Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-09-2009, 22:39   #241
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Konrad Hahn. Ktoś odpowiedzialny za wmieszanie Nicolasa w cały ten syf. Przynajmniej według wizji wywołanej nadmiarem innych światów. Z drugiej strony, skąd znałby to nazwisko?
"Stanowczo za dużo tych Hahnów w okolicy..." - stwierdził.
Jeśli będzie miał okazję, to zapyta tego tam, czy to faktycznie on go wystawił za sprawą Kowala. Jeśli odpowiedź lub sposób jej udzielenia go nie zadowoli, to może będzie o jednego Hahna mniej.

* * *

Dalej było piekło.
Sceny niczym z kiepskiego horroru, składającego się głównie z wciąż umierającej, jednak wcale nie martwej dziewczynki, oddziału żołdaków walących portalowymi pukawkami, umierających na życzenie najemników, pieprzonych demonów i mutantów Triarii, z dodatkiem masy wybuchów, płomieni i wyjących alarmowych syren.
"Szkoda, że nikt więcej się nie przyłączył..."

Siedem osób w windzie poczuło się odrobinę bezpieczniej do czasu, gdy zaczęło brakować podłogi. Po upadku Heintza zostało ich sześcioro. Jak w piosence o murzynkach. I pewnie jak w tej piosence, w końcu nie zostanie żaden z nich.

Pojawienie się Kowala przyjął właściwie bez większych emocji. Fakt, że szanse na przeżycie pięciu następnych minut zmniejszyły się znacznie, jednak przynajmniej nie będzie musiał się zastanawiać co robi i gdzie jest ten popapraniec.
- Zawsze byłeś brzydki, ale teraz przeszedłeś samego siebie, Kowal! - rzucił do niego, krzywiąc się przy tym. Cybrog nie pozostał mu dłużny. Na jego wzmiankę o wypstrykanym granatniku upuścił żelastwo na ziemię, zastanawiając się, po grzyba jeszcze toto tachał.
"Zmęczony jestem" - wytłumaczył się.

Kowal znowu zaczął wywijać wyżynarką do artystycznej obróbki drewna. Miał widać jakiś sentyment do takiego oręża. Przez chwilę Nowy widział w nim jakiegoś mitycznego zakutego w zbroję rycerza z mieczem, ale wizja prysła, gdy Kowal omal nie rozpruł go na dwoje.

Mimo żalu, że nie dołoży swoich trzech groszy do śmierci cyborga, postanowił nie włazić pomiędzy wódkę i zakąskę. Zastanawiał się też, kto zostanie zakąską w zmaganiach dwóch paskud... - nie na tyle jednak, by zostać i popatrzeć.

"Świder!" - pomyślał.
- Wiejemy świdrem! - wrzasnął do stojących najbliżej, pokazując pojazd pod ścianą. Nie zastanawiając się dłużej pobiegł w stronę jedynej, wydawało się, drogi ucieczki. Do środka wsunął się przez właz z tyłu pojazdu i potykając się w ciasnym wnętrzu przedostał się na miejsce kierowcy. Nie ryglował włazu za sobą, dając innym szansę na wspólną przejażdżkę. Kowal i ten drugi i tak by się nie zmieścili.
- Ciekawe, jak się prowadzi świder jedną ręką... - mruknął, spoglądając na niemal bezwładne ramię.
Rozejrzał się po pulpicie i dla próby powciskał kilka przełączników. Konstruktorzy byli na tyle mili, żeby opisać większość z umieszczonych tam przycisków.
- Jazda! - krzyknął triumfalnie, gdy po przekręceniu kluczyka w czymś w rodzaju stacyjki dało się słyszeć pomruk potężnego silnika gąsienicowego pojazdu.
Zanim przesunął przypominającą dżojstik dźwignię do przodu, poszukał wzrokiem przycisku uruchmiającego świder.
- Świder Włącz - to musi być to... - powiedział do siebie. Nacisnął. Odpowiedziało jeszcze głośniejsze buczenie i drganie całego pojazdu. Najpierw delikatnie, potem coraz mocniej pchnął dżoja do przodu. Ruszył.

Fajnie byłoby jeszcze wiedzieć, jaki kierunek byłby odpowiedni, ale nie było na to czasu. Nicolas starał się, by nie skierować pojazdu w stronę reaktorów, a reszta była dziełem przypadku. Zresztą na niedużych monitorach dających obraz z kamer rozmieszczonych wokół samojezdnego świdra i tak niewiele było widać.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 05-10-2009, 20:39   #242
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Siegfried Klauge | 1
Upuścił i pomknął.
Niewiele pomknął. Niedługo. Gdy tylko kable zaiskrzyły, huk eksplodującego gazu omal nie wybił mu bębenków w uszach. Zmiotło go na drugą stronę stalowego korytarza, zaiskrzyło w jego głowie, kiedy uderzył hełmem o ścianę. Parę razy snajpera wystrzeliła, ale nie w tą stronę i nie tu. Tamten w egzoszkielecie chwilowo został unieszkodliwiony. Ruszał się co prawda, ale niewiele dobiegało z pancerza. Zaledwie parę wrzasków. Świadomość Laucha na chwilę przycichła i zamgliła się, a rozświetliło się, kiedy w hełm zaczęła pukać Tojtowna.
- ...Siegfried? Sieg? Cholera, on żyje! Prędzej, dajcie jakieś NMP! Nie mamy czasu!
- Tojtowna, ucisz się. On...
- ...wiem, że nas uratował! Mnie! Mnie, znowu mnie uratował!
- Uspokój się... Matthaus...
- Przeżyje! Zastrzyk, kurwa!

Przejaśniło się.
- Tojtowna, wyściskasz go potem. Wiesz, co za dwadzieścia minut zostanie z tego miejsca!?
- Już, już...
- Nie już, kurwa! Natychmiast! Nóż, weź balistyka.
Doktor Nóż wykrzywił się, kiedy schylał się, ale posłusznie sięgnął po snajperkę balistyczną. Z pancerza dobiegały jęki.
- Zabijemy go?
- Czym, kurwa, pytam się, czym? Masz nóż do konserw? Bo ja nie.
Syreny wyły coraz dosadniej.
- Jakim cudem uda nam się przechwycić Giegera i uciec z tego miejsca żywymi? - wydyszała Tojtowna, ledwo wyrabiając.
- Superportal... - wydyszał biegnący Miller.
- Zamierzasz wejść do superportalu? Oszalałeś, Miller?
- Nie! Superportal można przekonfigurować na zwykły tunel, który zabierze nas daleko od Neoberlina! To zwykła procedura, która trwa parę sekund, przy tej wymianie energetycznej i sprzęcie. Właściwie, superportal może cię przenieść dokądkolwiek na tym globie... I poza tą rzeczywistość.
- A co, jeśli nie uda się? Słyszałeś, że po Giegera jest naprawdę tylu...
- I to tylko kolejny powód, aby go dorwać – wysapał. - Szybciej, szybciej!
Biegli. Po drodze nie było nikogo, a Matthaus używał swojego Blitzgewehra do zabijania pluskiew i zombie, które napatoczyły się na drodze. Mijali opuszczone w pośpiechu laboratoria i biura, w którym nie było praktycznie nikogo... Poza paroma ewenementami, które czekały na śmierć.
- Matthaus! - wrzasnęła Tojtowna.
- Co jest?
- Ci ludzie w biurach...
- Kurwa, kobieto, czy ty nie rozumiesz, że nie mamy na to pierdolonego czasu? Nie rozumiesz!?
- Niektórzy z nich mieli zamazane...
- Kontury, tak! Wiem o tym. To z powodu superporalu i promieniowania pola T.
- Superportal...
- Tak, superportal powoduje zachwiania czasu i przestrzeni i w ogóle rzeczywistości. To się stało dlatego, ponieważ za długo przebywali w bloku D.
- A czy my...
- Do cholery, mówiłem, że nie mamy czasu! Słuchaj się Millera! Jeśli stąd wyjdziemy w jednym kawałku, wyjaśnię ci wszystko, czego dowiedziałem się.
Syreny wyły jak opętane, gdy w końcu odnaleźli platformę, która wiodła na szczyt. Matthaus wcisnął odpowiedni przycisk, po czym platforma z chrzęstem ruszyła do góry.
- Do diabła – splunął Miller. - To ustrojstwo za wolno jedzie. Tojtowna, masz jeszcze maszynę portalową?
- Mam, ale zasięg ograniczony i tylko dwa ładunki.
- Dwa? A zdołasz nas złapać?
- Cztery osoby? Pytanie. Poczekaj tylko, aż wejdziemy w zasięg.
- Przeklęta maszyneria... -
wymamrotał ranny Doktor Nóż.
- Nie mogłam tego zrobić wcześniej... - mruknęła Tojtowna. - Hmm... Już. Przygotowani?
Podeszli bliżej do XWP, w którym kryształ tlił się resztkami mocy. Nagle maszyna rozbłysła jasnym światłem, a Klauge stwierdził, że ponownie znalazł się w dziwnym bąblu energetycznym. Wokół pociemniało. Poczuli we włosach silny wiatr, gdy mknęli przez tunel przestrzenny.

* * *

# Konrad Hahn
Oblężenie Wieży zaczęło się.
Krieger wykreślił plan i przedstawił go dowódcom. Nie, nie było oficerów, ani nawet kaprali, po prostu było nas tak mało, że podzieliliśmy składy właśnie tak. Z ponurą determinacją ruszyli do walki. Mimo dobrego sprzętu, już od początku zaczęli nam zadawać ciężkie straty. Po tej stronie Muru mogliśmy się kryć tylko za naszymi własnymi umocnieniami, podczas gdy oni mieli generatory i ogrodzenie elektryczne. My mieliśmy pulsowe, oni mieli maszynowe pulsowe. My mieliśmy granaty z antymaterią, oni mieli fressery. Pięć, będąc ścisłym. I jednego ausschreitera, którego prędko znieśliśmy bazooką. Ale fressery były za szybkie, z biedą usiekliśmy jednego, a i to kosztem trzech ciężkozbrojnych.
Skonstruowana przeze mnie maszyna portalowa miała, niestety, ograniczony zasięg, jednak pozwoliło mi to wysłać na misję paru moich najlepszych ludzi – najlepszych, jakich polecił mi Krieger. Kiedy tylko weszli do południowo-wschodniego generatora przez tunel czasoprzestrzenny, usłyszeliśmy huk i ujrzeliśmy dymy, kiedy eksplozja sięgnęła zewnętrznych warstw generatora. Przykazaliśmy im, żeby przeszli z powrotem, kiedy tylko zniszczą generator, ale nie posłuchali, bo ujrzeliśmy eksplozję w drugim generatorze. Skierował się tam oddział Fluggewehre, to jest GSA wyposażonych w plecaki rakietowe, a my wiedzieliśmy, że wybrali śmierć, choć pewnie za paręnaście minut to i tak wszystko będzie wszystko jedno. Osiągnęli coś: Superportal zaczął się zmniejszać.
- Dzięki Bogu – wyszeptała Agatha Heintz.
Przedwcześnie. Dymiące zgliszcza generatorów wcale nie przestały działać, choć przestały dostarczać energię do głównego transformatora. Jak wszystko w tym przeklętym miejscu, były zasilane rdzeniami czarnej materii. Poczerniałe błyskawice nieprądu niebłyszczały, liżąc coraz bardziej ciemne niebo. Jasnoniebieski superportal zmieniał powoli barwę na bardziej mętną. Bąbel energii, którym był, wydął się nagle i wypromieniował z siebie falę, która przeszyła wszystko i zniknęła za horyzontem: Była to fala negatywnego czasu, która z rykiem zatrzymała nas wszystkich, gdy przechodziła: GSA, naszych, kule zawisały na parę chwil w powietrzu, dym nieruchomiał, serca zamierały na parę sekund, by tylko zacząć bić ponownie. Promieniowanie pola Thamma ściągało latające psy, a gdy strumienie parującej energii padały na nich, ukazywały się ich prawdziwe postaci: Cicho buczące, aformiczne góry gnijącego mięsa wyposażone w błoniaste skrzydła. Niewiele dawało to, że superportal się zamykał: Zaburzenia czasoprzestrzeni już zdołały otworzyć szczelinę do Eksternusa, skąd wypływały grudy fruwającej ziemi, o dziwo, wcale nie spadając w dół, ale wirując wokół portalu. Co najgorsze, pomimo tego, że portal się zmniejszył, zaczęło z niego coś wychodzić.
Coś o wiele gorszego od wszystkiego, co do tej pory widzieliśmy.
Najpierw portal uwolnił jeszcze jedną falę nieczasu, a my poczuliśmy, że nasza rzeczywistość – i nie, bynajmniej zaledwie zewnętrzne formy, ponieważ zaczęliśmy się rozpadać dawno temu, a to, co przywołał Gieger było zaledwie crescendem naszego szaleństwa – łamie się, a jej odłamki padają. Nie mogliśmy już pozbierać niczego, z tego, co mieliśmy.
Z dziury międzywymiarowej wyszła najpierw para dwumetrowych rąk, które, zaopatrzone w oczy po ich środku, rozejrzała się po polu bitwy, które rozgrywało się na szczycie Muru. Z wewnątrz wydobył się triumfalny wrzask, który przeszył uszy wszystkich, po czym szpony zaczęły z wolna rozwierać portal. Nikt nie chciał spoglądać do środka, jednak ja spojrzałem, a do dwóch rąk dołączyła się jeszcze kolejna para. Czymkolwiek był ten stwór z pokraczną głową Panokratora, był potężny. Z pokraczną, ponieważ nie miał dolnej szczęki, a z wydartych policzków zwisały strzępy mięsa. Miał około szesnastu metrów, licząc lekko.
Podniosłem z przestrachem radio, kiedy obok siebie usłyszałem zgrzyt kolejki..

* * *

# Tanja Hahn – Nicolas Neumann | 1

Nicolas wsiadł do wozu, wpuszczając za sobą tych, którzy przeżyli. Zamknął właz, gdy tymczasem Tanja wybiegła na korytarz. Ogień z płonących reaktorów dotarł już nawet tutaj. Wewnątrz słyszał przytłumiony dźwięk miecza łańcuchowego, gdy Kowal próbował dostać się do środka. Miecz był mocny, ale musiał dzielić siły na Sainta i Neumanna. Poza tym, wóz ruszył. Neumann nie do końca umiał manipulować wozem, jednak wystarczyło to, by wgryźć się w stalową ścianę, a świder, wzmacniany energią, pokonał wielowarstwowe poszycie. Neumann mógł się założyć, że nie do tego go przeznaczono.
Tanja biegła korytarzem, zmierzając ku górze. Była sama: Reszta postanowiła się przyłączyć do Neumanna. Korytarz podążał przez kolejkę: Tanja doskonale przypominała sobie, że łączyła sektory i że mogła dostać się na sam szczyt z miarę dużą prędkością. Na dole przejechał Neumann, zaś na wozie walczyli Biskup i Kowal. Ona sama była w bezpiecznej odległości, dzięki czemu mogła obserwować zdarzenia, coraz bardziej szalone i wybite z porządku: Wóz, zapewne swojego czasu używany do porządkowania śmieciowiska, teraz z morderczą precyzją zdążał wprost na szczyt, pokonując jakiekolwiek przeszkody. Był na zewnątrz podniszczony nieustającą walką Kowala i Biskupa, bowiem żaden z nich nie zamierzał rezygnować z zabicia wszystkich w wozie.
Poczuła wstrząs, kiedy obok kolejki spadł pokaźny kawał żelazobetonu. Mur z wolna się rozpadał, a wstrząsy z rdzeni reaktorów były coraz silniejsze.
Nagle z włazu wyskoczyło dwoje osób: Widocznie Neumann musiał być dalej przy sterach, choć wyglądało to na czysty bezsens, aby najemnik mógł obsługiwać taki wóz. Widocznie obsługa była dziecinnie łatwa. Jakkolwiek by nie było, Malak wymierzył strzelbą w już i tak poharatany brzuch Kowala i wystrzelił, a tamten spadł. Natomiast Lumiere, która także wyszła... Rzuciła się prosto na Biskupa. To, co nastąpiło chwilę potem, normalnego człowieka przyprawiłoby o krzyk, jednak ani Malak, ani Neumann, ani nawet Tanja nie byli już normalni. Biskup w krótkich odstępach odrywał Lumiere – Tanji z dzieciństwa – głowę, kończyny, umieszczając je w swojej paszczy i rechocząc z zadowolenia. Śpiewał nawet psalmy dziękczynne. Malak natomiast wszedł ponownie do włazu, trzymając się za głowę. Tanja nie zauważyła tego; zrobił to Neumann: Z uszu Malaka ciekła krew, jakby dostał wylewu.
Wóz jechał dalej, pożar trawił coraz więcej kompleksu, kolejka była prawie u szczytu; przed tym, zanim zaczęła wspinać się do fortyfikacji, gdzie znajdował się Hahn, Tanja mogła obserwować, jak Neumann znika w bocznym korytarzu, za nim popędził Kowal. Biskup, który pożarł nieśmiertelną Lumiere, sunął także w górę, jako że nie obowiązywały go prawa grawitacji. Był przyciągany przez największe źródło pola Thamma w okolicy, superportal.
Kolejka podłączyła się do stalowego drutu, który szybko pociągnął ją na sam szczyt.
Gdy przystanęła, Tanja zobaczyła kogoś, kogo naprawdę bardzo dawno nie widziała: Był to jej brat, Konrad Hahn.
- Tanja...? - wydukał kompletnie zdumiony. - Jak... Jak się mogłaś... - słowa go zawodziły.

*

Tymczasem Neumann jechał. Niewiele napotkał oporu. Był coraz lepszy w operowaniu pokaźnych rozmiarów maszyną. Wyjechał na zewnątrz, przejeżdżając paru GSA. Malak wydawał się być w coraz gorszym stanie, ponieważ mamrotał bez sensu. Lumiere nie było, Tanji też. Katja paliła papierosa, wpatrując się tępo w przestrzeń. Partyzant opatrywał sobie ranę na udzie.
Jechali zaśmieconym i mokrym torem w stronę superportalu. Już z daleka widzieli, że scena wygląda jak przeklęte pandemonium, z krążącymi wysepkami i całym rojem wokół niego. Do deszczu ze śniegiem dołączył się grad, który sypnął tu i ówdzie.
- Jak się stąd wydostaniemy...? - mruknęła Natalia.
- O ile w ogóle – odparła Katja. - Z tego, co widać, zdołali zniszczyć dwa generatory.
- I portal...

Katja zacisnęła zęby.
- To najgorsza część. Trzeba będzie zniszczyć nie tylko generatory, ale także samą maszynę, żeby deaktywować pole.
- W mniej niż pół godziny!?
- A coś myślała –
zaśmiała się. - Neumann! - odezwała się. - Posłuchaj, skoro jej tu nie ma. Chyba widzi się ze swoim bratem. Domyślasz się, kto wpisał cię na listę Wunderkinder? Po tym wszystkim to i tak nie będzie ważne, bo jeśli Mur zostanie zniszczony, a tak się prawdopodobnie stanie za paręnaście minut wraz z wybuchem superportalu i reaktorów, to Korporacja będzie miała dość swoich problemów, by przestać was szukać. Może się tego domyślasz, a może i nie, ale... Mam swoje powody, by ci powiedzieć, że wiem, że to Konrad Hahn wpisał cię na listę Wunderkinder, wtedy, kiedy jeszcze pracował dla Giegera.
Nastała krótka cisza.
- Pracował dla Giegera? - podjęła Natalia.
- Oczywiście. Nie tylko jako naukowiec pracujący w labie badającym portale czasoprzestrzenne, ale był jego osobistym agentem. Po tym, kiedy przestało mu się podobać to, co robi Gieger, zdradził go, ale nie miał już dokąd pójść, więc teraz jest w Murze i chce go zabić, chociaż wie, że prawdopodobnie to zabije jego samego i zmieni tą rzeczywistość. Zabijając któregokolwiek z Konradów Hahnów, rzeczywistość zostanie podzielona i roztrzaska się w drobny mak. Tak, rzeczywistość. Wszystko, co do tej pory znaliście.
- Jak to?
- To głupie pytanie. O ile szanuję zemstę
– tak, twoją zemstę, Neumann – jeśli chcesz zabić kogoś, kto wplątał ciebie w to całe gówno, musisz wiedzieć, że Gieger i Hahn są połączeni czasoprzestrzenią, czy tego chcą, czy nie. Hahn jest przeszłością Giegera, a Gieger jest przyszłością Hahna.
- Zaraz, zaraz... Mówiłaś, że rzeczywistość upadnie... Co za sens? Jakim cudem zabicie jednego człowieka może spowodować takie zmiany?
- Cały czas ci to tłumaczę. Rzeczywistość, w której żyjemy, jest związana ściśle z Arnoldem Giegerem, ponieważ to on w przeszłości zmodyfikował geny Hahna, to on zakonspirował Korporację w roku dwutysięcznym dziewiątym. Wcale nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, przez Giegera wybuchła Trzecia Wojna Światowa. On jest złączony z losami tego świata. Nie, on jest losami tego świata. Tak samo, jak cofnęłabyś się do prehistorii i zabiłabyś małpoluda, który przypadkiem natknął się na koło, teraźniejszość, w której żyjemy, załamałaby się. Powstałby paradoks. Linie przeznaczenia, los, historia świata całkowicie odmieniłyby się, bo nie byłoby jednego, kluczowego elementu. Historia ludzkości jest jak wieża oparta na parunastu takich elementach, jeśli zabierzesz jeden z nich, wszystko, co jest powyżej, natychmiast się przekształca tak, jakby go nie było.
- Co... Co się stanie, kiedy Gieger umrze?
- Bóg... Pantokrator raczy tylko wiedzieć. Nigdy nie widziałam i pewnie nigdy nie ujrzę czegoś, co się stanie. A zemsta? Cóż, sądzę, że zemsta jest ważniejsza od jednej maleńkiej rzeczywistości.
Tak dużo tych kropli w oceanie zostało, że nikt nie zauważy.

Kowal mknął za nimi, co zauważył i Neumann. Zdołali staranować barykady postawione przez Korporację. Byli niedaleko zachodniego generatora, jednak nie zostali zauważeni przez główne siły.

* * *

# Axel Heintz | 1 – Siegfried Klauge | 2
Heintz parł przez zawalone korytarze, pomagając sobie bronią grawitacyjną. Słyszał jakieś nawoływania Giegera przez głośniki, ale i tak go to nie obchodziło. Wyglądało na to, że tam, na górze, wszyscy już oszaleli. Mimo to, był w radiowym kontakcie z Tanją i Neumannem i wiedział, co się z nimi stało. Ekrany w Murze, które mijał, zmieniły się i nie pokazywały już nic innego, jak czas do końca destrukcji: RESTDAUER. System nawet nie nawoływał do naprawy systemu: Kazał się ewakuować, otwierając wszystkie wyjścia. Jaka szkoda, że było za daleko, żeby uciekać gdziekolwiek.
Teraz broń grawitacyjna Axela miała możliwość entropii: Jeżeli Heintz zechciał, śmiecie zamieniały się w rój iskier, choć sama tarcza grawitacyjna była słabsza: Hamowanie kul przestało wchodzić w rachubę.
Wydostał się wreszcie na zewnątrz, a jego kombinezon momentalnie stał się mokry. Pogoda była obrzydliwa, choć nie tak, jak to, co się miało wydostać z portalu. Był tam i widział wszystko. Wyglądało na to, że Gieger całkowicie skoncentrował się na wojskach Hahna, kompletnie nie obchodząc się, czy ktoś może go zajść od tyłu. Heintz był przy wschodnim generatorze, jednak z dala mógł świetnie stwierdzić, że wszystkie są obwarowane... O wiele mocniej, niż sądził: Dwa oddziały GSA-E rozglądały się niespokojnie, podczas gdy niedaleko, na Wolfenschanze szalała wojna.
Do jego radia wdarły się trzaski. Poznał, że ktoś próbuje nawiązać z nim łączność.
- ...Ax... chci... Łą... Sły... Słyszysz mnie? Słyszysz, Axel? - przez szum przebił się znany głos Marii Kleiner. Nie, nie musisz mnie widzieć. Widzisz te wieże strażnicze po lewej? Tam jestem ukryta. Boże, ale się cieszę, że żyjesz. Dalej jesteś z tą Hahn? Cholera, może powinnam cię ustrzelić z tej snajpery – zażartowała. - Przed chwilą straciliśmy łączność z naszym kolegą... Cholera, nie wiem, co go zabiło. Miał tylko osłaniać tyły. Zresztą, nieważne, Axel. Czemu, u diabła, jesteś tutaj, na szczycie? Co cię, kurwa, pokusiło? Powinieneś był uciekać. Niedługo to miejsce wyleci w powietrze... Ale to sam wiesz.
Krótko mówiąc, jesteś pojebany, że się tutaj zjawiłeś. Chyba nie chcesz dorwać też Giegera? Bo on jest mój, Axel, jego głowa i wszystko, co w niej ma. Mamy ze sobą XWP, żeby się stąd wynieść. Kiedy tylko będziemy mieli ze sobą Giegera, skaczemy do Eksternusa.
Axel zauważył nikły błysk lasera z dalekiej strażnicy. Kleiner nagle coś przyszło do głowy.
- A jeśli... A jeśli deaktywowałbyś generator? Widzę, że masz ze sobą jakąś zabawkę, świetnie, zginiesz z bronią. Osłaniałabym cię. Ja i on. Chociaż... Cholera, trochę za mało ciebie jest, jak na taką akcję. Gdzie masz Hahn? Gdzie... O, cholera!
Zaledwie pięć metrów od Axela zmaterializował się nie kto inny, jak Klauge. Klauge i reszta ludzi, z których swojego czasu widział tylko Kathrinę Tojtowną, ruską dziwkę z Moskwy, miasta, które już nie istnieje z powodu nuklearnej zimy.
- Kurwa, co tam się dzieje? Z powodu mgły nie widzę... Axel, odezwij się, do kurwy nędzy!

* * *

Louise Lumiere
- Zawsze c
hwyta mnie coś, jakby afa... Afa... No, nie umiem mówić, kiedy jestem kolejny raz zabijana. Chociaż przyznam się, że niewiele osób mnie zjadło. Nie, no co ty. Nie liczę, ile razy zostałam zabita, to byłaby... Byłaby okropnie duża liczba. Pytanie, czy czuję ból, kiedy jestem zabijana. Och, oczywiście. Ale przyzwyczaiłam się: Byłam parę razy spalona, parę razy rozpuściłam się w kwasie, nieco więcej mnie wieszano, dźgnięto nożem, a ile razy mi wpakowano kulę w łeb, to już nie zliczę. Ale chyba pierwszy raz mnie pożarto w całości.
Jego brzuch był wypełniony jakąś oleistą breją. Chyba nie zauważył, że moje rozczłonkowane kawałki zaczynają się zespalać. A zresztą, nic nie można było zauważyć.
Głupie obrazy przepływały przez moją głowę, jak Czerwony Kapturek pożarty przez Wilka. Tym razem jednak Myśliwy nie miał przyjść, a potwory pożerały potwory, z tym, że te ostatnie były nieśmiertelne.
Wierz lub nie, ale do pory, zanim nie weszłam w Mur, nie zabiłam ani jednego człowieka, o biskupach nie wspominając. Ale jego kwasy żołądkowe – czy cokolwiek posiadał w swoim nieświętym kałdunie – wcale nie chciały mnie rozpuścić, więc zaczęłam nasłuchiwać, gdzie bije serce, a że został mi w bucie jeszcze nóż, to go wyciągnęłam. Mówię ci, to była całkiem niezła sztuka, bo on miał aż trzy serca. Trzy okrąglutkie, bijące jeszcze czarną krwią... No, ale! To wcale nie było takie łatwe, bo po wycięciu jego pierwszego zaczął wierzgać, a gdy wycinałam ostatnie, rozdarł swój brzuch i urwał mi lewe ramię. Pomyślałam sobie, ale uparciuch, kiedy wrzucałam wszystkie trzy serca do ścieku. Wydostałam się na wolność, a coś, co kiedyś było Saintem, zaczęło się zmieniać w zwykłego człowieka.
Nie, nie znałam go wcześniej. Skąd niby? Mówili, że to był Saint, więc to chyba ten sam. Zdumiewają mnie ludzie, którzy umierają. Robią coś, czego ja sama nie umiem. No więc ten człowiek, ten Saint, z wielką dziurą w żołądku i jeszcze większą dziurą na swojej lewej piersi zdołał zaledwie wymamrotać słowa podziękowania. I tyle. Umarł.
Gdzie indziej mogłam pobiec? Byliśmy już na zewnątrz, widziałam superportal. Zwłoki Sainta leżały skulone, coraz bardziej tracąc ciepło na zamarzłej ziemi.
Zajęło mi tylko trochę, zanim dotarłam do północnych generatorów. Postrzelili mnie w głowę i znowu umarłam, bo nigdy dość się nie umiera. Ale zamachałam do Heintza i myślałam, że mnie zauważył.

* * *

# Axel Heintz | 2 – Siegfried Klauge | 3
- Stój, Klauge – przykazał Miller, patrząc niespokojnie na działo Axela. - Mamy dość kłopotów i bez tego. Wiem, kim jesteś, Heintz. Mamy o tobie informacje.
- Co to za jedni, Axel? -
syknęła Kleiner w radiu. - Odstrzelić?
- Reprezentujemy Bractwo Jedenastu Wymiarów. Nie, nie musisz wiedzieć. Postuluję ewentualne zawieszenie broni do czasu, kiedy się to wszystko skończy.

Złapał się za głowę i przypadł nieco do ziemi, kiedy kolejny wstrząs przeszedł przez cały Mur.
- Możemy stąd uciec – splunął i odbezpieczył broń. - Pytanie tylko, ile dasz nam szans, żebyśmy mogli sobie pomóc?
Spojrzał w stronę obwarowanych generatorów, a później, wymownie w stronę portalu, z którego z wolna wychodził olbrzym.
- Sam nie dasz rady, nawet z tą zabawką.
- Kurwa, Axel –
zatrzeszczała Maria w radiu. - O czym oni mówią, do cholery? Co to są za ludzie? Oni mają XWP... Takie samo, jak nasze...
Urwała; wszyscy urwali, słysząc ryk czegoś, co niewątpliwie chciało się przedostać przez portal.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/je_sui_fous.jpg[/MEDIA]

 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 05-10-2009 o 20:50.
Irrlicht jest offline  
Stary 08-10-2009, 10:55   #243
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Snajper nie był już problemem, nie gdy do przebicia miał stalowy kontener na śmieci. Ach, próbował, oczywiście. Ludzie zawsze próbują, są taką popieprzoną rasą, że rzadko wiedzą kiedy jest właśnie dokładnie taki moment, w którym należy spieprzać. Może się nie spodziewał, że ten, kto ów kontener niósł, będzie nim również w stanie cisnąć? Zresztą walić snajpera, wciąż mógł żyć. Heintz nie miał zamiaru wszystkich zabijać, chociaż mordercą stał się już jakiś czas temu.

Tik tak, tik tak. Zegary odmierzały nieubłagany czas, a Axel nie wiedział nawet gdzie jest.

Ale nie mogło przenieść go zbyt daleko. Jego nadajnik jednak zadziałał, nie wypadł mu z ucha podczas tego portalowego galopu. Najpierw był szum, a potem wywołał Tanję. Neumanem się nie przejmował.
-Tanja? Słyszysz mnie?
Coś odpowiedziała, chociaż niewyraźnie, nie dosłyszał. Taka rozmowa pewnie nie miała sensu, ale musiał powiedzieć coś innego.
-Kocham cię.
Zamilkł natychmiast po tych słowach. Bo i co mógł dodać? I tak mieli tego nie przeżyć. Ale miał nadzieję, że usłyszała, nie wiadomo, czy będzie mógł kiedykolwiek powtórzyć jej te słowa. A potem odezwała się Kleiner i myśli skierowały się na bardziej realne tory.

Wysłuchał jej uważnie, chociaż czuł, że znowu ktoś po prostu pragnie go wykorzystać. Miał tego zajebiście dość, ale z drugiej strony, przecież ktoś musiał spróbować zatrzymać to wszystko! W dwadzieścia minut to tylko z pomocą samolotu można by było uciec przed eksplozją, która się tu szykowała. A ona sama zresztą miała pogrzebać tu całe życie, które Axel znał. Wszystkich, których znał. A na to się nie zgadzał.
-Ja też się cieszę, że cię słyszę, Mario.
Ironia była wyraźna, ale sam też zdawał sobie sprawę, że nie ma czasu na pierdoły.
-Zrobię co będę mógł. Dzięki za wiarę, w dodawaniu jej jesteś prawie tak samo dobra jak w łóżku. - roześmiał się, bo czemu nie? - Celuj w tych pajaców przy gene...

Pojawił się kolejny portal, a jakaś cholerna mgła zasnuła wszystko dookoła. Tamci mieli farta, że nie zaczął do nich tłuc zanim się odezwali. Obnażył zęby we wściekłym grymasie.
-Klauge, kurwo. Masz coś co należy do mnie.
Gdyby nie ta obstawa! Gdyby nie ta dupa trzymająca w dłoniach broń portalową. Rozwalił by kolesia, tak jak mu obiecał. Dopiero po kilku sekundach odezwał się.
-Spokojnie Kleiner, celuj w tę kobitkę. Ale przecież nie chcemy się pozabijać, prawda?
Groźny błysk w jego oku w zasadzie mógł świadczyć o czymś kompletnie innym.
-Z drugiej strony pozostało nam kilkanaście minut życia. Zabawny ten świat. Myślicie, że Externus jest rozwiązaniem? - prawdę mówiąc pomysł nie był najgorszy, ale Axel nie chciał iść tam sam. Jego umysł przez chwilę znów pracował w racjonalny sposób - Pomóżcie mi rozwalić generatory a potem przenieście do tamtej wieży. Macie C4 i portalówki, damy radę. A jak nie to zabijemy się nawzajem.
Czerwony ślad laserowego celownika kończył się na głowie kobiety. Haintz nie opuścił broni, wciąż celując w Klaugego.
-Nie mamy czas na te zabawy. Maria, osłaniasz. Ty, umiesz to obsługiwać? - kiwnął w kierunku portalówki - Jeśli tak to jazda. Który mi strzeli w plecy to przerobię go na pierdolone skwarki.
Odwrócił się, kierując się ku generatorowi.
 
Sekal jest offline  
Stary 11-10-2009, 14:34   #244
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Mocno przytuliła brata. Dużo śmielej niż ostatnim razem, bo wtedy w Murze, w dniu wybuchu wojny, nie znali się wcale.
- Nie powinieneś tego robić. Zabijać Giegera. Słyszałam waszą rozmowę. Nie wiemy braciszku, co wyłoniłoby się po katastrofie czasoprzestrzennej. Świat bez Giegera byłby lepszy, i gdyby we wszechświecie obowiązywał ciąg przyczynowy-skutkowy należałoby go zabić bez względu na koszty. – Zamilkła na krótką chwilę, odetchnęła głęboko i spokojnie, jakby nie docierała do niej groza sytuacji. - Ale przecież tak nie jest. Nie ma żadnego łańcucha wydarzeń. Między a i b jest rzut kośćmi. Możesz uruchomić każdą sekwencję zdarzeń, wszechświat bez galaktyk i gwiazd, bez ludzi. Z nieskończonej ilości prawdopodobieństw stworzyć piekło, niebo albo pustkę.

- Musimy teraz zamknąć portal.
Jeszcze na chwilę chwyciła go za rękę.
Uścisk trwał za krótko, nowe externańskie monstrum pchało się do ich świata.
- Dobrze, że cię mam. Że jesteś moim bratem.
Uśmiechnęła się do Agathy obejmując i ją tym wyznaniem.

Potem usłyszała Axela w słuchawkach.
- Wiem – odpowiedziała szybko, niewyraźnie, głos nie chciał się przebić przez ściśniętą krtań.
Ja też.
Chyba pokochała go już wtedy, kiedy zszedł do nieznajomej uwięzionej w odciętym sektorze, zamiast uciekać, jak wszyscy. Tak łatwo przyszło jej to uczucie. Jakby czekało, w pełni ukształtowane, na niego właśnie.
- Idę do ciebie. – wyszeptana z trudem odpowiedź zapewne też nie dotarła do adresata.

Choć w tej chwili wydawało się to niewykonalne. Kolejka odjechała, portal wypluwał gigantycznego potwora, zza zasieków strzelali do nich ludzie Giegera a sama fizyczka nie stanowiła żadnej siły bojowej. Z jedną ręką niesprawną, nie dawała nawet rady utrzymać broni w górze dłużej niż kilkanaście sekund.
Usiłowała wypatrzeć nitkę czasu, na którą powinni wejść, cały czas traktując rzeczywistość, jako porządek zdolny do obrony.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 11-10-2009, 16:18   #245
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Axel Heintz nie był osobą, którą Lauch chciał najbardziej ujrzeć po przejściu przez portal. W tym momencie żałował, że nie poświęcił jednak tej chwili czasu, żeby strzelić mu w plecy, kiedy ten zajęty był walką z Biskupem. Prawdę powiedziawszy, nie zmieniłoby to jego sytuacji na dużo gorszą.

Szczęśliwie spotkał go teraz, kiedy miał obstawę. Kilkanaście minut temu to spotkanie mogło mieć zupełnie inny przebieg. Teraz jedynie celowali w siebie wzajemnie arsenałem, którego część mogła rozpieprzyć całe pomieszczenie tak, że zostaną z niego tylko opiłki. Co i tak nie miałoby większego znaczenia: za niecałe dwadzieścia minut z Muru nie miało pozostać już nic.

- jak chcesz. Po wszystkim dostaniesz swoją kopię. - stwierdził, wskazując na walizkę z infodyskiem - Jedyne sprawiedliwe rozwiązanie, skoro to ja narażałem się, żeby go zdobyć.

Mógł sobie na to pozwolić. Biorąc pod uwagę to, jakie informacje posiadał Axel, kilka dodatkowych nie mogły zaszkodzić Bractwu zbyt wiele. Zresztą Klauge był przekonany, że za jakiś czas i tak nie będzie miało to znaczenia. Dane z infodysku powinny powiedzieć mu wystarczająco dużo. Znajdzie sposób na wydostanie się poza granice fałszywej rzeczywistości - i kto wie, być może w tym celu nie będzie potrzebował Bractwa? Może już zrobił dla nich wystarczająco wiele?

Westchnął i wziął kilka ładunków C4. Robota nigdy się nie kończy, jak widać...

- Dobra, Miller. Idę pomóc mu rozjebać generatory. Zanim jednak to zrobię, chciałbym usłyszeć, o co chodzi z kobietą. Tą, która może zjawiać się w różnych miejscach, do których nie miała jak się dostać. I zatrzymywać kule w powietrzu. Próbowała mnie zajebać już raz. Chętnie się dowiem, co Bractwo ma do powiedzenia na JEJ temat.
 
Gantolandon jest offline  
Stary 11-10-2009, 16:40   #246
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
To, że Konrad Hahn wrobił go w WunderKinder Nicolas wiedział. Może nie miał pewności, bo wszystko było wytworem wizji sprowadzonych przez podróże portalowe, lecz zbyt wiele elementów układanki zdawało do siebie pasować.
Teraz potwierdza to kolejna osoba. Zacisnął szczęki, nie przerywając Katji.
Właściwie słyszał jej wypowiedź jakby w tle. Umysł zajęty miał przez galopujące neuronową autostradą myśli.
"Za chwilę wszystko pierdolnie... Hahn lub ten drugi, Gieger oberwą jak reszta. Może mieć chociaż tyle satysfakcji i samemu wywołać koniec świata? Jedyna i niepowtarzalna okazja, by w czymś takim uczestniczyć... Nigdy nie widziałem końca świata..."
- Nigdy nie widziałem końca świata... - powtórzył na głos, po czym się roześmiał. Katja, Natalia i partyzant spojrzeli na niego, tylko Malak, będąc chyba w szoku, nie zareagował.
- Z drugiej strony zabicie któregoś z nich wcale nie musi oznaczać armageddonu, prawda? - bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Może się okazać, że ludzie nic nie będą wiedzieć o Externusie, o portalach, o tym całym syfie... - skinął głową w kierunku wieży, lecz zauważywszy na jednym z monitorów plugastwo wyłażące z portalu, wzdrygnął się.
- I może to też by się tutaj nie pojawiło... - wycharczał zduszonym głosem. Kobiety również zauważyły przybysza z innego wymiaru, Natalia chyba coś krzyknęła, jednak jej głos zginął w głośniejszym warkocie silnika. Neumann dodał gazu.

- To jest chyba jakiś ganerator energii dla portalu. Tamten... - wskazał na kolejny generator naprzeciwko, jednak pojedyncze języki ognia liżące iskrzącą i osmaloną obudowę sugerowały, że był uszkodzony. - Może zniszczenie wszystkich zatrzyma to paskudztwo po drugiej stronie! - wykrzyczał.

Ich szanse malały z każdą minutą, ba - z każdym uderzeniem serca. Do kompletu, niczym wisienka na torcie, pojawił się gdzieś z tyłu nikt inny, jak Kowal. Niczym nieśmiertelny bóg, rozerwany, wielokrotnie postrzelony, a jednak wciąż na chodzie. Tak, na chodzie - Nicolas myślał o nim nie jak o człowieku, tylko jak o maszynie. To była maszyna...

- Daj mi nóż! -przekrzykując warkot pojazdu rzucił do partyzanta. Łowiecki nóż o szerokiej klindze położył na pulpicie sterowniczym.
- Za rogiem wyskakujecie! - pokazał im na monitor przekazujący obraz z jednej z przednich kamer. Natalia chyba zamierzała coś powiedzieć, ale Nicolas nie dał jej dojść do słowa. - Wszyscy! - rzucił jeszcze głośniej. - I weźcie ze sobą tego gogusia w prochowcu - dodał, wskazując na Malaka.

Pojazd skręcił za róg, znikając na chwilę z pola widzenia sunącego za nimi cyborga. Z wnętrza wydostała się Katja, za nią wyszedł tachający półprzytomnego Malaka najemnik, a na końcu ociągająca się Natalia.
Gdy tylko trzasnęła klapa z tyłu wozu, Nowy przyśpieszył znowu pojawiając się w zasięgu wzroku Kowala.

Neumann pokierował pojazdem tak, by nakierować go przodem w stronę zachodniego generatora. Zatrzymał pojazd. Miał tylko kilkanaście sekund, zanim będzie tutaj ten łysy Miś Uszatek z przeszczepami. Ze swojego plecaka leżącego koło fotela kierowcy wyciągnął granaty i umieścił je w kieszeniach kurtki. Poranioną ręką przytrzymał lekko dźwignię napędzającą gąsienicowego kolosa wprawiając go w niezbyt szybki ruch. Nożem partyzanta trzymanym w prawej ręce zablokował dżojstik, wpychając czubek klingi w szczelinę konsolety. W ten sposób pojazd będzie powoli i bez udziału kierowcy jechać do przodu. A świder na przodzie powinien poradzić sobie z każdym celem. W tym wypadku celem był generator energii.
Nowy potwierdził, że wóz zmierza w odpowiednim kierunku, a świder pracuje na pełnych obrotach. Za kilka chwil wgryzie się w bok generatora.
- Czas się zmywać... - mruknął i nie czekając dłużej ruszył do wyjścia. Na progu, z łyżką lekko dociśniętą przymkniętymi drzwiami zostawił odbezpieczony granat odłamkowy. Niespodzianka dla Kowala. Całą operację ułatwił mu powolny ruch pojazdu. Jeszcze tylko granat dymny, a po kolejnych paru sekundach kłęby snującego się dymu znacznie utrudniły obserwację najbliższej okolicy.

Nicolas skulony podbiegł do kolejnego załomu muru i tam się schował. Wychylając się zza rogu widział kontury wolno sunącego świdra. Kowala na razie nie było, ale miał nadzieję, że ten zwabiony pojazdem zajrzy do środka w poszukiwaniu Nowego. Przy odrobinie szczęścia - no, może przy dużej dawce szczęścia granat zmasakruje mu ten zakuty łeb, a potencjalna eksplozja zniszczonego świdrem generatora lub nawet samego świdra dokończy reszty.
Potem pozostanie tylko załatwić ostatni generator, portal i to cholerstwo tam na górze. To w ramach planu maksimum. Plan minimum, do którego aktualnie skłaniał się przemytnik, oznaczał odnalezienie jednego lub najlepiej obu Hahna oraz Giegera i odstrzelenie im łbów. W dowolnej kolejności i bez pierdolenia się z konsekwencjami dla rzeczywistości. Za kwadrans i tak ich szlag trafi, a Nowy w dupie miał co stanie się z tym światem po jego śmierci. A może zabicie któregoś tam Hahna sprawi, że świat będzie lepszy, bez wojen, przemocy i pieprzonych latających psów?
- Bełkot naukowców... - podsumował swoje chaotyczne przemyślenia. - Poza tym koniec świata w fotelu w pierwszym rzędzie - to dopiero będzie kino... - jego rozmyślania dotyczyły umysłu, ciało, a właściwie ręka i oczy, tymczasem dokonywało przeglądu amunicji. Obrzyn naładowany kulami, zapasowe ładunki w kieszeni. Dwa granaty huk-błysk-dym. Naładowana, wierna Beretta w kaburze i trzy zapasowe magazynki.
- Bywało lepiej... - ocenił, żałując, że nie ma ze sobą naładowanego rewolwerowego granatnika - ... ale jeszcze żyję, nie?
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 15-10-2009, 17:10   #247
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Die Mauer
- Aaach, popatrzcie no, kto się pojawił – zabrzmiał z głośników jadowity głos Giegera, który dotarł do wszystkich. - W końcu pojawiły się moje najlepsze projekty, prawda, panie Heintz? Prawda, pani Hahn? Nie mam żadnych wątpliwości, że osoby, które do was dołączyły, także są w pewien sposób specjalne... Bractwo Jedenastu Wymiarów? Najemnicy? Kurwy? No? Kto jeszcze przyjdzie, żeby mnie dorwać?
Na ekranach terminali pojawiła się brodata twarz Arnolda Giegera; była... Niesamowicie stara. Tylko tak mogli ją opisać: Na zwyczajnych spotach reklamowych, w totalitarnym państwie rządzonym przez autarcha, widzieli zazwyczaj kogoś innego. Nikt nie mógł powiedzieć, czy było tak z powodu tych parunastu ostatnich dni, czy zawsze tak wyglądał. A wyglądał obrzydliwie: Na głowie co prawda włosów nie brakowało, jednak zmarszczki całkiem zniekształcały jego oblicze, zaś w karykaturalnej powłoce tego, co było kiedyś twarzą Konrada Hahna, błyskała para niezwykle żywych, nienaturalnie wilgotnych oczu, które ziały złośliwością. Sam jego głos pozostał nadal sugestywny i czysty, w całkowitej opozycji do stanu jego ciała.
- Och... - zachichotał. - Nie jestem tak piękny? Cóż, kiedy się to wszystko skończy, nasi neurochirurgowie dadzą sobie radę z moją twarzą... Nie, żebyście to mogli oglądać później.
Pstryknął palcami, a zza wieży wyłoniły się dwa śmigłowce. Dwa uzbrojone śmigłowce.
- Planowałem się zabrać którymś z nich, ale teraz to już i tak bez znaczenia. Fala jonowa, która powstanie z eksplozji, będzie tak silna, że w promieniu paruset kilometrów przestanie wszystko działać. Zresztą... Mamy portal, prawda?
Ze szczeliny prowadzącej do Eksternusa zamachała łapa Pantokratora, który kolejnym wysiłkiem poszerzył dziurę czasoprzestrzenną, jednak nadal nie mógł przedostać się do tej rzeczywistości.
Gieger natomiast tracił cierpliwość.
- Czy wy wiecie, gnojki, na co się porywacie? Czy wy wiecie, co się stanie, kiedy mnie zabijecie? Nie macie, nic nie wiecie! Nie wiecie! - wywrzasnął, a jego głos przetoczył się po szańcu. - Jestem jak... Nie! Ja jestem bogiem tej rzeczywistości! KIEDY JA PADNĘ, WY TEŻ ZDECHNIECIE!!! - zapluł się. - MYŚLICIE, ŻE ZABICIE MNIE COŚ DA? NIE TAKICH JAK WY POSYŁAŁEM DO PIEKŁA!!!
Śmigłowce rozpoczęły ostrzał. Jeden z latających psów wpadł na wielki ekran, tak, że twarz Giegera zniknęła w śniegu.
- O co... O co chodzi? - zasyczał jego głos z większej odległości. - Że... Ktoś przedostał się do Wieży?
Chwila milczenia po tamtej stronie.
- TO ONA! - zawrzasnął po chwili. - ZAMKNIJCIE WŁAZY DO KOMORY GŁÓWNEJ! ZA WSZELKĄ CENĘ CHRONIĆ... CHRONIĆ... MNIE!!! NIE POZWÓLCIE JEJ TUTAJ WEJŚĆ!!!

*

- Nie ma stylu, pedał jeden – zaśmiała się Katja, zabijając żołnierza GSA. - Czuje, że portal się zamyka. Teraz jest jak szczur w klatce. Nie może nigdzie przeskoczyć, hie. A Eksternus jest dla niego zbyt ryzykowny.
Tymczasem świder jechał. Byli ukryci za węgłem, więc nie zauważył ich nikt, tak samo jak Kowal: Poznali go po dźwięku miecza łańcuchowego. Przez krótką chwilę Neumann pomyślał, że Kowal przejrzy go i znajdzie i zabije ich wszystkich, ale nie, wcale tak się nie stało, rozwścieczony cyborg pobiegł za wozem, który przebijał się właśnie przez ścianę generatora. Był w połowie, kiedy Kowal tam wskoczył. Dał się nabrać, granat wybuchnął. Usłyszeli jego wrzask w środku; gdy próbował wyjść, Nowy zauważył, że nie została mu już żadna noga. Ale wtedy już było za późno. Świder przedarł się do rdzenia antymaterii, która zasilała generator. Gdyby zwykła eksplozja uszkodziła generator, po prostu przestałby działać. Jednak świder dotknął rdzenia; rozeszła się fala nieczasu. Dopiero później stwierdzili, że z cyborga i z wozu nie zostało dosłownie nic, jeśli czymś miałaby być garść rozedrganych iskier. Portal zaczął się zmniejszać.
- NIE!!! - dosłyszeli głos Giegera.
Malak rozrzygał się na ziemię koło Neumanna. Ten chciał mu już dać w pysk, ale powstrzymał go ręką. Dostał serią z powietrza, psy wyły potępieńczo wokół portalu. Po chwili, wszyscy zdali sobie sprawę, że zbliżanie się do Malaka stało się kompletnie bezsensowne, a nawet groźne: Źrenice byłego detektywa powędrowały do góry, zabłyszczały białka oczu, z jego nosa pociekła krew. Nie było wątpliwości, że coraz bardziej pożerało go szaleństwo. Ale nawet nie to było najgorsze: Powietrze wokół Malaka mętniało, czerniało, skręcało się i jęczało, a spod jego półprzymkniętych powiek coraz silniej dobywała się biaława łuna; zapachniało ozonem. Wtedy Katja krzyknęła:
- Padnij!
Padli. W samą porę. Z nienaturalnie rozszerzonych ust Malaka błysnął promień światła, promień, który wypalał wszystko na swojej drodze. Wywrzaskiwał jakieś słowa, których nikt nie mógł zrozumieć. Co nie przeszkodziło mu zmieść paru korpusów GSA, które ciągnęły w stronę, a które także zmieniły się w iskry. Frank Malak, niczym jakaś pokręcona imitacja smoka, wyrzygiwał z siebie strumień nagromadzonej energii, podczas gdy jego kości trzeszczały, a przez pękające żyły wypływała czarna krew. Nieświadomie skierował promień na Wieżę z Kości Słoniowej, kosząc przy okazji jeden ze śmigłowców. Zanim zagasło, wyżłobiło pokaźną dziurę do, jak się okazało, komory głównej. Malak padł, a Katja, korzystając z okazji, rzuciła nóż, który utkwił dokładnie w jego sercu. Malak parę razy zakrztusił się, zanim padł martwy.
- Kurwa – podsumowała Natalia.
- Ta – odparła Katja.
Gieger wywrzaskiwał przekleństwa, prośby, groźby; jego język dzielił tylko krok od bełkotu.
Tymczasem jego wojska uszczuplały się. Ciągły ostrzał od strony Hahna, zniszczenie jeszcze jednego generatora, zniszczenie śmigłowca, który, spadając, zmasakrował kolejne oddziały GSA, wreszcie wybuch Malaka, włączenie się do akcji Marii Kleiner i jej towarzysza z RWP, to wszystko sprawiało, że Gieger czuł się – i był – jak szczur w klatce.
- Musimy dostać się do wieży – powiedziała zimno Katja. - Wkrótce eksploduje ostatni generator, a Gieger będzie chciał uciec, kiedy tylko odkryje, że portalem nic nie wskóra. Musimy tam być, obojętnie, czy Gieger zginie, czy go uwięzimy. Czy cokolwiek – dodała enigmatycznie.
Wtedy Neumann zobaczył dwie rzeczy. I się zdziwił, jakby coś jeszcze mogło go dziwić.
Po pierwsze, zobaczył kogoś, kto szedł w powietrzu. I nie był to nikt nieznajomy: Była to właśnie Tanja Hahn, która, z powodu wszechobecnego pola T, coraz bardziej przypominała sobie swoje psychiczne umiejętności. Tunel czasowy – tunel, do którego udało się wejść tylko jej – prowadził prosto do środka wieży, czy to z tego faktu, że w tej przestrzeni, w której była, już zaistniała zagłada całego Muru – choć jej postać była doskonale widoczna i poruszała się jakby w korytarzu – w każdym razie, być może szła tam dlatego, że doskonale wiedziała, dokąd pójść.
Po drugie, z drugiej strony Wolfenschanze wychynął Konrad Hahn, razem z Kriegerem, Agathą Heintz i gwardią swoich najlepszych ludzi. Chyba nie stracił głowy, jeśli w ogóle ją miał. Trzymał nad sobą swoją własną broń grawitacyjną, którą hamował kule. Był także ubrany w OHU. Nicolas nie miał wątpliwości: Hahn, w obliczu śmierci i eksplozji reaktorów, po prostu zamierzał wygrać to starcie. Co prawda przedzierał się ostrożnie, zabijając trzon sił Giegera, jednak stale. I tak zaczęło brakować poważnie czasu.
Wszystkim.

*

- Siostrzyczko... - wyszeptał Konrad, obejmując Tanję. - Ja...
Nadal nie umiał ubrać swoich myśli w słowa.

- Nawet, jeśli Gieger nie może zostać zabity, to nie mogę przestać – wykaraskał się z jej objęć, co dodało mu pewności, a Tanja wiedziała, że to nie z powodu odrzucenia, ale jego determinacji.
- Nie powinieneś tego robić. Zabijać Giegera. Słyszałam waszą rozmowę. Nie wiemy braciszku, co wyłoniłoby się po katastrofie czasoprzestrzennej. Świat bez Giegera byłby lepszy, i gdyby we wszechświecie obowiązywał ciąg przyczynowo-skutkowy należałoby go zabić bez względu na koszty.
- I tak, za wszelką cenę musimy go zatrzymać. A potem przeżyć.
Zmilczał jej następną kwestię. Jego też to wszystko przerastało. Ale skinął głową, że trzeba było zamknąć portal.
- Dobrze, że cię mam. Że jesteś moim bratem.

Oddał jej spojrzenie, które zawierało wszystko – jego żal, żal za to, że to wszystko się zdarzyło – jakby cały czas nosił się z przeprosinami za Dzień Zero, który ostatecznie on wywołał – jego świadomość, że teraz, gdy za paręnaście minut wszystko umrze, jego „przepraszam” nie ma żadnego znaczenia – że gdyby tylko wiedział o tym wszystkim, co miało się zdarzyć, zrobiłby to kompletnie inaczej – jego bezsilną złość, jego zamknięte w twardych koniecznościach zamiary i czyny, bo tak, bo inaczej być nie może, bo nie wiedział, bo jego wybory ograniczyły go, bo na nic więcej nie było go stać – wreszcie jego nieskończoną małość wobec tego wszystkiego. Zacisnął usta.
Wtedy Tanja upadła; przez pewien moment w jej umyśle błysnęła jasność, gdzie za chwilę będzie Axel, to jest w wieży i wiedziała, jak to zrobić, jak utkać z materii tunel do równoległego spektrum, aby bezpiecznie przejść nad szańcem. Kosztowało ją to koszmarny ból głowy, tak wielki, że z jej nosa i uszu popłynęła krew. Nie było jej aż minutę. A gdy odzyskała przytomność, nie było czasu na pozostanie na wezgłowiu brata. Zresztą, zwymiotowała.
Nie musieli mówić; wiedzieli, o co chodziło i co zamierzają zrobić.
Tanja podniosła lewą rękę, kreśląc w przestrzeni linię, która sypnęła feerią kolorów. Wokół rzeczywistość zamgliła się, jednak w parę chwil udało się wyrzezać jej tunel, w który weszła. Wokół wszystko było szare i zamglone, jednak wiedziała, dokąd iść. Poszła.

*

Axel ujrzał kobietę idącą w powietrzu i nie miał czasu, by się dziwić.
Zanim jednak ruszyli w stronę generatora, Miller i Matthaus, zapytani, czy spotkali wcześniej kobietę w czerni, spojrzeli po sobie nawzajem.
- Nóż, prędko. Ty przeglądałeś archiwa. Co o niej wiesz?
Matthaus, patrząc na zegarek, zapytał:
- Jak wyglądała?
Gdy Klauge streścił mu spotkanie w silosie, wyrecytował:
- Podobne raporty Bractwo wydawało w różnych sprawach związanych z podróżami do Eksternusa. Zawsze ta sama, mogła się pojawiać w różnych miejscach. Podejrzewamy, że do pewnego stopnia kontroluje przestrzeń i czas. Dokumentacja Korporacji przedstawia się podobnie. Zawsze ta sama osoba i zawsze te same efekty. Wydaje się załatwiać swoje własne interesy, które są przeciwko Korporacji, jednak wcale nie stroniła od zabijania innych stron, tak jakby nie zależało jej na ludziach, tylko na rzeczach, które mają się wydarzyć. Inne raporty mówią o tym, że to nie jedna istota, tylko ich grupa, jednak nie wykluczamy możliwości bilokacji. Istnieje tylko paręnaście raportów, jednak istnieją tysiące spraw, w których podejrzewa się istnienie jej czynnika, ale nigdy nie odnaleziono śladów. Korporacja nazywa ją jedną z Naszych Dobroczyńców. Wyglądało na to, że Gieger otrzymał od tych bytów wiedzę o antymaterii i portalach. Bóg wie, skąd ją mieli. W każdym razie, jedno jest pewne: Traktują Ziemię jako pole do załatwiania własnych interesów. To pewne, że pochodzą z Zewnątrz. Nic więcej nie wiadomo. Coś jeszcze?
- Nie – odpowiedział za Laucha Miller. - Nie mamy czasu.
Wzięli krótki sprint. Pierwszy poszedł Nóż, jako że był najciężej uzbrojony. Kleiner wraz z towarzyszem torowała drogę krótkimi strzałami, wyżynając snajperką tłumy. Miller, Klauge i Heintz byli w środku. Mijali zasieki i wyboje, kryjąc się za nimi. Ostatecznie dostali się w pobliże generatora. Co gorsza, byli również w pobliżu szczeliny.
- Pomysły? - sapnął Nóż.
- W budynku nikogo nie ma. Idziesz przez GSA.
- Jak, kurwa?
- Mamy snajperów. Wywabić.
- Tak jest. Cofnijcie się.

Gdy się cofnęli, Nóż rzucił granat. W jego stronę pomknął portal wyrzucony z XWP od GSA. Ledwo uskoczył. Ale było warto: Gdy zdołali uciec, Kleiner dokończyła roboty. Miller odesłał Matthausa, aby podłożył C4, a Kleiner dała znać, że schodzi do Heintza. Skoro zamierzali stąd uciec, musieli oszczędzać każdy strzał z broni portalowej.
W międzyczasie eksplodował przedostatni generator. Klauge i Heintz zobaczyli Hahna w środku zamieszania.
Tu i ówdzie pożar przedostawał się na dach, w małej tylko części będąc gaszony przez gradowe chmury.
Wtem z coraz mniejszego portalu wydobyło się ramię – ramię na tyle spore, by sięgnąć ostatniego generatora, na ślepo, kompletnie nie wiedząc, że destrukcja tylko zniszczy ostatnią podporę na wejście cudacznego boga chaosu do tego świata. Podłożywszy bomby, Matthaus wybiegł z budynku, a kiedy ten eksplodował, parumetrowe pazury sięgnęły i... Zabrały go, uprzednio urywając mu nogi. Wrzeszczał, ale było za późno. Portal zamykał się, choć nagromadzona w maszynie energia wcale jej nie opuszczała. Ramię zaczęło się zaciskać, a w paru chwilach Matthaus został zgnieciony: Miazga tego, co było kiedyś doktorem Nożem, spadła z mlaśnięciem, które utonęło w ogólnym zgiełku. Fala nieczasu wypłynęła z kuli energii, która stała się kompletnie czarna.
- Już nigdy nikogo nie zapierdoli – rzekł zimno Miller.
Przyszła Kleiner. Chciała się rzucić Heintzowi w ramiona, ale opanowała się. Razem z nią przyszedł człowiek w egzoszkielecie, bliźniaczo podobny do tego, którego załatwił Klauge tam, na dole. Lauch mimowolnie wzdrygnął się.
- Macie maszynę? Świetnie – mruknął Miller. - My mamy swoją. Też został jeden ładunek. Plan jest taki: Albo strzelamy sobie w plecy i giniemy tak, czy inaczej, czy ufamy sobie i używamy XWP, żeby stąd uciec na Externus, zaraz po tym, kiedy złapiemy Giegera. Chyba jasne, co chcemy zrobić. Tojtowna?
- Koordynaty ustawione.
- No to skaczemy.


*

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/09-heaven_and_hell.mp3[/MEDIA]


- Do diabła –
zaklęła Katja. - Musimy się dostać do Wieży. Że też przyszło to robić...
- Patrz –
powiedziała Natalia.
- Co?
- Patrz. Tam.

Spojrzeli w górę. Tam, na rampie, obok słupa transmisyjnego, stał ktoś, kogo Neumann już znał. I dlatego przeszły mu ciarki po plecach.
Czarnowłosa kobieta uśmiechnęła się wilczo z odległości parudziesięciu metrów. Miała w ręce jakiś ładunek wybuchowy, który przyczepiła do słupa. I tyle ją widzieli. Skinęła lekko głową, po czym zniknęła w wejściu do wieży.
Wybuch strącił słup, który przechylił się, tworząc wejście. Normalnie nie osiągnęliby tej platformy bez pomocy liny i sporej wyrzutni, teraz była to po prostu kwestia wspięcia się na nie tak stromy, obalony słup.
- Co...
- To teraz nieważne –
Katja zaczęła się piąć. - Wierz mi, bywają rzeczy, o których nie warto rozmawiać.
Syreny znowu zawyły. Ale jakoś inaczej – system wywrzeszczał, że nastąpiło stopienie osłony rdzenia antymaterii. Cokolwiek to miało znaczyć, bardziej to poczuli, niż zrozumieli. Od tego momentu Mur zaczął drżeć, owszem, drżał wcześniej, jednak nie jako całość. Małe, coraz większe wstrząsy sprawiały, że wszystko drżało. Coraz bardziej stawało się jasne, że Mur zostanie zniszczony; nawet system Muru coraz częściej, wskutek przepalenia obwodów, bełkotał.
Portal, kiedy został zamknięty – czarna kula, jądro nicości, absolutne oko cyklonu, zasysało wszelkie światło. Wyglądało na to, że portal osiągnął masę krytyczną. Pantokrator nie wszedł do tej rzeczywistości, tunel został zamknięty, ale energia w maszynie nadal pozostała i nie mogła nigdzie wyjść, nie przy tej konfiguracji.
Jednak zaczęło się dziać coś jeszcze dziwniejszego. Jak na koniec świata przystało.
Z początku myśleli, że zwodzą ich oczy. Bo przecież tam, na dole, było pogrążone w nuklearnym ogniu – nikt nie mógł przeżyć. A jednak z ognia wychodziły, niektóre jeszcze płonące, ale nadal groźne, ale niektóre niezranione, wydawały się przybywać ze wszystkich stron, rozproszone, teraz ciągnące do czarnej kuli portalu. Wydawały się nie dbać o czas, z niedbałą nonszalancją zabijając wszystko, co było na ich drodze. Szły, a ich spore ciała błyszczały w ciemności, z rzadka tylko oświetlane przez błyskawice. Ciemność gęstniała, a wszystko skrupiło się na tu i teraz, nawet, jeśli gdzieś istniało zachodzące słońce, to portal łapczywie spijał wszystkie jego promienie, dlatego w mroku mogły być ich setki, jeśli nie tysiące. Wielkie, niczym pnie stuletnich dębów, rozrywały każdego napotkanego żołnierza z cichym gulgotem. Wśród niedokończonych dzieci Korporacji rozbrzmiewał wspólny hymn, psalm jakby:

Apprehende arma et scutum,
et exsurge in adjutorium mihi.
Effunde frameam, et conclude adversus eos qui persequuntur me;
dic animć meć: Salus tua ego sum.
Confundantur et revereantur qućrentes animam meam;
avertantur retrorsum et confundantur cogitantes mihi mala.

A słowa były wyśpiewywane z ponurym szumem, który narastał, jak dźwięk tysięcy rozwścieczonych pszczół, roju, którego jedynym celem było to, by zabić, zabić, zetrzeć na proch i pył, zadawać śmierć, samemu ginąć, stać się samą zemstą, uderzyć kułakiem, przymusić, spętać i zniewolić, a których literą i pierwszym prawem było prawo mordu, prawo pana i niewolnika, prawo krwi i ofiary, prawo obozów koncentracyjnych i krematoriów, prawo ogłupionych i nauczonych złości dzieci, prawo okłamanych, krew, krew, krew, śmierć, śmierć, śmierć, łzy, kamienie i shoah, zabijemy ciebie, twoje bezwartościowe żonę i córkę, oszukamy twoje dzieci i nauczymy was religii zagłady, tak samo jak wy nauczyliście nas, by zabijać, i jedyne, co możemy robić, to zabijać, i nic tylko jak zabijać, palić i niszczyć, a kiedy będziemy wdychać powietrze wypełnione waszym fruwającym popiołem, to podepczemy wasze zwłoki, śmierć, łzy i kamienie, śmierć, łzy i kamienie, śmierć...

Domine, quando respicies?
Restitue animam meam a malignitate eorum;
a leonibus unicam meam.
Confitebor tibi in ecclesia magna; in populo gravi laudabo te.
Non supergaudeant mihi qui adversantur mihi inique,
qui oderunt me gratis, et annuunt oculis.


Maszerowali.
Hahn frenetycznie wydawał rozkazy; kazał napierać, ile się da. Krąg zacieśniał się. Nie musiał. Wszyscy uciekali do wieży, choć GSA nie z tchórzostwa, ale z rozkazu Giegera. Czego nie można było powiedzieć o wojskach Hahna, już i tak nielicznych: Ludzie próbowali uciec, ale nie było dokąd i jak. W końcu, zdecydowali się przypuścić ostatnie, desperackie natarcie: Już nie chcieli zabijać, chcieli się znaleźć jak najdalej od olbrzymów, którzy nagle stali się ucieleśnieniem czystej grozy.

*

Dla niektórych, świat stał się sumą wszystkich lęków. Nawet, jeśli byli bogami.
Gdy oddziały Hahna szturmowały wieżę, Gieger był przekonany, że nikt inny nie będzie mógł tutaj trafić. Nie inaczej, niż forsując oddziały na samym dole wieży. Konrad Hahn przypuścił szturm; jednak wszystkimi kierował już nie zdrowy rozsądek, tylko paranoiczny, zwierzęcy strach, który się tylko wzmógł, gdy Triarii wkroczyły na pole bitwy. Gieger zwinął się w czarną kulę, będąc nieledwie podobnym portalowi parędziesiąt metrów nad nim. Był kompletnie sam, z Murem, ze swoją przeszłością jako Konradem Hahnem, który zamierzał go zabić, ze swoją zmasakrowaną skórą, ze wszystkim. Jednak żył jeszcze.
Główna komora wieży była wzmacniana dodatkową warstwą stali, na wypadek ataku, tak samo jak specjalny stop szkła, który był w stanie oprzeć się bombardowaniu. Wokół były pozostałe generatory prądu, teraz nie działające lub rozbite: Rdzenie pulsowe wypływały z nich i odbijały się po pomieszczeniu. Wszystko było pokryte kablami, z których czasem wystawały terminale, teraz większość z nich jarzyła się czerwonym kolorem, razem z dziewięcioma cyframi. To miejsce było kiedyś piękne, gdy niebieska energia lśniła w nienaruszonych obwodach. Teraz było po prostu klatką.
Nie mając dokąd uciec, po prostu zamierzał iść coraz wyżej i wyżej. Wszedł do windy, gdy zobaczył ich.
Ktoś wykuł w przestrzeni tunel i przedostał się prosto przez otwór, który zrobił promień światła. Była to Tanja Hahn, jego eksperyment obok Konrada Hahna, jego samego. Z przerażeniem wcisnął na konsolecie windy, by jechała dalej. A potem zobaczył rozbłysk światła i usłyszał znany mu już dźwięk łamanej kości. Z portalu wyskoczyli Axel Heintz, Siegfried Klauge i, jak sądził, jacyś ludzie z Bractwa Jedenastu Wymiarów, a także Maria Kleiner i najemnik RWP. A później z korytarza wybiegł ktoś, kogo dopiero miał wątpliwą przyjemność poznać w ciągu ostatnich dni, przez Konrada Hahna: Nicolas Neumann, razem z Katją, klonem Tanji.
W paru momentach Maria Kleiner przystawiła snajperkę balistyczną do głowy człowiekowi w egzoszkielecie i wystrzeliła. Potężny strumień rozniósł czaszkę żołnierza w perzynę.
- Ta – splunęła Kleiner. - Pieprzę jakieś polskie rebelie. Ten gnojek zabrał mi całe moje życie, razem z jego gówno znaczącą Uniwersalną Unią.
Wycelowała w windę pancerną.
- Oszalałaś? -
powiedział Miller, wycelowawszy i tak broń w jej stronę. - To nic nie da!
- A kto powiedział, że chcę mu po prostu uwalić łeb...? -
wystrzeliła ze snajperki parę razy. Winda zatrzymała się. System, choć ledwo działał, dobrze ocenił zagrożenie: Wciąganie windy na górę mogłoby zagrozić jej upadkiem. Kleiner rozwaliła stalowe liny.
Gieger bełkotał swoje.
- Świetna robota! Może... O, cholera!
Mur zadrżał, jakby wstrząśnięty trzęsieniem ziemi. Z góry spadły kawałki żelazobetonu. Poszycie runęło. Dźwięk syren boleśnie wrzynał się w uszy wszystkich. A Kleiner... Spadła. Wrzeszczała, gdy wypuszczała snajperkę z rąk, która upadła pod nogi Axela. Byłaby upadła i zginęła, gdy w ostatniej chwili... Znikła. Wciąż miała broń portalową. Gdziekolwiek teraz się znajdowała, nie była to ziemia. Cała wieża zachybotała się. I już tak została. Lekko przechylona. Miller dostał w głowę i brzuch odłamkiem, upadł pod ścianę. Gdy próbował powstać, spory kawałek przygniótł jego prawą nogę, unieruchamiając go. Tojtowna uderzyła o gruz, aż jęknęło. Padła nieprzytomna. Heintz, na odmianę, przypłacił tylko uderzeniem prawej ręki o ścianę, przeciwnie do Tanji, której pędzący odłam złamał parę żeber; splunęła krwią. Axel nagle stracił czucie w prawej ręce. Jedynie Neumann mógł błysnąć uśmiechem przez dziurę w policzku, bo on, Natalia, Katja w miarę utrzymali się, razem z partyzantem. Klauge przypłacił paroma siniakami.
- Świetnie, kurwa! - zapiał unieruchomiony Miller. - Nie wierzę, że to przeżyję, Heintz. Przestałem wierzyć, kiedy ta suka, Kleiner, zabrała ze sobą ostatni XWP.
- Idą tutaj –
wyszeptała Natalia. - Hahn. Przedarli się. Wreszcie się przedarli. Może mają jakąś broń portalową. Żeby stąd uciec. Uciec. Uciec.
- Ostatnia szansa, dziewczynki –
Katja wydmuchnęła dym papierosa. - Ostatnia szansa, żeby zadecydować, co zrobimy z panem Giegerem.
Miller syknął.
- Klauge! Nie możemy dopuścić, by informacje w mózgu Giegera zostały utracone! On nie ma broni! On nie ma broni, do kurwy nędzy! Obezwładnij go!
- Wiesz, co robić –
uśmiechnęła się wilczo Katja.
To Gieger zawył.
- Oszaleliście! Kiedy ja zginę, to wy także zginiecie! Ja jestem waszą przeszłością!
- To pierdolony blef –
powiedział Miller. - Nawet, jeżeli bajka, że byłeś w 2009, jest prawdziwa, to nie ma żadnego związku z Murem. Nie mogłeś być tak ważny. Nie ma żadnego Giegera, aż do ostatnich wydarzeń. Może Schicksalrat...
- TO JA ZAŁOŻYŁEM SCHICKSALRAT –
Gieger opluł się, a oczy wyskoczyły mu na wierzch. - TO JA JESTEM DIE MAUER!
- Pierdolony pozer, pozer, pozer.
- Uwaga!

Kolejny odłam metalu spadł obok Neumanna. Spojrzeli: Triarii wychodziły na wieżę, wspinając się po niej jak wielkie, tłuste pająki. Rżnięte szyby pancerne ledwo co wytrzymywały ich potężne uderzenia. Siatka pęknięć coraz gęściej pokrywała szyby wieży.
Tanji przez chwilę wydawało się, że widzi ruch czarnych włosów w rogu. Gdyby spojrzeli na zewnątrz, stwierdziliby, że większa część szańca już znajduje się w płomieniach.
Pierwsze odłamki szkła spadły na ich głowy, gdy wielka ręka jednego z olbrzymów przedostała się przez szkło.
Przybiegł Konrad.
- Wreszcie – ryknął ze złością.
Prawie by spadł, gdy wieża znowu zadrżała. Odłamki odlatywały, a Triarii z wolna wdzierały się do środka.
W końcu, na środku została zaledwie czwórka; Tanja Hahn, Axel Heintz, Nicolas Neumann i Siegfried Klauge.
Pierwszy Triarii spadł. Zaczął wolno iść, z groźbą mordu w oczach.
- To twój wybór!
- Nie zabijaj go! Nawet nie wiesz, co może kryć!
- Do diabła, Tanja! Jeżeli możesz zrobić coś dla mnie, to zrób to dla mojego spokoju: Zabij go! Zabij go i zakończ to wszystko!
- Błagam, nie zabijajcie mnie! Ja...
- Nie słuchaj go! To on jest przyczyną tego wszystkiego!
- Kiedy ja zginę, wy wszyscy zginiecie!
- Kłamca!
- Morderca!
- Manipulator!
- Ja...
- Reaktor!
- Nie mamy wyjścia!
- I tak zginiemy, a jeżeli go zabijecie, będziecie mieli pewność, że ta szumowina nie przeżyje!
- Nicolas, błagam...
- Jesteście szaleni!
- Przeklęty fanatyk!
- To on stworzył Triarii!
- To on chciał zaprowadzić Nowy Porządek!
- Wunderkinder!
- Wybierz wreszcie!
- Wybierz!
- Wybierz!
- Wybierz!


Jak to wszystko się skończy?
Zemstą czy przebaczeniem?
Wybór pozostawiam wam.




 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 15-10-2009 o 18:06.
Irrlicht jest offline  
Stary 19-10-2009, 10:56   #248
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Madness?

No...

THIS IS...

Nie próbował już analizować tego, co się działo. Spoglądał na towarzyszy Klaugego, z których pozostała już tylko ledwie połowa. Reaktory pochłonęły resztę. Jemu samemu nic wielkiego się o dziwo nie stało, kilka kolejnych zadrapań, na pozbawionym już pola energetycznego, kombinezonie. Kolejne wybuchy, strzały i głos z megafonów. Głos całkowitego szaleńca, pochłoniętego, przetrawionego i wyplutego przez swój własny mózg.
Nie słuchał go. To było już poza nim, kolejne słowa, słowa, słowa. Nic nie znaczące, zwłaszcza z ust takiego człowieka. Były sprawy ważniejsze niż słuchanie i patrzenie na tą maszkarę. Może to był jakiś utajniony plan zamienienia się w niedorozwiniętego Triarii? Heintz w zasadzie nie czuł nawet nienawiści do tego idioty. Świat był zabawką, on sam był zabawką. Może przywykł? Chciał tylko uciec od tego wszystkiego, może nawet w niebyt.

Adrenalina krążyła w żyłach. Pompowała krew jak pieprzona wariatka, nie pozwalając na myślenie. Tylko czyny, raz raz raz! Byle szybciej, bo zegar tykał. Ucieszył się na widok Marii i nie wahał się tak jak ona. Podszedł i przytulił ją mocno, krótko, ale intensywnie. Ostatnia żywa spośród jego przyjaciół. Czy wciąż byli przyjaciółmi? Axel miał taką nadzieję. Potrzebował łączników ze światem, teraz mocniej niż kiedy indziej.
I zgadzał się z tym od Klaugego, że strzelanie sobie teraz w plecy było po prostu głupie. Przeszli przez portal.

W takich chwilach na prawdę kochał adrenalinę. Jakby jeszcze miesiąc temu ktoś powiedział, że tak to będzie wyglądać a on będzie stał tutaj z działem grawitacyjnym, patrząc jak wszyscy jego nowi i starzy znajomi zbierają się do kupy, albo by go wyśmiał, albo jeśli by przypadkiem uwierzył - poszczał się ze strachu. Może już był po prostu zupełnie innym człowiekiem i sama adrenalina miała znacznie mniejsze znaczenie?
Przyglądał się wszystkiemu jak jakiś niepełnosprawny. Nie zależało mu już na zabiciu ani schwytanie Giegera, nikt też go nie naciskał. Bo i jaki był sens w kolejnej śmierci? Stał i obserwował jak Kleiner zatrzymuje windę, jak przylatuje Tanja i uśmiechał się do niej. Jak przychodzą kolejni, każdy ze swoimi celami i krzykami. Jak w zasięgu wzroku pojawiły się Triarii, to tylko się im przyglądał. Jak niepełnosprawny umysłowo głupek. I dopiero uderzenie, a potem lot Marii go obudził. Skoczył za nią, ale już było za późno.
-Asiu!

Użył jej starego imienia, tego, pod którym spotykał się z nią dawno temu, niemal w poprzednim życiu. Użyła portalu, może żyła? W każdym razie żyli jeszcze inni. Uderzenie pozbawiło go czucia w jednej ręce, ale nie dbał o to teraz. Przewiesił działo przez drugie ramię i najpierw wycelował w tego Triarii, który spadł. Fala mocy uderzyła go i odrzuciła do tyłu. To działało! Tylko jak będzie ich więcej to i tak zginą zanim odliczanie dobiegnie końca.
Decyzję pozostawiał innym. Pozostawiał ją Tanji, tak dla uściślenia. To jej brat był najbardziej związany z tym człowiekiem. Czy zginą, gdy on zginie? Lepiej było o tym nie myśleć. Podbiegł do portalu, z działem kołyszącym się na pasku. Szybko przebiegł spojrzeniem po konsolecie. Mógł spróbować, ale... cóż, tu powinny być osoby, które znają się na tym lepiej. Skierował broń na krzyczącego Giegera.
-Mógłbym cię rozsmarować po ścianie, skurwielu!
Nacisnął przycisk. Szaleńca nie rzuciło do tyłu, wręcz odwrotnie. Przyciągnęło go i zawiesiło jak szmacianą lalkę tuż przed początkiem pola grawitacyjnego wychodzącego ze zmodyfikowanego działa.
-Wiesz jak otworzyć ten portal i uratować nas wszystkim, prawda? To twoje jedyna szansa. Jedno zawahanie i puszczę ten cyngiel. To pierdolone pole nieźle zmodyfikowało tę zabawkę. Rozrzuci się po całym tym cholernym pomieszczeniu!
Przesunął go tak, by pozostali nie mogli zastrzelić zbyt łatwo.
-Może jeszcze ktoś inny wie, jak to skurwysyństwo uruchomić?!
 
Sekal jest offline  
Stary 19-10-2009, 20:35   #249
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Klauge słuchał. To była chwila, na którą czekał przez całe życie. Chwila, dla której przystąpił do Bractwa. Dla której brał środki, na które z przerażeniem spojrzałby nawet ćpun siedzący w najgorszej ze spelun Neoberlina. Dla której pełnił fuchę chłopca na posyłki i żołnierza w jednym, zabijając ludzi, którzy na dobrą sprawę mu nigdy w życiu nic złego nie zrobili.

Kiedy pierwszy raz posłuchał tego, co ma do powiedzenia Bractwo Jedenastu Wymiarów, uważał ich za kompletnych świrów. Jak bardzo pojebana musi być grupa ludzi, którzy wszystkich innych uważają za iluzje? Którzy wszystko wokół traktują jako coś w rodzaju testu? Oczywiście, wiele było ześwirowanych sekt, a Kościół Pantokratora (z którym teraz mieli szansę się zapoznać) wcale nie był od nich normalniejszy.

O tak, skręcał się wtedy ze śmiechu. Nie wiedział, że niecały rok później będzie już jednym z peregrini, oddaną służbą starając się wywalczyć sobie wyższy stopień w hierarchii. Gdzieś tam na górze majaczyli ludzie, którzy posiadali prawdziwą wiedzę. Którzy byli bliscy odkrycia, jak wyjść z tej pojebanej rzeczywistości, w której nikomu nie zbywało jedynie na chorobach, brudzie, pluskwach i wkurwionych SDkach. Dodatkowy bonus polegał na tym, że jakiegokolwiek kurewstwa by się komu nie zrobiło, prawdopodobnie i tak miało się do czynienia z iluzją.

Oczywiście, bywało ciężko. Poznanie Katriny niemal wytrąciło go z tego stanu, w którym liczył się tylko następny cel do wykonania i subtelne znaki mające mówić co dalej. Na szczęście, tylko niemal. Trudno było trzymać dwie sroki za ogon, ale nie było to do końca niemożliwe. Najważniejsze, że nigdy nie zatracił swojego prawdziwego celu. Tego, którego spełnienie było tak blisko...

Lauch spojrzał raz jeszcze w stronę leżącego na ziemi Millera. Jego zleceniodawca. W ciągu wszystkich tych lat, Siegfried Klauge nie sprzeciwił się wydanemu mu poleceniu ani razu. Zbyt wiele poświęcił dla członkostwa w Bractwie, a jeszcze więcej, pnąc się w górę hierarchii. Jedna porażka i osiągnięcie celu stanie się niemożliwością.

Dostarczenie Giegera Bractwu z pewnością otworzyłoby mu drogę na sam szczyt. Pieniądze, władza i, przede wszystkim, tajemnice tej rzeczywistości - wszystko to stałoby się jego udziałem. Teraz, kiedy Katrinę jakimś cudem inkorporowano w szeregi Bractwa, nie musiałby udawać, że ich znajomość nic nie znaczy. Teraz prawdopodobnie uszłoby mu już wszystko.

Prawie więc żałował, że do tego nigdy nie dojdzie. To była jednak jego próba, z której musiał wyjść zwycięsko. Gieger musi umrzeć. Fałszywa rzeczywistość musi zostać rozpieprzona w drobny mak, wraz ze wszystkimi, którzy się w niej znajdują. Wtedy, i tylko wtedy, on, Siegfried Klauge, będzie mógł wydostać się poza jej granice. Z dala od syfu, brudu i plugastwa.

Dłoń sama sięgnęła za pazuchę. Ten gest miał wyćwiczony do perfekcji, wykonywał go już setki razy. Palce chwyciły za kolbę pistoletu. Oczy Klaugego wpatrzone były już w sam środek wątłej czaszki Arnolda Giegera/Konrada Hahna. Starczył jeden strzał... Jeden, jedyny strzał...
 
Gantolandon jest offline  
Stary 21-10-2009, 13:28   #250
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Odgłosy walącej się konstrukcji wieży i ryk oszalałych syren alarmowych ogłaszających koniec świata, a przynajmniej tego fragmentu Muru (co w istocie oznaczało jedno i to samo dla znajdujących się w jego okolicy) Nicolas rejestrował jako odgłosy tła. Szum zaledwie.

Niewątpliwie wpływ na taki odbiór bodźców zewnętrznych miała podana morfina oraz nieduży, jednak wciąż nienależycie zatamowany upływ krwi i osłabienie wywołane ranami. Właściwie można by powiedzieć, że trzymał się dalej bardziej dzięki sile woli, czy może raczej determinacji, niż dobremu samopoczuciu.
Nie, to czego nie dałoby się powiedzieć o Neumannie to to, że miał dobre samopoczucie. O ile jeszcze dziesięć minut temu był wkurwiony i, biorąc poprawkę na jego stan - nawet całkiem energiczny, o tyle wraz z unicestwieniem swojego prześladowcy para z niego uszła. Przestało mu zależeć na tyle, by obojętnie patrzeć na poczynania pozostałych rozgrywających tego porąbanego pokera. Uśmiechnął się jedynie blado, gdy dostrzegł zabójstwo dokonane przez nieznaną mu kobietę, grymasem skwitował próby Heintza, by utrzymać Giegera przy życiu i z odrobiną zaciekawienia przyglądał się Lauchowi, najwyraźniej usiłującego zrobić z Giegerem coś odwrotnego. "Cyrk..." - ocenił, samemu mając to wszystko w dupie.

- Pierdolę was wszystkich... - mruknął, pryskając kropelkami śliny i krwi. Odwrócił się i odszedł kilka kroków w stronę najbliższego wyjścia. Plan się nie udał, gdy zauważył przynajmniej dwa mutanty nadciągające z tamtej strony. I miało ich być więcej.

- Wyrwijmy chwasta... - powiedział półszeptem pod adresem sprawcy tego zamieszania i skierował lufy obrzyna w stronę Heintza, który nie wiedzieć czemu próbował tamtego chronić. Szkoda, ze jego lewa ręka nie była w formie, bo mógłby wycelować pistolet jeszcze w kogoś innego. Na przykład w...
"Gdzie ta Hahn?" - zastanawiał się.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172