Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2009, 20:25   #42
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
- Poza tym jeśli mamy współpracować na czas tego zlecenia, czy nie uważacie, że powinniśmy nieco wiedzieć o sobie? - kontynuowała poprzednią wypowiedź. - Myślę, że warto wiedzieć w jakich aspektach możemy na sobie polegać, a w jakich się uzupełniać... Wojowniczka zacięła się lekko. Normalnie takie rzeczy robiło się... no, wcześniej, zbierając grupę. Teraz jej słowa wydawały się sztuczne i wymuszone. Poza tym Sabrie źle się czuła rozpoczynając rozmowy, a dzisiejszego wieczoru był to kolejny raz, gdy czuła wewnętrzny przymus by przejąć inicjatywę. Westchnęła. Miała wrażenie, że wszystko dzisiaj szło zupełnie na opak.

Sabrie
oparła się bokiem o wóz, mechanicznie głaskając jednego z koni i czekając na odpowiedź na swoje pytania. Zwierze chętnie poddało się pieszczocie, nadstawiając łeb i skubiąc miękkimi chrapami fragment jej koszuli wystający spod napierśnika. Dziewczyna doprowadziła się do porządku, po czym wzięła resztki siana leżące na wozie i podsunęła pod wilgotny język lantana - co wywołało ciekawość i zazdrość drugiego z wierzchowców. Przez chwilę obydwa konie potrącały się nawzajem, raczone jeszcze znalezionymi w sakiewce resztkami suchego chleba. Z przyzwyczajenia wojowniczka sprawdziła stan koni - nie ufała w tej materii pijanej kapłance a nie chciała, żeby kurz i niewyczesana sierść poobcierała lantanom skórę. Wszystko wydało się w porządku, jednak na wszelki wypadek rzuciła też okiem na ułożenie chomąta, kiełzna i orczyków. Kończyła przegląd, gdy zaczął siąpić deszcz.

Okolica zasnuła się morką mgiełką; pochodnie syczały i migotały rzucając na drogę chybotliwe cienie. Mdły blask lamp prześwitujących przez rybie pęcherze w oknach stał się jeszcze bardziej niewyraźny. Sabrie pomyślała, że chętnie dołączyłaby do kolacji w jednym z otaczających ich mieszkań zamiast moknąć bogowie wiedzą jak długo. Nawet smęcący się po okolicy pijaczkowie skryli się w spelunach, których kilka minęli po drodze. Z najbliższej dochodziły wrzaski typowe dla tej pory dnia, jednak nawet one jak gdyby przycichły. Za to bardziej wyraźne stały się inne dźwięki; te, których żaden ochroniarz nie lubi słyszeć: dźwięki nadciągających kłopotów.

Sabrie przesunęła się na przód wozu, stając kilka kroków przed końmi, upewniając się równocześnie, że i do jej towarzyszy dotarły nocne hałasy. Zarybiony pijak marudził u wejścia do uliczki, błyskając raz po raz uwieszonym u pasa rybackim nożem. Chyboczące się pochodnie mamiły wzrok, ale wydawało jej się, że na okolicznych dachach widzi figurki ludzkie. Chałasy w uliczkach same w sobie nie były niczym podejrzanym, lecz w ich sytuacji... lepiej było mieć się na baczności. Niby od niechcenia wyciągnęła miecz przesuwając palcami po gładkim ostrzu jak gdyby sprawdzając jego ostrość. Nie chciała wydawać się gotowa do boju - raczej jak znudzony ochroniarz bawiący się bronią. Blask wyostrzonej klingi jako jedyny zdradzał jej obecność: zarówno zbroja jak i płaszcz były niemal czarne, a jasne włosy zostały przykryte hełmem. Wojowniczka liczyła jednak, że jeśli jacyś opryszkowie (czy to nasłani przez przeciwników Silverymoon, czy zwykli złodzieje skuszeni nocnym transportem) zdecydują się zaatakować, skupią się na niej jako wyglądającej najbardziej groźnie, co da reszcie czas na przygotowanie obrony. Ulica była wystarczająco szeroka by umożliwić swobodne machanie mieczem tarczą - może nawet zbyt szeroka; dziewczyna miała jednak nadzieję, że nie przyjdzie jej bronić równocześnie i własnych pleców. Nie sądziła, by koniom groziło jakieś niebezpieczeństwo - ostatecznie wóz trzeba było stąd jakoś zabrać - ale i konie wartało mieć na oku.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 01-10-2009 o 21:37.
Sayane jest offline