| Widok, jaki ukazał się wojowniczce gdy ta odwróciła się w stronę nadciągającego turkotu był co najmniej problematyczny. Czterech uzbrojonych drabów, związana kapłanka i Morgan stojący obok jak gdyby nigdy nic. Pierwsza myśl była: zdradził, jednak zdradził. Pierwsze wrażenie nie było mylne. Jednak dokładniesza ocena sytuacji - zwłaszcza widok wiezionego alkoholu - oraz dosłyszane słowa Logaina rozwiały myśl o zdradzie. Ostatecznie do ich pokonania przydałby się większy oddział, a poza tym... czyż ona sama nie miała ochoty związać kłopotliwej gnomki? Zresztą ta wcale nie wyglądała na ranną czy przerażoną. Jeśli już, to na obrażoną i wściekłą. Widać wyprawa po alkohol nie poszła po jej myśli - alkohol jechał obok, z dala od jej chętnych łapek, a ona sama nie wyglądała na zagrożoną gwałtem zakładniczkę. Ta myśl przeważyła szalę: Sabrie lekko oparła miecz na ramieniu, wyminęła wóz i niedbałym krokiem zbliżyła się do nowoprzybyłych. Za nią podążył Logain, równie niedbale, acz wyraźnie prezentując wielkość swojego miecza. - No, Morgan, długo ci zeszło z tymi procentami, ale widzę żeś nie tylko beczułki przytaskał, ale i kompaniję do wypitki. - odezwała się wesołym, beztroskim głosem do stojących wokół wózka mężczyzn. - Dobrze tylko żeście tą wariatkę związali w końcu, dość kłopotów już nam narobiła! - Nareszcie Morgan. Długo Ci zeszło, ale dobrze, że jesteś. - zawtórował jej Comyrczyk. - Cieszę się podwójne widząc tę wariatkę związaną. Moje gratulacje dla Panów. Dru zamilkła naburmuszona i obrażona tym, że jej dzielna obstawa nie tylko nie próbuje jej ratować, ale jeszcze obraża nazywając wariatką. Mężczyzna odsunął jednak ostrze kordelasa od gardziołka kapłanki mówiąc: Blady Ron jestem, panienko. A jak ciebie zwą kwiatuszku? - wyraźnie ignorując męskie popisy Logaina. Sabrie zdjęła hełm i potrząsnęła jasnymi włosami. - Sabrie, Blady Ronie, zwą mnie Sabrie - to powiedziawszy obdarzyła go może nie najbardziej czarującym z uśmiechów, ale bardzo sympatycznym. Zresztą nie musiała się zbytnio wysilać - w ich stanie upojenia nawet stara orczyca wydała by się marynarzom powabna.
- Widze ze Morgan ustalił już z Wami sposób zapłaty, może zaczniemy więc od zakneblowania tej knypki, co by nam nie przeszkadzała w rozmowie? - Sabrie... bardzo ładne imię.- uśmiechnął się Blady Ron patrząc na dziewczynę nieco zamglonym spojrzeniem. Podrapał się końcówką kordelasa w czuprynie i dodał: Jasne, a masz czym? - A co będziemy na nią własne szmaty marnować? Mało mam kosztów już przydała? Utnij jej kawałek kiecki i wsadź do pyska.Tylko nie zaduś, żywa się nam bardziej nada. Ron obejrzał dokładnie kapłankę, której obcisły strój nie miał wielu powiewających części i w końcu zdecydował się urwać kawałek materiału wystający z plecaka Drusilli. Z wprawą wcisnął knebel w usta gnomki, która milcząco obrażona piorunowała wszystkich wzrokiem. Natomiast Roger odetchnął z wyraźną ulgą.
- Małe to, a wredne jak... Aż porównanie znaleźć trudno - to powiedziawszy wskazał pierwszą z brzegu baryłkę. - Panowie, częstujcie się! Marynarze zgodnie przesunęli wózek z beczkami pod ścianę jednego z magazynów i radośnie odbili korek. Tymczasem Logain i Roger wtaskali drugą z beczek na wóz, a Sabrie niezbyt łagodnie doprowadziła tam obrażoną gnomkę, po czym wepchnęła ją pod plandekę szepcząc ostro:
- Jeszcze jeden taki wyskok "o pani", a na piechotę będziesz taskać to swoje żelastwo na północ. Najęto nad do ochrony ładunku, nie do niańczenia jego właścicielki. I lepiej, żebyś o tym pamiętała, bo żadne pieniądze i wynalazki nie odkupią ludzkiego życia. Więc następnym razem, gdy przyjdą Ci do głowy tego typu wygłupy miej proszę na uwadze ich konsekwencje. W końcu nie jesteś "pani" dzieckiem - każde słowo "pani" tego wykładu ociekało wprost jadem, a nieoczekiwanie ostry głos Sabrie kierowany był prosto do małego uszka gnomki. Wojowniczka zwykle była opanowana i miła, ale jedną z niewielu rzeczy, jakie wyprowadzały helmitkę z równowagi była głupota - której niestety Dru wydawała się być ucieleśnieniem. Sabrie przywiązała koniec liny do armaty - ot tak, na wszelki wypadek - po czym przykryła ją dokładnie i odwróciła się do mężczyzn. - No to co, dotrzymamy panom towarzystwa - odezwała się dźwięcznym głosem, dodając cicho: Panie Morgan, mam nadzieję, że wkładka w tej beczułce była solidna, inaczej puścisz nas z torbami szybciej niż ta szalona kapłanka! Sto sztuk złota za przytoczenie dwóch beczek, dobre sobie - nie czekając na odpowiedź ruszyła sprężystym krokiem w stronę marynarzy, którzy uwolnieni od widoku sprytnej szulerki zgodnie opróżniali beczułkę. Sabrie ani w głowie było mamić sobie zmysły alkoholem, ale dobrze wiedziała, że w kobiecym towarzystwie nawet najgorszy sikacz szybciej wchodzi. Oparła się plecami o ścianę, rozglądając się uważnie po otoczeniu i starając się być miła dla śmierdzących marynarzy. Liczyła, że reszta nocnych odgłosów - które wcale nie ucichły - nie będzie jednak oznaczać kłopotów. Elf gdzieś zniknął, miała więc nadzieję, że chociaż on czuwa nad ładunkiem z ukrycia. Szkoda, że nie ma tu tej magiczki - westchnęła w myślach. Jej koronki i falbanki z pewnością zdziesięciokrotniły by efekt alkoholu. |