Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2009, 20:15   #204
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Kiedy odchodził, widział triumfującego rycerza w czerwieni i leżącego w niebieskich barwach.

Nie wiele obchodził go cały pojedynek. Tak naprawdę nie obchodził go wogóle poza faktem, że jest, choć zdecydowanie można było wykorzystać fakt zwycięstwa czerwonego zawodnika.

Interesowało go to, iż poczuł delikatny wypływ magii od zwycięzcy na chwilę przed jego zwycięstwem, a także reakcja tłumu. Jedni wiwatowali na cześć wygranego, inni wrzeszczeli o skandalu jaki miał miejsce.

Teraz jednak zadanie było inne. Należało przekonać o niewinności porucznika wesołej gromadki, która ich prowadziła przez brudne miasto.

Początkowo weszli na targ umieszczony na kwadratowym placu, gdzie mieszkańcy rozstawieni byli ze swoimi straganami. Tam również ludność schodziła się, by zakupić potrzebne im rzeczy lub totalnie niepotrzebne, acz ładne. Taki był handel.

-Odsunąć się!-wrzasnął jeden z gwardzistów, zaś tłum pospiesznie rozsunął się, tworząc korytarz do przejścia. W tym właśnie miejscu zorientował się, że jest to szansa dana przez los na wprowadzenie w życie swojego planu.

Kroczył dumnie pośród tłumu, zachowując się jak osoba ważna na tyle, by miasto zaprzęgło kilku gwardzistów do eskortowania trzech osób.

Przedstawienie nie trwało długo, gdyż chwilę później opuścili targ, stając przed bardzo długim i dosyć wysokim budynkiem. Jego długość przekraczała kilkaset metrów, natomiast wysokość była nieco większa niż dwa piętra, lecz mimo tego, mizernie prezentował się na tle murów obronnych otaczających miasto.

Zapora z czerwonej cegły była dużo wyższa niż budynek wyglądający jak świątynia. Ponadto były w nie wbudowane solidne wrota na tyle szerokie, że formacja konnicy zawierająca cztery kolumny, mogłaby się w niej pomieścić.
Stało tam dwóch halabardników pełniących wartę.

To dało Magowi do myślenia. Tak wysokie formacje obronne wznoszone są tylko w potrzebie, a to znaczy, iż miasto nie jest w najlepszej sytuacji.

-Koszary-stwierdził krótko jeden z eskortujących, wskazując na budynek przypominający sakralny.

Nagle Feliks błyskawicznie wyjął miecz zza pasa, zaczynając krzyczeć:

-Niiigdy wwwwwaam niee oddaaam tej kaaaasy!-wywrzeszczał, zaś Dantlan szybko zidentyfikował to jako zagrożenie dla jego planu.

Mag spojrzał na Elfkę, lecz gdy miecz zagościł w jego dłoni, Lis odezwał się cichym, lecz idealnie słyszalnym głosem:

-Odsuńcie się! Ma halucynacje!-uprzedził wszystkich szybko, odsuwając się poza zasięg ręki pijaka. Ofiara nie zdążyła nawet do końca odwrócić głowy.

Ten nie odstąpił od swoich zamiarów i, nim ktokolwiek zdążył zareagować, rozpłatał gardło jednemu z gwardzistów. Gwałtownie ruszył na kolejnego, lecz nie zdążył zadać ciosu, ponieważ przebiły go dwie halabardy.

-Niee… kaasa… słoonik…-wymamrotał jeszcze, natomiast na podłożu leżały już dwa trupy, nie jeden, taplający się we własnej krwi.

-Napad na funkcjonariusza z bronią w ręku-powiedział halabardnik patrząc na Dantlana.

-Cenne ostrzeżenie, ale bardzo nie w porę-odezwał się, zaś Mag wzruszył ramionami, idąc za nimi do środka pomieszczenia.

Wnętrze było całkiem ciemne, natomiast pochód podążał wzdłuż długiego korytarza, mijając zbrojnych, wychodzących właśnie z budynku, a opancerzenie każdego było takie same.

Nie mniej jednak Dantlan zwrócił większą uwagę na co innego. Na rozmieszczenie drzwi.
Dwa skrzydła, na całej długości, znajdowały się po lewej stronie, zaś trzy po prawej.

Kiedy doszli do końca, stanęli przed wejściem wzmocnionym żelazem, za którymi krył się kolejny korytarz, ty razem węższy, będący prostopadłym względem poprzedniego, gdzie na ścianie naprzeciwko nich, znajdowało się więcej drzwi niż poprzednio, natomiast przy każdych stało dwóch strażników.

Jeden z gwardzistów otworzył drzwi, wpuszczając ich do środka, mówiąc, iż porucznik zaraz przyjdzie.

Mag wszedł do środka, po czym rozejrzał się z uwagą. Znalazł się w małym pomieszczeniu z oknem, przez które można było dostrzec mury, lecz jednocześnie wpuszczało ono światło słoneczne, czyniąc pokój w miarę widnym.

Nagle do środka weszły trzy osoby. Dwóch żołnierzy zajmujących miejsca przy drzwiach oraz porucznik, również posiadający taką samą zbroję, krótko ostrzyżony blondyn z kilkudniowym zarostem.

Usiadł za biurkiem, natychmiast chwytając pióro do ręki.

-Przesłuchanie numer dwa-trzy. Osoba przesłuchująca: starszy porucznik Hadrig Ellergan. Osoby przesłuchiwane…-dyktował sobie, po czym spojrzał na grupę.

Pierwsze swoje imię podała Vanya, więc Dantlan uczynił to również, nie podając nazwiska. Valrod uczynił to samo, choć on był mocno niepewny.

-Dziękuję. Powód przesłuchiwania: Zakłócanie porządku w czasie królewskiego turnieju rycerskiego, oraz napaść na funkcjonariusza z bronią w ręku ze skutkiem śmiertelnym. Podejrzenie niepoczytalności osoby atakującej-mówił do siebie.

-Na razie koniec papierkowej części. Teraz zechciejcie mi powiedzieć, co robiliście na terenie turnieju i jak się tam znaleźliście. Byłbym rad również usłyszeć czemu straciliśmy dzisiaj jednego z naszych ludzi-mówił starszy porucznik.

-Przez przypadek-odezwała się Elfka.

-Tak-wtrącił się szybko.

-Mówiłem, żeby nie pił tego gówna, co je znalazł przy drodze, ale jak zwykle mnie nie słuchał-powiedział, oglądając pomieszczenie.
Podłoga zrobiona była z ociosanych kamieni dopasowanych do siebie tak, że tworzyły ozdoby.

-Kto "nie pił tego gówna"?-powiedział porucznik opierając głowę na pięści.

Mag skrzywił się w wyrazie irytacji.

-Wiele określeń może do niego pasować, ale użyję "znajomy pijak"-powiedział, dalej uważnie się przypatrując.

Vanya uśmiechnęła się kątem ust, wpatrując się w krajobraz za oknem.

-Był trochę narwany-odezwała się, natomiast Mag spojrzał lekko w sufit, stwierdzając, iż sufit zbudowany jest tak samo jak podłoga, tyle, że wsparty jest na sześciu belkach.

Samo pomieszczenie stworzone było na modłę więzienną, dającą wrażenie znajdowania się w celi. Brak roślin, brak obrazów.

-A teraz jest już martwy-dokończył Valrod.

-Zadźgany przez wartowników stojących przed tym budynkiem.

-Rozumiem.-stwierdził porucznik znów chwytając za pióro i coś notując. Po mniej więcej minucie znów się wyprostował i zapytał:

-W takim razie co robiliście na terenie turnieju w strefie dla służby, nie będąc służbą? I czemu tłumaczyliście się gwardzistom "nieludzkim, trudnym językiem"?-zapytał, zaś Mag wytężył oczy, starając się przeczytać co tamten napisał.

-Co masz na myśli mówiąc trudny i nieludzki, człowieku?-spytała Vanya mrużąc oczy.

Litery jakie stawiał żołnierz były niewyraźne, a charakter pisma paskudny, więc Mag musiał poświęcić chwilę na wpatrywanie się i próbę zidentyfikowania liter, lecz kiedy to zrobił, poszło szybko:

"Szeregowy z pułku 32 został zamordowany przez osobę niepoczytalną i pijaną. Wyżej wymienieni przesłuchiwani nie mają z tym aktem nic wspólnego"

Dantlan uśmiechnął się lekko, słuchając rozmowy. Stwierdził, że to może nawet być lepsze niż jego plan, gdy nagle dowiedział się, że Sarrin nagle, niespodziewanie zniknęło dwa stulecia wcześniej patrząc od daty, w której teraz się znaleźli.

Takie rozwiązanie niosło jednak pewne ryzyko, które szybko się urzeczywistniło. Nie mieli na to dowodów, których Mag szybko zaczął szukać w umyśle.

W tym czasie dowiedział się również o tym, iż pojawił się portal, z którego wyszły Demony, które zniszczyły ich świat. Stolica padła, a to miasto jakoś się utrzymało.

Najgorsze było jednak to, iż Vanya nie potrafiła udowodnić tego, iż jest niewinna, natomiast jego osoba mogła pomóc tylko jeśli chodzi o wiedzę historyczną. Być może by się udało.

Już miał zabrać głos, gdy kobieta podała list od swojego przyjaciela opatrzony datą, zaś dowódca dał jedną, cenną uwagę. Demony nie znają się na historii.

-Rozumiem, że jesteśmy wolni-powiedział cicho, przyglądając się porucznikowi.

-Ona tak, ale wy... jeszcze nie. Powiedz mi Dantlanie. Wolisz wersję krótką, czy dłuższą?-odezwał się, sięgając pod biurko, natomiast Mag skrzywił się z irytacji.

-Moim zdaniem logicznym jest, że skoro jesteśmy razem i nie rozstawaliśmy się ani na chwilę, to skoro ona jest niewinna, my również-syknął.

-Moim zdaniem logicznym jest to co powiedziałem parę chwil temu. Zresztą, co ci szkodzi wziąć na chwilę ten przedmiot?-wyciągnął coś w rodzaju kryształu z którego emanowała lekka aura magii, zbyt mała, by zrobić mu krzywdę.

Przedmiot był owalny, zupełnie czarny i wielkości pięści.
Chwilę później człowiek wyciągnął rękę podając to Magowi.

-Poruczniku, jeszcze żyję dlatego, że nie dotykam czegoś, czego nie znam-powiedział, przekrzywiając lekko głowę.

Człowiek roześmiał się lekko.

-Mości Dantlanie, gdybym chciał cię zabić, tam stoi dwójka gwardzistów gotowych do przepołowienia twojego... ciała na pół.

-To jest tylko czujka magiczna. Zmienia kolor w zależności od magii tego kto ją trzyma. Ten, który nas interesuje to pomarańczowy. Wskazuje on na iluzje i zapewniłby wam prywatną konsultację z naszym czarodziejem-wyjaśnił.

-Wykazuję jedynie, iż nie wolno dotykać nieznajomych przedmiotów-wzruszył ramionami z lekko drwiącym wyrazem twarzy, po czym zastanowił się przez chwilę, a następnie wziął kryształ do ręki.

Kiedy wziął kryształ do ręki, ten zmienił momentalnie kolor na wściele żółty, praktycznie świecący.

-Żółty. Znaczy normalna magia, ok. Teraz daj kryształ swojemu przyjacielowi.

Valrod wyglądał niepewnie i patrzył się na ciebie z niemym pytaniem "czy to dobry pomysł?"

Mag wiedział, że jak tylko Smok dotknie tego przedmiotu, wykaże iluzję.

-On nie może tego dotknąć. Jego organizm źle reaguje na jakąkolwiek magię, chociażby wykrywającą-powiedział obojętnie, wpatrując się ze znudzeniem w kryształ, zaczynając spokojnie, a jednocześnie monotonnym tonem, opisywać przyczynę, jakby robił to już miliony razy.

-Rozumiem.-powiedział z udawanym zrozumieniem porucznik wpatrując się z niepewnością w Valroda. Następnie odebrał od ciebie kryształ i schował go pod biurko. Zobaczyłeś jeszcze jak zmienia kolor na czarny...

-Więc będę musiał zastosować w stosunku do niego wersję dłuższą. Straże. Proszę wyprowadzić pannę Vanyę i pana Dantlana, następnie puścić wolno-to powiedziawszy Mag parsknął pogardliwie.

-Chcesz zobaczyć, panie poruczniku, jak reaguje na magię?-warknął zirytowany, po czym podszedł do Valroda i chwycił go za nadgarstek.

-Drobna iskierka, a jakie zmiany skórne i ból-syknął, odwracając się do Smoka, po czym popatrzył mu w oczy, po czym wymownie spojrzał na dłoń, jakby nakazywał mu dokonanie przemian dłoni. Liczył na to, że zrozumie on przesłanie, zaczynając we właściwym czasie kulić się nad własną dłonią, która ulegnie przemianom.

Valrod, nie do końca wiedząc co zamierzasz wytrzeszczył oczy i spojrzał z lekkim przerażeniem na swoją dłoń, dotąd w skórzanej rękawicy.
W następnej chwili rękawica już była w strzępach, a za jej przykładem szła powoli reszta ubrania, kiedy Smok przybierał powoli, niewprawnie, swoją prawdziwą postać.

-NIE!-krzyknął porucznik, zerwawszy się nagle. W dłoni trzymał już pewien przedmiot, który rzucił w Valroda. Nie dostrzegł co to było, bowiem natychmiast zniknęło i Smok przestał się przemieniać. Wrócił do swojej ludzkiej postaci i padł na podłogę nieprzytomny.

-Smok- powiedział porucznik wzdychając ciężko.

-Nie prościej było po prostu powiedzieć czym jest, zamiast owijać w bawełnę?-zapytał, zaś Dantlan uśmiechnął się drwiąco.

-Mówiłem-powiedział cicho, po czym ukłonił się delikatnie.

-Do widzenia, poruczniku-dodał, uśmiechając się, zaś gwardziści wyprowadzili ich z pomieszczenia, a następnie z budynku, zostawiając grupę przed nim.

Dzień był słoneczny i nie zanosiło się na deszcz. Musiał pozbierać jak najwięcej informacji o świecie. Tak przecież będzie wyglądała przyszłość, przynajmniej jeśli niczego nie zrobią, wracając do swojego czasu.
Swoją drogą nie wiadomo czy wogóle wrócą do swojego czasu...

Nagle przed nimi eksplodowało oślepiające światło, formując się w kształt niewysokiej kobiety o długich, kręconych włosach i niebieskich oczach. Ów młoda osóbka ubrana była w suknię, natomiast przy jej pasie znajdował się miecz.

Najdziwniejsze było to, że jej żywot kończył się na przemianie w... berberys!

Pierwszy raz widział kogoś takiego i jak najbardziej nie znał tej rasy.

-Proponuję opuścić to miejsce-powiedział cicho, a mimo to był świetnie słyszalny, nie tylko do osób które znał, ale również do nowo przybyłej.

Widział jak żołnierze patrzyli na pojawiającą się osobę. Obserwowali, lecz niczego nie robili. Należało usunąć się nim cokolwiek się zmieni, a kiedy wszyscy wyszli poza teren koszar, Mag zatrzymał się.

-W dobie inwazji demonów dobrze by było wiedzieć kto zjawia się od tak-celowo przejął tok myślenia gwardzistów. Nie była to hipokryzja, lecz wyrachowanie.

Raina uniosła brwi. Cała ta sytuacja zarazem ją bawiła jak i niezmiernie dziwiła. Po jaką cholerę wylądowała w tym miejscu, przed tymi dziwnymi ludźmi. I czemu ten pyszałek zachowywał się jakby mógł jej rozkazywać?

-Czy to twój sposób na pytanie kobiety o pochodzenie?-odpowiedziała, starając się powstrzymać złośliwy uśmieszek, który chciał wpełznąć jej na twarz.

-Możesz tak założyć-odparł, wyczekując z chłodnym wyrazem twarzy.

Kobieta nie przywykła do bycia traktowaną w ten sposób. Jak on właściwie mógł się do niej w ten sposób odzywać? Mężczyźni zawsze byli przeświadczeni o swojej sile i mądrości, a ten to był chyba szczególny przypadek....

-Raina z kraju Leśnych Duchów. Skoro już bawimy się w zadawanie pytań to chyba teraz moja kolej-powiedziała, zaś Mag właśnie na taką odpowiedź czekał. Leśny Duch. Oto i rasa, której przemiany do tej pory nie widział.

-Chyba jednak nie-syknął lekko.

-Słuchaj, nie wiem kim myślisz, że jesteś, ale nie ty jeden chcesz się czegoś dowiedzieć. Jeśli uważasz, że mnie przestraszysz to jesteś w błędzie. Więc albo pozwól mi zadać moje pytanie, albo ja zaprzestanę zaspokajać twoją ciekawość. Nie jestem jakąś głupią wiejską dziewoją i nie dam się mężczyźnie-odparła, zaś ta wypowiedź niezmiernie rozbawiła Lisa.

-Jesteś wprost demoniczna. Po prawdzie jedyne co mogę opatrzyć takim tytułem to twoja hipokryzja. Wiesz gdzie jesteś?-zapytał sucho.

-Nie mam pojęcia. Wierzę jednak, że zostałam tu wysłana z jakiegoś powodu.

-To jest nas więcej-skrzywił się, rozglądając się po otoczeniu.

-Warto jednak zapytać czy wiesz przez kogo?

-Nie, nie, nie. Psujesz całą zabawę. Nie tak to powinno być. Teraz ja zapytam: Kim wy jesteście?-pierwsze trzy wyrazy uznał za odpowiedź.

-Zapewne kimś bliższym niż wszyscy mieszkańcy razem wzięci-uśmiechnął się paskudnie.

-Dokładniej proszę. Ja się przedstawiłam, to i ty jak dobrze wychowany mężczyzna powinieneś-młoda kobieta odrzuciła swoje długie loki na plecy, jakby jej zawadzały.

-Może i powinienem, ale czy to zrobię...-urwał nagle, wzruszając ramionami.

-Wygląda na to, że jesteśmy uwięzieni w mieście obleganym przez demony... A może i nie?-uśmiechnął się przebiegle, po czym rozejrzał się ponownie.
Wpadł nagle na pewien pomysł. Widział targ, na którym było między innymi jedzenie. Skoro na zewnątrz panują demony, a miasto jest oblężone, skądś ludzie muszą brać jedzenie. Być może istnieje tunel pod miastem?

-Warto by było zapoznać się z miejscem zatrzymania-powiedział na poły do siebie.

-Prawdopodobnie ty również przybyłaś z przeszłości. Jesteś w stanie to potwierdzić wydarzeniami politycznymi lub charakterystycznym określnikiem czasu?-zapytał.

-Hmm...za moich czasów u Leśnych Duchów panowała królowa Elorien. Zaraz, zaraz, z przeszłości? O czym ty mówisz?-zapytała, zaś Dantlan uśmiechnął się paskudnie.

-Skoro pochodzimy z przeszłości, względem tych czasów, to logicznym jest, że teraz jest przyszłość-uśmiechnął się drwiąco, po czym dodał:

-Zostaliśmy przeniesieni w czasie, a to, co widzimy, dopiero się wydarzy. Nie wiadomo jak jest to odległe-lekko rozminął się z prawdą, jeżeli chodzi o odległość czasową.

-Jakim cudem znalazłam się w przyszłości? Po jaką cholerę tu jesteśmy? Czyż zmienianie czegokolwiek nie będzie niebezpieczne dla przeszłości?-zapytała.

-O ile odpowiedź na dwa pierwsze pytania sam bym chciał znać, o tyle odpowiedź na ostatnie jest oczywista. Związki przyczynowo skutkowe przebiegają tylko w jednym kierunku. Upadek gospodarki nie jest przyczyną wojny, która wydarzyła się wcześniej.
Zmieniając przeszłość można zmienić przyszłość, ale nigdy zmieniając przyszłość nie można zmienić przeszłości. Swoją drogą przenosząc się do przyszłości nie można jej zmienić, ponieważ jedynie wpływając na dane elementy w przeszłości można zmienić przysłość, gdyż samo pojawienie się w przyszłości niczego nie daje
-odparł, przynajmniej na to pytanie dając do pewnego stopnia wyczerpującą odpowiedź.

Raina zamrugała oczami. Zwykłe wytłumaczenie "nie, nie ma to wpływu" zupełnie by jej wystarczyło.

-Dziękuję za ten jakże uroczy wykład. Skoro moja ciekawość została zaspokojona, to może masz jeszcze jakieś pytania?

Mag uśmiechnął się drwiąco.

-Ależ nie ma za co-odparł lekko cynicznie.

-Czy masz arystokratyczne pochodzenie lub czy ktokolwiek z bliskiej rodziny jest lub był kimś ważnym?-zapytał.

-Tak, jestem arystokratką, choć nie mam pojęcia na co ci się przyda ta informacja-odpowiedziała nieco poirytowana kobieta.

-Przyda się, jeśli będziesz potrafiła to udowodnić.

-Mam wystarczająco dużo dowodów przy sobie i na sobie.

-Bardzo dobrze-uśmiechnął się przebiegle.

-Bardzo dobrze-powtórzył, ledwie słyszalnym szeptem. Jego głos był bardzo cichy.

Rozejrzał się po mieście, po czym skrzywił się. Wątpił, by w tym miejscu była jakakolwiek biblioteka, więc postanowił udać się w inne miejsce. Kiedyś kapłani byli wykształconymi ludźmi, ale teraz... trzeba to było sprawdzić, jednakże nie wiedział gdzie może być siedziba.

Nie zamierzał chodzić po mieście i szukać, więc postanowił zapytać. Zatrzymał starszą kobietę.

-Gdzie znajduje się świątynia?-zapytał z zainteresowaniem, zaś ta wyglądała na szczerze zdziwioną, zaś Mag wcale się jej nie dziwił.

-Za tobą, młodzieńcze. Ale nam ją zabrali... i zrobili z niej te koszary. Teraz została nam tylko nieduża kaplica. Jak pójdziesz w tamtym kierunku, powinieneś ją znaleźć-wskazała na budynki za targowiskiem, te z których spora część nadawała się do remontu.

-Dziękuję. Przyjemnego dnia życzę-odezwał się, po czym odszedł we wskazanym kierunku. Do kaplicy.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline