Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2009, 20:36   #20
Endless
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Przez całą północną dzielnicę przepływała ogromna rzeka, która brała początek z Latarni Neptuna, aby później spaść na niższe kondygnacje miasta tworząc malownicze zjawiska. Właśnie na moście przy takim wodospadzie Arnthaniel miał oczekiwać pośrednika.
Valeria, która z pośpiechem poleciała do straży w celu przygotowania strażników do operacji, oczekiwała ukryta wraz z towarzyszami za strzelistymi dachami tutejszych wież. Cała sytuacja wzbudzała w niej niepokój. Zdecydowaną przewagę w tym miejscu będzie posiadał pośrednik, gdyż jak Arnthaniel mówił, należał on do kasty wody. Oczyma wyobraźni już widziała, jak przestępca próbując się bronić zaklina ogromną ilość wody i wykorzystuje ją do zatopienia wrogów. Niestety była to niejasna kwestia, gdyż nikt nie wiedział jak bardzo potężny będzie ów Nieskończony.
Wśród strażników wzniósł się nerwowy szmer. To na most wolnym krokiem wkroczył Nieskończony, którego twarz ukryta była pod kapturem długiej, niebieskiej peleryny. Po sylwetce można było wywnioskować iż jest to mężczyzna, a jego skrzydła były błękitne. Dotarł do Arnthaniela, wyciągając ku niemu ręce. On, zanim sięgnął pod płaszcz po ukrytą paczkę z Treksem, skinął głową, dając Valerii i jej oddziałowi umówiony znak. W tej chwili wszyscy Nieskończeni ukryci za wieżami wzlecieli w powietrze, szybując wprost na przestępce. Ten rozejrzał się zaskoczony i spojrzał na posłańca, który udawał równie zaskoczonego i zszokowanego sytuacją. Kiedy w stronę pośrednika wystrzeliły wyczarowane przez strażników czerwone promienie, szybko odbił się od mostu i wzleciał w powietrze. Jeden z promieni uderzył w Arthaniela, powalając go z nóg i paraliżując. Valeria przystanęła na poręczy mostu i odbijając się udała się w pościg za kryminalistą. Przestępca, gdy zobaczył że jest ścigany, odwrócił się do kobiety i wykonał rękoma falisty ruch. Natychmiast z wodospadu wystrzelił strumień wody, celując wprost w Valerię, ale dziewczyna szybkim i potężnym ciosem przecięła strumień wody na pół i leciała dalej. Jej wróg sięgnął za plecy i wyjął krótki miecz, przykładając palec do ostrza. Valeria szybko zdała sobie sprawę, co zamierza uczynić. Szybkim cięciem miecza wywołała potężny podmuch wiatru, który uderzył w Nieskończonego, powstrzymując go przed jakimkolwiek działaniem. Kiedy odzyskał równowagę w powietrzu, Valeria wybiła mu ostrze. Miecz poleciał w dół i z pluskiem zatopił się w wodzie. Bezradny mężczyzna próbował jeszcze ucieczki, ale Valeria zatrzymała go, tworząc przed nim magiczną sieć błyszczącą srebrną poświatą. Nieskończony wpadł w nią i nie mógł wykonać jakiegokolwiek ruchu.

***
Arnthaniel wylądował z celi. Nieskrywana pogarda strażnika, okazana silnym pchnięciem powaliła go na nogi. Mężczyzna natychmiast się zerwał i stanął przy kratach.
- To nie tak! - wykrzyczał. Mieliśmy umowę...- zaczął przekonywać strażnika, lecz ten zniknął w korytarzu. Niech to szlag! - krzyknął i kopnął w kratę.
Po krótkiej obserwacji otoczenia, doszedł do wniosku iż nie ma na co próbować uciekać. Z resztą znał to miejsce na tyle dobrze, by wiedzieć, że jakakolwiek próba ucieczki była z góry skazana na niepowodzenie. Załamany zwalił się na ziemię.
Gdy nadchodził wieczór, i przez zakratowane okna do celi wpadało pomarańczowe światło, zwiastujące zachód słońca, przy kratach stanęła znajoma osoba.
- No więc, nigdy tak na prawdę nie wiedziałam, jak zareaguję kiedy ujrzę ciebie za kratkami.- powiedziała Valeria nie skrywając złośliwego uśmiechu.
Arnthaniel zerwał się na równe nogi.
- Spokojnie! Musisz tu posiedzieć trochę zanim cię wypuścimy. A masz moje słowo, że tak się stanie...- jej uśmiech przemienił się w przyjazny. Naprawdę miło jest ci znowu ufać, Arnthanielu.- mrugnęła do niego i odeszła.

Następnego dnia po śniadaniu uwolniono Arnthaniela.

***

Lilianne wraz z Moranem przeciskali się przez zatłoczone uliczki południowej dzielnicy. Według kobiety, miała tutaj znaleźć pewnego kowala, który znał się naprawdę dobrze na identyfikacji wszelkiego typu minerałów. Potrzebowała jego rady, aby zidentyfikować pochodzenie oręża, który znalazła prowadząc wstępne dochodzenie.
Kiedy dotarli wreszcie do jego warsztatu, kapłanka chwyciła klamkę i pchnęła drzwi.
- Zamknięte... - powiedziała do Morana. Może właściciel wróci za chwilę. - odwróciła się.
To co zobaczyła przed sobą, było wręcz komiczne. Mężczyzna o miedzianych skrzydłach leciał za biegnącym niziołkiem, który rozpychał wszystkich wokół. Zezłoszczony Nieskończony, z widocznym guzem na głowie, rzucał w stronę uciekiniera groźby. Lilianne szybko rozejrzała się wokół i jej wzrok spoczął na dwóch beczkach wody, które stały przy przeciwległym budynku. Niziołek był coraz bliżej, a Nieskończony wyraźnie nie nadążał za zwinnym karłem. Zdając sobie sprawę z sytuacji, kapłanka złączyła obie dłonie, głośno przy tym klaszcząc. Zamknęła na chwilę oczy i w powietrzu narysowała rękoma dwa okręgi. Woda znajdująca się w beczkach natychmiast otoczyła kapłankę, tworząc wokół niej wirujący pierścień. Widząc co się dzieje, ludzie pospiesznie zeszli z jej zasięgu. Wykorzystując nagłe wyludnienie niziołek przyspieszył. Lilianne pchnęła powietrze i okrążająca ją woda wystrzeliła w kierunku karła. Nurkując w powietrzu i ciosem podrzucając karzełka do góry, woda natychmiast zamarzła więżąc karła od pasa w dół lodowym kryształem. Niziołek wypuścił przy tym trzymane w rączkach klucze, które złapał szybujący w locie Nieskończony. Wylądował przy kapłance i łowcy. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, usłyszał głos kobiety.
- Nie musisz mi dziękować, potrzebuję tylko twojej opinii, Khanie. - zaskoczyła go znajomością jego imienia. Możemy wejść do środka? - ręką wskazała na wejście do jego warsztatu.

***

Po krętych schodach zeszły dwie osoby, wkraczając do mrocznej celi, w której więziony był Sataner. Jedną z nich rozpoznał, był to mężczyzna odpowiedzialny za jego uwiezienie. Druga osoba była szczelnie ukryta przez długi płaszcz.
- Możecie z nim cokolwiek zrobić? - Upadły usłyszał łagodny, melodyjny głos.
- Ten jest świeżo po Upadku. Nie potrafi jeszcze w pełni korzystać ze swoich mocy, ale nie jest też łagodny. Rzekłbym... jest zagubiony. - odpowiedział Mizore.
Zamaskowana postać podeszła do przykutego do ściany Upadłego. Nieznajomy uniósł rękę i przytknął ją do ciała Satanera, nieco powyżej pępka. Upadły poczuł jak ktoś przenika do jego umysłu, wkrada się do mrocznych zakamarków jego duszy, ale nie miał sił aby odepchnąć intruza. Jak podejrzewał, pozbawienie mocy powodowały złociste łańcuchy.
- Przygotujcie go, będę wkrótce oczekiwał na niego. - tajemnicza osoba skierowała się do wyjścia.
W celi został tylko Sataner i Mizore, ale do celi szybko wkroczyło dwóch Nieskończonych o skrzydłach skrzących się złotym błyskiem.
- Zaczynamy.- powiedział niebieskowłosy mężczyzna i odsunął się lekko do tyłu.
Dwóch Nieskończonych rozpoczęło wymawianie inkantacji, których słów Sataner nie mógł zrozumieć. Nagle na czole i lewej piersi Satanera rozbłysły złotym światłem dwie runy, wywołując niezwykły ból. Sataner zacisnął zęby i zamknął oczy, to było wszystko co mógł zrobić. W tej chwili, ponownie poczuł jak ktoś infiltruje jego duszę, ale to nie było wszystko. W jego głowie pojawiały się po kolei obrazy przedstawiające sceny jego przeszłego życia.
Śmiech. Radość. Światło. Ciepło. Jego rodzina. Ludzie których ocalił przed zagładą. Pocałunek kobiety, którą kochał. Wspomnienie natury, miasta tętniącego życiem i uczucia przygody. Ale w końcu nadeszły mroczne wizje. Widok krwi. Ciemność. Rozpacz. Nieme wołanie o pomoc. Łzy. Śmierć. Nieskończeni pokazali mu twarz każdej z jego ofiar.
W końcu ból był tak intensywny, że nie dało się już z nim walczyć. Sataner stracił przytomność.
*
*
*
Otworzył oczy. Raziło go światło, a ciało otaczało delikatne ciepło. Znał to uczucie... Nieskończeni nazywali je "radością". Za żadne skarby nie mógł sobie przypomnieć co się z nim stało. Wstał na nogi. Był nagi, ale mimo to czuł straszny ciężar. Na swojej piersi ujrzał czerwoną runę. Sataner rozejrzał się po pomieszczeniu w którym się znalazł. Za nim było łoże, komnatę zdobiły zabytkowe meble, obrazy, rzeźby. Na przeciw niego stało biurko i krzesło. Okna były otwarte i wpuszczały do środka złociste światło słońca. Na krześle przy biurku leżały przygotowane dla niego ubrania - czerwone spodnie, koszula, płaszcz. Kiedy się ubrał, ujrzał na biurku kartkę:
"Nie wracaj do przeszłości, gdyż nie jesteś przygotowany na jej mroki, upadły aniele. Wciąż jesteś Upadłym, ale zwróciliśmy ci własne serce. Żyj kierując się własną wolą, nie instynktami. Niedługo będziesz potrzebny, a tymczasem odpoczywaj. M."
Sataner przypomniał sobie kim jest i długo stał bez ruchu...
 

Ostatnio edytowane przez Endless : 03-10-2009 o 14:53.
Endless jest offline