Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2009, 21:42   #48
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wszystko szło w dobrym kierunku...Tak naiwnie myślał Morgan. Wynajęcie wózka oraz zakup dwóch baryłek całkiem dobrego trunku, dwóch butelek mocniejszego alkoholu, opłacenie piw tragarzy, po kilkunastominutowych targach, kosztowało tylko połowę zawartości sakiewki Dru.

Właściwie to miał kupić jedną, ale...jedna była strasznie droga, a zakupienie drugiej u gospodarza dawało 30 %-wy upust na obie. Okazja której nie można było przegapić. A Morgan stracił rozeznanie w negocjacjach pod wpływem paplaniny barmana. I zgodził się.
W dodatku naburmuszona Dru nie odzywała się ani słowem. Widać, że noszenie jej pod pachą przez Bladego Rona było poniżej jej godności. I dobrze...Roger mógł tylko zgadywać, w jakie kłopoty, by wpakowała go swą paplaniną.

I wszystko szło dobrze, aż za dobrze nawet...Ron i trzej jego nieco zawiani kumple robili nie tylko za tragarzy, ale i za ochronę. Bo każdy z nich był uzbrojony w marynarski kordelas.

Przy czym ten Bladego Rona wyglądał na magiczny. Sam Ron wydawał rozkazy, idąc pijanym krokiem i niosąc pod pacha gnomkę, wyraźnie niezadowoloną z tej sytuacji. Kompania Bladego Rona wystarczała, by wszyscy potencjalni chętni darmowego trunku (a takich w Waterdeep było wielu) schodzili Rogerowi Morganowi i wiezionemu ładunkowi z drogi. Przemierzali więc brukowane uliczki, nie zważając na ciemne chmury i drobną mżawkę, aż...dotarli do celu.

I wtedy się zaczęło. Na miejscu bowiem Castiel, Logain oraz Sabrie stali w pozycjach bojowych...lub przynajmniej bojowo wyglądali. Elfa nie było widać, zaś jego „pies” wędrując nerwowo niczym wilk w poszukiwaniu ofiary.
Co gorsza Dru zaczęła się wydzierać. –Ratujcie mnie! Ci bandyci chcą porwać waszą ulubienicę, którą ślubowaliście chronić. Zabijcie ciołków, Wyrżnijcie w pień!

Sytuacja od strony Sabrie i pozostałych mężczyzn przy wozie nie była zbyt jasna. Skupieni na wypatrywaniu potencjalnych zagrożeń, szybko zauważyli docierający do ich uszu, odgłos zbliżających się kroków i skrzypiącego wózka. Nie wiedzieli czego się spodziewać, a spodziewali wszak najgorszego. Więc przygotowali do boju. I oto wyłania się zza zakrętu wózek załadowany dwiema podejrzanymi baryłkami, ciągnięty i pchany przez trzech marynarzy uzbrojonych w kordelasy i czwartego trzymającego gnomkę pod pachą niczym niegrzecznego dzieciaka. Sytuacja była dość niejasna, zwłaszcza że z drugiej strony wozu, szedł Morgan. Co gorsza, Dru zaczęła się wydzierać, nawołując dzielnych bohaterów do zabicia jej ciemiężycieli.
A reakcja pijanego marynarza, który ją trzymał, była zaskakująco szybka. Sięgnął po kordelas i przyłożył ostrze do szyi Dru. Na co gnomka zareagowała słowami .-Eeee...może z tym zabijaniem to lekko przesadziłem. Obijcie jedynie mych ciemiężycieli, nie musicie nawet ich mocno bić.
A pijany Blady Ron trzymając ostrze kordelasa przy szyi kapłanki wycharczał.- Co się tu na dupę Krakena dzieje? - spojrzał na Morgana sycząc.- W co ty mnie próbujesz wrobić ?

Można by pomyśleć że Sylphii wiodło się lepiej...Ale to byłyby pobożne życzenia...

Trudno było powiedzieć jak Kastus przyjął twarde słowa maginii, bowiem pomarkotniał i pomruczał coś niezrozumiale pod nosem.
Generalnie maginii uznała, że kapłan rzeczywiście się na nią obraził... A jeśli nie, to wybuch przy bramie i walenie pociskami magicznymi po bramie powinno go obrazić. A jeśli nie Kastusa, to na pewno Edgara, który wrzeszczał „coś o pomylonych babach, które niedomiar rozumu nadrabiają nadmiarem biustu.” Jednak ręka młodego kapłana Gonda zaczepiła się palcami o rękaw sukni kobiety i szedł delikatnie ciągnąc ją za sobą. W ten sposób Kastus uniemożliwił eskalację konfliktu. Mimo swej przeciętnej postury kapłan Gonda był zaskakująco silny. Więc Sylphia nie miała okazji na dalsze „rozmówienie” się z starym kapłanem odźwiernym.
Po drodze wyjaśnił jej sprawy z pułapkami. A po tych słowach maginii odburknęła.
- "Jakoś" to dobre słowo. A do tego Algernona i tak pójdziemy...
Kapłan zacisnął pięść, syknął coś pod nosem...wreszcie odetchnął głębiej.- Posłuchaj pani...wrzeszczeniem i obrażeniem tutejszych kapłanów niewiele zdziałasz. A już w ogóle nie podziała to na Algernona.
Przystanął i spojrzał na świątynię dodając. – Kościół Gonda to organizacja...cóż...nie tak zorganizowana i sztywna jak Kościół Bane’a, na przykład. Teoretycznie zwierzchnik kościoła lantańskiego jest najważniejszy, ale w praktyce inne liczące świątynie Gonda w Faerunie prowadzą własną politykę. To że Algernon zdecydował się pomóc pannie Dru, było jego uprzejmością wobec Lantanu.- głos kleryka z każdą wypowiadaną sylabą był coraz głośniejszy, aż przeszedł w krzyk.- Uprzejmością ! A nie obowiązkiem! I jeśli wparujesz z takimi uwagami do jego wielebności Algernona, oboje wylecimy ze świątyni na zbity pysk! Dlatego postaraj się choć na moment wstrzymać z ciętymi uwagami, jeśli chcesz tu coś załatwić, kob...!
Przerwał, zbladł i odetchnął głęboko kilka razy zamykając oczy i szepcząc niczym jakąś mantrę.- Zapomnieć o przeszłym ja. Tamto życie nie istnieje, zapomnieć o przeszłym ja. Spokój. Cisza.
Dopiero gdy się uspokoił, skłonił się przed Sylphią mówiąc.- Bardzo przepraszam za mój wybuch, pani i proszę wybaczenie. Poniosło mnie.
Następnie spojrzał na maginię mówiąc.- Świątynia w Waterdeep uczyniła wiele dla Drucilli i jej ładunku. Dlatego wyproszenie kolejnych przysług nie będzie łatwe.
Skłonił się przed nią składając dłonie razem i mówiąc.- Dlatego proszę, błagam, nie obrażaj tutejszych kapłanów.
Następnie skręcił na prawo od świątyni mówiąc. – Zajrzyjmy więc do Rowana, jego przynajmniej nie obudzimy.
Wkrótce doszli do warsztatów, kilkunastu budynków zebranych razem, a pełniących rolę kuźni, pracowni alchemicznych i rzemieślniczych, oraz poligonów doświadczalnych.
Kamienne solidne budynki, wyglądały na stare, jednak drewniane elementy i drzwi, na niedawno odnowione. Kastus szybkim krokiem skierował się w kierunku jedynego warsztatu w którym świeciło się światło i dochodziły odgłosy kucia.
W „kuźni wynalazków” jak ją nazwał Kastus, a która przypominała skrzyżowanie graciarni, kuźni i pracowni rzemieślniczej, na kawałkiem metalu pracował młodzieniaszek w kapłańskich szatach.

Po całej kuźni walały się kawałki metalu, śruby, sprężyny, koła zębate...a w głębi stały różnorakie maszyny, z kończynami jak u golemów. Na ścianach wisiały skrzynki z narzędziami, oraz fiolkami zawierającymi różnokolorowe płyny, a w kącie płonął ogień rozpalony w wielkim piecu.
Blondynek odwrócił się, gdy tylko zauważył jak ktoś wchodzi. Zmierzył wzrokiem, zarówno kapłana jak i towarzyszącą mu kobietę. Niemniej jego wzrok skupił się przede wszystkim na Kastusie i jego spojrzenie ciężko było uznać za przychylne. Wreszcie rzekł.- Czego chcecie?
-Rowanie, to jest... Sylphia van der Mikaal. My...ona ma do ciebie sprawę.- rzekł Kastus, a spojrzenie milczącego Rowana przeniosło się na maginię.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline