Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2009, 16:35   #51
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Kopalnia

Effendi podszedł do stojących pod ścianą skrzyń. Tak jak wszystko tutaj, nadgryzione były przez ząb czasu. Pordzewiałe okucia i zawiasy ledwo trzymały w kupie butwiejące drewno, z którego wykonane były skrzynie. Łowca zajrzał do środka. W słabym i migotliwym blasku pochodni, trzymanej przez stojącego nieopodal bretończyka, dostrzegł, że skrzynie pełne są skorodowanych metalowych bolców, klamer i uchwytów. Wyglądało na to, że całkiem niedawno ktoś grzebał w zawartości kufrów, gdyż w kilku miejscach rdzy było mniej lub też pobłyskiwał czysty metal.

Pierwszą wartę, zgodnie z wcześniej uzgodnionym planem objęli młody Skjelbred i szlachcianka. Reszta poszukiwaczy sławy i bogactwa rozłożyła się na nocleg, pod pierwszą z kolumn w rzędzie, niknącym w ciemności. Nad ich głowami wyryte były jakieś krasnoludzkie runy i strzałki. Krasnolud, poproszony o odcyfrowanie napisu oznajmił, że przed nimi znajduje się rozwidlenie. Droga w lewo prowadzi do szybu Galan-Uz, natomiast w prawo do sztolni Brekk. Jak na razie nie podjęli decyzji, co do kierunku, w którym powinni się udać. Zjedli suchy prowiant i udali się na spoczynek.

Było zimno i wilgotno. Łowca chcąc umilić nieco atmosferę, zdecydował się na rozpalenie ognia. Właściwie to maleńkiego ogniska, tak aby było raźniej. Z pomocą szlachcianki pozbierali co suchsze kawałki drewna i podpalili je od dogasającej już pochodni. Małe ognisko dawało nieco ciepła i rozpraszało ciemności w najbliższym sąsiedztwie, jednak cała reszta wielkiej groty tonęła w ciemnościach.



Dwójka młodych ludzi umilała sobie czas wartowania rozmową i żarcikami, tak jakby nie było między nimi różnicy pochodzenia ani wychowania. Czas mijał szybko i nic wartego uwagi się nie wydarzyło.

Łowca obudził krasnoluda szturchnięciem w bok. Brodacz burknął coś niezrozumiale w swojej mowie, jednak po intonacji Effendi uznał, że nie są to pozdrowienia. Po chwili Caleb wstał i przetarł zaspane oczy. Obudził smacznie chrapiącego Axela, po czym usiadł przy ledwo co tlącym się ogniu.
Godziny mijały jedna po drugiej. Wszystkie takie same, niczym nie różniące się w mroku kopalni. Ciągły odgłos kropel uparcie drążących skałę i szelest nietoperzych skrzydeł. Co jakiś czas jeden z tych nocnych łowców przelatywał, niemal bezszelestnie nad głowami wartujących mężczyzn. Głowa kanciarza, z początku pilnującego się by nie zasnąć, opadła na pierś. Jego oddech wyrównał się. Axel spał. Krasnolud został sam, rozmyślając o tym co stało się z jego pobratymcami, którzy kiedyś drążyli Sowią Górę. Co spowodowało, że zostali zmuszeni do opuszczenia kopalni. Teraz kopalnia była pusta, nic się nie poruszało. Nic nie czyhało na życie wkraczających w tunele śmiałków. Na razie... Warta minęła spokojnie.

Trzecią wartę pełnił bretończyk. Obudzony przez krasnoluda, usiadł przy ogniu, obok wciąż śpiącego Axela. Mruknął pod nosem jakieś przekleństwa pod jego adresem i jego rodzicielki, po czym pogrążył się w zadumie. Myślał o przeszłości, nieludziach, śpiącej nieopodal szlachciance i wieśniaku, do którego była przytulona.

Gdy jasność dnia rozświetliła nieco wlot do tunelu, Jacques obudził towarzyszy. Wspólnie zjedli śniadanie i przygotowali się do dalszej eksploracji opuszczonej krasnoludzkiej kopalni.

Behemsdorf

Po płomiennej przemowie kislevity wieśniacy rozbiegli się, aby robić to co im polecił. Na miejscu pozostało tylko czterech mężczyzn. Helmut, pod karcącym wzrokiem żony zniknął we wnętrzu karczmy.

- To może i my wejdziemy. Niezbyt wygodnie rozmawia się pod gołym niebem – zaproponował Jost. Vidon popatrzył na niego spode łba, jednaki on się zgodził, po czym weszli do karczmy. Usiedli przy stole. Jako że, Helmuta ani jego żony nie było nigdzie widać, obsłużyła ich córka karczmarza, Agnes. Na stole pojawiła się stągiew piwa, bochen chleba i garnuszek smalcu ze skwarkami.

- No dobra – Ulfnar spojrzał na trzech bohaterów starcia z mutantami. – Teraz możemy mówić serio. Co tam było? I jakie zagrożenie dla Behemsdorfu stanowi?

- Poza tym chcielibyśmy wiedzieć dlaczego akurat teraz? – dodał Vidon. Spojrzał na zdziwione twarze siedzących naprzeciw przyjezdnych. – Po pierwsze: czarodziej... Po drugie: dużo przyjezdnych... Po trzecie: wyprawa do kopalni... Po czwarte: mutanci... W jaki sposób to wszystko się ze sobą łączy?

- Powinniście się czuć zobowiązani do szczerości i pomocy – Otton groźnie łypnął okiem. – W końcu jesteście tutaj gośćmi. Powinniście się odwdzięczyć za gościnę. I dlaczego nagle tak chętnie chcieliście się udać po towarzyszy do kopalni? Gdzie Wam teraz tak spieszno?

 

Ostatnio edytowane przez xeper : 05-10-2009 o 15:18. Powód: druga część - sytuacja w Behemsdorfie (dla brody, raphael, katai)
xeper jest offline