Topór Wulfstana z hukiem wbił się w blat. Zaraz po nim na stole pojawił się miecz Tristisa. Karczmarz nie zareagował na skierowane pod jego adresem słowa i opuścił salę biesiadną.
- Panowie, apeluję o spokój – odezwał się jeden z kupców, siedzących przy sąsiedniej ławie. Był to mężczyzna w sile wieku. Z siwiejącymi na skroniach włosami i twarzą pooraną zmarszczkami.
– Pozwolicie, że się przedstawię. Jestem Carlos Nuterra – skłonił się nisko. - Toż to nie jakaś speluna jeno przybytek Kompanii. Nie godzi się tutaj wszczynać burd. Jako członek tej zacnej organizacji proszę Was o zachowanie spokoju. Nie ma potrzeby się tak wzburzać. Nie dziwią mnie słowa karczmarza, gdyż każdego zdziwiłyby i zaskoczyły takie pytania. Bo po cóż grupa mężczyzn pod bronią wypytuje o biedną dziewkę i jej ojca, bądź co bądź z Niskich Rodów. Zakładam, że nie macie złych zamiarów ale w dzisiejszych czasach trzeba być ostrożnym. Bo któż wie, być może jesteście najęci przez czcigodnego księcia Castellano i niecne rzeczy Wam w głowie. A może wcale nie macie złych zamiarów, a kieruje Wami zwykła ciekawość. Proponuję abyście schowali broń, a ja tymczasem udobrucham karczmarza. Zostaniecie do rana i ruszycie w swoją stronę. Co Wy na to? |