Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2009, 10:57   #21
michau
 
michau's Avatar
 
Reputacja: 1 michau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłość
Arnthaniel spędził jedną noc w celi. Nie było to przyjemne, ale na szczęście minęło szybko. Musiało to wyglądać wiarygodnie. Przecież, gdyby go od razu wypuścili, coś byłoby nie tak, a tak chociaż mógł się usprawiedliwić tym, że ktoś wpłacił za niego okup. Albo sam uciekł. Tak czy owak, handlarze Treksem nie powinni mu robić wyrzutów i raczej nie powinni niczego podejrzewać. Może kiedyś wróci do interesu, ale na dzisiaj koniec z brudną kasą. Trzeba będzie handlować innym towarem, albo znów wygonić jakąś kreaturę z małej wioski na zadupiu.
Taka robota była jednak mało opłacalna, bo zazwyczaj wieśniacy nie mieli zbyt wiele pieniędzy, chociaż w niektórych wymiarach płacono takimi rzeczami, że przebijały one praktycznie każdą walutę, ale trafić na dobre zlecenie to w zasadzie skarb sam w sobie.

Arnthaniel leniwym krokiem opuścił więzienie. Oddano mu jego miecz, pas i torbę, które zarekwirowano na czas pobytu w celi. Po krótkiej rozmowie z Valerią, która wyglądała na zabieganą, oddalił się i skierował w kierunku wyjścia. Jedyne, czego nie przewidział, to fakt, że z pewnością nie otrzyma pieniędzy za wykonane zadanie, a wszystko przez tą fatalną wpadkę. Trzeba będzie jednak skoczyć do zachodniej dzielnicy i przedstawić sprawę. O tym nie wspominał Valerii. Pomoc swoją drogą, ale z czegoś żyć trzeba. Arnthaniel pomyślał, że trzeba będzie sprawdzić, czy nikt za nim nie lezie i nie sprawdza, dokąd ma zamiar się wybrać.

Według umowy z handlarzami, mógł się w stałym miejscu zgłaszać o każdej porze, pod warunkiem, że dostarczył towar i wykonał zadanie, wówczas otrzymywał swoją zapłatę. A co jeśli towar dostarczył, a go złapali? A do tego wypuścili na drugi dzień? Nie, nie wypuścili. Wpłacono kaucję. Taka jest oficjalna wersja. Ma świadków, np: Maksa. Co do niego, to trzeba się z nim rozmówić i dać w pysk, że dał się zbałamucić Valerii.

OK, plan działania. Najpierw handlarze, potem Maks, a potem kołujemy pieniądze i ruszamy odzyskać broń, którą, de facto, mieli dzisiaj sprzedać, a która była postawiona pod zastaw.

Stary sześciostrzałowy rewolwer, który spoczywał w rękach obcych osób. Wdg. ustaleńArnthaniel miał się zjawić z tysiącem sztuk złota. Miałby kasę, gdyby nie wpada z Treksem. Trudno, niech sprzedadzą broń, a ja gdy zdobędę pieniądze, dowiem się gdzie się ona znajduje.
Te myśli przychodziły z trudem. Ciężko było oddawać swoją własną broń, która nieraz uratowała mu życie. Nie ma jednak wyboru. Przywołał w myślach obraz broni.
Rewolwer wyglądał bardzo niepozornie. Kaliber 38 special. Niewielu Skrzydlatych wiedziało w ogóle co to broń palna. W nie każdym wymiarze zresztą wiedziano, dlatego często wiele osób dziwiło się odkrywając w swoim ciele parę świeżych dziur po kulach. Zwyczajny rewolwer sam w sobie był groźny dla niewielu stworzeń. Próbować zabić Nieskończonego zwykłym rewolwerem, to tak jakby porwać się z motyką na słońce. Broń miała jednak ukryte <<przywołanie.>>

Po wielu modyfikacjach i trudnościach przy zdobywaniu zwojów z zaklęciami, by móc przemienić rewolwer, po znalezieniu odpowiedniej osoby, która potrafiła by to zrobić, Arnthaniel był zadłużony po uszy. Nie jadł za dużo, co dzień narażał życie, by zdobyć pieniądze i spłacić długi. Broń uległą jednak modyfikacjom. Znalazła się jedna z niewielu osób, która potrafiła przemienić broń w naprawdę niebezpieczną. Po wypowiedzeniu zaklęcia, jarzyła się ona ognistą poświatą i strzelała ognistymi pociskami, które były zdecydowanie groźniejsze, nawet dla Nieskończonych. Osoby, które miały ją teraz w rękach, nie wiedziały na szczęście o jej ukrytych właściwościach. O tak, dobrze, że nie wiedziały.

-Maks, ty cholero, przez ciebie nie odzyskam jej tak szybko- powiedział ze złością Arnthaniel i wzbił się w powietrze.

***
Ciemne pomieszczenie nie napawało optymizmem. Zachodnia dzielnica. Budynek zawieszony w powietrzu, w mrocznym zaułku przy konarach drzew, zasłaniających go praktycznie od każdej strony.
- Jak to, wtopiliście?!- wpadł w furię Nieskończony.
-Po prostu. Kiedy dostarczałem towar spadło na nas kilku strażników. Nie wiem skąd się wzięli, wszystko działo się szybko- tłumaczył się Arnthaniel. Oczy Nieskończonego, który zajmował się wypłatą należności, płonęły gniewem. Jego skrzydła trzęsły się silnie wzbudzając lekkie podmuchy wiatru
- Co z towarem?- spytał.
-Przepadł- uciął krótko Arnthaniel. Nieskończony doskoczył do niego z mieczem, który pochwycił w ułamku sekundy. Arnthaniel nie zdążył nawet pomyśleć o wyjęciu swojego z pochwy.
-A ty co!? Dlaczego jesteś na wolności? Ciebie nie złapali?- wykrzyknął i przycisnął ostrze do jego gardła.
- Byłem wczoraj w pace. Maks wpłacił okup.- Arthaniel nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Nie sądził, że zaczną go podejrzewać.- Można by go odzyskać. Mają tam swoje pomieszczenia, gdzie trzymają zarekwirowany towar. Marnie strzeżone. Zdejmij to ostrze z mojego gardła, do cholery- dokończył przez zaciśnięte zęby.
Nieskończony spuścił z tonu.
- Przez ciebie straciłem dużą prowizję. Duuużą prowizję. Nie jestem zadowolony, a ty nie otrzymasz zapłaty.- powiedział i opuścił miecz. Arnthaniel przetarł ręką zakrwawione gardło. Rana nie była głęboka.
- Biorę połowę. Dostarczyłem towar. To nie moja wina, że wasz cholerny pośrednik wtopił. Może go śledzili? Albo nas sprzedał? Teraz pewnie sypie wszystko o nas jak mu każą. I ty mnie, kurwa, podejrzewasz?- Arnthaniel wykorzystał swoją charyzmę. Role się odwróciły. Teraz to drugi Nieskończony stał przestraszony, gdy Arnthaniel wrzeszczał na niego.
- Dajesz mi tu zaraz moje pieniądze, albo doniosę, gdzie trzeba, że razem wszystko ustawiliście. Może przekupiliście strażników, co? To by nie było głupie. Treks dla was, pieniądze dla was, i to do podziału na dwóch ! No, i może byś tą premię wynegocjował, co?- zakończył Arnthaniel. Oczy tamtego płonęły gniewem już na dobre. Ponownie chwycił za miecz, ale tym razem zamachnął się by zadać cios. Arnthaniel tym razem był na to przygotowany. Szybkim ruchem wyjął miecz i sparował cios. Chciał to załatwić pokojowo.
- Ty chyba jednak nie jesteś zbyt inteligentny.- odezwał się w stronę Nieskończonego.- przecież jak mnie zabijesz, to od razu będą ciebie podejrzewali. Z kolei, jeśli ja zabiję ciebie, będą podejrzewali mnie. Myśl trochę, łamago- powiedział szybko Arnthaniel.
Opuścili miecze. Obydwaj spoglądali na siebie w milczeniu wciąż gotowi do ataku.
- Dobra. Dostaniesz kasę- odezwał się Nieskończony.- Połowę, tak jak chcesz. I ani słowa o żadnych wsypach i tych sprawach. Takie rzeczy się zdarzają. Jeśli o mnie chodzi, to nie mam z tym nic wspólnego. Ja tylko wypłacam pieniądze i robię to dobrze. Dbam o interes, jak my wszyscy i nie zdradzam. Więc jeśli kiedykolwiek jeszcze raz nazwiesz mnie oszustem, to przeoram twoją piękną buźkę mieczem/

Arnthaniel był zadowolony. Nikt nie będzie go już podejrzewał, a do tego odzyskał pieniądze. Co prawda połowę, ale zawsze. 400 sztuk złota. Kupa kasy. Do zapłaty za rewolwer brakuje tylko stówa. Nie spodziewał się, że sprawy obrócą się w tak piękny dla niego sposób. No dobra, a teraz ty, Maks.

***

Wszedł do knajpy dziarskim krokiem. Od razu dostrzegł tego, kogo szukał. Podszedł najpierw do baru i zamówił piwo. Wypił je duszkiem, a następnie podszedł z pustym kuflem do kumpla. Ten zdążył go już zauważyć.
-Arnthaniel!!- wykrzyknął w pijackiej euforii- Choć, siadaj, postawię ci piwo, bo widzę, że właśnie już swoje dopiłeś.
Arnthaniel podszedł do kumpla, stanął przed ławą, przy której siedział Maks. Z uśmiechem na ustach roztrzaskał pusty kufel o ścianę, chwycił piwo przyjaciela i wylał mu na łeb. Chwycił go za kołnierz. Tamten był w niemałym szoku.
- Co cię napadło? Psisynu, zaraz ci połamię kości !- krzyczał Maks, a jego skrzydła uderzały w sąsiednie stoliki wylewając piwo i przewracając stoliki.
- Valeria- powiedział Arnthaniel- Chyba z nią gadałeś? Możesz mi powiedzieć, po kiego grzyba powiedziałeś jej, gdzie jestem i co robię? Mam im powiedzieć o twoich ciemnych interesach? Co? Przez ciebie siedziałem w pace i do tego nieźle się naraziłem-zachowanie Arnthaniela było bardziej zapobiegawcze niż przepełnione złością, ale Maks chyba wziął to na poważnie.
- No bo ona.. ona... sam wiesz, cholera, ma wpływ na faceta ! Ona nie m ma skrupułów. Przycięła by mi jaja i to dosłownie ! - tłumaczył się Maks i pokazał zaszytą już dziurę w spodniach.Arnthaniel puścił go w końcu, a tamten padł głucho na szeroką ławę.
- Wiem, wiem. Wiem, że byś mnie nie wsypał. Było zagrożenie 3ciego stopnia.- powiedział i wskazał na rozprute spodnie kumpla.
- Psisynu... to może mi teraz wytłumaczysz, na co wylewałeś i zmarnowałeś cały kufel piwa?- Maks szybko doszedł do siebie.
- Trzeba było ci przemówić do rozsądku, a teraz w podskokach skocz po kolejne cztery kufle. Tak w nagrodę za to rozlane piwo, a za karę, żeś nie potrafił powiedzieć Velerii, że ma iść w diabły.
- Pisynu... ja ci się kiedyś odpłacę - powiedział Maks i wstał, by podejść do karczmarza i zamówić 4 kufle złocistego trunku. Czuł, że Arnthaniel mimo, że początkowo był chyba zły, ale tak czy owak jest przy kasie, a to wróży tylko jedno...

***

Wyniesiono ich z karczmy o trzeciej nad ranem. Wszyscy normalni osobnicy wynieśli się stamtąd o dwunastej, gdy ją zamykano, ale dwaj przyjaciele nie zamierzali wcale nigdzie iść. Karczmarz nie był zadowolony, ale gdy zobaczył 50 złotych monet, które wylądowały na jego barze, przygotował jeszcze szybko strawę i przyniósł porządnego wina. O trzeciej jednak wylądowali już za drzwiami. Wylądowali to trochę zbyt barwne określenie.
Zaorali mordami o glebę jest znacznie bardziej trafne. Wszystko ma swoje granice, nawet cierpliwość karczmarza i nie pomogą tu żadne pieniądze, bo gdy bar zamienia się w łajbę, a kufle do piwa w kule armatnie, to najwyższy czas, żeby gości wyprosić. Tych jednak wyrzucić.
- Ar thy... idę- powiedział Arnthaniel i zdołał tylko podnieść Maksa i popchnąć go we właściwym kierunku. Ten przyjął jednak pozycję wyjściową, czyli obejmował rękami chodnik. W ten charakterystyczny dla swych spotkań sposób, rozstali się i każdy poszedł w swoją stronę. Albo został, gdzie było mu wygodnie. Przecież nie wygonią z chodnika, nie?


***

Arnthaniel obudził się w swoim mieszkaniu. Kac morderca wisiał nad jego głową z wyciągniętym mieczem, czekając aż tylko podniesie głowę. Wtedy się nim zajmie. Rewolwer- przypomniał sobie Arnthaniel. Cholera, przecież dziś już czwartek ! Na pewno już poszedł pod młot. Nie, nie będę przechodził przez portal na kacu. Nie ma mowy. Broń odbiorę jutro. Już ja się dowiem, komu została sprzedana. Poza tym, przepiłem połowę kasy. Do stu wychędożonych Krasnalic !!
 
__________________
Fortune is fickle.
"Do not follow the Dark Side"
michau jest offline