustępuje innym uczuciom.

~ Traveller nie jest częścią mnie w takim stopniu jak ból stal się częścią ciebie. Żadna przysięga nie powinna zmuszać do takiego poświecenia. Ból nie zsyła odkupienia, a jedynie sprawia, że życie zamiast radością staje się męką.. Opowiedz mi…. Wytłumacz proszę…. Chcę zrozumieć.


W jej głosie czuć szczerość w tej jednej chwili jeszcze bardziej wydaje się dla niego aniołem.

-Nie wiem czy potrafię... Ale może pokażę. Możesz sięgnąć w moje myśli tak, jak wysyłasz swoje?

~ Nie, ale mogę przenieść się wraz z tobą w wymiar duchowy. Czy to wystarczy?

-Będzie musiało. Nie jest wstanie powiedzieć, nic więcej.

Wydał w myślach krótkie polecenie. Zbroja posłusznie odpadła od jego ciała jakby nagle straciła przyczepność. Niezapowiedziany huk sprawił, że Midia lekko podskoczyła. Zaraz jednak ponownie zagościł na jej twarz niezachwiany spokój. Ergo był świadom tego, że nie może zobaczyć jego blizn, ale wciąż czuł się dość nieswojo w czyjejś obecności. Wyciągnęła dłoń w stronę Ergo zapraszając go by usiadł bliżej niej.

~Pomogę ci w przejściu.


Jej dotyk przynosi ze sobą kojące ciepło. Czuje dreszcze pod wpływem jej delikatnych dłoni. Nie dane jest mu się tym cieszyć dłużej niż przez ułamki sekund. Dotyk jest czymś więcej, czuje lekkość, oczy odpływają mu w tył głowy. Kiedy ponownie je otwiera są już w znajomym mu miejscu.

Wnętrze jego umysłu, właściwie to nie do końca. Teraz otacza ich biała pustka gdziekolwiek by nie spojrzeli. Nie sposób dostrzec jej granic, nie sposób dostrzec niczego innego poza sporym przedmiotem tkwiącym w centrum, przynajmniej zdaje się, że jest to centrum, jako że to jedyny punkt zaczepienia. Czarne masywne pudło w kształcie sześcianu. Otoczone ze wszystkich stron łańcuchami, których drugie końce zdają się być przytwierdzone do wszechobecnej bieli. Ich postacie duchowe także się zmieniły, sam przypominał niebieski rozmazany płomień świecy o ludzkich kształtach. Midia zaś… Nie mógł uwierzyć, ale wyglądała jak anioł – tym razem dosłownie.



~To tu trzymam cały swój ból, i inne uczucia, które muszę kontrolować.

Spojrzał na nią pytająco, niepewny tego co czy powinni brnąć dalej.

~Jesteś tego pewna?

~ Tak...

Jej uśmiech dodaje mu otuchy. Midia bez wahania podchodzi do ziejącego czernią punktu i kładzie na niej swoją dłoń. Z początku nic się nie dzieje, potem z jej dłoni zaczyna wydobywać się łagodne światło, które można dostrzec tylko na czarnej powierzchni skrzyni. Łańcuch za łańcuchem puszczają po kolei,odpadając gdzieś w dal jego umysłu. Żadne z nich nie podąża za nimi wzrokiem.

Sześcian w końcu wydaje się wolny, zaczyna powoli się otwierać, co niesie ze sobą dziwne odległe echo, które niczym odległa fala zbliża się do nich. W ciągu może dwóch sekund ta skumulowana energia dopada do nich sprawiając, że tracą równowagę. Wraz z uderzeniem tej siły, przychodzą obrazy. Wiele obrazów i dźwięków nakładających się na siebie. Strasznych obrazów, płonące ciała, rodzinne tragedie, traci poczucie posiadania własnego ciała. Jest równocześnie wieloma osobami, które zdają się przytłaczać jego własne ja. Ergo nie wie czy wśród setek tysięcy, może milionów wrzasków słyszysz także głos Midia czy może jest to jego własny krzyk.

Wyciąga dłoń chcąc złapać dziewczynę, znaleźć coś nie pozwoli mu zwariować. Jest jednak za późno, znał te uczucia dobrze. Ten ból był jego stałym towarzyszem, nigdy jednak nie był przygotowany na tak skondensowaną dawkę. Poczuł jak coś w środku niego próbuje wydostać się na wolność, skóra po prostu pękał, kiedy długie kolce niczym gałęzie zaczęły przebijać ją od wewnątrz. Po prostu zamieniał się w cierniowy drzewo, kiedy kolce rozrastały się coraz bardziej. Kątem oka zobaczył, że z dziewczyną dzieje się to samo. Zakrwawione pióra jej niegdyś pięknych skrzydeł rozwiewały się w powietrzu jak liście na wietrze. Upadła lub upadała, nie mógł stwierdzić, sam poczuł się niesamowicie ciężki przyciśnięty siłą grawitacji. Kiedy te uczucia są już nie do zniesienia a Ergo osiąga swoją granicę, której nie jest wstanie przekroczyć. Wszystko staje się jasne, światło rozrasta się na nich pochłaniając wszystko, łącznie z tym, co czują.



Nagle po prostu wszystko się skończyło od tak jakby nigdy nie miało miejsca. Byli w zupełnie innym miejscu. Nie rozpoznawał go, ale jego obrazowi towarzyszył smutek równie silny, jak ból, z którego się wyrwali. Właściwie nie można było powiedzieć, ze się wyrwali gdyż on wciąż im towarzyszył w trochę innej formie. Przybrał otoczkę tęsknoty tak bolesnej, ze aż raniącej ich zmysły. Nieznośny ciężar owładnął ich umysły gdy nieuchronnie zmierzali bliżej, ku złotej bramie. Z ust Midi wyrwał sie błagalny krzyk. Z niejaką ulgą dostrzegł, ich ciała wróciły do swojej dawnej duchowej formy.
Zanim zdążył dokończyć tą myśl, ciało dziewczyny w jednym momencie rozbłysło jasnym światłem, które zdawało się pochodzić z jej wnętrza, rozrywać ja, niszczyć. Stopniowo przybierało na sile zlewając się z poświata, jaka ich otaczała.

Nagle, w jednym momencie wszystko ucichło. Ponownie znaleźli się w pokoju medytacyjnym. Coś się jednak zmieniło. Elfka zamiast siedzieć, jak miało to miejsce przed połączeniem, leżała zwinięta w pozycji embrionalnej. Jej ciałem wstrząsały dreszcze, a z oczu płynęły strumienie srebrzystych łez. Zniknął gdzieś spokój i łagodność, które zazwyczaj jej towarzyszyły. Zamiast tego otaczała ja pustka, która zdawała się pochłaniać naturalny blask tej istoty. Obudził się z transu by zobaczyć jak na jego oczach jej ciało zaczęło się starzec tak szybko, że można było dostrzec to gołym okiem. Ból, jakiego razem doświadczyli był ogromny, ale on był już do niego przyzwyczajony czuł go mniej lub bardziej od kiedy tylko sięgał pamięcią. Co innego ona, miał wyrzuty sumienia że zgodził się na to wszystko. Rzucił się do niej kładąc swoje dłonie na jej własnych. Nie wiedział, co powinien zrobić, miał nadzieje, że proces starzenia nie pogłębi się zanadto i że wszystko z nią w porządku.

-Midia, słyszysz mnie? Midia!

Midia powoli otwierała oczy reagując na jego głos. Wciąż skulona odwróciła głowę by spojrzeć na pochylającego się nad nią mężczyznę.

~ Ten ból... Jak możesz… Jak możesz z nim zyć...? Dlaczego się na niego godzisz?

Zapytała szeptem po czym uniosła się lekko z jego pomocą do pozycji siedzącej.

-Nie myśl o tym teraz. Odpoczywaj proszę.


~ Zaszliśmy za daleko. Mój dom…

Nagle uśmiech rozjaśnił jej twarz. Wydawało się, że ona po prostu nie umie długo się martwić. Choć robiła to często. Od kiedy ją znał, jej twarz zamiennie wypełniał albo smutek albo radosny uśmiech.

~ Jednak było warto. Mimo to żałuje, ze dopuściłam byś poczuł i mój ból. Cierpisz już wystarczająco...

-Jesteś pełna tajemnic... Nie przejmuj się bólem, twój być może jest innego rodzaju, ale akceptuje go tak samo jakby był moim własnym

Elfka skinęła głową na słowa o akceptacji, chociaż nie wyglądała na przekonaną.

-Powiedz raczej, o co chodzi z twoim wyglądem. Traveller mówił, że nie jesteś dzieckiem, ile tak właściwie masz lat?

Na wzmiankę o wyglądzie jej brwi uniosły się lekko wyrażając zdziwienie.

~Zmienił się?


Wydawała się naprawdę nie rozumieć, o co może mu chodzić.

~ Nie jestem pewna swego wieku Ergo. To dość trudne określić go w latach, jakie uznawane sa za standardowe. W tej galaktyce przebywam dopiero od około 300 lat. Wcześniej były inne, a jeszcze wiele jest na mojej drodze. Wytłumacz jednak proszę, o co chodzi z moim wyglądem oraz…. – przerwała przez moment swoją wypowiedź jakby potrzebowała chwili by odpowiednio przekazać mu to o co jej chodzi - dlaczego ktoś mógłby uważać mnie za… Dziecko.
Ostatnie słowo wypowiedziała z jawnym niedowierzaniem, ze ktokolwiek mógłby ja tak określić.

-Ja... Przepraszam, myślałem, że nie umiesz czytać w myślach.


Uśmiechnął się bezwiednie, do końca nie będąc pewny czy właśnie zażartował. Twarz miał pozbawioną blizn, choć noszącą ślady zmęczenia, była również dość blada od braku słońca. Zbroja zapewniała dobrą wentylację, jednak oddychać bez niej było czymś zupełnie innym. Odwykł już od tego, ale ostatnio coraz częściej zdarzało mu się ją zdjąć.

-Faktycznie mogłem uznać cię za dziecko, jeśli o to pytasz. Z tego, co mówisz wynika, że jesteś o wiele starsza ode mnie, tym bardziej jestem ci winny przeprosiny za brak okazanego szacunku. Jak widać oczy nie zawsze pokazują nam prawdę taką jaka jest ona w istocie.

Był lekko zmieszany tym, że musiał to powiedzieć. Musiał jednak przyznać się do błędu nawet, jeśli stawiało go to w lekko niezręcznej sytuacji. Roześmiała się wesoło, po raz pierwszy odkąd wrócili.

~ Nie wymagam szacunku. Nie zasłużyłam na niego. Zaskoczyłeś mnie stwierdzeniem o wyglądzie. gdy ostatni raz widziałam swoje odbicie byłam mniej więcej w wieku 21 lat. Miałam wtedy długie, jasne włosy i niebieskie oczy. Tyle pamiętam. Nie wiem czy się zmieniłam. Jednak sądząc po twoich słowach musiałam…. To dość dziwne.

-Wydawałaś się bardzo młoda... Przynajmniej, jeśli spojrzeć na osoby z mojej rasy, założyłem pochopnie, że ty także do niej należysz. Teraz wydajesz się starsza, nie wiem z czego to wynika. Może oczy mamią mnie kolejny raz.

Rozbawienie kolejny raz pojawiło się na jej twarzy, jakby szczerze bawiła ją ta rozmowa..

~ Faktycznie. Osoby z mojej planety... Nie mamy zwyczaju ujawniać się innym. Ja.. Jestem jednym z niewielu wyjątków. Ten wygląd... Mój obecny, to jedynie… Maska.


-Maska?

Jego spojrzenie odruchowo powędrowało do jego własnego hełmu leżącego wśród reszty części zbroi.

-Więc twoja prawdziwą postacią jest taka, w jakiej widziałem cię wcześniej?

~ Tak.. Ale i nie do końca. Jednak mój wizerunek duchowy, który widziałeś jest dość bliski temu.

Myślał przez chwilę nad jej słowami, po czym puścił jej dłonie.

-Rozumiem.. To było bardzo pouczające spotkanie, ale pozwól, że cię opuszczę o ile czujesz się na siłach żeby poradzić sobie samemu.


Widać było, że obecność dziewczyny go peszy. Była zaskakująca ładna, a on czuły się nagi. Spojrzenie uciekało mu w bok. Próbował nie myśleć o niej przez chwilę wstydząc się własnych myśli.

~ Nie odchodź… Proszę.

By go zatrzymać wyciągnęła dłoń i chwyciła go za ramie. Jej palce natrafiły na blizny.

~Co...?

Wydawała się zaskoczona, gdy gładząc skore mężczyzny natrafiała na kolejne wgłębienia, kolejne niedoskonałości na jego ciele. Jej dłoń powoli, zabarwiała się na czerwono jego własną krwią

Złapał ją za dłoń chcąc strącić z siebie. Usta zawęziły mu się lekko, sam jednak nie był pewien czy jest zły na nią, na siebie i czy w ogóle powinien być zły na kogoś. Rozluźnił uchwyt, czując jak jej delikatne palce stykają się z jego przez krótką chwilę do momentu, w którym wysunęły się całkowicie z jego dłoni.

~ Dlaczego?


Zapytała wstając.

~ Dlaczego odtrącasz? Chce cię zobaczyć. Nie tylko twoja aurę czy postać duchowa, ale ciebie. Nie mogę inaczej.. Nie wildze... Jednak wciąż czuje.

Rozłożyła palce dłoni, którą wcześniej tak chłodno odtrącił.

~ One są moimi oczyma. Nimi mogę cię zobaczyć takiego, jakim jesteś. Pozwól mi. Chce ułagodzić twój ból, choć na chwile.

Pozwolił. Nie ruszał się przez te kilka chwil, nawet nie drgnął. Oddech przyspieszył, słyszał własne bicie serca. Ulegał tej chwili, mimo że starał się obdzielić swoje emocje. Ta dziewczyna jakoś znalazła drogę pod jego zbroję, sam nie wiedział jak ani czemu. To się po prostu stało. Jej dotyk faktycznie przynosił ulgę, w każdym miejscu, po którym krążyła jej dłoń czuł coś innego niż przedtem. Zamknął oczy i spróbował się odprężyć. Nie obchodziło go, co o nim pomyśli, choć nawet nie otwierając oczu wiedział, że ma zatroskane spojrzenie. Doszła do twarzy, lekko westchnął, gdy dotknęła ust. To faktycznie były jej oczy, teraz to zrozumiał.
Wodziła opuszkami palców poznając każdą bliznę. Starała się usypiać w nich ból. Nie leczyć. Wiedziała, ze to jedynie sprawi mu ból, gdyż bez wątpienia nie odrzuci swojej pokuty. Nie chciała, więc sprawiać mu przykrości swoim nietaktem a jedynie złagodzić jego cierpienia. Pod palcami czuła ciepła jeszcze krew, ale i ta zaschniętą. Nie czuła natomiast by dawał im czas na zagojenie się mocniej i by stan ten trwał dłużej niż chwila.

~ Nie jestem dzieckiem Ergo.

Powiedziała nagle, po czym wspięła się na palce i lekko pocałowała go w usta.

~Jeżeli chcesz… Odejdź.

Wyszeptała, po czym odsunęła się i usiadła ponownie w pozycji lotosu.
Długie jasne włosy przypominały mu o innej dziewczynie. To było tak dawno, nawet nie pamiętał jej imienia…. Może nie chciał pamiętać, ale wiedział że czuł wtedy coś podobnego. Bał się, że zaraz zobaczy ją obok siebie lub, co gorsza w Midi. Kolejna postać wygenerowaną przez jego udręczone zmysły, kolejny żywy trup.
Chyba by tego nie zniósł, na szczęście stało się inaczej. Luźna tunika odkrywała zgrabne nogi i niewielki dekolt, nie odwrócił wzroku, nie tym razem. Nie wiedział czy zadziałała magia chwili, czy to, że wyglądała teraz na trochę starszą. Tej dziewczyny nie można było już pomylić z dzieckiem. Gdyby nie spiczaste uszy i intrygujące nieobecne spojrzenie uznałby ją za każdą normalną dziewczynę, właściwie kobietę. Jej uroda była niezaprzeczalna, nieskazitelnie gładka cera, błękitne oczy, które wydawały się żywe mimo, zarumienione policzki. Doszła do siebie po ich małej wyprawie szybciej niż mógłby przypuszczać - kolejny dowód na to, że oczy są najbardziej zawodnym ze wszystkich zmysłów. Ukląkł za nią wahając się jeszcze, ale ostatecznie objął ją lekko w tali swoimi poranionymi ramionami. Oczy błysnęły jej z zaciekawienia a usta lekko rozszerzyły się pod wpływem jego dotyku.
Wiedziała, że tak zareaguje? Jeśli tak, to nie dała tego po sobie poznać. Podniósł ją bez trudu, ważyła tyle co nic a on przecież nie był typem siłacza. Posadził ją sobie ostrożnie na kolanach tyłem do siebie czule masując jej wiotkie ramiona. Nie musiał rozluźniać atmosfery, sprawiać żeby się odprężyła. Ona zdawała się wiedzieć, czego chce a on był pewien, że chce tego samego. Zaskoczyło go to uczucie, było nowe, ale zarazem tak odległe jak jego pierwsza blizna. Tak jakby ktoś kopiąc w ziemi znalazł coś, czego się nie spodziewał znaleźć.
Przesunął jedną dłoń na jej plecy szukając zapięcia w tej sukni o dość prostym kroju, drugą zaś wplótł w jej długie zwisające swobodnie wzdłuż grzbietu włosy. Po krótkiej chwili jego palce poradziły sobie z zapięciem a suknia otaczająca Midię zsunęła się z jej ciała odsłaniając gołe plecy i przód, którego nie mógł jeszcze zobaczyć. Zaczął czule całować jej łopatki idąc w górę do szyi. Kiedy dziewczyna odchyliła głowę do tyłu skupił się na jej uchu, rozkoszując się każdym cichym dźwiękiem jaki wypływał z jej ust. Odwróciła do niego twarz zaskakując go namiętnym pocałunkiem. Poczuł go jak nic od dawna, przede wszystkim był prawdziwy. Trochę trwało zanim odpowiedział tym samym, przejmując inicjatywę. Ich wargi stapiały się i rozłączały jakby każda sekunda tęsknoty stanowiła dla nich zbyt duży ciężar. Ręce zsunęły mu się w dół na pośladki. Odwrócił ją do siebie, czując zgrabne rytmicznie poruszające się uda. Wsparła się na nim na chwilę tak żeby mógł powoli zdjąć kolejne części jej błękitnej bielizny. Uśmiechnęła się do niego, na znak, że nic się nie stało utwierdzając go tym samym w tym, o czym myślał wcześniej.
Sam odsunął ją na chwilę na bok i zajął się zdejmowaniem swojej bielizny. Midia w tym czasie uklękła na kolanach czekając cierpliwie aż się z tym upora w międzyczasie.
Nie mogła o tym wiedzieć, ale jej niewielkie piersi były doskonale uformowane. Stojące sutki wprost prosiły się o chwilę na pieszczoty. Całkowicie nagi przysunął się do niej, usiadła na niego, trochę niezdarnie robiąc to po omacku.
Odgarnął jej włosy zasłaniające twarz i lekko pocałował odsuwając palcem wargę. Odchylił ją lekko do tyłu czule pieszcząc nabrzmiałe sutki. Robił to na wyczucie, sądząc po minie Midi nie szło mu wcale tak źle. Ręce i język krążyły mechaniczne po jej ciele tak jakby robili to od zawsze. Poczuł jak napiera na niego domagając się czegoś więcej od zwykłych pieszczot. Nie zamierzał jej rozczarować, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić poczuł delikatny dotyk jej dłoni tam gdzie mimo wszystko się jej nie spodziewał. Zamarł nie bardzo wiedząc jak ma się zachować ani czego oczekiwać. Zaraz jednak cofnęła dłoń przytulając się do niego, objął ją mocno, przekazując ciepło ze swojego ciała. Trwali tak minuty, których nikt z nich nie liczył.

~Chcę tego Ergo, naprawdę.

Nie odpowiedział, nie musiał. Przycisnął tylko swoje czoło do jej. Wszedł w nią powoli, przyciskając ją do siebie. Jęki rozkoszy jeden za drugim wydobywały się z jej ust niszcząc otaczającą ich ciszę. Oddychali szybko, ich serca wydawały się bić niczym dzwony.
Dostosowali do siebie ruchy ciała, zgrywając je w czasie wyrabiając wspólne tempo. W końcu opadli razem na podłogę, spoceni i zmęczeni, uspokajając drżący oddech. Midia złożyła swoją głowę na jego pokrytą bliznami pierś wsłuchując się w bicie jego serca.. Nie wiedział ile minęło czasu zanim w końcu wstała i gładząc go po policzku

~ Ergo... Musze zostać teraz sama.. Wybaczysz mi?

Nie zamierzał się z nią spierać, nie miał do niej żalu. To było niesamowite przeżycie i zachowa wspomnienie o nim, ale nie stanie się tak nagle nowym człowiekiem. Szczęście nie mieściło się w ramach jego pokuty, w ramach jego stylu życia. Ubrał się niespiesznie, melancholia szybko z niego wyciekła ustępując miejsca dawnym uczuciom. Ból po takich chwilach wydawał się być dwa razy intensywniejszy. Cieszyło go to, przywrócił go szybko do rzeczywistości. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie mógł. Słowa były tu zbędne, ona musiała wiedzieć jak się teraz czuje.

~Do zobaczenia.

To jedno zdanie rozległo się w jego głowie w momencie, kiedy opuszczał salę. Nie odpowiedział, słowa były zbędne. Od kiedy zamknęły się za nimi drzwi tej sali, liczył się już tylko ból.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 07-10-2009 o 17:03.
traveller jest offline  
Stary 07-10-2009, 20:32   #16
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Okropnie wczesny ranek dnia drugiego

- Ja rozumiem, że ktoś nie sypia po nocach, ale czy nie mogłabyś niespać we własnej kajucie, zamiast włóczyć się po statku? - zapytał z zaciekawieniem.

Nie obudziło go to, że Midia strąciła kubek.
Sam fakt jej obecności dotarł do jego umysłu zanim weszła do jego, do ich kajuty.

~ Przepraszam... Nie zauważyłam. Nie chciałam cię obudzić.

- Nic się nie stało - powiedział. W jego głosie nie było nawet odrobiny senności. I cienia pretensji. - Mam nadzieję, że miło spędziłaś czas. Chociaż - zawahał się - mam wrażenie, że jesteś nieco zmęczona.

- Światło! - powiedział niezbyt głośno.

Oświetlenie dostosowane do tonu polecenia zapaliło sie od razu.
Na pokrywającym podłogę sztucznym drewnie leżał plastikowy kubek. Niewielka kałuża świadczyła o tym, że przed chwilą jeszcze nie był pusty.

- Zaraz to sprzątnę - powiedział.

~ Naprawdę... Powinnam go zauważyć - wyszeptała lekko różowiejąc na twarzy. W blasku lampy można było dostrzec nieco zaróżowione obwódki oczu jak i ciemniejsze plamy pod oczami. Jednak największa zmiana zaszła w samej postawie. Midia sprawiała wrażenie starszej o dobrych kilka lat.

Gandasz westchnął, zaniepokojony.

- Cóżeś ty ze sobą zrobiła, dziewczyno?

Podszedł do niej szybko i chwycił za ramiona.

- Siadaj natychmiast. Jeszcze troszkę i gotowa jesteś zemdleć.

~ Nic mi nie jest. To przejdzie. Może trochę przesadziłam, ale... To minie... - odpowiedziała zmęczonym głosem. Usiadła. ~ Próbowałam przekroczyć kilka granic.. Niektóre mi na to pozwoliły, inne..

- Może coś zjesz albo wypijesz, zanim przyleci tu Traveller i zrobi nam awanturę? A może wystarczy, że posiedzę przy tobie i potrzymam za rękę? Albo masaż skroni?

~ Nie, naprawdę. Przeszkodziłam ci. Nie brałam pod uwagę godziny i ... Traveller.. Wydaje mi się, ze przez jakiś czas może go nie być. Ja ... Nieważne. Zaraz dojdę do siebie - odpowiedziała niemal z lekkim uśmiechem na końcu. ~ Naprawdę nie musisz się mną przejmować.

Gandasz spojrzał na nią z pewnym powątpiewaniem.

- Po pierwsze nie mam nic przeciwko przejmowaniu się tobą - stwierdził. - Po drugie, z przyjemnością przy tobie posiedzę i poczekam, aż odzyskasz siły.

Poklepał ją po ręce.

- Jeśli myślisz, że sprawiasz jakiś kłopot nagłą pobudką, to powinnaś zobaczyć parę co ciekawszych nocy w Akademii.

Dziewczyna roześmiała się wesoło. Do jej oczu powrócił blask wyganiając z nich ślady zmęczenia.

~ Dziękuję. Może masz ochotę na podroż? Opowiesz mi o tych nocach, a ja.. Mi będzie łatwiej zregenerować siły.

Godzina czwarta nad ranem (czasu dowolnej planety) była zwykle idealna na spanie. I mało kto lubił, by go budzono o tej porze. Ale przedstawicielce płci pięknej można było to wybaczyć.

- Jasne - powiedział. - Jeśli tylko podróż cię nie zmęczy. jakieś zapasy na drogę? Rurkę może?

~ Wystarczy towarzystwo - roześmiała się wesoło. Świat zawirował, a gdy na nowo przybrał formę stałą stali u podnóża schodów prowadzących ku.. niebu. Liczne kwiaty odurzały zapachem. Wokoło soczysta zieleń mieszała się ze zlotem piasku i błękitem morza poniżej. Słońce lekko przyświecało zza chmur. Lekki wietrzyk rozwiewał lśniące włosy elfki oraz jej śnieżną, długą suknię, której z całą pewnością nie miała jeszcze chwilę temu. Była tez, jak Gandasz mógł zauważyć, bosa.

~ Chodźmy - zawołała, ciągnąc go lekko za rękę w stronę plaży.



- Jak na takie otocznie, to powinnaś mieć strój kąpielowy - zażartował Gandasz.
- Ależ tu jest pięknie - dodał poważniejszym tonem. - Ruszamy po schodach, czy idziemy sprawdzić, jaka jest woda?

~ Na górę nie mogę, jednak w dół... Woda jest idealnie ciepła, piasek miękki i sypki. Dość często odwiedzam to miejsce nocą, gdy wszyscy śpią.

- Czemu? - spytał Gandasz.

~ Czemu? Chodzi ci o schody? Jeszcze nie pora bym na nie wstąpiła. Jeżeli zaś chodziło ci o moje odwiedziny tego miejsca.. Uspokaja mnie, pozwala odpocząć, nabrać sił i chęci do życia. Wzmacnia moja energię.. Nie czujesz tego? Moc pulsuje tu w rytmie fal, w powiewach wiatru, w zapachu trawy i kwiatów, a nawet w promieniach słońca.

- Dlaczego gdy inni śpią - wyjaśnił Liadon. - Bo to, że możesz tu odzyskać energię to się czuje.

~ Możesz uznać, że to mój rodzaj.. snu. To nawyk wyrobiony przez lata pobytu w Konsorcjum. Dni zazwyczaj miałam zbyt zajęte, by oddawać się tego rodzaju przyjemnościom.

- W dzień praca, w nocy spacery po dalekich światach. Od dawna to tak?

Uśmiechnęła się do własnych wspomnień.

~ Dość. Właściwie to od samego początku mojego pobytu w tej galaktyce.

- Usiądźmy na tamtym głazie - zaproponował Liadon.

Solidny kawałek skały zdawał się być nagrzany od słońca, był zaś na tyle niski, że można było usiąść na nim i spokojnie zanurzyć nogi w wodzie.
Podał Midii rękę i skierował w stronę głazu.

- Może powiesz parę słów więcej o sobie?

Midia usiadła na głazie zanurzając stopy w cieplej wodze. Przez chwile zastanawiała się nad pytaniem Gandasza.

~ Właściwie chyba nie ma wiele do opowiadania. Pochodzę z daleka, a może z dość bliska. Moja planeta nosi nazwę Eden i jest jedna z trzech znajdujących się na jednej płaszczyźnie ale w rożnych wymiarach. Drugą jest Ziemia, trzecią zaś zwiemy Otchłanią.
~ Eden.. To cudowne miejsce. Trochę podobne do tego, trochę do lasu, w którym byliśmy poprzednio, a trochę.. Do wszystkiego co ma w sobie łagodność i spokój. Żyję już długo, Gandaszu. Widziałam rzeczy i miejsca...


Na chwilę jej twarz przysłonił cień smutku.

~ Nic jednak nie może mi zastąpić domu. Gdy tam powrócę.. Kiedy tam powrócę... Niestety to nie nastąpi szybko. Muszę podróżować, poznawać, pomagać. Musze dać z siebie wszystko, nie biorąc nic w zamian. Na koniec muszę oddać życie za kogoś, lub coś. Muszę to zrobić bezinteresownie, a wtedy... Wtedy będę mogla wstąpić na te schody i wrócić.

Jej postać zalśniła złotym blaskiem, a wyostrzone zmysły mężczyzny zostały zalane szczęściem, nadzieją, spokojem, miłością i całą gamą pozostałych emocji i uczuć uznawanych za należące do dziedziny dobra. Po nich zaś nastąpił spokój. Całkowity, wszechogarniający spokój. Jego własne oraz te pochodzące od niej fale zmiękły, osłabły. Pozostał jedynie ten spokój, szum fal, powiew wiatru i zapach. Nic więcej nie istniało, nic więcej się nie liczyło. Tylko to. Tylko teraz. Tylko oni.

Stan upojenia przerwał jej głos.

~ Widzisz, mówiłam, ze to minie.

Uśmiechnęła się taka jak wcześniej. Młoda, radosna, niewinna i delikatna. Po zmęczeniu i troskach nie pozostał nawet najmniejszy ślad. Niezwykłym było jednak to, że nie tylko ona odzyskała siły.
Również Gandasz czul się jakby nigdy nie zaznał trudów życia. Zupełnie jak gdyby obudził się z długiego snu i stwierdził nagle, że żyje...

Wrażenie było niesamowite...
Dopiero po chwili Gandasz powiedział:

- Niczym urodzić się na nowo... Czy wszyscy na Edenie potrafią coś takiego?

Wolał nie wypowiadać się na temat sposobu, w jaki Midia miała powrócić do domu. Przypominało mu to niektóre religie, o których słyszał tu i tam. Wolał wracać do domu w prostszy, bardziej tradycyjny sposób.

Uśmiechnęła się.

~ To nic wielkiego ale, zazwyczaj nie dzielimy się tym. Cieszę się, że mogłam się tym z tobą podzielić. Efekt nie będzie jednak trwał długo. Dzień, może dwa.

Przeniosła spojrzenie na schody.

~ Gdybyśmy mogli po nich wejść.. Trwałby już zawsze.

- Zapewne droga bez powrotu - powiedział Gandasz w zadumie. - I z pewnością niezbyt łatwo dostać pozwolenie... Wysoka może być cena...
- A ty... Cóż sprawiło, że jesteś tu, a nie u siebie? Wszak tam byłoby ci lepiej.


Opuściła głowę, przyglądając się przez chwilę własnym dłoniom.

~ Złamałam prawo. Wygnanie jest moją karą. Gdy się dopełni, powrócę.

Gandasz milczał przez chwilę.
Przestępstwo musiało być znacznego kalibru, skoro karą było wygnanie i śmierć.
Albo też prawo mało wyważone.
Potem lekko dotknął ramienia Midii.

- Przykro mi... - powiedział.

~ Dlaczego?- Wydawała się zdziwiona. ~ Zasłużyłam na karę i przyjęłam ją ze spokojem. Wędruję po światach. Pomagam. Uczę się. Na swój sposób jestem nawet szczęśliwsza niż w domu. Jednak... To wciąż jest dom.

Nagle poderwała się z kamienia wskakując prosto w nadciągającą falę.

~ Chodź - Ponagliła zachęcając do porzucenia ponurych myśli i oddania się zabawie.

Nie wahając się długo zrzucił koszulę i w ślad za Midią pobiegł rozbryzgując nadciągające fale.
Zabawa trwała, a dziewczyna wydawała się w jej trakcie w pełni szczęśliwa. Gdy wreszcie wykończeni wodnym szaleństwem opadli na zloty piasek, zapytała.

~ A ty? Opowiedz mi coś o sobie..

Co prawda sądził, że Midia wie o nim wszystko, czego można się dowiedzieć z oficjalnych akt, nie miał nic przeciwko temu, by spełnić jej prośbę.

- Moja historia nie jest ani tak długa, jak twoja, ani tak skomplikowana.
- W mojej rodzinie, i nie tylko w niej, istnieje stara jak nasz świat tradycja, posyłania chłopców do Akademii. Uczono nas wszystkiego - od posługiwania się bronią, przez umiejętność dowodzenia i współdziałania po szeroko pojętą politykę.
- Parę drobnych wybryków by się znalazło... Jakieś sztuczki w sieci komputerowej, zbyt niskie loty w nieodpowiednich miejscach i inne takie tam...
- Zostanie Strażnikiem nigdy nie leżało na czele mojej listy priorytetów. Ale skoro można było zrobić coś dobrego dla mojej planety... Czyż nie po to żyjemy?


~ Tak... - uśmiechnęła się przyjaźnie. ~ Twoje życie wydaje się być ciekawsze od mojego. Wybryki.. Czasami mam wrażenie, ze wiecznie muszę się przed kimś tłumaczyć z mojego zachowania. Ze każda rzecz zrobiona nie tak jest mi zapisywana. Zazdroszczę ci wolności.

Wolność... Tak... Prawdę mówiąc nie sądził, że ktokolwiek z jego bliskich krewnych był prawdziwie wolny. Dużo prawdy tkwi w powiedzeniu, że dobry władca jest niewolnikiem swego ludu.
Ale trochę swobody miewał...

- Udaj choć raz, że masz naście latek i poszalej troszkę - powiedział. - Nie musisz zwracać uwagi na każdy swój gest czy słowo. - Uśmiechnął się. - Szkoda, że nie poznaliśmy się wcześniej. Zabrałbym cię na parę małych szaleństw. Malutkich, niegroźnych, przyjemnych szaleństewek.

~ Przyjemnych, niegroźnych... - powtórzyła nieco rozmarzonym głosem. ~ Szkoda. Może jednak nie jest za późno na szaleństwa... Takie przyjemne... Niegroźne..

O dziwo jej głos zamiast wesoło, brzmiał poważnie i nieco.. smutno.

~ Zawsze jednak mogę wybrać się na spacer po plaży lub kąpiel pod wodospadem.. - dodała, jakby dla złagodzenia poprzedniej powagi z figlarnym uśmiechem.

- Miło mi będzie, jeśli uwzględnisz moje towarzystwo.

~ Twoje towarzystwo zawsze będzie dla mnie przyjemnością, Gandaszu - odpowiedziała z powagą w głosie.. Obróciła się na plecy i zapatrzyła w niebo.

~ Czas wracać - powiedziała po chwili.


Obraz rozmył się.
Siedzieli w kabinie.

- Dziękuję. - Musnął ustami palce jej dłoni. - Możesz mnie budzić o dowolnej porze dnia czy nocy - dodał żartobliwie.

Roześmiała się wesoło.

~ Pewnie nie jeden raz pożałujesz swych slow.

- Nigdy w życiu - odpowiedział z uśmiechem.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-10-2009, 14:24   #17
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Yachi w milczeniu udała się do swojego 'pokoju', o ile tak to można nazwać. Znajdował się on naturalnie gdzieś na samym końcu, zapewne był najrzadziej używany, lub najczęściej ale tylko przez wyrzutków i odludków. Taka też widocznie była czerwonowłosa, która wchodząc do pomieszczenia trzasnęła za sobą drzwiami i nie zapaliła nawet światła. Jej żółte tęczówki ocząt błyszczały lekko w ciemności, a sama dziewczyna widziała wszystko tak doskonale, jakby to był dzień. Niestety, jak to maja w zwyczaju koty, nie widziała przez to wyraźnie wszystkich barw, a tylko te podstawowe.
Yachi topornie podeszła do łóżka i wręcz rzuciła się na nie, kładąc się na plecach i przymykając na chwilę oczy, by otworzyć je leniwie i spojrzeć w sufit dopiero gdy usłyszała czyjś głos, a raczej głos Travellera....

~ Nie denerwuj sie Shinigami. Nie stanowie dla ciebie zagrożenia ... Na razie...

Yachi na te słowa nawet nie drgnęła. Dalej leżała sobie płasko na łóżku gapiąc się gdzieś w górę. Ręce miała podłożone pod głowę, bo tak było jej wygodnie. Westchnęła jedynie na zasłyszane słowa Traveller'a.
- Nie podrywaj mnie duszku, i tak nie masz na co liczyc. - mruknęła zupełnie bez przekonania leżąc dalej. Ciekawość jakoś wymijała jej kobiecy umysł, którego zwyczajnie w świecie mało co interesowało, choć tym razem miała ochotę komuś podokuczać, a duch wydawał się być najlepszym kompanem do rozmów. W końcu on i tak jest martwy.

~ Nie podrywam cie Shinigami. Na tym statku są rzeczy ważniejsze niż przyjemności. Wykonuje jedynie swoje zadanie.

- Wykonujesz zadania poprzez zaczepianie mnie i popisywanie się faktem, iż jesteś dla mnie jakimkolwiek zagrożeniem? Błagam Cię, daj spokój. Nie zaczepiasz mnie chyba bo "takie masz zadanie", czyż nie? - powiedziała zupełnie obojętnie i przechyliła głowę na bok, by sprawdzić czy duch wszedł do jej "kanciapy".

~ Jedynie zaznaczylem swa obecnosc i niejako powiadomiłem o swojej wizycie. Nie popisuje sie Shinigami. Nie mam tkaiej potrzeby.
Duch zmaterializowal sie tuz przy wejsciu.

Yachi spojrzała na niego swoimi dzikimi, żółtymi oczami, które wprawiały wiele osób w stan obrzydzenia i wstrętu. Bali się, czasem po prostu uważali jej spojrzenie za obrzydliwe. Co prawda dziewczyna wtedy czuła się jakby fatalnie z tego powodu, ale nauczyła się akceptować ten fakt... Fakt, który miał swe ujście w kolorze tęczówek.
- Więc przyszedłeś by sobie na mnie popatrzeć? Dawno nie widziałeś Bogów Śmierci, co? Czy może po prostu... Zrobiłeś ich w chuja i przyszedłeś się mi pochwalić, jacy to z nas frajerzy? No śmiało, mów... Chyba, że po prostu chcesz pogadać, ewentualnie pochwalić się, że nie mogę Cię "zabić". - zagrzmiało nieco lakonicznie i uniosła w górę brew. Wygladała słodko i niewinne, jednak sam jej ton głosu mówił zupełnie co innego. To nie jest słodka dziewczynka, mimo , iż wyglądała.

~ Dlaczego sadzisz, ze twoja osoba obchodzi mnie wiecej niz pozostali? Kazdemu z nich zlozylem podobna wizyte. Nie jestes nikim wyjatkowym. Jedynie jedna z wielu...

- Aha, i każdemu tak gadasz, że nie stwarzasz dla niego zagrożenia, tymczasowego, right? - zagrzmiała nieco gniewnie i podniosła się do pozycji siedzącej. Postawiła stopy na podłodze nie odrywajac wzroku od Opiekuna małej Midi, który przylazł chuj wie w jakim celu :<
- Jestem wyjątkowa. - potwierdziła jakby chcąc przerkonać samą siebie i zmrużyła żółte oczy dalej na niego się patrząc.

~ Skoro tak twierdzisz. - Odpowiedzial obojetnie zaś Yachi jedynie uśmiechnęła się kącikiem ust.

- Ty też tak sądzisz, po prostu nie chcesz się przyznać. - stwierdziła zadziornie nie wiedząc, czy chce go sprowokować, czy może po prostu wypływa z niej egocentryzm.

~ Skoro tak twierdzisz... - Powtorzyl tym razem wyczuwalnie rozbawiony.
~ Dla mnie stanowisz jedynie kolejny punkt na liscie rzeczy do sprawdzenia. Ladny co prawda, ale jedynie punkt.

- Kąśliwy punkt. - poprawiła go skrupulatnie i błyskawicznie z tym samym, pewnym siebie uśmieszkiem. Siedząc dalej na łóżku podparła się rękami z tyłu i przechyliła łepek na bok. Jej czerwone jak zamoczone w świeżej krwi włosy poruszyły się ponuro zsuwajac się z lewego ramienia na plecy dziewczyny.
- A w jaki sposób chciałbyś mnie sprawdzić? Ja jestem dobra w wielu kwestiach, a może i najlepsza... Zapewniam na słowo. - podkreśliła lekkim mrukiem dalej gapiąc się na niego z wytrwałą bezczelnością.

~ Juz sprawdzilem. Jezeli jednak masz ochote na inna forme sprawdzenia...

Nie dokonczyl. Zamiast tego pomieszczenie wypelnila fala szczerego rozbawienia.

No cóż, teraz nawet ją zaczęło to bawić. W końcu kto powiedział, że Yachi jest tą, co nie potrafi nawet rozmawiać z innymi? Owszem, nie potrafiła, a raczej nie chciała, by po prostu nikt się do niej nie przywiązał, jednak zdechlak mógł.
Półuśmieszek mimo wszystko nie schodził jej z twarzy.
- Sprawdzałeś? Oh my...., nawet nie poczułam. - zagrzmiała słodko i niewinnie, jednak nie było w jej słowach złośliwości. Po prostu była kąśliwa, ot co.
- Jednakże, jakby nie było... O jakiej formie mowa? - dopytała celowo, by pociągnąć duszka za język. Zastanawiała się przy okazji, czym on może być naprawdę, ale szybko te myśli jej umknęły, gdyż skupiła się na tym, co on robi, bo dotychczas stal w bezruchu.

Energia wypelniajaca Travellera zgestniala tuz po slowach kobiety. Lsniaca biela smuga oderwala sie od otaczajacej go aury i poplynela w strone Yachi.

~ Leż spokojnie. - Slowom towarzyszyło pierwsze dotkniecie. Delikatne muskniecie niosace ze soba przyjemny dreszcz mocy.
Czerwonowłosa zdecydowanie nie była przygotowana na coś takiego. Dziwna fala sunęła po jej odsłoniętym ciele, dopiero teraz zdała sobie sprawę z faktu, że się nie przebrała. Z lekko rozwartymi ustami i szeroko otwartymi, dziki oczami spojrzała na formę, którą widziały jej oczy. Zgaszone światło nie sprawiało, że widziała mniej, bynajmniej. Yachi nawet nie zauważyłą różnicy między tym, kiedy światło było zapalone a kiedy zgaszone.
Jakby jednym jego dotknięciem została sprowadzona do pionu. Leżeć? Nie ruszać się? I to w dodatku ze spokojem? Cóż mogła pomyśleć dziewczyna, która nie pamiętała życia przed śmiercią, która egzystowała jedynie w formie zmaterializowanej duszy.
Czujka gladko sunela dalej zeslizgujac sie z ramienia na szyje. Niosac ze soba kolejne fale energii ruszyla w gore dotykajac lekko podbrodek, muskajac usta, gladzac policzek.
To wszystko było miłe, aż zbyt miłe. Yachi bała się miłych rzeczy, a najbardziej bała się swojej słabości, której na szczęście Traveller nie mógł aktywować, ze względu na brak ciała.

- C-co Ty do cholery robisz? - spytała, ale o dziwo tym razem nie zabrzmiałą groźnie, nie tak jak zawsze. Było czuć w niej raczej nutkę niepewności, jej ciało zadrżało. Cokolwiek on jej robił i bez względu na to jak bardzo sprawiało jej to przyjemność, wiedziała, że nie może tak ze względu na funkcję, ze względu na to, że jest "Łowcą Dusz", a on jest duszą.
Fala energii Travellera odsunęła włosy dziewczyny na bok i zjechala w dol po skórze tuz za uchem az do ramienia.

~ Mam badać dalej?

- A czy masz zamiar badać mnie w ten sposób przy każdym starcie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, a na jej twarzy nie widniał uśmiech, ni gniew. Była spokojna na to co on robi, nie drgnęła i nie ruszyła się. Gdyby to była istota z krwi i kości, pewnie już dawno wyleciała by na kopach z jej pokoju, ale duch to już co innego. Nie przywiąże się do niej, raczej nie.

~ Jezeli sobie tego nie zyczysz, przestane. Jezeli bedziesz chciala moge je powtorzyc pare razy o dogodnych dla ciebie porach. Nie tylko przy okazji startow. Tego rodzaju badanie bywa podobno przyjemna forma poznania wsrod niektorych ras. - Strumien energii odlaczyl sie od ciala kobiety i znieruchomial kilka centymetrow nad ramieniem.

Kącik ust dziewczyny ponownie uniósł się w kpiącym uśmieszku. Zaśmiała się na głos. Ten pierwszy i możliwe, że ostatni raz, Trav mógł usłyszeć jej śmiech, któRy, co dziwne, wcale nie brzmiał jakoś ponuro, bynajmniej. Był to urokliwy, choć krótki, śmiech szesnastoletniej, zagubionej dziewczynki, która po swojej śmierci egzystowała ponad 700lat, nie mając bladego pojęcia o tym, jak umarła.
- Jesteś słodki, jednak nie jestem w stanie pojąć tego, co przed chwilą zrobiłeś. Nie rozumiem tego, więc wybacz. - powiedziała ze spokojem, a w jej głosie nie dało już się słyszeć typowej obojętności, co do ducha. Była na swój sposób uprzejma co do niego, po chwili nawet podniosła się w łóżka. Może i by go pocałowała teraz w policzek, bez zbędnych prowokacji, jednak jego niematerialność przeszkadzała Yachi, nie chciała udobruchać powietrza. Gdy wstała z łóżka od razu zsunęła z siebie pończochy i krótkie spodenki, rzucając je gdzieś w kąt. Z podręcznego bagażu wyjęła zaś ubranie, w którym czuła się wygodniej na Ziemi, bo na tej planecie trudno by było chodzic z odkrytym ciałem. Rozebrała się przy duchu stojąc gdzieś w pobliżu półnaga, bo dla niej to nic nie znaczyło, zresztą, to była tylko dusza.
- Masz jakieś uczucia? - spytała jakby kontrolnie, choc niezobowiązująco wciągajac długie, czarne i rurkowate spodnie, które zaczęła na siebie wsuwać, siadając przy okazji na łóżku w aktualnie samych figach.

~ Tak. - Padla krotka odpowiedz. Strumien energii zniknal, natomiast postac Opiekuna zaczela sie powoli rozmazywac.

- Odchodzisz już? - spytała błyskawicznie gdy energia zniknęła a postać zaczęła się zamazywać. Tak, prawdopodobnie odchodzi. Jednak to dobrze, że ma uczucia, Yachi wiedziała, że nie jest on groźny, jednak nie wiedziała, czy swoim zachowaniem go krzywdzi, czy nie. Była dość prostą kobietą, trochę bardziej jak maszyna do łapania dusz, do dawania innym spokoju wiecznego. Sama do siebie się uśmiechała, bo nawet jeśli Trav już odchodził od niej, to i tak było jej dziwnie miło.
Zaś on zniknął stąd bez słowa, tak po prostu. Widocznie miał coś do załatwienia, pomyślała Yachi kończąc się przebierać. Ubrała się w obcisłą, czerwoną bluzkę z orientalnego kroju i z ciemnoczerwonymi wzorami, sięgającą do wpół pośladków oraz czarne spodnie rurki przylegające do ciała. Na siebie zarzuciła czarny, długi, skórzany płaszcz, z pięcioma niezbyt grubymi pasami zapinanymi w talii. Buty zaś długie, na bardzo grubej, wysokiej podeszwie, zapinane ciężkimi, metalowymi klamrami. W takim stroju wyszła z pokoju by swobodnie móc zwiedzić statek, miała nadzieje, że dowie się paru rzeczy od kapitana poprzez zdematerializowanie się i podsłuchanie rozmów, lub ewentualnie znajdzie na statku jakieś ciekawe, ukryte miejsce... A może, podsłucha coś ciekawego?
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 08-10-2009, 19:24   #18
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Parę rozmów, parę spotkań, trening...
W końcu nadszedł czas na odrabianie zaległości w lekturze. W tym jej kawałku, który dotyczył ich punktu docelowego.


Czytelnia była pusta.
Gandasz zatrzymał się w progu, kontemplując nieco nietypowy wystrój wnętrza.


"Żywcem przeniesione z jakiegoś pałacu" - pomyślał.

Dyskretnie ukryte regały pełne były książek... Większość z nich pisanych było alfabetem dla niewidomych.
Ilustracje również były dostosowane do potrzeb osób czytających za pomocą palców.
Rzecz niegdyś bardzo praktyczna, zaś w dobie komputerów - nieco staromodna. Acz zrozumiała dla każdego, kto lubił usiąść z książką w ręku miast słuchać lektora lub przewracać e-kartki na ekranie komputera.


Położona na piętrze sala multimedialna wyglądała bardziej standardowo. Parę szafek, stoły i wygodne foteliki.

- Komputer... Dane o Ziemi...

Jedna ze ścian zmieniła się w wielki ekran, na którym pojawił się quazi-trójwymiarowy obraz, podobny do widzianego wcześniej hologramu.


Ziemia nie wyglądała zbyt zachęcająco. Nawet jeśli kiedyś była piękną planetą, to teraz z owego piękna nie zostało nic.

- Dane szczegółowe - zażądał Gandasz.

- Trzecia planeta układu, odległość od gwiazdy macierzystej w peryhelium....

Gandasz wsłuchiwał się w płynące informacje, składające się na niezbyt wesołą całość.
Prężny rozwój cywilizacji - pierwsze loty kosmiczne, sondy wysyłane na planety układu oraz pozaukładowe, stacja kosmiczna... Wszystko to nagle zostało zatrzymane przez wewnętrzne konflikty, które doprowadziły do wojny, zwanej tam trzecią wojną światową.
Sama nazwa tej wojny dobitnie świadczyła o megalomanii mieszkańców.

Wojna, podczas której zginęła większość populacji ludzkiej zniszczyła warstwę ozonową, spowodowała zniszczenie powierzchniowych zasobów wody i ogromne zmiany w ukształtowaniu terenu.

Garstka ludzi odleciała na dwóch statkach kosmicznych. O losie jednego z nich nie wiadomo nic, drugi natomiast zaniósł do wszechświata wieści o zagładzie Ziemi.
Na pokładzie tych statków znaleźli się członkowie sekty Wyznawców Końca Dni, jednej z najliczniejszych grup wyznaniowych tamtych czasów. Z odnalezionych na statku kronik wynika, że przywódca sekty wykorzystując zgromadzone wcześniej środki zbudował dwa statki kosmiczne, które miały wystartować z zamaskowanego kosmodromu nad jeziorem Titicaca.
Minęło kilka lat, zanim opuścili zniszczoną planetę. Zamknięci w hermetycznych schronach szykowali swe pojazdy do startu, obserwując równocześnie, co dzieje się na powierzchni Ziemi.

Użyta broń zachwiała równowagę nie tylko biologiczną planety. Ziemia zmieniła nieco swą orbitę i przybliżyła się do Słońca, skutkiem czego nastąpiły wybuchy wulkanów i liczne ruchy tektoniczne, oraz znaczny wzrost temperatury na powierzchni.
Po zniknięciu wód powierzchniowych woda zachowała się jedynie w zbiornikach podziemnych, a o jej zmniejszające się zasoby toczyła się nieustanna walka.
Świat podzielił się na dwie części - podziemną, gdzie schroniła się część ludzkości, oraz nadziemną, która przystosowała się od życia wśród promieniowania kosmicznego i zanieczyszczeń radioaktywnych.
Ci, którym nie udało sie ukryć pod powierzchnią stali się ofiarami promieniowania, lub też padli ofiarą zmutowanych zwierząt, stając się łatwą ofiarą rozmaitych drapieżników.

Wyznawcy Końca Dni byli jedynymi ludźmi, którym udało się z wydostać z układu tamtej gwiazdy.
Ich przywódca, na wpół szalony miliarder-wizjoner, zgromadził ludzi, którzy podzielali jego wiarę w nieuchronną zagładę, jak spotkać miała ich ojczystą planetę.
Znajdujący się wśród nich naukowcy stworzyli projekt statku kosmicznego, który miał zanieść Wyznawców do innych gwiazd.
W tajemnicy przed resztą ludzkości zrealizowano marzenia. W chwili wybuchu wojny dwa statki były częściowo gotowe.
Gdy udało się je wykończyć - wystartowali.

- A zwierciadło?

Na ekranie pojawił się czerwony budynek.


- Znajdowało się podziemiach tej budowli - wyjaśnił komputer.

- Lokalizacja jest znana?

Budowla przypominająca świątynię zniknęła. Zamiast niej pojawił się niezbyt starannie narysowany plan.


- To ich osiedle. Położone było nad jeziorem. Dokładna lokalizacja nie jest znana.
Budowla znajdowała się na północnym krańcu, tuż przy murach.

- Kolejne wieści pochodziły już nie od nich, a od ekipy badaczy, którzy wyruszyli z misją badawczą, jednak informacje od nich są również bardzo przestarzałe.

- To znaczy? - spytał Gandasz.

- Dwa miliony lat - padła odpowiedź.

Gandasz stłumił uśmiech.
Przez dwa miliony lat wszystko mogło się zmienić... Równie dobrze można było wyrzucić te wszystkie informacje do kosza.

Komputer dalej przekazywał informacje. Nieliczne, bowiem ekipa badawcza niewiele zdołała przesłać informacji, zanim ich nadajniki zamilkły.
Potwierdziły się dane o zniszczeniach i o mutantach. przesłano między innymi parę zdjęć.
Na ekranie pojawił się obraz, potem kolejny.






- Symulacja - powiedział Gandasz.

Na środku sali wyrósł wilkopodobny potwór, prawie dwa razy przewyższający Gandasza. Drugi, przerośnięty szczur, był od przeciętnego człowieka dwa razy mniejszy. Co nie znaczyło, że był mniej groźny.

- Te małe polowały w stadach - komputer dorzucił kolejną informację.

- Wyniki sond? - spytał Gandasz.

- W mojej pamięci nie ma informacji o żadnych sondach.

Komputery zazwyczaj nie cierpiały na sklerozę, a to znaczyło, że nikt sond nie wysyłał.
Chyba, że coś przed uczestnikami misji zatajono.

"Albo ktoś tam na górze jest kretynem, albo też najzwyczajniej na świecie ktoś podkłada nam gigantyczną świnię. Jedno i drugie nie tylko stawiało pod znakiem zapytania sens misji, ale i poważnie zmniejszało szanse powrotu."

- Komputer. Wprowadź teoretyczne dane o tych potworach do programu symulacyjnego.

- Koniec na dziś. Wyłącz światło - powiedział. - Dziękuję.

Wyszedł z biblioteki i ruszył w stronę swojej kajuty.
Miał bardzo wiele rzeczy do przemyślenia.

Może Midia zdoła mu coś wyjaśnić...
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 08-10-2009 o 20:01.
Kerm jest offline  
Stary 12-10-2009, 01:41   #19
 
Julian's Avatar
 
Reputacja: 1 Julian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie coś
Podróż niezmiernie męczyła i nudziła Teka. Zwiedził cały statek już pierwszego dnia i nie znalazł nic co mogłoby go specjalnie zaciekawić. Sale treningowe? Ciągle trenował na Center. Biblioteka? Wziął stamtąd palmtopa żeby moc na spokojnie wszędzie przeglądać zbiory ale jak dotąd prawie w ogóle go nie używał. Większość czasu siedział w swojej jednoosobowej kabinie i przeglądał pierdoły na komputerze. Przez chwilę nawet czytał poezję. Poezję! Jak znudzonym trzeba być żeby czytać takie smuty? Teraz leżał na swojej koi i rozmyślał.
Cała sytuacja na statku mu się nie podobała. Przed wejściem na pokład wydawało mu się, że stało stało się coś poważnego, ale on sam niewiele poczuł. Najbardziej w tym wszystkim denerwowała go niewiedza. Nikt chyba nie lubił być najgorzej poinformowaną osobą. W dodatku większość tej ekipy z którą go wysłali wyglądała albo na dziwaków, albo jakieś cioty. Zdawał sobie sprawę z tego, że sam raczej jest zaliczany przez większość ludzi do dziwaków, ale niewiele go to obchodziło. On to po prostu on.

- Komputer! - zawołał

- System gotowy do przyjmowania poleceń. - usłyszał w odpowiedzi

- Trzy piwa. W butelkach.

- Polecenie przyjęte.

Trzeba było w końcu ruszyć dupe i wyjść z pokoju. Dlatego też postanowił wziąć sobie mały zapas napojów. Nie mógł siedzieć zamknięty tam jak łajza. Musiał zrobić coś z tym co go irytowało, a przy okazji zabić trochę czasu. Nie chciało mu się nawet zasłaniać lewej ręki, z której palców zamiast paznokci wyrastały pokaźne pazury, chociaż zawsze to robił. I tak reszta ekipy się na nią przedzej czy później napatrzy. Poczekał aż podajnik wyda mu butelki zawierające złocistą radość w płynie po czym wyszedł poszukać kogoś kto mógłby udzielić mu kilku odpowiedzi. Kogoś innego niż Midia. Nie musiał szukać daleko.

Yachi siedziała sobie w dużym salonie na jednym z kanap. Ręce założyła krzyżem na piersi, dmuchnęła w niesforną grzywkę przykrywającą jej czoło i przymknęła oczy. Westchnęła bezgłośnie a jej piersi uniosły się wraz z tym westchnięciem. O czym myślała? Co robiła w tym, publicznym miejscu? Trudno sie dowiedzieć, gdyz nie emanowały od niej żadne uczucia. Była jak pusta, porcelanowa lalka, jedyne co dało się dostrzec, jakąś małą zmianę w niej to strój, który zdecydowanie różnił się od pierwotnego.
Tek wyszedł ze swojego pokoju spokojnym krokiem. Trzy butelki piwa które niósł w ręce zderzały się ze sobą zakłócając ciszę. Siadł koło Yachi i otworzył jedną z butelek sporym pazurem lewej reki.
Powieka Yachi momentalnie zadrżała na sam dźwięk szkła obijającego się o siebie. Dało się to zauważyć podobnie jak narost lekkiej irytacji wokół samej dziewczyny, która otworzyła oczy gdy tylko mężczyzna usiadł obok niej.

- Napijesz sie? - spytał Tek beznamiętnym głosem.

Jej usta wykrzywiły się początkowo w grymasie niezadowolenia zupełnie jakby chciałą kogoś zabić, potem mechanicznie przekręciła głowę w bok, spojrzała dzikimi, żółtymi oczami na Strażnika i uśmiechnęła się tak słodko i sztucznie, że dało się w samej jej mimice wyczytac sarkazm.

- Nie. - odpowiedziała lodowato, a jej głos lekko zadrżał, jakby pogardą, czy też zdenerwowaniem. Mimo iż odpowiedziała na jego krótkie pytanie, dalej się patrzyła, był to dość przeszywajacy wzrok, który potrafił krępować bądź... wkurzać. Czasem przerażał, bo faktycznie żółte oczy wyglądały dziwnie, ale cóż...
Nie zaskoczony, jednak lekko zbity z tropu Tek szybko odwrócił wzrok. Najwyraźniej osławione, dzikie oczy Yachi wywarły na nim duże wrażenie. Skrzywił się delikatnie, jego wyraz twarzy przedstawiał mieszankę zmieszania i zirytowania. Z przewagą zirytowania.

- Ładne oczy - powiedział z przekąsem - wszystkich co chcą z tobą pogadać tak witasz? - pociągnął duży łyk z butelki i odstawił ją na ziemię obok dwóch pozostałych.

- A co, masz z tym jakiś problem? Mini kompleksy? - prychnęła lekko oburzona na zmiankę o jej oczach. Ona sama niezbyt za nimi przepadała, bo wiedziała, jakie wrażenie wywołują na innych. Strach, śmiech, irytacja, zachwyt... Zależy od psychola.
Yachi gwałtownie uiniosła się z kanapy, by usiaść na niej z powrotem, jednak tym razem już prostu. Bez potrzeby gapienia się na Strażnika. Postanowiła, że popatrzy nieco przed siebie. Jej czerwone włosy prosto spływały w dół, po jej ramionach i piersiak, zasłaniajac część profilu twarzy. Zapewne gdyby je zgarnęła wyglądałaby znacznie łądniej, jednak chyba jej nie zależało na takim pięknym wizerunku.

- Tak, cały jestem zakompleksiony - odparł.

Zaczynał załować podchodzenia do Yachi, plotki na jej temat które słyszał nie oddawaly jej prawdziwego charakteru w najmniejszym stopniu. Wyciągnął z kieszeni i włączył palmtopa, aby mieć pretekst żeby nie patrzyć na dziewczynę.

- Nie masz zamiaru ze mną gadać, co? To pech, bo ja wręcz przeciwnie. - kontynuował stukając pazurem w ekran palmtopa trzymanego w "zdrowej" prawej ręce.

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

- Więc rozmawiaj, jeśli jeszcze się nie zniechęciłeś. Znając szybkość plotek powinieneś omijać mnie z daleka, a nie siadać obok i udawać, że mnie nie znasz. Każdy mnie zna. - odpowiedziała, a ta odpowiedź wydawała się być bardziej arogancka niż obraźliwa. Nowa metoda? Kto wie...

- Nie rozmawiam z tobą bo Cię lubie, ani po to żeby pochwalić się koleżankom na center że z tobą rozmawiałem. -Zrobił krótką pauze aby napic się piwa. - Chce sie po prostu dowiedziec co sie tu do cholery dzieje, a z tą małą nie będę gadał, bo nie lubie jak ktoś mi się wpierdala do mojej głowy.

- Jakbyś uważniej sluchał wykładów starucha i oglądał żenujęce obrazki Ziemi oraz lustra lecące z projektora, to byś to ogarnął. - odpowiedziała krótko i tresciwie, bo niby co miała mu powiedzieć? Streszczać cel misji od początku?
- Jakbym wiedziała, że jesteś tak mało rozgarnięty, to bym Ci nagrała na taśmę cały wykład i potem odtworzyła... Ale nie smuć się, następnym razem o tym nie zapomnę. - dodała kąśliwie dalej siedząc w bezruchu.

Tek ponownie się skrzywił, tym razem wyraźnie zirytowany. Odetchnął głęboko aby się uspokoić.
- Chodzi mi o ten zasrany statek. Czemu nasz rycerz wyglądał jakby ktoś mu przywalił młotem w ten jego hełm? Zresztą nie tylko on. A ty pewnie gadałaś do siebie przed wejściem na pokład bo masz takie hobby, co? - Znowu napił się piwa i odetchnął. - Nie podoba mi się to wszystko kurwa, i chciałbym żeby ktoś mnie oświecił.

- Statek jak statek, zawsze wyglądał chujowo, choć ten może faktycznie przeszedł samego siebie. - odparła dość obejętnie niewzruszona tym wszystkim. Odchyliła głowę do tyłu odsłaniajac przy tym szyję, jednak nie zamknęła oczu. Przechyliła odchyloną w tył głowę na bok, by wbić spojrzenie żółtych tęczowek w Strażnika.
- Taaak, uwielbiam gadać do samej siebie. Jestem psychopatką. - potwierdziła jego słowa uśmiechając się kącikiem ust, co sprawiło, że wyglądała nieco dziwniej niż zawsze. Może mówiła rację? A może kłamała? A może zabijała nudę? Dziwna.

Na komentarz Yachi o statku, Tek mimowolnie uśmiechnął się delikatnie. Uśmiech zszedł mu z ust kiedy na niego spojrzała, ale wytrzymał jej spojrzenie. Zupełnie jakby rzucał jej wyzwanie.
- To pewnie świetna zabawa, muszę kiedyś sam spróbować. - Odparł z nienaturalną, wyraźnie wymuszoną obojętnością. - Ale na razie może Ty mi wreszcie powiesz coś konkretnego?

- Konkretnie rzecz mówiąc, to lecimy na Ziemie chujowym statkiem. Naszym celem jest jakieś pierdolone lusterko dla narcyzów, Midia ma niewidzialnego opiekuna ducha, jest ślepa jednak jakimś cudem leci z nami, co oznacza, że ktoś będzie ją prowadził za rączkę. Stawiam na Pana Rycerza z kolcami, bo badajac statek i podsłuchując tu i ówdzie słyszałam w chuj interesujące mnie stękania i jęki, i mogę zapewnić, że nie wynikały one z bólu. - mówiąc to wszystko wciąż na niego patrzyła. Jakoś jego spojrzenie jej nie przeszkadzało, sądziła raczej, że jego powinno krępować jej, ale ponieważ w pewien sposób starał się udowodnić, ze tak nie jest, uśmiechnęła się lekko, choć jakby wrednie.
- Jeszcze czegoś królewicz nie wie, czy może resztę informacji sam zdołał... Ogarnąć? - spytała z wyraźną złośliwością w głosie nie odrywajac od niego spojrzenia.

- Ależ dziękuję, teraz już wszystko jasne. - odparł tak sarkastycznie jak tylko potrafił - Jednak nie jesteś taka wredna jak mówią.
Nie odrywał od niej wzroku, przekręcił tylko trochę głowę.

- Ja? wredna? No coś Ty, nigdy w życiu... - mruknęła zupelnie od niechcenia.

- A tak na marginesie, to niegrzecznie podsłuchiwać. - Dodał, chociaż tak na prawdę cieszył się, że dzieki jej wścibskości dowiedział się tak... ciekawych rzeczy.

Na te słowa Yachi jedynie wzruszyła ramionami.
- Jakby mnie to obchodziło. - odparła nie chcąc się tłumaczyc, bo tłumaczą się jedynie winni, a ona po prostu badała statek chcąc znaleźć w nim jakiś haczyk, a że *ktoś* tak głosno krzyczał, to już nie jej problem, prawda?

Oderwał od niej wzrok i oparł sie wygodniej na sofie. Nie widział jeszcze nikogo na kogo tak ciężko było patrzeć. Sięgnął po piwo i napił się spokojnie. Nie wiedział, czy to atmosfera się trochę rozładowała, czy po prostu przyzwyczajał się Yachi. Już wiedział wszystko co chciał, a nawet więcej, ale nie wiedzieć czemu miał ochotę podtrzymać rozmowę.
- W ogóle nie wiele Cię obchodzi, co? Masz jakiś powód że jesteś taka aspołeczna? - Powiedział stukając znowu pazurem po palmtopie.

- A Ty masz jakiś powód by ze mną gadać czy założyłeś się z kumplami, że uda Ci się ze mną dogadać? - parsknęła w odpowiedzi a mimo to dalej na niego się patrzyła. Dopiero po chwili przekręciłą głowę z powrotem tak, że nie patrzyła na chłopaka, a na sufit. Jeszcze nie widziała większej potrzeby by go obrażać, zdawało jej się że jako tako trzyma on dystans więc nic nie dodała.

- Dogadać się z Tobą? Masz mnie za debila? Taki zakład to możnaby z miejsca rozstrzygnąć. - odpowiedział rzucając jej beznamiętne spojrzenie - Po prostu cholernie mi się nudzi. Na tym zasranym statku zupełnie nie ma co robić.

- Idź się pieprzyć ze ślepecką, już cała obsługa statku pewnie próbowała. - burknęła ot tak sobie, sama nie wiedziała po co, bo niby dziewczyna nic jej nie zrobiła, jednak... Yachi jej nie ufała, jednak martwiła się o Trava... Czy Tek w ogóle wiedział co siedzi w głowie czerwonowłosej? Pewnie nie, może to i dobrze.
- Ewentualnie możesz wsiąść na mopa, kiedyś się nimi podłogi czyściło - dodała dumna ze swojej odpowiedzi i przeciągnęła się, rozciągając swoje smukłe ciało.

- Żeby się z nią pieprzyć musiałbym jeszcze dużo wypić - odparł beznamiętnie i dokończył piwo.
- Ciekawe zresztą czemu nie mówi, skoro twierdzisz że jęczenie wychodzi jej całkiem nieźle. - dodał chociaż tak na prawdę wcale nie wydawało mu się to ciekawe.

- Nie wiem, co mnie to obchodzi? Może puściła to z taśmy, może się przesłyszałam, a może lubię zmyślać? A może po prostu zdematerializowałam się, przeszlam przez ścianę, zobaczyłam co widziałam, a potem wyszłam znowu przenikając ścianę i sobie dopowiedziałam? - odpowiedziała wdrążajac w swoją opowieść neico ruchu, gestykulując przy tym rękami. Niedowierzająca historyjka? Ano cóż, bywa.

- Przeszłaś przez ścianę, mówisz? I nie zaprosili Cię do trójkąta? Nie wierzę. - powiedział otwierając sobie kolejne piwo.

- To idź do nich i przejdź przez ścianę, if you want. Ja mam na to z lekka wyjebane. - mruknęła ot tak sobie i odwróćiła głowę w drugą stronę by spojrzeć przez okienko statku. Super, to już prawie że drugi, a może drugi? dzień podróży...
- ...a my dalej w ciemnej dupie. - dokończyła sobie na głos jakby sama do siebie i westchnęła cicho.

Spojrzał na nią nieco zaskoczony. Nie dosłyszał, czy ona nie dopowiedziała? Nieważne, w sumie to zupełnie go to nie obchodziło.
- Całe to konsorcjum to jedna wielka ciemna dupa, tak że prędko z niej raczej nie wyjdziemy. - odpowiedział.

- Jest na to prosty sposób, którym mogę Cię poczęstować z miejsca. - mruknęła niedbale dalej gapiąc sie w okienko.


- Spokojnie, jak chcesz to moge sobie pójść już w cholerę. - odpowiedział tylko Tek, gdyż nie był do końca pewien czy żartowała czy jednak mówiła poważnie.

Nie żartowała, jednak też nie chciała mieć potem złej reputacji przez swoją poorywczosć. Odwróciła głowę w stronę mężczyzny znów na niego patrząc.
- Myślisz, że jesteś kimś super wspaniałym, że Twoja obecność może mnie zaszczycać lub zniechęcać? Daj spokój, siedź sobie. Nie mam zamiaru ingerować w to gdzie, z kim i co robisz. - odpowiedziała oschle, prawie że fuknęła na niego.

Zaskoczyła go trochę nagła reakcja dziewczyny, pozostał jednak spokojny, chociaż nigdy nie było to dla niego łatwe.
- Psycholog ze mnie żaden, ale jakby cię moja obecność nie ruszała to byś się chyba tak nie wściekała. - odparł i pociągnął łyk piwa.

- Chyba. - podkreśliła intensywnie gapiac się na niego tym razem umyślnie, celowo i... Złośliwie. Ciekawa reakcji? Czy może chciala go po prostu wkurzyć?

Znów postarał się wytrzymać jej spojrzenie, jednak tym razem było inne. Bardziej irytujące. Chwilę wytrzymał w ciszy, po czym prychnął odwracając wzrok spowrotem w stronę swojego palmtopa.
- Jak se tam chcesz. - mruknął pod nosem.

Yachi wstała z kanapy natychmiastowo. Widać było, że nie potrzebuję jakiegoś specjalnego zastanowienia. Podeszła do chłopaka, stanęła przed nim, a potem nachyliła się. Czerwone włosy natychmiastowo spłynęły prosto na dłonie i ręce Strażnika, zaś dziewczyna zamknęła szczupłą dłonią małą klapkę palmtopa zasłaniając go dłonią, którą na nim zatrzymała. Jej uniesiony ku górze wzrok patrzył prostu w jego oczy, umyślnie, wrednie.... Poza tym nic nie powiedziała. Chciała go zdenerwować tym, że ich czoła prawie się stykały, że z takiego bliska kazała patrzeć sobie w oczy? A może chodziło jej o coś innego?
Podniósł wzrok i spojrzał w jej żółte oczy. Z tak bliska wyglądały jeszcze bardziej dziko. Zacisnął zęby, teraz zaczynała przeginać. Nie miał najmniejszego zamiaru odrywać wzroku tym razem. Coś w nim rosło. Gniew? Frustracja? Tak, był wściekły, tym bardziej że wiedział że z Yachi niewiele może zrobić. Lekko zmarszczone czoło, zaciśnięte zęby, każdy mięsień w jego ciele był napięty. Wstał nagle, bez ostrzeżenia, odpychając ją swoim ciałem, jakby w ogóle jej tam nie było. Wziął tylko otwarte piwo z sofy i ruszył do swojego pokoju.

Odwrócił się od niej, więc nawet nie zauważył jej perfidnego usmiechu. Nie znał jej myśli, jej nastawienia czy też powodu. Nie mógł wiedzieć.
- Miłego dnia kochanie. - mruknęła i zaśmiała się perfidnie, a potem po prostu padła na sofę kłądąc się na całej jej rozciągłości i zakładajac ręce za głowę, no cóż...
-...jaki wrażliwy, ten nasz książę. - parsknęła pod nosem patrząc tylko jak sobie idzie.

Wszedł do pokoju wściekły. Nic go bardziej nie wkurwiało niż bezsilność, a przy Yachi niestety był bezsilny. Każdą inną osobę zdzieliłby w takiej sytuacji pierwszą rzeczą jaka nawinęłaby mu się pod rękę. Z drugiej strony nie był głupcem. Yachi nie była żywą legendą z powodu dużych cycków. Młody strażnik taki jak on miałby w starciu z nią raczej nikłe szanse na wygraną. Cholera, nikłe szanse miałby na przeżycie, co dopiero na wygranie z nią.
Wypił prawie pełną butelkę piwa na raz po czym cisnął nią o scianę. To musiało mu chwilowo wystarczyć na rozładowanie wściekłości. Położył się na łóżku. Po spotkaniu z Yachi wydawało się o wiele wygodniejsze. Wyciągnął palmtopa i stukając w ekran pazurem poszukał w jego zbiorach czegokolwiek ciekawego.
 
__________________
Watch your back,
shoot straight,
conserve ammo,
and never, ever, cut a deal with a dragon.
Julian jest offline  
Stary 12-10-2009, 07:10   #20
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Mijaly godziny. Mojaly dni. Podroz na pokladzie Salvation dla jednych niosla ze soba nowe odkrycia. Dla innych watpliwosci. Dla jeszcze innych bol i poznanie.
Trzeci dzien.
Rozpoczal sie zwyczajnie.
Nie bylo mu pisane zwyczajne zakonczenie.

Godzina 11:34.


- Kapitanie. Do portalu pozostala nam niecala godzina.

Johansson skinal glowa potwierdzajac przyjecie wiadomosci. Odetchnal z ulga. Jeszcze nie byli calkiem bezpieczni, jednak byli juz tak blisko, ze...

- Kapitanie statek na radarze.

... wszystko moze sie zawalic. Dokonczyl w myslach odwracajac spojrzenie od czerni za oknami i skupiajac je na mlodej kobiecie.

- Odleglosc?

Zerknela na monitor.

- Przetna nasz tor za okolo 10 min.

Zasepil sie.

- Jednostka?

- Wciaz nieznana.


Zasepil sie bardziej.

- Nieznana..

Powtorzyl. Ostrzegano go. Wlasciwie to odkad dostal wiadomosc o tej wyprawie slyszal glownie ostrzezenia.

- Miej na nich oko. Mozliwe, ze to poprostu jeden z wielu statkow transportowych lub turystycznych.

Usmiechnal sie, lecz usmiech ten nie siegnal oczu. Na mostku daly sie wyczuc pierwsze oznaki pelnej gotowosci. Cokolwiek bowiem by kapitan nie powiedzial, kazdy z czlonkow zalogi wiedzial, ze portal ten nie znajdowal sie na zadnym szlaku handlowym ani turystycznym.


Godzina 11:50


Czas plynal im na.. Zabijaniu czasu. Jedni cwiczyli w salach treningowych, inni oddawali sie medytacji. Niektorzy cieszyli sie urokami czytania, pozostali usilnie szukali sposobu na robienie czegokolwiek, lub zwyczajnie niczego.
Nagly wstrzas statku kazdemu z nich wydal sie dziwny i podejrzany.
Zawyly syreny.
To zdecydowanie bylo podejrzane.
Kolejny wstrzas.
Czerwien swiatel alarmowych.

- Pasazerowie proszeni sa o udanie sie do swoich kajut! Powtarzam! Pasazerowie proszeni sa o udanie sie do swoich kajut! To nie sa cwiczenia!


Nienaturalnie spokojny glos automatycznej wiadomosci dobiegajacy z glosnikow.

- Straznicy proszeni sa o natychmiastowe stawienie sie na mostku kapitanskim.

Prosba brzmiaca bardziej jak rozkaz.

Mostek.


Kapitan stal wyprostowany tuz obok swojego fotela. Jego wzrok ani na moment nie oderwal sie od ekranow, ktore zajmowaly cala sciane na wprost wejscia. Gdy i oni spojrzeli w tym samym kierunku zrozumieli dlaczego. Czern kosmosu zaklucaly bowiem dwa obiekty. Pierwszy, majaczacy w oddali zdawal sie byc biala kula, swiatlem w mrocznym tunelu. Drugi, znacznie blizszy stanowil jednostke bojowa znana jako Ghostwalker 2061.


- Aby dotrzec do Ziemi musimy dotrzec do portalu, ktory widzicie w oddali. Blokuja nas, a kazda proba ich ominiecia konczy sie pojedynczym atakiem z ich strony. Wiazki laserowe o malej mocy, ktore nasze pole silowe bez problemu moze przechwycic. To jednak tylko ostrzezenia. Bez watpienia bowiem dysponuja wieksza sila ognia. Dwie minuty temu otrzymalismy od nich wiadomosc.

Kapitan przerwal swa wypowiedz po czym skinal glowa kobiecie siedzacej przy ekranie monitora na prawo od wejscia. Poprzez dzwiek syren alarmowych, ktore w tym miejscu brzmialy nieco ciszej, rozlegl sie spokojny glos.

- Kapitanie Johansson. Zarowno panska jak i moja zaloga wiedza co, a raczej kto znajduje sie obecnie na pokladzie Salvation. Przekaz ja w nasze rece, a odlecimy i nikomu nie stanie sie wieksza niz do tej pory krzywda. Nie chcemy walki. Na podjecie decyzji pozostawiam panu czas do 12:30 czasu standardowego. Wszelkie proby ucieczki zakoncza sie przechwyceniem statku. Nie musze chyba dodawac, ze nie zalezy nam zbytnio na zyciu jego pozostalych pasazerow czy zalogi..

Glos umilkl, a spojrzenia wszystkich skierowaly sie na drobna istotke stojaca pomiedzy Ergo i Gandaszem. Ona jednak pochylila jedynie glowe nie mowiac nic.

- Mozemy sprobowac odeprzec ich atak. Salvation jest wprawdzie jednostka pasazerska, jednak zostal on rozbudowany i przystosowany tak by moc pomiescic cztery jednostki bojowe krotkiego zasiegu. Mamy tez najnowsza wersje pola silowego i cztery lasery bojowe. Jest mozliwosc, ze oni o tym nie wiedza. Mala co prawda, ale zawsze istniejaca. Aby dotrzec do portalu mozemy wykonac jeden krotki skok nadprzestrzenny z tym ze aby tego dokonac musielibysmy wylaczyc wszystkie oslony.

Kontynuowal kapitan ponownie wpatrzony w ekrany.

- Moim zadaniem jest bezpieczne dostarczenie waszej grupy na Ziemie....

Zamilkl i nie odezwal sie juz slowem o ile nie zostal o cos zapytany. Czas na zegarze wskazywal iz na podjecie decyzji pozostalo niespelna 15 minut.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172