Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2009, 20:57   #87
Lyssea
 
Lyssea's Avatar
 
Reputacja: 1 Lyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skał
Phaere

Towarzysze Nathiela nie żyją. Czyli powód jego tchórzostwa jest dużo prostszy niż przewidywała. Boi się zaryzykować, bo wie, że może stracić najcenniejszą rzecz – swoje życie.
-Wiem, że nie sprzyjasz succubowi, Nathielu. – powiedziała łagodnie i również w języku mrocznych elfów. Wydawać się mogło przez chwilę, że jej serce zmiękło, a także stała się całkowicie wyrozumiała dla drowa.
-Ty po prostu robisz wszystko, aby przetrwać, nawet jeśli miałbyś poddać się istotom prymitywniejszym takim jak on- to zdanie wypowiedziała dużo ostrzej wskazując przy tym głową, na Xertaxillena. Pomyślała przy tym jak zabawne byłoby, gdyby okazało się, że demon rozumie mowę drowów… Wtedy cały plan jednego z najtchórzliwszych ległby w gruzach.
- Wszyscy znaleźliśmy się tu przypadkiem i mieliśmy trzymać się razem, póki nie uda nam się wrócić do swoich światów – taka była niepisana zasada, a ty nas zdradziłeś. Udajesz lepszego, a niczym nie różnisz się od drowów będących całe swoje życie w Pomroku. - kontynuowała besztanie Nathiela.

Prychnęła gdy drow wyciągnął swoją broń w obawie przed… Tiloupem. Ech, wszystko na pokaz.
Postanowiła nie przejmować się dłużej swoim towarzyszem rozmów, a raczej ofiarą jej złośliwości i zając się swoim czarnym przyjacielem.

Odgłos szaleńczych pieśni Lilie oznajmił Phaere, że niestety, ale succub ciągle żyje i na dodatek ma na tyle siły, aby układać do wszystkiego co jej przyjdzie do głowy pieśni i tańce.
Mogło to znaczyć tylko jedno – Anzelmowi nie udało się uciec i najwyraźniej wraca do obozu, gdyż w końcu Lilie potrzebowała publiczności.
Już po chwili jej oczom ukazały się sylwetki kapłana z succubem, a także, o dziwo, Fosht’ki, a także… Nie do wiary, ale nie kogo innego jak „starego znajomego z karczmy” Latiena. Drowka nie mogła uwierzyć, że ktoś taki jak on, piękny, czysty i w ogóle „ą ,ę” znalazł się w takim miejscu jak Imil. Jego niemal błyszcząca w słońcu postać wyglądała co najmniej groteskowo na tle porośniętych mchami kości.
Poza tym, jeśli pamięć jej nie zawodzi to Fosht’ka nigdy nie przejawiała zdolności teleportacyjnych, ani nawet umiejętności korzystania z mis do wróżenia.
Przeklęła w myślach lileda, który bezczelnie okłamał ją podczas ich rozmowy, odmawiając jej i reszcie pomocy w powrocie do domu. Jednakże, co skłoniło go do nagłej zmiany zdania ? Dlaczego nagle znalazł się tu z Fosht’ką ? Być może, po raz kolejny wyszły na jaw uprzedzenia wobec mrocznych elfów i Latien chętniej zgodził się pomóc ludzkiej kobiecie ?

Po chwili Phaere zauważyła swój stan, który mimo poprawy, nie był najlepszy do przyjmowania gości. Cała obolała, czuła, że nie zdoła zbytnio energicznie zareagować na przybyszów. Wstała podciągając się na Nathielu, mając nadzieję, że jego głupota nie zwycięży nad rozsądkiem i jej nie odepchnie. Po czym stanęła opierając się o niego, aby utrzymać równowagę, nie narażać się na szybkie wyczerpanie sił, a także wyglądać w miarę godnie, jak na zaistniałe warunki.
Spojrzała na swojego drowiego towarzysza spojrzeniem „ Nie rób głupstw”, marszcząc przy tym brwi.

Wspaniale! Głupi demon o mały włos nie zaatakował Latiena, którego charakter nie wskazywał na przyjacielskiego wobec demonów i innych pomiotów otchłani. Nadzieja, że dni Xertaxillena są już policzone, poprawiały drowce humor w niemal widoczny sposób.

-Twoje zasługi, najwyraźniej zostały zapomniane, Nathielu - mruknęła z niekłamanym uśmiechem satysfakcji do drowa. W końcu to on pierwszy wszedł do piwnicy, poświęcając się przy tym nieopisanie. Sam, jeden, a teraz cała chwała spłynęła na Anzelma, zwykłego kapłana. Oj, legenda o mężnym drowim wojowniku – wybawcy dam coraz bardziej blednie.

-Bardzo ładnie, ci w tej sukience, Lilie. Gdybym cię nie znała wcześniej, na pewno chciałabym się zaprzyjaźnić. – odezwała się ze sztucznym uśmiechem, uznając pytanie succuba za retoryczne. Przecież oczywistym było, że Phaere jest już mądra, była wcześniej, a teraz z minuty na minutę jest mądrzejsza o każde doświadczenie. A jeśli w pełni wróci do zdrowia to wprost osiągnie apogeum mądrości, o którym oczywiście Lilie dowie się pierwsza.
- Na bogini, Anzelmie gdybyś uprzedził, że będziemy mieli gości to przecież przygotowalibyśmy coś dobrego z Nathielem, jakieś ciastka, albo coś konkretniejszego do spożycia. - skarciła kapłana, udając tym samym, że jest w formie, a opiera się o drowa z czystej sympatii.

-Pfff……hihihiihhi….- przykryła swój śmiech dłonią, słysząc bzdury, które wymyślał na poczekaniu Anzelm.
-Głuptas.- machnęła na niego ręką. Przecież o ile ufna Fosht’ka była w stanie uwierzyć w takie bzdury to z liledem mogło pójść trochę trudniej.
-Ale powiedzmy, że tak też to wyglądało w dużym uproszczeniu.- postanowiła jednak grać w kłamstwa kapłana, gdyż prawda zawsze jest najcenniejszą kartą przetargową, szczególnie, gdy Anzlemowi tak bardzo zależy na ochronie Lilie.

-Dziękuję Fosht’ko, że umożliwiłaś Tiloupowi powrót do mnie. - zmieniła temat „jej wypadku” na coś lżejszego.
-Wiedz, że nasza podróż nie była zamierzona. Taki ot, wypadek przy pracy. Czasem zdarza się nawet najlepszym... Jednakże, może opowiedz nam czy dotarłaś tu tym samym sposobem, co my ? No i najważniejsze! Jak nas odnalazłeś Latienie ? Czyżbyś przelatywał tędy przypadkiem ? - ostatnie pytanie zadała z przekąsem mającym źródło w jego zaprzeczeniu jeśli chodzi o teleportację większej liczby osób.
 
__________________
Żeby ujrzeć coś wyraźnie, wystarczy często zmiana punktu widzenia.

Ostatnio edytowane przez Lyssea : 05-10-2009 o 21:17.
Lyssea jest offline