Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2009, 13:07   #124
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Starła krew z twarzy.

Aureliusz coś mówił, ale jego słowa z trudem szukały drogi przez czerwoną mgłę, która otuliła zmysły szamanki.


"Ktoś mówi, kto?"
Aureliusz musiał powtórzyć.

"Ach ty.

Z tobą

jeszcze

nie skończyłam".

Siergiej przystanął zdyszany.
[i]
"Najpierw Sieroża"


"W czerwonej mgle setki i tysiące tych, którzy cierpią. Każdy z nich czeka na pomoc".

Co widział duch oczami Rosjanina? Ravna mogła się tylko domyślać. Ale wiedziała, że szukał i nie mógł znaleźć celu swojego istnienia. I z radością podąży za głosem wskazującym jakikolwiek cel.

- Na stepie w Mongolii, pod wzniesieniem które miejscowi nazywają Matką Gór, umiera mężczyzna. Spadł z konia i złamał nogę. Umiera z pragnienia a w pobliżu nie ma nikogo. Jego usta i język wyschły, nie ma siły wołać o pomoc - zanuciła cichutko. Siergiej wbił w nią napięte spojrzenie, sprężył mięśnie.

- Tysiące ludzi giną w męczarniach, ich ciała pokryły ropiejące wrzody... Nie ma komu palić zwłok... Za okopami leży żołnierz, wplątał się w drut kolczasty, zaraz będą strzelać... Ale jeśli tam pójdziesz, w szpitalu w Meksyku umrze kobieta i jej dziecko.

Siergiej wydawał się rozkojarzony i zagubiony w bezmiarze cierpienia. Wysłuchując Ravny począł się coraz bardziej miotać, biegać od drzewa do drzewa, nawet zaleczył uschniętą gałąź, aż puściła pąki. Mruczał cały czas pod nosem jakieś rymy, zupełnie rozkojarzony i pełen emanującej pasji, idei leczenia, która go przepełniała.
Tymczasem Mistrz Aureliusz z wrodzonym sobie spokojem dopiął płaszcz pod szyję i starł szron z wąsów. Z niemalże angielska flegmą mruczał pod nosem łacińsko-henochiańskie teksty i wykręcał uchwyt, gałkę ze swojej laski.

-Kogo jeszcze? Kogo? Ale w tym świecie cierpienia i choroby? Kogo jeszcze? Kogo je... - Siergiej wypluwał z siebie potok słów nienaturalnym głosem.

"Nie można uzdrowić wszystkich. Jeśli nie potrafisz wybrać tych, których chronisz, zawsze zobaczysz tylko bezmiar czerwonej mgły"

Tymczasem stary hermetyk wyciągnął ze środka swej laski różdżkę. Najprawdziwszą, staroświecką różdżkę o drewnianym uchwycie pokrytym delikatnymi płatkami złotej chyba blachy wyrastającymi z uchwytu laski. Samo zwieńczenie różdżki lśniło bielą, promieniowało wiekami. Kompletnie oddalona od materii Ravna nie mogła stwierdzić, jaki to materiał. Tymczasem Diakon trzymał różdżkę wycelowaną w Siergieja, a laskę-futerał w drugiej dłoni. Wykonał kilka wdzięcznych gestów.

Wilk zawył.

-Teraz, Ravna...

Oczy Siergieja płonęły jak w gorączce.

- Musisz odejść
- powiedziała duchowi, który patrzył oczami jej towarzysza. Siergiej zamrugał.
- Musisz odejść. On cierpi przez ciebie. Dla nas nie każde życie ma tę samą wartość.
- Nie!
- Wróć, kiedy nauczysz się wybierać.


Połączona moc, uderzenie Ravny* wraz z wywołaniem przez hermetyka zatańczyły dziki taniec przebudzonej woli, maksymalne skupienie, chłodna, sterylna kalkulacja w ramię z dzikościom i natura starszą od pocztów ludzi. Spojrzenie hermetyka aż zamigotało srebrnawym światłem dając oznakę jego dumy, pychy wypaczającej...

Cisza. Dopiero jak zrobiło się cicho, Ravna zauważyła, że Siergiej cały czas krzyczał niczym obdzierany ze skóry. Woń zwierzęcego piżma zmieszała się z zapachem zakurzonej księgi, ciężar na ramieniu, futro... Czuła na ramieniu swego Avatara, piskał troskliwie. Widziała również postać stojącą za Diakonem, widziała ją w swoich oczach, odbitego w oczach Avatara. Zmarnowanego żołnierza II wojny, wracającego z frontu, pełnego pasji, ran i amuletów oraz z zakurzoną księgą pod pachą.

-To on, Ravna, to on... Widzisz w tych błyszczących magyą oczach jeszcze dawny żar młodzieńca? Magya go wypaliła, została tylko ona i jej pragnienie. Nie bądź taka...

- Ja jestem wnuczką noaidi. Wybieram pomiędzy ludźmi. Nie pomiędzy ludźmi a sztuką. Moc to zawsze tylko narzędzie.

Dwa uderzenia w bęben. Taniec woli, wysiłkiem i wrażenia wzroku gdzieś czmychły, a Siergiej padł jak kłoda na śnieg, już pełen swej władzy ale wycieńczony. Tymczasem Diakon jak gdyby nigdy nic zakręcał powrotem różdżkę w lasce.

-Szybciej będzie, jeśli nie będziemy iść pieszo do dziedziny. Porozmawiaj z Siergiejem, potrzebuje kontaktu ze światem. Ja wykreślę już kręgi.

Wilk znowu zawył.

Otuliła Siergieja swoim kożuchem, odgarnęła mu z twarzy mokre od potu kosmyki włosów.
- Widziałem, widziałem... - jęczał.
- Tylko mgłę. To przejdzie. Zawsze przechodzi.

"Poczekajmy na wiatr".

- Ravna, mówiłem ci
- powiedział już wyraźniej. - Mówiłem, że mnie wpędzisz do grobu. - uśmiechnął się na poły triumfalnie z nagłego odkrycia, że miał rację.
- Może. Ale najwyraźniej jeszcze nie teraz. Nie ruszaj się, wracamy do domu.

"Wy wracacie".

Pomiędzy istnieniem drzew szukała pulsującej melodii życia przyjaciela.
 
Asenat jest offline