Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-09-2009, 18:08   #81
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Imil, nieoczekiwane spotkanie w samo południe.

Selena przez dłuższy czas zachowywała się i odpowiadała machinalnie. Rozmowa z krukiem, posiłek, podjęcie decyzji o natychmiastowym wyruszeniu do Imil – wszystko to docierało do niej, lecz jakby przez gęstą zasłonę. Ukryła się we wnętrzu Fosth'ki, by zdystansować się do tego co ją otaczało, odpocząć, przede wszystkim psychicznie. Potrzebowała wyciszenia, wyizolowania, choć bała się, że przyjaciele zauważą jej duchową nieobecność. Odpowiadała i zachowywała się zupełnie bezwolnie, dając się prowadzić instynktom. Nawet otworzenie portalu stało się niejako zupełnie bez jej woli. Nie wiedziała, jak to jest możliwe, a jednak stało się. Być może dusza czarodziejki miała w tym swój udział, wszak Calucifer nie zauważył w niej żadnych zmian. A przynajmniej miała taką nadzieję.


Ocknęła się dopiero tam, w Imil. Początkowo wszystko działo się jak w niesamowitym śnie. Widok mrocznych ziem władanych przez samą esencję zła zdawał się nierzeczywistą projekcją, zwłaszcza, gdy Selena powróciła do pełni zmysłów po krótkim letargu. Dotarło do niej gdzie jest i co się dzieje dopiero, gdy spotkała się twarzą w twarz z jednym z towarzyszy Fosth'ki. Anzelm – poszukała w umyśle jego imienia. Przez chwilę musiała wyglądać na zupełnie zaskoczoną tym spotkaniem, tym bardziej naturalnie, że widok Tei'nerki u jego boku był zupełnie nieprzewidywalny. Nawet bardziej nieprzewidywalny, niż spotkanie drużyny w tym miejscu.


Wydawało jej się, że Anzelm szczerze ucieszył się na to spotkanie, choć zachowywał się z rezerwą w stosunku do Latiena. Selena przypomniała sobie wszystko, co czuła od niego i pozostałych towarzyszy, gdy ukrywała się jeszcze przed czarodziejką. Przypomniała sobie falę energii, która towarzyszyła ich zniknięciu, gdy sprofanowali świątynię Matki. Emanowali złą aurą, mieli nieczyste myśli i niegodne zamiary. Nie potrafili uszanować świętego miejsca kultu Zivilyn. Zostali wezwani do Imil. Tak, Selena była tego pewna. Nie znaleźli się tu z własnej woli, zostali przywołani. Tutaj ich mroczna aura zlewała się z całym tłem potęgi zła. Trzeba na nich uważać! Trzeba się przed nimi strzec! Obrończyni musiała włożyć bardzo wiele wysiłku w opanowanie własnych emocji. Była niemal pewna, że ci przybysze z innego świata zostaną wykorzystani przez thana, być może nawet bez własnej wiedzy. Zło przyciąga zło. Ale... może jest jeszcze szansa, by pokrzyżować plany thana. Jeśli Fosth'ka miała rację, jeśli istnieje w nich choć odrobina światła... staną razem z nią i Latienem do walki. Jednak to, co niepokoiło ją najbardziej, to obca Tei'nerka zerkająca zza ramienia Anzelma...


-Dobrze Cię widzieć, nie wiedzieliśmy co się z Tobą stało, gdy nas przeniosło do Imil, bo tu właśnie jesteśmy. Twój znajomy powiedział Ci, gdzie zamierza Was przenieść? Jak udało się Wam nas odnaleźć?


- Ciebie również wspaniale widzieć całego i zdrowego, Anzelmie – odezwała się wreszcie, gdy nie mogła już dłużej przeciągać swojego milczenia; byłoby to nazbyt niepokojące. - Wybacz mi moje zaskoczenie. Muszę być z tobą szczera. Nie miałam pojęcia co się z wami stało, dokąd się udaliście, zostawiając mnie zupełnie samą w wymarłym mieście. Nie wiedziałam gdzie was szukać i czy jeszcze kiedykolwiek was odnajdę. Stąd moje zupełne zaskoczenie tak nieoczekiwanym spotkaniem.


Selena stała, wciąż walcząc ze swoimi pierwotnymi odruchami, zerkając raz po raz na stojącą za plecami kapłana kobietę. Wyglądała po prostu na zaskoczoną spotkaniem i tym dziwnym towarzystwem, choć tak naprawdę w środku toczyła ze sobą walkę. Anzelm musiał jednak dojść do wniosku, że Fosth'ka nie chciała nic wyjawić, póki nie dowie się z kim ma do czynienia, toteż zaraz zreflektował się i przedstawił Tei'nerkę.


- Poznajcie Liliel. Spotkaliśmy się tutaj, a że nie jest to miejsce dobre dla samotnych wędrowców, pomagamy sobie wzajemnie. Zmierzaliśmy do świątyni, jako jedna z niewielu budowli ocalała. Tam - wskazał ruiny strażnicy - rozbiliśmy obóz. Phaere jest ranna, ale zdołałem ją trochę opatrzyć. Nic jej nie będzie, lecz jeśli możesz jej jakoś pomóc, pewnie z radością Ci się wyzłośliwi.


Kobieta wyszła zza pleców Anzelma, skłoniła się dwornie i uśmiechnęła mówiąc:
- Jak już Anzelm wspomniał, jestem Liliel Schy’ane. Tancerka i śpiewaczka ludu tei'ner. Zostałam tu uwięziona przez thana, bym go zabawiała. A ten dzielny...rycerz, wraz ze swymi towarzyszami pomógł mi. - Spojrzała na kapłana lekko przesuwając językiem po wargach i mówiąc dwuznacznie - Jeszcze nie odwdzięczyłam mu się za pomoc, w żaden sposób. Ale...znajdę okazję, by to zrobić.


Spojrzenie „tei’nerskiej kobiety” przeniosło się na przybyłe osoby. Uśmiechnęła się promiennie i spytała:
Ciekawość mnie jednak zżera, o wasz powód przybycia. Przyznaję bowiem, iż podług mej wiedzy, nikt tu nie przybywa z własnej woli. O wiele łatwiej tu wejść, niż opuścić to miejsce.


Czujność Seleny osiągnęła swój punkt krytyczny. Tei'nerka więźniem thana? Nigdy! Żaden Tei'nerczyk nigdy nie splugawiłby swojej duszy usługiwaniem thanowi! Nigdy nie zgodziłby się z własnej woli być jego więźniem i „zabawiać” go czymkolwiek! A tym bardziej than nie pozwoliłby, aby banda przybyszów z innego świata wyrwała dziewczynę z jego mocy. Jeśli jest tym, za kogo się podaje, musiała zostać opętana, a jej dusza splugawiona. To dopełniałoby całości teorii o sprowadzeniu Anzelma i reszty przez thana, który wysłał swoją służkę, by pilnowała jego nowej zdobyczy. Zdecydowanie należało uważać na nią i to bardzo!


- Cieszy mnie, że moi towarzysze zdołali pomóc ci w potrzebie, co samo w sobie musi być nie lada wyczynem, gdyż podobno co raz dostanie się w ręce thana, nie opuszcza ich w całości. Tak przynajmniej słyszałam – powiedziała dwuznacznie, próbując uśmiechnąć się przyjaźnie. - Nie jest to jednak miejsce na mówienie o powodach, dla których tu przybyliśmy. Słudzy thana czają się wszędzie, a podobno służą mu tu nawet kamienie. Dla pewności, że nikt nas nie podsłucha i będziemy bezpieczni, powinniśmy udać się do świątyni, Anzelmie. Tam porozmawiamy bez obawy, że ktoś może nam zaszkodzić. To najbezpieczniejsze miejsce na tych ziemiach, prawda Latienie? Tak mi radziłeś.


Mówiła znowu dwuznacznie lecz z ogromną powagą, zerkając raz po raz na Tei'nerkę. Jeśli jest sługuską thana, nie przejdzie progu świątyni Zivilyn. Jeśli i Anzelm dał się wciągnąć w otchłań zła, nie będzie chciał tam wejść. Wtedy Selena upewni się, czy jej przypuszczenia są słuszne.


Przeszła zdecydowanie kilka kroków w stronę świątyni i odwróciła się z powrotem do Anzelma i Liliel.


- Chodźmy, nie ma czasu do stracenia!
 
Milly jest offline  
Stary 28-09-2009, 23:49   #82
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Anzlem

Kapłan gorączkowo przełknął ślinę. Nie takiego wybawienia zapragnął. Bariera świątyni pozostawała tajemnicą, żadne z nich nie miało pewności, iż zaklęcia ochronne zadziałają w tym wypadku tak samo. Wkalkulował to w ryzyko, udało mu się zmniejszyć przewagę sukkuba, w razie niepowodzenia. Teraz jednak, jeśli Liliel nie przejdzie, sprawa stanie się poważniejsza. Nawet jeśli demonica zginie, zabita przez barierę, lub dobita przez resztę zgromadzonych osób, natychmiast po jej śmierci zacznie się ciąg niewygodnych pytań.

Wiele zaryzykował kłamstwem, lecz nie mógł powiedzieć prawdy w obecności lilienda. Latien, dźwięk tego imienia przypomniał kapłanowi ich pierwsze spotkanie, od razu okazał pogardę dla drowów, za którą potem przeprosił, uznając swą ocenę za zbyt pochopną. Co innego jednak złe pochodzenie, zdarzają się wszak chwalebne wyjątki, demon zaś zawsze pozostaje demonem. Jak mógł powiedzieć kim jest Liliel, potwierdzić swój tymczasowy sojusz z bestiami, z którymi walczyli przodkowie lilienda?

Fosth'ka by zrozumiała, nie pochwaliła tego, lecz zrozumiała i pomogła utrzymać tajemnicę. Tyle czasu trzymali się w końcu razem, łączyła ich dziwna przyjaźń i ten sam cel wydostania się z tego świata. Czarownica trzymała się jednak boku Lilienda, nie chcąc go odstąpić na krok. Jedyna szansa na szczerą rozmowę pojawiała się w obozie.

-Latienie, minęło trochę czasu od naszego spotkania, wybacz mi chwilową niepamięć. Nie wspominałeś, że zmierzasz naszym śladem do Miees'til. Chyba nie zdecydowałeś sie też nam pomóc, bo przecież przyznałeś, iż nie potrafisz, prawda?

Zręcznie próbował odwrócić temat na inne tory. Grunt to skupić uwagę na innym problemie. Fosth'ka tak szybko nie dotarła do krańca lasu, skąd więc wziął się tu przybysz.

-Nie zechcesz naprawdę wpierw obejrzeć Phaere?-zapytał czarownicę, przygotowując kolejne argumenty za pozostaniem na miejscu-Wiesz przecież, że choć kapłan marny ze mnie uzdrowiciel. To Wy cały czas zajmowałyście się naszymi ranami, Ty i...Mauren.-zamyślił się na chwilę wymawiając to imię. Jak daleko zamierzał się posunąć, by pomścić jej śmierć. Czy łowczyni pochwaliłaby metody jakie przedsięwziął w tym celu.


-Wokół świątyni jest bariera, obawiam się, że podobna do tej stworzonej nad jeziorem.-padł ostateczny argument. Świadomie Anzelm przemilczał czary, które rzucił na siebie, jak i udane wkroczenie do osłanianej podobną barierą karczmy. Zdradzał go w tej chwili jedynie zielony płaszcz wyniesiony stamtąd, lecz usiłując zebrać wszystkie kawałki w wiarygodną całość kapłan nie zwrócił uwagi na ten szczegół.

-Pamiętasz, ja nie mogłem jej przejść, zbyt wiele złych czynów zostało w mej duszy. Nie wiadomo, czy ktokolwiek poza twórcą, jest w stanie ją przejść. To właśnie chcieliśmy sprawdzić, Liliel miała spróbować, ja zaś chciałem jej pilnować, gdyby coś się nie powiodło. Porozmawiajmy w naszym obozie. Z Twoją magiczną wiedzą, wymyślimy jak przejść później do świątyni. Może Latien wie o niej więcej niż my?

Próbując wywinąć się od wędrówki kapłan wikłał się coraz bardziej w kłamstwach. Kierując wszystkich na obóz zyskiwał odrobinę czasu, lecz tym samym kierował się wprost w kolejne problemy i kolejne zmyślenia. W obozie zostawili demona Lileil, którego obecność nie została najwyraźniej uchwycona przez przybyszów. Jeśli bogowie sprzyjali Anzelmowi, demon ukrył się gdzieś, jeśli nie, kolejne kłamstwo będzie musiało wytłumaczyć jego obecność, tak samo jak kłamstwem trzeba będzie przykryć powód obrażeń Phaere. Jeśli tylko drowy zrozumieją w porę i zechcą współpracować. Sieć pełna niedomówień powoli zaciskała się nad głową kapłana.
 

Ostatnio edytowane przez Glyph : 29-09-2009 o 00:10.
Glyph jest offline  
Stary 29-09-2009, 19:15   #83
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Imil, nieoczekiwane spotkanie w samo południe.

Gdy Anzelm wspomniał o rannej towarzyszce, Selena strapiła się nieco. Powinna jak najwierniej udawać Fosth'kę, a była pewna, że czarodziejka ruszyłaby z pomocą, nawet jeśli ranną istotą jest mroczna elfka. Była pełna rezerwy, a słowa kapłana upewniły ją w tym, że ich zbrukane dusze nie przejdą przez barierę świątyni. Pozostawała jeszcze kwestia Liliel. To byłby dla niej test.


- Masz rację, Anzelmie. Powinnam najpierw obejrzeć Phaere. Potem przyjdzie czas na zbadanie bariery. I na rozmowę... Myślę, że znaleźliśmy z Latienem sposób na to, by nam pomóc. Jednak wszystko w swoim czasie, najpierw chodźmy do Phaere. - Spojrzała porozumiewawczo na lilenda i uśmiechnęła się.


Ruszyli w stronę rozbitego przez Anzelma i resztę obozu. Selena starała się dyskretnie przypatrzeć tei'nerskiej kobiecie, a wątpliwości co do jej szczerych zamiarów pojawiały się zewsząd. Najbardziej niepokoiła ją myśl o tym, do czego Liliel przyznała się przed chwilą – do zabawiania thana, bycia jego sługą. Z pewnością gdyby wiedziała, kim Selena jest w rzeczywistości, nigdy nie wyznałaby tej strasznej prawdy. Myślała, że ma do czynienia z istotą z innego planu, która nie zna natury i honoru Tei'ner. Na dodatek momentami zachowywała się, jakby postradała zmysły. Czy osoba, która wydostała się z niewoli zła, śpiewa i tańczy na ziemiach swojego wroga? Selena obawiała się, że than mógł pomieszać jej zmysły i wykorzystać ją, zwłaszcza wbrew jej woli. Czy istniała możliwość, że to właśnie za jej sprawą mistrz zła zdołał niepostrzeżenie zaatakować Miee'sitil i porwać wszystkich jej bliskich? Ta myśl uwierała w sercu, niczym kolec. Obrończyni zdecydowała, że jak tylko zbada mroczną elfkę, poprosi Anzelma o rozmowę na osobności. Podświadomie czuła, że to właśnie kapłan jest Fosth'ce najbliższy spośród wszystkich jej towarzyszy i być może będzie mogła się z nim porozumieć.


- Co właściwie się stało? Dlaczego Phaere jest ranna? - zapytała, gdy szli w kierunku obozowiska, by skierować temat na inne tory.
 
Milly jest offline  
Stary 30-09-2009, 12:00   #84
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Nie podobało jej się to. Nie podobał jej się lilend, nie podobała jej się ta kobieta. I nie podobała się jej decyzja. Leczyć Phaere. Po co? Jest drowką. Jeśli jest silna, przeżyje. Jeśli zginie, widać była za słaba. Czyż to nie jest jej filozofia? Czyż nie tak postępują drowy?
Lolth musi być dumna z Phaere zdanej na łaskę powierzchniowców.
Nie podobały jej się słowa Anzelma...Czyżby ten kapłan zamierzał puścić ją przodem? Zrobić z niej królika doświadczalnego?
Oczy Liliel zwęziły się w wąskie szparki bijące nienawiścią, choć głos wręcz ociekał słodyczą, gdy mówiła. - Oczywiście zrobiłbyś wszystko, by nie stała mi się krzywda, prawda? Wiesz jak okropny jest gniew zranionej kobiety.
Decyzja o powrocie do obozu została podjęta bez pytania Liliel o zdanie, co bynajmniej nie poprawiło humoru „tei'nerskiej tancerce”. Szła obok Anzelma tak by kapłan zawsze był pomiędzy nią a Latienem i Fosth'ką.

Szła spokojnie, aż ich drogę przecięło kolejne pobojowisko pełne kości tei'ner, zwierzęcych i nieludzkich.
Wypolerowane przez czas i żywioły, nagie czaszki martwych od wieku istot zdawały się ze stoickim spokojem przyglądać wędrowcom. A Liliel...Liliel zaczęła tańczyć i wirować pomiędzy szczątkami, mając zamknięte oczy i krzycząc przeraźliwe głośno. – To było tutaj, to było tutaj w szarej mgle. Potężne lilendy i dzielny lud tei’ner spotkali się w zażartym boju, w krwawym boju z demonami z Othłani. Pazury przeciw mieczom, łuki przeciw kłom, szpony przeciw włóczniom, magia przeciw magii. Ginęły demony, ginęły i lilendy...krew mieszała się, krew poiła ziemię, krew zatruwała życie. Oszukane demony i oszukany lud tei’ner. Ginęli dla potęgi thana. Ślepy miecz ludu tei’ner...myśleli, że walczą z thanem. A tak naprawdę pomagali jego planom. Spętane demony...zmuszone do służby, wykorzystane. Niewolnicy thana przeznaczeni na ofiarę. I Liliel tu była...tak...i Liliel tu tańczyła, taniec śmierci. A w każdej z dłoni trzymała miecz, a każdy jej ruch znaczyły szlaki posoki demonów. A potem nadleciały succuby, dużo succubów. Zatruły myśli, spętały serca, lilendy i tei’ner rzucili się na siebie nawzajem...zabijali i Liliel zabijała. Oszukana Liliel...a potem spętane myśli, spętane ciało...i ból, dużo bólu...hańba i udręka...i samotność...tak... długa samotność.
Liliel zatrzymała się, otworzyła oczy i spoglądając na pobojowisko rzekła cicho.- Liliel nie pamięta już tańca mieczy. Jej oręż jest strzaskany.

Demon wbrew oczekiwaniom Anzelma bynajmniej nie schował się nigdzie, cały czas warując przy drowach. Beczułkowaty korpus, paskudna gęba, olbrzymie łapy zakończone pazurami i małe skrzydła...jakby parodia skrzydeł lilendów.
Na widok Latiena ryknął z wściekłością w głosie, lecz Liliel podbiegła do niego i objęła kark bestii swymi ramionami szepcząc. – Już dobrze...dobrze. Ciiii...Liliel się wszystkim zajmie.
Odwróciła się do nowo przybyłych i rzekła.- Xerrtixellsen jest mój. Kiedyś był thana, ale teraz należy do mnie i zrobi wszystko o mu powiem. Prawda pieszczoszku?
Demon łypiąc złowrogo na Latiena i potwierdził słowa dziewczyny cichym piskiem. A Liliel dodała.- Byliśmy zamknięci bardzo długo, dopóki nas Anzelm nie wyswobodził. Tylko my dwoje...i Adam. Ale Adam zmarł. I został mi tylko Xerrtixellsen.
Spojrzała na drowy i na Fosth'kę, po czym dodała.- Biedna Phaere, przeceniła swe siły. Stanęła do boju, którego nie mogła wygrać. Ale chyba już zmądrzała, prawda?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 01-10-2009 o 14:39.
abishai jest offline  
Stary 02-10-2009, 23:31   #85
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Anzlem

Liliel subtelnie dała do zrozumienia, jak bardzo nie spodobały jej się pomysły kapłana, by podążyła przodem przez barierę.
-Oczywiście.-odparł szybko i z pełnym przekonaniem na jej pytanie. Nie chciał ani drażnić sukkubicy, ani wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń nienaturalnym zachowaniem. Jakże inaczej mogła postąpić wobec siebie dwójka istot sprzymierzona ze sobą, próbująca przetrwać we wrogim środowisku.

Bynajmniej kapłan nie żałował takiego przedstawienia wydarzeń. Pragnął przedstawić Liliel w dobrym świetle, a jaka mogłaby być lepsza gwarancja prawego charakteru niż udany test przejścia przez barierę.

W drodze powrotnej Fosth'ka zmusiła mężczyznę do odpowiedzi na niewygodne pytanie związane z drowką. Było widać, że kapłan albo pragnie być dokładnym, albo wykręcić się od odpowiedzi. Zaczął bowiem, zgodnie z powszechnym zwyczajem od przedstawienia sprawy od początku. Początek jednak umieścił o wiele dalej w przeszłości, niż wymagało pytanie. Stąd pozostała trójka dowiedziała się o świątyni w mieście tei'ner, o białym kamieniu i dotknięciu go przez Phaere, o przeniesieniu i wizji, jaka mu towarzyszyła. Kapłan doszedł właśnie do nocy i momentu znalezienia Liliel pewien, że zaraz lilend, albo czarodziejka przerwą mu prosząc o przyspieszenie opowieści. Spodziewał się tych słów, gdy nagle głos zabrała fałszywa tei'ner.

Kapłan zaniepokoił się, wstrzymał oddech w napięciu. Niczyjej uwadze nie mogło umknąć, że przez moment delikatnie uniósł kij, szykując się do pozycji obronnej, zaś usta zaczęły układać się w ciche i niezrozumiałe słowa modlitwy.
Demonica dała się ponieść emocjom, odmieniając swój wizerunek. Przez jej usta przemawiała prawda, Anzlem w to nie wątpił. Choć z perspektywy drugiej strony konfliktu, to jednak musiała widzieć wszystkie opisane wydarzenia. Nie podchodził, ani nie powstrzymywał dziewczyny w trakcie szalonego występu.

Kapłan nie mógł rozgryźć, czy szalony umysł na widok kości przypomniał te wspomnienia, czy dziewczyna stawia na wyrachowane zagranie. W istocie mogła to być jedynie rozrywka sukkubicy, zabawa jakiej nie miała od lat. Trudno było po jej zachowaniu jak i spojrzeniu stwierdzić, że przybysze w jakikolwiek sposób ją zaniepokoili, ani czy w ogóle bierze pod uwagę zagrożenie z ich strony.

Kolejna niespodzianka nastąpiła w obozie. Demon skoczył na Latiena, szczęściem w nieszczęściu został powstrzymany przez Liliel. Jej przykrywka coraz mocniej się kurczyła. Tei'ner związana z demonem, czy lilend mógłby w to uwierzyć, skoro nawet kapłanowi z trudem przychodziło na myśl takie takie wyjaśnienie.

Ostatnim desperackim krokiem spróbował zachować maskaradę. Gdy Liliel pogroziła Phaere, natychmiast wtrącił swój komentarz. Po sytuacji przemawiającej na niekorzyść Liliel bariera była dowodem, którego pilnie potrzebował.
-Phaere uderzyła bariera przy pobliskich zabudowaniach karczmy. Liliel jednakże udało się przejść i zebrać stamtąd kilka rzeczy przydatnych nam do przeżycia tutaj.

Wbił wzrok w drowkę, spodziewając się jej reakcji. Uratował ją, czy to wystarczy, by kupić jej lojalność? Zagroził jej przy tym śmiercią, czy uwierzyła, albo czy teraz po przybyciu Fosth'ki dalej uważa, że nic więcej, tylko kapłan będzie w stanie doprowadzić ją do zdrowia?
 
Glyph jest offline  
Stary 05-10-2009, 20:29   #86
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phaere, sytuacja z Twojego punktu widzenia zaczęła przedstawiać się całkiem nieźle. Co prawda kilka godzin leżenia na zimnej ziemi nie sprawiło, że odzyskałaś siły, ale przynajmniej żyłaś. Tępe pulsowanie ran nie pozwalało Ci na nagłe ruchy, na nieszczęście jednak dla Nathiela nie stępiło języka (choć wpłynęło nieco na długość wypowiedzi). Najlepszą wiadomością tego dnia był jednak Tiloup, którego nagłe pojawienie się odegnało chwilowo od Ciebie wszystkie troski. Jedyny przyjaciel, jedyna życzliwa Ci tutaj istota w końcu jest znów z Tobą by chronić Cię przed Twoim własnym złem. Nigdy do końca nie pozbyłaś się nawyków wysokiej kapłanki i wielu cech charakteru przynależnych podmrokowym drowom. Całe to gadanie kapłanek Eilistraee o harmonii wśród wszystkich ras, byciu radosnym i dobrym dla innych, tępieniu zła i pomaganiu drowom w życiu na powierzchni... miało jakiś sens, lecz krzewienie tych idei nie wychodziło Ci za dobrze. Kapłanki wiedziały o tym, dlatego dały Ci Tiloupa - by swoim mruczeniem nie pozwalał Ci ostatecznie podążyć ścieżkami Lolth. Potrzebowałaś go zwłaszcza teraz, gdy złe moce były o wiele bardziej potrzebne, dostępne i kuszące niż kiedykolwiek wcześniej. Dlatego jego widok sprawił, że zelżał nawet fizyczny ból, a z radości wręcz nie miałaś ochoty na zbesztanie Nathiela za "rychło w czas" obronę przed sunącym przez trawy zwierzakiem.

Wygłaskałaś kota na tyle, na ile pozwalały Ci siły i skierowałaś swój wzrok w stronę świątyni. Portal zniknął, lecz ludzkie figurki pozostały na łące. Ludzkie i nie tylko - z mieszaniną obawy i nadziei oboje z Nathielem wpatrujecie się w zbliżające się postacie. Do Anzelma i Liliel dołączyła Fosth'ka, prowadząca Wasze konie, oraz znany Wam z przydrożnej karczmy lilend. Phaere, Twoja podejrzliwość uruchamia się znowu. Nie przypuszczasz, że Fosth'ka posiada tak potężne czary, z drugiej strony Latien też nie był chętny do pomocy... W skupieniu próbujesz sobie przypomnieć Waszą nocną rozmowę sprzed tygodnia - czyżby lilend bezczelnie Cię okłamał? Wiedział i mógł więcej niż twierdził? Ale jak... nie wyczułaś w jego słowach fałszu... a może po prostu nie dopuszczałaś do siebie myśli, że ktoś prócz Ciebie może kłamać? Twoje rozmyślania przerwał demon, z rykiem rzucający się w stronę Latiena
 
Sayane jest offline  
Stary 05-10-2009, 20:57   #87
 
Lyssea's Avatar
 
Reputacja: 1 Lyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skał
Phaere

Towarzysze Nathiela nie żyją. Czyli powód jego tchórzostwa jest dużo prostszy niż przewidywała. Boi się zaryzykować, bo wie, że może stracić najcenniejszą rzecz – swoje życie.
-Wiem, że nie sprzyjasz succubowi, Nathielu. – powiedziała łagodnie i również w języku mrocznych elfów. Wydawać się mogło przez chwilę, że jej serce zmiękło, a także stała się całkowicie wyrozumiała dla drowa.
-Ty po prostu robisz wszystko, aby przetrwać, nawet jeśli miałbyś poddać się istotom prymitywniejszym takim jak on- to zdanie wypowiedziała dużo ostrzej wskazując przy tym głową, na Xertaxillena. Pomyślała przy tym jak zabawne byłoby, gdyby okazało się, że demon rozumie mowę drowów… Wtedy cały plan jednego z najtchórzliwszych ległby w gruzach.
- Wszyscy znaleźliśmy się tu przypadkiem i mieliśmy trzymać się razem, póki nie uda nam się wrócić do swoich światów – taka była niepisana zasada, a ty nas zdradziłeś. Udajesz lepszego, a niczym nie różnisz się od drowów będących całe swoje życie w Pomroku. - kontynuowała besztanie Nathiela.

Prychnęła gdy drow wyciągnął swoją broń w obawie przed… Tiloupem. Ech, wszystko na pokaz.
Postanowiła nie przejmować się dłużej swoim towarzyszem rozmów, a raczej ofiarą jej złośliwości i zając się swoim czarnym przyjacielem.

Odgłos szaleńczych pieśni Lilie oznajmił Phaere, że niestety, ale succub ciągle żyje i na dodatek ma na tyle siły, aby układać do wszystkiego co jej przyjdzie do głowy pieśni i tańce.
Mogło to znaczyć tylko jedno – Anzelmowi nie udało się uciec i najwyraźniej wraca do obozu, gdyż w końcu Lilie potrzebowała publiczności.
Już po chwili jej oczom ukazały się sylwetki kapłana z succubem, a także, o dziwo, Fosht’ki, a także… Nie do wiary, ale nie kogo innego jak „starego znajomego z karczmy” Latiena. Drowka nie mogła uwierzyć, że ktoś taki jak on, piękny, czysty i w ogóle „ą ,ę” znalazł się w takim miejscu jak Imil. Jego niemal błyszcząca w słońcu postać wyglądała co najmniej groteskowo na tle porośniętych mchami kości.
Poza tym, jeśli pamięć jej nie zawodzi to Fosht’ka nigdy nie przejawiała zdolności teleportacyjnych, ani nawet umiejętności korzystania z mis do wróżenia.
Przeklęła w myślach lileda, który bezczelnie okłamał ją podczas ich rozmowy, odmawiając jej i reszcie pomocy w powrocie do domu. Jednakże, co skłoniło go do nagłej zmiany zdania ? Dlaczego nagle znalazł się tu z Fosht’ką ? Być może, po raz kolejny wyszły na jaw uprzedzenia wobec mrocznych elfów i Latien chętniej zgodził się pomóc ludzkiej kobiecie ?

Po chwili Phaere zauważyła swój stan, który mimo poprawy, nie był najlepszy do przyjmowania gości. Cała obolała, czuła, że nie zdoła zbytnio energicznie zareagować na przybyszów. Wstała podciągając się na Nathielu, mając nadzieję, że jego głupota nie zwycięży nad rozsądkiem i jej nie odepchnie. Po czym stanęła opierając się o niego, aby utrzymać równowagę, nie narażać się na szybkie wyczerpanie sił, a także wyglądać w miarę godnie, jak na zaistniałe warunki.
Spojrzała na swojego drowiego towarzysza spojrzeniem „ Nie rób głupstw”, marszcząc przy tym brwi.

Wspaniale! Głupi demon o mały włos nie zaatakował Latiena, którego charakter nie wskazywał na przyjacielskiego wobec demonów i innych pomiotów otchłani. Nadzieja, że dni Xertaxillena są już policzone, poprawiały drowce humor w niemal widoczny sposób.

-Twoje zasługi, najwyraźniej zostały zapomniane, Nathielu - mruknęła z niekłamanym uśmiechem satysfakcji do drowa. W końcu to on pierwszy wszedł do piwnicy, poświęcając się przy tym nieopisanie. Sam, jeden, a teraz cała chwała spłynęła na Anzelma, zwykłego kapłana. Oj, legenda o mężnym drowim wojowniku – wybawcy dam coraz bardziej blednie.

-Bardzo ładnie, ci w tej sukience, Lilie. Gdybym cię nie znała wcześniej, na pewno chciałabym się zaprzyjaźnić. – odezwała się ze sztucznym uśmiechem, uznając pytanie succuba za retoryczne. Przecież oczywistym było, że Phaere jest już mądra, była wcześniej, a teraz z minuty na minutę jest mądrzejsza o każde doświadczenie. A jeśli w pełni wróci do zdrowia to wprost osiągnie apogeum mądrości, o którym oczywiście Lilie dowie się pierwsza.
- Na bogini, Anzelmie gdybyś uprzedził, że będziemy mieli gości to przecież przygotowalibyśmy coś dobrego z Nathielem, jakieś ciastka, albo coś konkretniejszego do spożycia. - skarciła kapłana, udając tym samym, że jest w formie, a opiera się o drowa z czystej sympatii.

-Pfff……hihihiihhi….- przykryła swój śmiech dłonią, słysząc bzdury, które wymyślał na poczekaniu Anzelm.
-Głuptas.- machnęła na niego ręką. Przecież o ile ufna Fosht’ka była w stanie uwierzyć w takie bzdury to z liledem mogło pójść trochę trudniej.
-Ale powiedzmy, że tak też to wyglądało w dużym uproszczeniu.- postanowiła jednak grać w kłamstwa kapłana, gdyż prawda zawsze jest najcenniejszą kartą przetargową, szczególnie, gdy Anzlemowi tak bardzo zależy na ochronie Lilie.

-Dziękuję Fosht’ko, że umożliwiłaś Tiloupowi powrót do mnie. - zmieniła temat „jej wypadku” na coś lżejszego.
-Wiedz, że nasza podróż nie była zamierzona. Taki ot, wypadek przy pracy. Czasem zdarza się nawet najlepszym... Jednakże, może opowiedz nam czy dotarłaś tu tym samym sposobem, co my ? No i najważniejsze! Jak nas odnalazłeś Latienie ? Czyżbyś przelatywał tędy przypadkiem ? - ostatnie pytanie zadała z przekąsem mającym źródło w jego zaprzeczeniu jeśli chodzi o teleportację większej liczby osób.
 
__________________
Żeby ujrzeć coś wyraźnie, wystarczy często zmiana punktu widzenia.

Ostatnio edytowane przez Lyssea : 05-10-2009 o 21:17.
Lyssea jest offline  
Stary 05-10-2009, 21:59   #88
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Selena, Latien, podążacie w stronę obozowiska z co najmniej mieszanymi uczuciami. Wszystko działo się zbyt szybko i było zbyt niejasne. Jeszcze nie doszliście do siebie po efektach magicznej podróży i wrażeniu, jakie wywołała na Was zbezczeszczona dolina, a już musieliście radzić sobie nie dość,że z towarzyszem Fosth'ki to jeszcze... no właśnie. Pojawienie się żywej i zdrowej - przynajmniej na ciele - tei'ner nie wywołało w Was emocji takich, jak można się było spodziewać. Zamiast radości, że choć jedna z ludu wybrańców Matki przeżyła, w Was kiełkowała niepewność i podejrzenia. Trudno się zresztą dziwić. Kobieta nie dość, że wydawała się szalona, to jeszcze twierdziła, że była u thana w niewoli... no i przede wszystkim, że walczyła w Wojnie o Imil. Wojnie, która miała miejsce dziesięć setek lat temu. Nawet te'ner nie żyły tak długo. Zapewne długa niewola pomieszała zupełnie zmysły Liliel... tyle że jak w takim razie przybysze ją uwolnili? Czy byli już w twierdzy thana? Czy wtedy drowka została ranna? Czy raczej tei'ner więziona była gdzie indziej? Czy widziała zaginionych tei'ner, może coś o nich wie? A może po prostu przybyła tu jako szpieg, czy - co gorsza - wysłannik thana, mający zabrać drużynę do swojego pana? Dziesiątki pytań kłębią się Wam w głowach, a na żadne nie ma odpowiedzi zwłaszcza, że niejasne wypowiedzi kapłana, który najwyraźniej nie chce skonfrontować się sam na sam z Waszymi wątpliwościami też w niczym nie pomagają.

Kłopotliwe pytania były zresztą obopólne. Skąd się tu wzięliście? Co w Imil i Miee'sitil robił Latien? Jak otworzyliście portal? I co zamierzacie dalej? Spacer do obozu wypełniały pytania, zarówno te wypowiedziane jak i nie. Obóz zaś przyniósł następne - przede wszystkim w postaci wielkiego, obrzydliwego demona, nad którym Liliel najwyraźniej sprawowała pieczę. Rzecz jasna drowy wydawały się zupełnie niezrażone obecnością tego paskudztwa. Okrwawione opatrunki Phaere również nie wyglądały zachęcająco; podobnie jak jej komentarze. Sytuacja wyglądała coraz gorzej - do pełni nieszczęścia brakowało teraz jedynie zwabionego portalem thana. Póki co jednak nic nie zapowiadało jego przybycia; może liczył, że wyrżniecie się nawzajem?


Anzelm, Twoje położenie przedstawia się chyba najgorzej. Jeśli wcześniej czułeś się między jak młotem a kowadłem, to teraz imadło czy prasa do winogron są lepszym porównaniem. Nie dość, że musisz lawirować pomiędzy szalonym sukkubem i złośliwą drowką (którą chociaż rany nieco uspokoiły), to teraz jeszcze doszedł do tego wszystkiego Latien. Nie wiesz do czego zdolny może być lilend, jednak sam jego wzrost wzbudza respekt. No i umiał otworzyć portal, co nie jest łatwym zadaniem. A w obozie czekał Xerrtixellsen, którego widok na pewno nie nastroi lilenda pozytywnie. W potencjalnej walce na drowkę nie można by liczyć, Nathiel zachowywał się dziwnie, a z demonami nigdy nic nie wiadomo... Do tego Fosth'ka też była jakaś nieswoja. Nawet siedzący na jej ramieniu kruk milczał, skupiony jedynie na swoim rannym skrzydle. A jakby tego było mało, pod karczmą koczował w najlepsze Twój mały, śmierdzący oddział. Nie byłeś pewien, czy czarodziejka zauważyła nad jeziorem Twoje moce, lecz fanatyzm tutejszych względem nekromancji nie wróżył Ci najlepiej. Mogłeś mieć tylko nadzieję, że zdążysz porozmawiać z Fosth'ką na osobności, zanim Latien zechce wyruszyć w niewłaściwym kierunku. Choć skoro tu przybył, to chyba jego cele są zbieżne z Waszymi... prawda?

Nathiel, z wiszącą u ramienia drowką czujesz się trochę jak mebel, który nie wie o co chodzi. To, że Liliel w tei'nerskiej skórze rzuciła się uspakajać demona jakoś Cię nie zdziwiło - jej nieprzewidywalność była tak przewidywalna, że można było przejść nad nią do porządku dziennego. To, że Phaere potraktowała zjawienie się Fosth'ki, lilenda (którego mgliście pamiętałeś z karczmy), oraz Waszych koni jako coś zupełnie oczywistego... cóż, taka była jej chaotyczna natura. Ale samo pojawienie się 'gości' już nie było normalne. Ponury, milczący olbrzym i czarodziejka, w której nie mogłeś znaleźć nawet cienia wesołej, towarzyskiej Fosth'ki... I Anzelm, którego kłamstwa i lekko spanikowana twarz wyraźnie mówiła: grajcie wraz ze mną! Tylko w co, na demony?!
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 05-10-2009 o 22:01.
Sayane jest offline  
Stary 06-10-2009, 21:53   #89
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Nie odpowiedział na kolejną uwagę drowki. To nie miało sensu. Próby wytłumaczenia jej czegokolwiek od samego początku były skazane na niepowodzenie. Podejrzewał, że tak będzie, był tego prawie pewien. Na co więc liczył? Czyżby myślał, że Phaere zrobi tym razem wyjątek i wykaże się odrobiną tego, czego tak od niego wymaga przez cały czas - rozsądkiem? Może jednak w jednym miała rację. Musiał być głupi, albo przynajmniej naiwny.

Gdy skończyła mówić popatrzył na nią zupełnie spokojnie i uśmiechnął się. Nie zamierzał się powtarzać ani dokładać choćby jednego słowa do tego co rzekł wcześniej. Wszystko wyrażał teraz ten uśmiech. Trochę beztroski a trochę, z pewnością w oczach drowki, bezczelny. "Twoje obelgi nie mogą mnie dotknąć tak samo jak nie mogą tego uczynić twoje czary. Nie obchodzi mnie ani to co myślisz ani to czy masz rację czy nie."

Głośny śpiew sprawił, że wojownik odwrócił wzrok od Phaere i obejrzał się. Śpiewała oczywiście Liliel jednak jej zachowanie natychmiast przestało go interesować gdy tylko zobaczył, że oprócz Anzelma towarzyszą jej dwie inne postacie. W pierwszej od razu rozpoznal Foshtk'ę. Trochę więcej czasu zajęło mu natomiast utożsamienie wysokiej postaci z lilendem, którego mieli "przyjemność" poznać przed kilkoma dniami. Choć okoliczności ich pojawienia się były więcej niż dziwne Nathiel musiał przyznać, że cieszy go widok ich towarzyszki. Zawsze to jedna normalna osoba więcej. Co innego ten jegomość, który pojawił się wraz z nią...

W międzyczasie Phaere stanęła na równe nogi wykorzystując go jako poręcz. Przeszła mu przez głowę myśl by ją odepchnąć i pozwolić zasmakować odrobiny upokorzenia (po raz kolejny z resztą). Powstrzymał się jednak i nawet nieco jej pomógł, choć nie prosiła o to i chyba nawet nie była zbyt zadowolona. Trudno. Niech sobie trzyma tę swoją głupią dumę. Na słowa o jego zapomnianych zasługach po raz kolejny odpowiedział drwiącym uśmiechem. Po prawdzie wcale nie zazdrościł kapłanowi tego całego "splendoru". W końcu Liliel nie tylko nazywała go wybawcę, lecz również... Adamem. Anzelm wiedział równie dobrze jak drow co to mogło oznaczać. Nie było czego zazdrościć. Naprawdę.

Wiedźma miała każdemu do powiedzenia parę słów i nie miał najmniejszego zamiaru jej w tym przeszkadzać. Z resztą i tak nie czuł się na tyle zorientowany w sytuacji by zabierać głos poza zdawkowym powitaniem Foshtk'i i jej nowego kompana. Później zaś utkwił wzrok w Anzelmie, którego mina nie wróżyła nic dobrego. Starał się z całych sił, jak zwykle z resztą, by utrzymać jako taki ład, jednak wiele wskazywało na to, że tym razem może mu się nie udać. Nathiel zaś zaczynał powoli porządkować pewne fakty.

Succubica wciąż tkwiła w przybranej niedawno formie. Teraz jednak nie tylko wyglądała jak tei'ner ale starała się uchodzić za jedną z ich ludu. Tylko po co ta maskarada przed nowo przybyłymi? Czarodziejka była przecież dość tolerancyjna. Wędrowanie z drowami jej jakoś nie przeszkadzało, więc i do demonicy by przywykła. Co innego ten lilend... Co ich jednak obchodziło jego zdanie? Nie, nie chodziło o niego. Chodziło o samą Liliel i jej zwierzaka. Dopóki to przedstawienie, strasznie słabe trzeba przyznać, trwa i czuje się ona bezpieczna jest szansa zachować względny spokój. Jeśli jednak wyjdzie na jaw, że to wszystko jest farsą, a musi wyjść na jaw jeśli wszyscy nie są idiotami, rozpęta im się tutaj małe piekło. Wojownik zastanawiał się czy byłoby to takie złe gdyby ta dwójka lilend i succub rzuciła się sobie do gardeł. Dopingowałby tego pierwszego. Czy jednak miał on szanse przeciwko tej wariatce i jej potworkowi? Ciężko było orzec. Chyba, żeby wszyscy mu pomogli...

Jeśli pamięć go nie myliła, Lilend w taki sam sposób przypatrywał im się wtedy w karczmie. Niby oceniający, ale tak naprawdę miał już doskonale wyrobioną opinię o nich wszystkich. Nie była to bynajmniej opinia pochlebna, jednak Nathiel nie uważał by należało się temu dziwić czy martwić. Niepokojące było natomiast to, że w podobny sposób patrzyła na nich Foshtk'a. Jakby widziała ich pierwszy raz na oczy. Czym miał to wytłumaczyć? Czy była tylko zdezorientowana naszym zniknięciem i tym, że się teraz odnaleźliśmy w tej dość nieciekawej scenerii? Czy aż tak przygnębiała ją atmosfera Imil? Nie... Był prawie pewien, że było coś więcej. Nie chciał jednak wysuwać przedwczesnych podejrzeń. Działo się tek dużo wymykających się rozumowi rzeczy, że nie mógł być pewien własnej oceny. Postanowił zachować czujność starając się jednocześnie nie popaść w paranoję.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 06-10-2009, 22:55   #90
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Zivilyn wykazywała się nad wyraz dziwacznym poczuciem humoru. I miłością do sztuki. Latien wiedział, że bogini patronowała wielu domenom, sam modlił się niegdyś o inspiracje, ale o to, że Zivilyn pisze dramaty by jej nie posądzał. Co więcej, Zivilyn wystawiała swe dzieła, jako reżyser, scenarzysta i dekorator na raz.
W chaotycznym uniesieniu bogini porozrzucała rekwizyty, dobrała aktorów prosto z ulicy ( a ściślej z równoległych światów) podług niezrozumiałej koncepcji, wreszcie zaprezentowała scenę- Imil będące największym cmentarzyskiem, jakie oczy Latiena miały sposobność oglądać. Na tym złośliwość sił wyższych nie poprzestała: pozostały do obsadzenia role. Bohaterowie rodem z komedii dell’arte, w której każdy improwizował na ile mógł.

Nie rozwodząc się, była Kolombina, złośliwa drowka o ciętym języku. Kolombina opierała się na ramieniu Pierrota, któremu ktoś gwoli krotochwili odwrócił kolory. Pierrot był czarny, nie biały i wyglądał na socjopatę. Bynajmniej nie spieszyło mu się, by ronić łzy.
Był Poliszyniel, który zamiast garbu charakteryzował się beczułkowatym brzuszyskiem.( No, i warto zaznaczyć, ten Poliszyniel był demonem.)
Kapłan, jak ten Dottore, skakał i wywijał koziołki, byle tylko załagodzić sytuację. Brakowało mu stroju dyplomaty, lecz cała reszta była jak trzeba.
Selena zaś, Inamorata, naigrywała się z łatwowierności wszystkich zebranych, udając bezbronną ofiarę przypadku. Dziewicę, którą rzuca na boki los, a która w rzeczywistości kryła wielką niespodziankę.
I on sam, kim mógł być w całym schemacie? Chyba Arlekinem. Do końca niepewnym, czy może się odnaleźć w roli oszukującego, czy też to z niego robią sobie żarty.

Problem polegał na tym, że Latien nie miał najmniejszej ochoty na improwizację. Rozrywka w postaci zabawy w tragikomedię była bez wątpienia bardzo rozwijająca, a przy tym istotnie zabawna, jednakże nie w tych okolicznościach. Lillend czuł się powiernikiem ważnego zadania ( którego sprecyzować nie potrafił), a obecnie, jak mu się zdawało, tracił czas wśród szaleńców, drowów, kapłanów o zatrutym języku i … na wszystkich bogów wszystkich światów! Demona!!!

Teatr. Teatr pełen groteski, bez masek, ale godny dworów. Maskarada jak na królewskim balu. Krogulce, świnie, kormorany i żyrafy. Wszyscy tańczą, piją, puszczają bąki i wycierają brodę z gęstego, złocistego sosu.
Latien nie potrafił tego wszystkiego pojąć, udźwignąć swoją prostoduszną naturą.
No, może był jeden sposób…

***

Dobył miecz, którym normalni śmiertelnicy władali oburącz, a który dla jego pokaźnej ręki był ledwie małym bastardem, bękartem pomiędzy bronią jednoręczną, a półtorakiem. Jak u zagrożonego węża, cielsko wija sprężyło się do skoku. Jak u drapieżnego ptaka, skrzydła rozłożyły się do lotu. Jak u każdego lillenda, który ujrzał demona, usta wygięły do ciskania przekleństw.
Dość tych bzdur. Ci głupcy sami nawet nie próbowali grać przekonanych w to, co próbowali w swej arogancji przedstawić mu jako prawdę. Służalcy thana, ofiary przypadku, co za różnica? Ich serca były nieczyste, a egoizm udowadniali, ilekroć otwierali usta. Nie obchodziły ich losy Kedros, podążali za prywatą.
Tylko obecność Seleny powstrzymała go przed otwartym, natychmiastowym atakiem. Co komplikowało sprawę jeszcze bardziej, ponieważ lillend nie miał najmniejszego zamiaru tolerować demona. I to niezależnie od wszystkiego. Nie było siły, która mogłaby go przekonać.
Spojrzał na przyjaciółkę, a oczy wyrażały więcej treści niż zapisany maczkiem manuskrypt: „ Co my tu w ogóle robimy?”, „ Powinniśmy być razem z Sylvanem”, „ Zostawmy tę zbieraninę nikczemników, by się wytruła podczas najbliższego posiłku”.

Zawirował mieczem, bardziej z przyzwyczajenia, niż w jakimkolwiek celu. Nie uznał za stosowne tłumaczyć się komukolwiek ze swej obecności, gotowała się w nim wściekłość.

- Przelatywałem przypadkiem, pani Phaere, na wasze nieszczęście. Teraz mam pełniejszy obraz sytuacji, widząc, w jakiej kompani przyszło wam konsystować- odpowiedział drowce, nie mogąc przestać w głowie nazywać jej Kolombiną. Pasowała do swej roli. Tym bardziej, jako Arlekin, śmiał się ironicznie w duchu na swe porównanie do dell’arte, ponieważ istotnie od spotkania w karczmie pałał do kobiety czymś na zasadzie toksycznej sympatii.

Na koniec zwrócił się do Liliel, bez zająknięcia, wypowiadając skomplikowane imię 'stwora'. Był na takie rzeczy uczulony, zrazu zapamiętał, jak bestia się wabi.
- Xerrtixellsen, panienko, musi nas opuścić.
Jasnym się stało, że Liliel nie była tą, za którą chciała uchodzić. Może została zmanipulowana przez demona, może… nie, odpuścił sobie dywagacje. Ta sytuacja nie miała racjonalnego wyjaśnienia. I wcale go nie potrzebowała. Lillend nie miał zamiaru dociekać prawdy, nie w tym przypadku. Prawda wyjdzie na jaw sama, gdy uczyni to, co w obowiązku uczynić się poczuwa. Miał przed sobą twór samego thana, jego sługę. Potwora, do jasnej cholery!
Czekał tylko na ostatnie słowo od dziewczyny, które byłoby casus pugnae.

To będzie jedyna w historii komedia, która nie skończy się szczęśliwie, myślał, szurając ogonem po ziemi. Końcówką klingi mierzył w demona.
 

Ostatnio edytowane przez Mivnova : 07-10-2009 o 11:09.
Mivnova jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172