Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2009, 20:39   #242
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Siegfried Klauge | 1
Upuścił i pomknął.
Niewiele pomknął. Niedługo. Gdy tylko kable zaiskrzyły, huk eksplodującego gazu omal nie wybił mu bębenków w uszach. Zmiotło go na drugą stronę stalowego korytarza, zaiskrzyło w jego głowie, kiedy uderzył hełmem o ścianę. Parę razy snajpera wystrzeliła, ale nie w tą stronę i nie tu. Tamten w egzoszkielecie chwilowo został unieszkodliwiony. Ruszał się co prawda, ale niewiele dobiegało z pancerza. Zaledwie parę wrzasków. Świadomość Laucha na chwilę przycichła i zamgliła się, a rozświetliło się, kiedy w hełm zaczęła pukać Tojtowna.
- ...Siegfried? Sieg? Cholera, on żyje! Prędzej, dajcie jakieś NMP! Nie mamy czasu!
- Tojtowna, ucisz się. On...
- ...wiem, że nas uratował! Mnie! Mnie, znowu mnie uratował!
- Uspokój się... Matthaus...
- Przeżyje! Zastrzyk, kurwa!

Przejaśniło się.
- Tojtowna, wyściskasz go potem. Wiesz, co za dwadzieścia minut zostanie z tego miejsca!?
- Już, już...
- Nie już, kurwa! Natychmiast! Nóż, weź balistyka.
Doktor Nóż wykrzywił się, kiedy schylał się, ale posłusznie sięgnął po snajperkę balistyczną. Z pancerza dobiegały jęki.
- Zabijemy go?
- Czym, kurwa, pytam się, czym? Masz nóż do konserw? Bo ja nie.
Syreny wyły coraz dosadniej.
- Jakim cudem uda nam się przechwycić Giegera i uciec z tego miejsca żywymi? - wydyszała Tojtowna, ledwo wyrabiając.
- Superportal... - wydyszał biegnący Miller.
- Zamierzasz wejść do superportalu? Oszalałeś, Miller?
- Nie! Superportal można przekonfigurować na zwykły tunel, który zabierze nas daleko od Neoberlina! To zwykła procedura, która trwa parę sekund, przy tej wymianie energetycznej i sprzęcie. Właściwie, superportal może cię przenieść dokądkolwiek na tym globie... I poza tą rzeczywistość.
- A co, jeśli nie uda się? Słyszałeś, że po Giegera jest naprawdę tylu...
- I to tylko kolejny powód, aby go dorwać – wysapał. - Szybciej, szybciej!
Biegli. Po drodze nie było nikogo, a Matthaus używał swojego Blitzgewehra do zabijania pluskiew i zombie, które napatoczyły się na drodze. Mijali opuszczone w pośpiechu laboratoria i biura, w którym nie było praktycznie nikogo... Poza paroma ewenementami, które czekały na śmierć.
- Matthaus! - wrzasnęła Tojtowna.
- Co jest?
- Ci ludzie w biurach...
- Kurwa, kobieto, czy ty nie rozumiesz, że nie mamy na to pierdolonego czasu? Nie rozumiesz!?
- Niektórzy z nich mieli zamazane...
- Kontury, tak! Wiem o tym. To z powodu superporalu i promieniowania pola T.
- Superportal...
- Tak, superportal powoduje zachwiania czasu i przestrzeni i w ogóle rzeczywistości. To się stało dlatego, ponieważ za długo przebywali w bloku D.
- A czy my...
- Do cholery, mówiłem, że nie mamy czasu! Słuchaj się Millera! Jeśli stąd wyjdziemy w jednym kawałku, wyjaśnię ci wszystko, czego dowiedziałem się.
Syreny wyły jak opętane, gdy w końcu odnaleźli platformę, która wiodła na szczyt. Matthaus wcisnął odpowiedni przycisk, po czym platforma z chrzęstem ruszyła do góry.
- Do diabła – splunął Miller. - To ustrojstwo za wolno jedzie. Tojtowna, masz jeszcze maszynę portalową?
- Mam, ale zasięg ograniczony i tylko dwa ładunki.
- Dwa? A zdołasz nas złapać?
- Cztery osoby? Pytanie. Poczekaj tylko, aż wejdziemy w zasięg.
- Przeklęta maszyneria... -
wymamrotał ranny Doktor Nóż.
- Nie mogłam tego zrobić wcześniej... - mruknęła Tojtowna. - Hmm... Już. Przygotowani?
Podeszli bliżej do XWP, w którym kryształ tlił się resztkami mocy. Nagle maszyna rozbłysła jasnym światłem, a Klauge stwierdził, że ponownie znalazł się w dziwnym bąblu energetycznym. Wokół pociemniało. Poczuli we włosach silny wiatr, gdy mknęli przez tunel przestrzenny.

* * *

# Konrad Hahn
Oblężenie Wieży zaczęło się.
Krieger wykreślił plan i przedstawił go dowódcom. Nie, nie było oficerów, ani nawet kaprali, po prostu było nas tak mało, że podzieliliśmy składy właśnie tak. Z ponurą determinacją ruszyli do walki. Mimo dobrego sprzętu, już od początku zaczęli nam zadawać ciężkie straty. Po tej stronie Muru mogliśmy się kryć tylko za naszymi własnymi umocnieniami, podczas gdy oni mieli generatory i ogrodzenie elektryczne. My mieliśmy pulsowe, oni mieli maszynowe pulsowe. My mieliśmy granaty z antymaterią, oni mieli fressery. Pięć, będąc ścisłym. I jednego ausschreitera, którego prędko znieśliśmy bazooką. Ale fressery były za szybkie, z biedą usiekliśmy jednego, a i to kosztem trzech ciężkozbrojnych.
Skonstruowana przeze mnie maszyna portalowa miała, niestety, ograniczony zasięg, jednak pozwoliło mi to wysłać na misję paru moich najlepszych ludzi – najlepszych, jakich polecił mi Krieger. Kiedy tylko weszli do południowo-wschodniego generatora przez tunel czasoprzestrzenny, usłyszeliśmy huk i ujrzeliśmy dymy, kiedy eksplozja sięgnęła zewnętrznych warstw generatora. Przykazaliśmy im, żeby przeszli z powrotem, kiedy tylko zniszczą generator, ale nie posłuchali, bo ujrzeliśmy eksplozję w drugim generatorze. Skierował się tam oddział Fluggewehre, to jest GSA wyposażonych w plecaki rakietowe, a my wiedzieliśmy, że wybrali śmierć, choć pewnie za paręnaście minut to i tak wszystko będzie wszystko jedno. Osiągnęli coś: Superportal zaczął się zmniejszać.
- Dzięki Bogu – wyszeptała Agatha Heintz.
Przedwcześnie. Dymiące zgliszcza generatorów wcale nie przestały działać, choć przestały dostarczać energię do głównego transformatora. Jak wszystko w tym przeklętym miejscu, były zasilane rdzeniami czarnej materii. Poczerniałe błyskawice nieprądu niebłyszczały, liżąc coraz bardziej ciemne niebo. Jasnoniebieski superportal zmieniał powoli barwę na bardziej mętną. Bąbel energii, którym był, wydął się nagle i wypromieniował z siebie falę, która przeszyła wszystko i zniknęła za horyzontem: Była to fala negatywnego czasu, która z rykiem zatrzymała nas wszystkich, gdy przechodziła: GSA, naszych, kule zawisały na parę chwil w powietrzu, dym nieruchomiał, serca zamierały na parę sekund, by tylko zacząć bić ponownie. Promieniowanie pola Thamma ściągało latające psy, a gdy strumienie parującej energii padały na nich, ukazywały się ich prawdziwe postaci: Cicho buczące, aformiczne góry gnijącego mięsa wyposażone w błoniaste skrzydła. Niewiele dawało to, że superportal się zamykał: Zaburzenia czasoprzestrzeni już zdołały otworzyć szczelinę do Eksternusa, skąd wypływały grudy fruwającej ziemi, o dziwo, wcale nie spadając w dół, ale wirując wokół portalu. Co najgorsze, pomimo tego, że portal się zmniejszył, zaczęło z niego coś wychodzić.
Coś o wiele gorszego od wszystkiego, co do tej pory widzieliśmy.
Najpierw portal uwolnił jeszcze jedną falę nieczasu, a my poczuliśmy, że nasza rzeczywistość – i nie, bynajmniej zaledwie zewnętrzne formy, ponieważ zaczęliśmy się rozpadać dawno temu, a to, co przywołał Gieger było zaledwie crescendem naszego szaleństwa – łamie się, a jej odłamki padają. Nie mogliśmy już pozbierać niczego, z tego, co mieliśmy.
Z dziury międzywymiarowej wyszła najpierw para dwumetrowych rąk, które, zaopatrzone w oczy po ich środku, rozejrzała się po polu bitwy, które rozgrywało się na szczycie Muru. Z wewnątrz wydobył się triumfalny wrzask, który przeszył uszy wszystkich, po czym szpony zaczęły z wolna rozwierać portal. Nikt nie chciał spoglądać do środka, jednak ja spojrzałem, a do dwóch rąk dołączyła się jeszcze kolejna para. Czymkolwiek był ten stwór z pokraczną głową Panokratora, był potężny. Z pokraczną, ponieważ nie miał dolnej szczęki, a z wydartych policzków zwisały strzępy mięsa. Miał około szesnastu metrów, licząc lekko.
Podniosłem z przestrachem radio, kiedy obok siebie usłyszałem zgrzyt kolejki..

* * *

# Tanja Hahn – Nicolas Neumann | 1

Nicolas wsiadł do wozu, wpuszczając za sobą tych, którzy przeżyli. Zamknął właz, gdy tymczasem Tanja wybiegła na korytarz. Ogień z płonących reaktorów dotarł już nawet tutaj. Wewnątrz słyszał przytłumiony dźwięk miecza łańcuchowego, gdy Kowal próbował dostać się do środka. Miecz był mocny, ale musiał dzielić siły na Sainta i Neumanna. Poza tym, wóz ruszył. Neumann nie do końca umiał manipulować wozem, jednak wystarczyło to, by wgryźć się w stalową ścianę, a świder, wzmacniany energią, pokonał wielowarstwowe poszycie. Neumann mógł się założyć, że nie do tego go przeznaczono.
Tanja biegła korytarzem, zmierzając ku górze. Była sama: Reszta postanowiła się przyłączyć do Neumanna. Korytarz podążał przez kolejkę: Tanja doskonale przypominała sobie, że łączyła sektory i że mogła dostać się na sam szczyt z miarę dużą prędkością. Na dole przejechał Neumann, zaś na wozie walczyli Biskup i Kowal. Ona sama była w bezpiecznej odległości, dzięki czemu mogła obserwować zdarzenia, coraz bardziej szalone i wybite z porządku: Wóz, zapewne swojego czasu używany do porządkowania śmieciowiska, teraz z morderczą precyzją zdążał wprost na szczyt, pokonując jakiekolwiek przeszkody. Był na zewnątrz podniszczony nieustającą walką Kowala i Biskupa, bowiem żaden z nich nie zamierzał rezygnować z zabicia wszystkich w wozie.
Poczuła wstrząs, kiedy obok kolejki spadł pokaźny kawał żelazobetonu. Mur z wolna się rozpadał, a wstrząsy z rdzeni reaktorów były coraz silniejsze.
Nagle z włazu wyskoczyło dwoje osób: Widocznie Neumann musiał być dalej przy sterach, choć wyglądało to na czysty bezsens, aby najemnik mógł obsługiwać taki wóz. Widocznie obsługa była dziecinnie łatwa. Jakkolwiek by nie było, Malak wymierzył strzelbą w już i tak poharatany brzuch Kowala i wystrzelił, a tamten spadł. Natomiast Lumiere, która także wyszła... Rzuciła się prosto na Biskupa. To, co nastąpiło chwilę potem, normalnego człowieka przyprawiłoby o krzyk, jednak ani Malak, ani Neumann, ani nawet Tanja nie byli już normalni. Biskup w krótkich odstępach odrywał Lumiere – Tanji z dzieciństwa – głowę, kończyny, umieszczając je w swojej paszczy i rechocząc z zadowolenia. Śpiewał nawet psalmy dziękczynne. Malak natomiast wszedł ponownie do włazu, trzymając się za głowę. Tanja nie zauważyła tego; zrobił to Neumann: Z uszu Malaka ciekła krew, jakby dostał wylewu.
Wóz jechał dalej, pożar trawił coraz więcej kompleksu, kolejka była prawie u szczytu; przed tym, zanim zaczęła wspinać się do fortyfikacji, gdzie znajdował się Hahn, Tanja mogła obserwować, jak Neumann znika w bocznym korytarzu, za nim popędził Kowal. Biskup, który pożarł nieśmiertelną Lumiere, sunął także w górę, jako że nie obowiązywały go prawa grawitacji. Był przyciągany przez największe źródło pola Thamma w okolicy, superportal.
Kolejka podłączyła się do stalowego drutu, który szybko pociągnął ją na sam szczyt.
Gdy przystanęła, Tanja zobaczyła kogoś, kogo naprawdę bardzo dawno nie widziała: Był to jej brat, Konrad Hahn.
- Tanja...? - wydukał kompletnie zdumiony. - Jak... Jak się mogłaś... - słowa go zawodziły.

*

Tymczasem Neumann jechał. Niewiele napotkał oporu. Był coraz lepszy w operowaniu pokaźnych rozmiarów maszyną. Wyjechał na zewnątrz, przejeżdżając paru GSA. Malak wydawał się być w coraz gorszym stanie, ponieważ mamrotał bez sensu. Lumiere nie było, Tanji też. Katja paliła papierosa, wpatrując się tępo w przestrzeń. Partyzant opatrywał sobie ranę na udzie.
Jechali zaśmieconym i mokrym torem w stronę superportalu. Już z daleka widzieli, że scena wygląda jak przeklęte pandemonium, z krążącymi wysepkami i całym rojem wokół niego. Do deszczu ze śniegiem dołączył się grad, który sypnął tu i ówdzie.
- Jak się stąd wydostaniemy...? - mruknęła Natalia.
- O ile w ogóle – odparła Katja. - Z tego, co widać, zdołali zniszczyć dwa generatory.
- I portal...

Katja zacisnęła zęby.
- To najgorsza część. Trzeba będzie zniszczyć nie tylko generatory, ale także samą maszynę, żeby deaktywować pole.
- W mniej niż pół godziny!?
- A coś myślała –
zaśmiała się. - Neumann! - odezwała się. - Posłuchaj, skoro jej tu nie ma. Chyba widzi się ze swoim bratem. Domyślasz się, kto wpisał cię na listę Wunderkinder? Po tym wszystkim to i tak nie będzie ważne, bo jeśli Mur zostanie zniszczony, a tak się prawdopodobnie stanie za paręnaście minut wraz z wybuchem superportalu i reaktorów, to Korporacja będzie miała dość swoich problemów, by przestać was szukać. Może się tego domyślasz, a może i nie, ale... Mam swoje powody, by ci powiedzieć, że wiem, że to Konrad Hahn wpisał cię na listę Wunderkinder, wtedy, kiedy jeszcze pracował dla Giegera.
Nastała krótka cisza.
- Pracował dla Giegera? - podjęła Natalia.
- Oczywiście. Nie tylko jako naukowiec pracujący w labie badającym portale czasoprzestrzenne, ale był jego osobistym agentem. Po tym, kiedy przestało mu się podobać to, co robi Gieger, zdradził go, ale nie miał już dokąd pójść, więc teraz jest w Murze i chce go zabić, chociaż wie, że prawdopodobnie to zabije jego samego i zmieni tą rzeczywistość. Zabijając któregokolwiek z Konradów Hahnów, rzeczywistość zostanie podzielona i roztrzaska się w drobny mak. Tak, rzeczywistość. Wszystko, co do tej pory znaliście.
- Jak to?
- To głupie pytanie. O ile szanuję zemstę
– tak, twoją zemstę, Neumann – jeśli chcesz zabić kogoś, kto wplątał ciebie w to całe gówno, musisz wiedzieć, że Gieger i Hahn są połączeni czasoprzestrzenią, czy tego chcą, czy nie. Hahn jest przeszłością Giegera, a Gieger jest przyszłością Hahna.
- Zaraz, zaraz... Mówiłaś, że rzeczywistość upadnie... Co za sens? Jakim cudem zabicie jednego człowieka może spowodować takie zmiany?
- Cały czas ci to tłumaczę. Rzeczywistość, w której żyjemy, jest związana ściśle z Arnoldem Giegerem, ponieważ to on w przeszłości zmodyfikował geny Hahna, to on zakonspirował Korporację w roku dwutysięcznym dziewiątym. Wcale nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, przez Giegera wybuchła Trzecia Wojna Światowa. On jest złączony z losami tego świata. Nie, on jest losami tego świata. Tak samo, jak cofnęłabyś się do prehistorii i zabiłabyś małpoluda, który przypadkiem natknął się na koło, teraźniejszość, w której żyjemy, załamałaby się. Powstałby paradoks. Linie przeznaczenia, los, historia świata całkowicie odmieniłyby się, bo nie byłoby jednego, kluczowego elementu. Historia ludzkości jest jak wieża oparta na parunastu takich elementach, jeśli zabierzesz jeden z nich, wszystko, co jest powyżej, natychmiast się przekształca tak, jakby go nie było.
- Co... Co się stanie, kiedy Gieger umrze?
- Bóg... Pantokrator raczy tylko wiedzieć. Nigdy nie widziałam i pewnie nigdy nie ujrzę czegoś, co się stanie. A zemsta? Cóż, sądzę, że zemsta jest ważniejsza od jednej maleńkiej rzeczywistości.
Tak dużo tych kropli w oceanie zostało, że nikt nie zauważy.

Kowal mknął za nimi, co zauważył i Neumann. Zdołali staranować barykady postawione przez Korporację. Byli niedaleko zachodniego generatora, jednak nie zostali zauważeni przez główne siły.

* * *

# Axel Heintz | 1 – Siegfried Klauge | 2
Heintz parł przez zawalone korytarze, pomagając sobie bronią grawitacyjną. Słyszał jakieś nawoływania Giegera przez głośniki, ale i tak go to nie obchodziło. Wyglądało na to, że tam, na górze, wszyscy już oszaleli. Mimo to, był w radiowym kontakcie z Tanją i Neumannem i wiedział, co się z nimi stało. Ekrany w Murze, które mijał, zmieniły się i nie pokazywały już nic innego, jak czas do końca destrukcji: RESTDAUER. System nawet nie nawoływał do naprawy systemu: Kazał się ewakuować, otwierając wszystkie wyjścia. Jaka szkoda, że było za daleko, żeby uciekać gdziekolwiek.
Teraz broń grawitacyjna Axela miała możliwość entropii: Jeżeli Heintz zechciał, śmiecie zamieniały się w rój iskier, choć sama tarcza grawitacyjna była słabsza: Hamowanie kul przestało wchodzić w rachubę.
Wydostał się wreszcie na zewnątrz, a jego kombinezon momentalnie stał się mokry. Pogoda była obrzydliwa, choć nie tak, jak to, co się miało wydostać z portalu. Był tam i widział wszystko. Wyglądało na to, że Gieger całkowicie skoncentrował się na wojskach Hahna, kompletnie nie obchodząc się, czy ktoś może go zajść od tyłu. Heintz był przy wschodnim generatorze, jednak z dala mógł świetnie stwierdzić, że wszystkie są obwarowane... O wiele mocniej, niż sądził: Dwa oddziały GSA-E rozglądały się niespokojnie, podczas gdy niedaleko, na Wolfenschanze szalała wojna.
Do jego radia wdarły się trzaski. Poznał, że ktoś próbuje nawiązać z nim łączność.
- ...Ax... chci... Łą... Sły... Słyszysz mnie? Słyszysz, Axel? - przez szum przebił się znany głos Marii Kleiner. Nie, nie musisz mnie widzieć. Widzisz te wieże strażnicze po lewej? Tam jestem ukryta. Boże, ale się cieszę, że żyjesz. Dalej jesteś z tą Hahn? Cholera, może powinnam cię ustrzelić z tej snajpery – zażartowała. - Przed chwilą straciliśmy łączność z naszym kolegą... Cholera, nie wiem, co go zabiło. Miał tylko osłaniać tyły. Zresztą, nieważne, Axel. Czemu, u diabła, jesteś tutaj, na szczycie? Co cię, kurwa, pokusiło? Powinieneś był uciekać. Niedługo to miejsce wyleci w powietrze... Ale to sam wiesz.
Krótko mówiąc, jesteś pojebany, że się tutaj zjawiłeś. Chyba nie chcesz dorwać też Giegera? Bo on jest mój, Axel, jego głowa i wszystko, co w niej ma. Mamy ze sobą XWP, żeby się stąd wynieść. Kiedy tylko będziemy mieli ze sobą Giegera, skaczemy do Eksternusa.
Axel zauważył nikły błysk lasera z dalekiej strażnicy. Kleiner nagle coś przyszło do głowy.
- A jeśli... A jeśli deaktywowałbyś generator? Widzę, że masz ze sobą jakąś zabawkę, świetnie, zginiesz z bronią. Osłaniałabym cię. Ja i on. Chociaż... Cholera, trochę za mało ciebie jest, jak na taką akcję. Gdzie masz Hahn? Gdzie... O, cholera!
Zaledwie pięć metrów od Axela zmaterializował się nie kto inny, jak Klauge. Klauge i reszta ludzi, z których swojego czasu widział tylko Kathrinę Tojtowną, ruską dziwkę z Moskwy, miasta, które już nie istnieje z powodu nuklearnej zimy.
- Kurwa, co tam się dzieje? Z powodu mgły nie widzę... Axel, odezwij się, do kurwy nędzy!

* * *

Louise Lumiere
- Zawsze c
hwyta mnie coś, jakby afa... Afa... No, nie umiem mówić, kiedy jestem kolejny raz zabijana. Chociaż przyznam się, że niewiele osób mnie zjadło. Nie, no co ty. Nie liczę, ile razy zostałam zabita, to byłaby... Byłaby okropnie duża liczba. Pytanie, czy czuję ból, kiedy jestem zabijana. Och, oczywiście. Ale przyzwyczaiłam się: Byłam parę razy spalona, parę razy rozpuściłam się w kwasie, nieco więcej mnie wieszano, dźgnięto nożem, a ile razy mi wpakowano kulę w łeb, to już nie zliczę. Ale chyba pierwszy raz mnie pożarto w całości.
Jego brzuch był wypełniony jakąś oleistą breją. Chyba nie zauważył, że moje rozczłonkowane kawałki zaczynają się zespalać. A zresztą, nic nie można było zauważyć.
Głupie obrazy przepływały przez moją głowę, jak Czerwony Kapturek pożarty przez Wilka. Tym razem jednak Myśliwy nie miał przyjść, a potwory pożerały potwory, z tym, że te ostatnie były nieśmiertelne.
Wierz lub nie, ale do pory, zanim nie weszłam w Mur, nie zabiłam ani jednego człowieka, o biskupach nie wspominając. Ale jego kwasy żołądkowe – czy cokolwiek posiadał w swoim nieświętym kałdunie – wcale nie chciały mnie rozpuścić, więc zaczęłam nasłuchiwać, gdzie bije serce, a że został mi w bucie jeszcze nóż, to go wyciągnęłam. Mówię ci, to była całkiem niezła sztuka, bo on miał aż trzy serca. Trzy okrąglutkie, bijące jeszcze czarną krwią... No, ale! To wcale nie było takie łatwe, bo po wycięciu jego pierwszego zaczął wierzgać, a gdy wycinałam ostatnie, rozdarł swój brzuch i urwał mi lewe ramię. Pomyślałam sobie, ale uparciuch, kiedy wrzucałam wszystkie trzy serca do ścieku. Wydostałam się na wolność, a coś, co kiedyś było Saintem, zaczęło się zmieniać w zwykłego człowieka.
Nie, nie znałam go wcześniej. Skąd niby? Mówili, że to był Saint, więc to chyba ten sam. Zdumiewają mnie ludzie, którzy umierają. Robią coś, czego ja sama nie umiem. No więc ten człowiek, ten Saint, z wielką dziurą w żołądku i jeszcze większą dziurą na swojej lewej piersi zdołał zaledwie wymamrotać słowa podziękowania. I tyle. Umarł.
Gdzie indziej mogłam pobiec? Byliśmy już na zewnątrz, widziałam superportal. Zwłoki Sainta leżały skulone, coraz bardziej tracąc ciepło na zamarzłej ziemi.
Zajęło mi tylko trochę, zanim dotarłam do północnych generatorów. Postrzelili mnie w głowę i znowu umarłam, bo nigdy dość się nie umiera. Ale zamachałam do Heintza i myślałam, że mnie zauważył.

* * *

# Axel Heintz | 2 – Siegfried Klauge | 3
- Stój, Klauge – przykazał Miller, patrząc niespokojnie na działo Axela. - Mamy dość kłopotów i bez tego. Wiem, kim jesteś, Heintz. Mamy o tobie informacje.
- Co to za jedni, Axel? -
syknęła Kleiner w radiu. - Odstrzelić?
- Reprezentujemy Bractwo Jedenastu Wymiarów. Nie, nie musisz wiedzieć. Postuluję ewentualne zawieszenie broni do czasu, kiedy się to wszystko skończy.

Złapał się za głowę i przypadł nieco do ziemi, kiedy kolejny wstrząs przeszedł przez cały Mur.
- Możemy stąd uciec – splunął i odbezpieczył broń. - Pytanie tylko, ile dasz nam szans, żebyśmy mogli sobie pomóc?
Spojrzał w stronę obwarowanych generatorów, a później, wymownie w stronę portalu, z którego z wolna wychodził olbrzym.
- Sam nie dasz rady, nawet z tą zabawką.
- Kurwa, Axel –
zatrzeszczała Maria w radiu. - O czym oni mówią, do cholery? Co to są za ludzie? Oni mają XWP... Takie samo, jak nasze...
Urwała; wszyscy urwali, słysząc ryk czegoś, co niewątpliwie chciało się przedostać przez portal.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/je_sui_fous.jpg[/MEDIA]

 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 05-10-2009 o 20:50.
Irrlicht jest offline