Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2009, 14:56   #123
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Natalya Nazarova

Mieszkanie Igora
Głos zniknął. Skoro się pojawił, skoro Igor był zmuszony go przysłać, znaczyło to, że nie jest dobrze. Całkiem możliwe, że było kurewsko źle, a ona nawet nie wiedziała, czy mentor nie potrzebuje jej pomocy. Wolałaby, żeby pewnego dnia nie okazało się, że on wołał o pomoc, a ona nie potrafiła tego usłyszeć. Byłaby to bardzo nieprzyjemna świadomość.

Nana obeszła całe mieszkanie. W szafie faktycznie były dokumenty. Teraz to ona była panią i władczynią jego mieszkania i klubu. Właściwie, co do tego ostatniego nie była pewna, czy szczęśliwie trafiła. W obecnej chwili miała wrażenie, że akt własności oznacza, że to ona dostanie wielkiego, zamaszystego kopa od rzeczywistości, gdy coś zacznie się psuć. A ona nie miała wątpliwości, że prędzej, czy później coś się zepsuje.

Mieszkanie było w całkiem niezłym stanie. Warstwa kurzu na meblach była cieniutka, co z jednej stronie należało przypisać pedantyzmowi mężczyzny, z drugiej zaś, oznaczało, że nie ma go zaledwie od kilku dni. Wszystkie rzeczy były na swoich miejscach, no może nie licząc niedojedzonego posiłku i zapalonej lampki. Ale to również był dobry znak. To dawało pewność, że Igor sam, dobrowolnie opuścił mieszkanie i, że po jego odejściu nikt tego miejsca nie przeszukiwał. Jedynym niepokojącym faktem było kilka pustych wieszaków w szafie w sypialni, ale w sumie niemal każdy trzyma jakieś puste wieszaki, więc może nie należało się tym zbyt przejmować. Ogólnie rzecz ujmując, prognozy nie były złe. To znaczy, zawsze mogły być gorsze.

Po powierzchownych oględzinach przyszedł czas na rozpakowanie. Poprzekładała trochę rzeczy Igora tak, by zwolnić dla siebie jedną, czy dwie półki. Niebawem zapełniła je swoimi, niezbyt starannie poskładanymi spodniami i koszulkami, a także artystyczną mieszaniną biustonoszy, majtek i skarpetek. W porównaniu z poskładanymi w kosteczkę rzeczami mężczyzny, jej własne ubrania sprawiały wrażenie jednego wielkiego burdelu. Jakoś jej to nie przeszkadzało, przynajmniej nie miała problemów, by coś znaleźć.

Miała jeszcze kilka spraw do załatwienia, ale najpierw należało coś sprawdzić.
Nie znała Moskwy, nigdy tu nie była. Chociaż Igor mówił, że nie powinna mieć problemu ze znalezieniem klubów, Natalya nie miała zielonego pojęcia jak dojechać nie miejsce. Tu jednak pomocny okazał się Internet. Korzystając z laptopa Igora wyszukała co trzeba, wydrukowała mapy i gotowa do drogi opuściła mieszkanie.

Klub „Red Power”
Zanim znalazła miejsce do parkowania, minęło trochę czasu. Ale wreszcie się udało i zadowolona z siebie dziewczyna ruszyła do wskazanego przez internetową wyszukiwarkę miejsca. Jakież było jej zdziwienie, gdy oklejone plakatami drzwi do klubu okazały się zamknięte na cztery spusty, a jej samej przyszło pocałować klamkę.

Kucnęła opierając się plecami o betonową ścianę i zapaliła papierosa. W sumie nie paliła nałogowo, była raczej palaczką imprezową. Ale w takich chwilach, gdy miała wszystkiego serdecznie dosyć, nie mogła sobie odmówić tego przyjemnego drapania w gardle.

Niebieska wilczyca przybyła. Szkoda tylko, że Rada wydaje się mieć to wszystko w dupie. – pomyślała miażdżąc niedopałek pod podeszwą glana. Już miała sobie iść, gdy coś przykuło jej uwagę. Wielki, wrzeszczący soczystymi kolorami plakat reklamujący koncert.

KONCERT
Lew Tołstoj

Dziś wieczorem, w klubie „Red Power”. Początek godz. 19:00. Wstęp jak w dni zwykłe.

Przebiegła jeszcze wzrokiem po spisanym małym druczkiem składzie zespołu i ku swej szczerej radości odnalazła na nim znajome nazwisko: Grigorij Rubielewsi.

A więc może jednak los się do mnie uśmiechnął – przemknęło jej przez myśl, gdy wsiadała do marchewkowej Łady Kaliny

Klub Déja-vu
Kolejny punkt wycieczki, kolejne problemy z parkowaniem. Kiedy stanęła przed pomalowanymi na czarno drzwiami prowadzącymi do klubu, miała już wszystkiego dosyć. Odetchnęła głęboko i rozejrzała się dla pewności. Nad drzwiami wisiał wielki szyld z połyskującymi srebro literami.


Teraz już nie miała wątpliwości. Zapukała do drzwi, a gdy to nie przyniosło skutku, nacisnęła dzwonek. Początkowo nic się nie działo. Po jakimś czasie drzwi otworzyły się i stanął w nich wielki jak trzydrzwiowa szafa, niemal łysy facet w czarnym uniformie.

- Czego?! Klub jeszcze zamknięty – mruknął patrząc na nią spode łba.
- Tak, ja wiem. Tylko, że przysłał mnie Igor, Igor Szapołow.
- A nazywasz się… – rzucił ochroniarz nieco łagodniej, po długiej chwili milczenia.
- Natalya Nazarova, w skrócie Nana
- No to wejdź, Nana. Zobaczymy, co da się zrobić.

Ochroniarz wpuścił ją d o środka, po czym starannie zamknął drzwi. Chyba nieproszeni goście musieli być tutaj dość częstym zjawiskiem, skoro nawet w ciągu dnia pracował ochroniarz. Będzie się musiała kiedyś dowiedzieć, o co chodzi. Ale może nie teraz. Miała ważniejsze sprawy na głowie.

- Tak w ogóle Dymitr jestem – rzucił mężczyzna prowadząc ją dość wąskim, wymalowanymi w biało czarne esy-floresy korytarzem.


Klub wyglądał na zadbany. W przejściu jakaś młoda dziewczyna myła podłogę, ktoś inny chyba sprawdzał sytuację w toalecie. Za barem barman czyścił ścierką szklanki, a na scenie jakaś kapela właśnie miała próbę. Jak na jej gust gitara trochę nie stroiła, ale nie było teraz czasu, by się o to spierać z gitarzystą.

Na jednym z wysokich stołków, opierając się o blat, siedziała jasnowłosa kobieta i z wyraźnie niezadowoloną miną koordynowała całe to zamieszanie.


- Nie no! Nie tak! – wrzasnęła kobieta w połowie kolejnej piosenki. Muzycy natychmiast umilki. – Czy wy nie słyszycie, że się nawzajem zagłuszacie?! Przecież wokalista musi być słyszany. Klienci nie przychodzą tu po to, żeby popatrzeć na wasze ładne byźki, tylko po to, żeby posłuchać muzyki! Jeszcze raz. I błagam cię, Ivan, nastrój tę cholerną gitarę.
- To jest Katerina, zastępowała Igora. Tak w ogóle jest księgową, odpowiada za zamówienia i takie tam – szepnął Dymitr sprowadzając ją po schodach. – Katerina, mamy gościa. Igor ją przysłał. – dodał głośniej zmierzając ku kobiecie.
- Igor ją przysłał? – zdziwiła się kobieta. – No, nareszcie. Już myślałam, że mam do końca życia odwalać za niego całą robotę.

Katerina nad zwyczaj zwinnie zeskoczyła z barowego stołka i ruszyła do przybyłych. Po drodze rzuciła jeszcze niezadowolone spojrzenie kapeli, która znowu zaczęła grać, a potem jej twarz przybrała nieco łagodniejszy wyraz. Podeszła do dziewczyny i uścisnęła jej dłoń. Uścisk miała silny, bardzo pewny.
- Jestem Katerina Fradkowa, miło mi – powiedziała kobieta uśmiechając się nieznacznie.
- Natalya Nazarova, albo po prostu Nana .
- Witaj w naszych skromnych progach, Natalya. Misza, nalej nam jakiegoś soku, czy coś. Będziemy miały z Naną trochę do pogadania. A ciebie zapraszam do stolika. Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać muzyka. Panowie muszą dokończyć próbę.
Obie kobiety usiadły przy stoliku na końcu sali. Po chwili barman nazwany „Miszą” przyniósł dwie szklanki soku pomarańczowego, po czym wrócił do swojego czyszczenia kieliszków.

- Więc co chciałabyś wiedzieć o naszym małym biznesie? – zapytała Katerina bez zbędnych wstępów. – Jak mniemam, teraz ty będziesz dowodzić całym tym tałatajstwem. Z tego co wiem, Igor przepisał knajpę na ciebie. A właśnie, co u niego? Sporo czasu go tu nie widzieliśmy.
- Co do Igora, nie mam zielonego pojęcia co z nim – rzuciła dziewczyna rozbrajająco szczerym głosem. – Poprosił mnie, żebym jak najszybciej przyjechała, a gdy się zjawiłam, jego już nie było. Podejrzewam, że wyjechał w znanych tylko sobie sprawach.
- Tak, to do niego całkiem podobne – przyznała kobieta z powagą. – Rzucić wszystko w cholerę i wyjechać bez słowa. Ale nie odpowiedziałaś na moje pierwsze pytanie.
- Faktycznie, Igor poprosił mnie o kierowanie klubem – kontynuowała Nana.Chciałabym zatem wiedzieć, jaka jest sytuacja. Czy utargi są dobre, bo prawdę mówiąc, nie stać mnie na dokładanie do tego interesu. No i przede wszystkim co z klientelą i muzyką? Macie jakichś stałych gości, jakiś ciekawy program? To chyba tyle, przynajmniej na razie.
- Utargi całkiem niezłe, więc nie sądzę, żebyś w najbliższym czasie musiała coś dokładać. Co do klientów i muzyki, generalnie nie jest źle, ale kręci się tu kilka punków i skinheadów. To jakieś szczyle z liceum, ale jak się uchleją to robią burdy. Igor ich nie tolerował, więc Dymitr obchodził się z nimi cało subtelnie, ale trzeba przyznać, że to właśnie z nich mamy największe zyski. Co do muzyki… mamy umówionych kilka kapel. Wszystkie już przesłuchane i wpisane w grafik, mam jeszcze kilku muzyków na oku, ale trzeba by najpierw ich posłuchać i domówić konkrety. Poza tym, cisza, spokój. Zwykłe, barowe życie.

Natalya odetchnęła z ulgą. Wyglądało na to, że wszystko jest na jak najlepszej drodze. O klub nie musi się zbytnio martwić, wieczorem będzie miała okazję skontaktować się z Radą, ma gdzie mieszkać i za co żyć i, przede wszystkim, wreszcie wstąpiła w nią nadzieja, że z Igorem wszystko w porządku. Bo przecież, gdyby umarł, sam by do niej przyszedł, a nie wysyłał tego ducha. Swoją drogą, będzie się musiała z nim jakoś dogadać i w ogóle. Ale to kiedy indziej, teraz miała jeszcze coś do załatwienia.

Dopiła ostatni łyk soku, po czym spojrzała na zegarek. Była 17:40. Do koncertu zostało jej niewiele czasu, a przecież powinna jeszcze wpaść do domu i się przebrać. Pożegnała się ze współpracownikami i obiecała, że w najbliższym czasie zjawi się w robocie. Potem wsiadła do auta i odjechała.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 04-10-2009 o 15:06.
echidna jest offline