Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2009, 01:02   #186
anrena
 
anrena's Avatar
 
Reputacja: 1 anrena nie jest za bardzo znany
Lot upłynął Elenie dość leniwie, choć i dziwnie nerwowo zarazem. W końcu nie była to turystyczna eskapada. Wszyscy odczuwali, mniej lub bardziej dotkliwie, skutki pożogi wojennej wznieconej szaleństwem Decadosów. Na statku Elena niewiele miała do roboty, poza snuciem się po kątach i rozmyślaniem o tym, co ich czeka. Nie lubiła takiej bezczynności, nie lubiła czekania w nieustannym zawieszeniu na niewiadome. Z nieskrywaną więc radością przyjęła odmianę, jaką stanowiły flaszki wybornego trunku zaproponowane przez Bru. Piła, by zapomnieć o przeszłości i strachu przed tym, co ma nadejść; piła, by znaleźć wreszcie ukojenie w chwilowym choćby odurzeniu. Piła za zdrowie ludzi, których zdecydowała się pogrzebać w odmętach niepamięci. - „Bo rodzina to jest siła...” - zanuciła ironicznie jakąś starą, głupawą pieśń. I choć nie wierzyła w trwałość bratania się po kielichu, poczuła, że załoga Roriana jest jej naprawdę bliska. Nawet Bru przypijał do niej bez wahania i wcześniejszego chłodnego dystansu. A może to świadomość czyhającej zewsząd śmierci tak zbliżała ludzi, nawet tych najbardziej sobie odległych...

Po trzech dniach dniach dotarli wreszcie do wrót, przy których już czekał na nich „komitet powitalny”. I znów walka, rozdzierający huk dział, oślepiający blask ognia, efektowne konanie Roriana, który mimo uszkodzeń zdołał jednak siła rozpędu wedrzeć się przez wrota. A po ich drugiej stronie kolejne gorące powitanie. Tym razem na gości oczekiwał imponujący pancernik Bractwa Wojny w kompanii z mniejszymi, ale równie dumnymi okrętami wojennymi Kościoła. Wkrótce też na pokładzie Roriana zawitał zbrojny oddział kapłanów, by zaprosić przybyszów zza wrót na małą pogawędkę.

Przesłuchania ciągnęły się Elenie w nieskończoność. Czas przestał istnieć, były tylko ciągłe pytania i natarczywe żądania odpowiedzi. Wreszcie nie słyszała już pytań, nie rejestrowała odpowiedzi, wiedziała tylko po tonie kolejnego przepytującego ją głosu, że musi coś odpowiedzieć, cokolwiek. A potem ból, oznaczający upragnioną chwilę spokoju i ciszy. Nie broniła się, wiedziała, że jest bezsilna a każda próba walki zabiera za dużo potrzebnych na później sił. I później w końcu nadeszło. Wraz z miejscowym teurgiem. Elena wiedziała, że tym razem nie może i nie chce poddać się bez walki. Czuła, jak brutalnie próbuje wedrzeć się w jej umysł, w każdy zakamarek pamięci, zeskanować każde najdrobniejsze wspomnienie. Prawie każde, bo niektórych swych wspomnień nie chciała oddać nikomu. Broniła dostępu do tych najpiękniejszych, najjaśniejszych ogrodów pamięci z zawziętością i determinacją tygrysicy gotowej zginąć za swoje młode. I poczuła, że tę jedną jedyną bitwę wygrała.

Nadal otumaniona przesłuchaniami stanęła w końcu razem z pozostałymi przed Wielkim Mistrzem. Nie rozumiała do końca, o czym mówił i co od nich chciał, słyszała jedynie, jak hipnotyzującą mantrę, słowa przypominające pieść beduina z pustyni.
Gdy na jednym z wyświetlaczy ukazała się twarz kobiety, Elena ledwo rozpoznała w niej własną, dawno niewidzianą siostrę. Chociaż Lizawieta nie zmieniła się zbytnio, zdawała się promieniować tym samym szaleństwem i tą samą chorobliwą nienawiścią co Książę Hyram i jego diaboliczna świta.

Andi zdecydowała przyłączyć się walki i wypełnić misję zleconą przez Wielkiego Mistrza. Reszcie załogi zostawiono wolny wybór; po chwili wahania zgodzili się towarzyszyć pilotce. Elena wahała się chyba najdłużej, ale i ona ostatecznie przyłączyła się do nich zrezygnowana. Dość miała walki, dość śmierci, dość ciągłego uciekania, dość czekania, jaki ból i jakie rozczarowania znów zgotuje im „łaskawy” los.
 

Ostatnio edytowane przez anrena : 03-10-2009 o 01:06.
anrena jest offline