Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2009, 14:48   #37
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dom Tavarti, Travar, późne popołudnie


Sen przyniósł ukojenie, pozwolił uporządkować myśli i wspomnienia. Niektóre były natrętne...być w innym ciele czuć jego zmysłami, widzieć i słyszeć to co inny Dawca Imion. To było przeżycie, które zapada w pamięci.
Obecność Damarri...orczyca zawsze się pojawiała, gdy Tavarti ją potrzebowała. Zawsze była przy niej i nigdy nie pozwalała popaść w zwątpienie i smutek. Była przyjaciółką, kochanką, ale i czymś więcej...podporą.

Tavarti obserwowała zgromadzoną czwórkę adeptów i Damarri przy rozmowie. Była to ożywiona dyskusja.
- Sekt Dis jest bardzo wiele...w samym Kratas są dwie. W dodatku zwalczające się.-rzekł Grolmak. Obaj wróżbici potwierdzili to skinięciem głowami.
- Czyż Garthlik Jednooki nie zabronił handlu niewolnikami w swym mieście?- spytała zaskoczona Damarri.
- Zabronił.- odparł Grolmak, sięgnął po kubek. Łyknął z niego wina i rzekł.-Ale jego gang, Moc Oka, nie jest jedynym gangiem złodziejskim w mieście. Jest wiele gangów w Kratas. Niektóre rywalizują z Mocą Oka i zdobycie przewagi, właśnie w zyskach z handlu niewolnikami.
- Co handlarze niewolnikami mają wspólnego z sektą Dis?-
wtrąciła Tavarti. A Druss odparł.- Wiele...Dis...kiedyś nazywała się inaczej. Przed Pogromem była Erendis, pasją Porządku. Pogrom jednak sprawił, że Erendis została splugawiona.
- Dokładnie nie wiadomo, jak została splugawiona Dis, i Raggok i Vestrial. Ponoć wszystkie trzy współpracowały przy wznoszeniu kaeru Wielkiej Thery.-
wtrąciła Damarri i spojrzała na Tavi dodając.- To coś znaczy, prawda?
- Nie mieszałbym Theran do każdego złego czynu, jaki został popełniony w Barsawii i poza nią.-
rzekł dotąd milczący Gherton. I dodał.- Dis uległa splugawieniu. Ideały których była ucieleśnieniem, zostały wypaczone. Kiedyś była pasją porządku teraz jest pasją zamieszania, biurokracji, niewolnictwa.
-A Theranie nie uważają jej za szaloną pasję. Na terenach podporządkowanych Therze, teoretycznie wolno ją czcić.-
dodał Ace.
- Natomiast Promienne Spojrzenie. Nic mi ta nazwa nie mówi.- rzekł Druss, a Grolmak odparł. – Ani mnie.
Damarri wzruszyła ramionami.- Przykro mi Tavi. Mnie też to nic nie mówi.
Gherton jedynie pokiwał przecząco głową. A Ace westchnął i rzekł.- Tylko nie nastawiaj się na wiele. O Promiennym Spojrzeniu, jedynie słyszałem...Przypadkowo podsłuchałem rozmowę dwóch t’skranów jak przebywałem w Szesnastu Wieżach Domu K’tenshin. Z tego co pamiętam wspominali coś o ich najemnikach polujących na Horrora w starym kaerze. I o tym, że ci najemnicy służyli ponoć Promiennemu Spojrzeniu. Więc to raczej bogata organizacja. Więcej nie wiem.
-Prawdopodobnie w Vivane mogłabyś się o nich dowiedzieć więcej.-
dodał Druss.

Dom Tavarti, Travar, noc


Pieszczoty zalewające umysł niczym powódź, zachłanne pocałunki. Natrętne w przyjemny sposób dłonie. Damarri wyciskała dany im czas niczym cytrynę. Była cudowną kochanką, czułą i drapieżną. Dającą i biorącą jednocześnie. Dookoła walały się rozrzucone ubrania i pościel. Tavi jakoś niespecjalnie się opierała, gdy orczycy zebrało się na amory. Jęki wróżbitki mieszały się z jękami głosicielki, gdy ich pieszczoty i doznania przybierały na sile.

Krótka chwila namiętności i zapomnienia.
A potem wymknięcie się.
Nie było tak łatwo. Co udało się T’salkinowi, dla dziewczyn okazało się o wiele trudniejsze. W ogrodzie przyłapał ich Grolmak. Dami odciągnęła orka na bok i zaczęła z nim o czymś cicho rozmawiać. Tavarti nie dowiedziała się jak głosicielka przekonała go. Faktem jednak było, że puścił Tavarti i Damarri na nocną eskapadę.
-Czuję się jak wtedy, gdy wymykałam się matce z namiotu, na nocne spotkania z kochankiem.- szepnęła chichocząc Damarri, jedną ręką ściskając dłoń Tavi, drugą jednak trzymaną na sztylecie. Orczyca poradziła bowiem Tavarti, by ta uzbroiła się przed wyprawą.
- W nocy uliczki Travaru bywają niebezpieczne.- rzekła.

Dwaj Kochankowie, Travar, noc


Dwaj kochankowie, okazali się być dwoma kamienicami, połączonymi na wysokości piętra kamiennymi pomostami. Co dawało wrażenie, że oba budynki wpadały sobie nawzajem w ramiona. Wyglądały pięknie i nieco romantycznie...zwłaszcza że stały blisko rzeki i odbijały się w jej wodach.
T’skrang czekał na nie obie w cieniu jednego z budynków.
Na widok Tavi i Dami uśmiechnął się, podszedł kłaniając nisko i rzekł.- Witam piękne panie. Zwłaszcza ciebie Alteo. Słyszałem o tym co się stało w Spokojnej Przystani.
Tavarti odchyliła nieco kaptur, zmrużyła oczy jakby wyczuła zagrożenie, ale uśmiechnęła się szeroko i ujmująco.
- Sprawy nie potoczyły się tak jak tego oczekiwałam.
- Czy całe miasto już wie?-
spytała Damarri, spojrzała na T’salkina dodając.- I co wie?
-Plotki się rozpowszechniły, ja co prawda wiem, gdyż obserwuję tą gospodę i jej gości.-
rzekł T’salkin.- Dlatego wiem, że spotkanie między członkami niall Naxos, a członkinią rodu Rubaric nie okazało się...cóż...nie przebiegło w przyjemnej atmosferze. Poza tym wiem, że panna Rubaric, jest dla nich bardzo tajemniczą osóbką. Bo zadbałem by nie dowiedzieli się, gdzie mieszka, usuwając podążających za tobą Tavarti, szpiegów.
- Zanim zaczniesz mu dziękować...jestem pewna, że nie zrobił tego z czysto altruistycznych pobudek.- mruknęła orczyca.
- Cóż... możliwe. Widzisz, ciężej im będzie znaleźć tajemniczą Alteę, niż Tavarti. A im bardziej ich uwaga skupi się na szukaniu córy rodu Rubaric, tym mniej poświęcą ją na... inne sprawy.- potwierdził t’skrang.
Dziewczyna znów zaświeciła zębami w uśmiechu.
- Tego się po Tobie spodziewałam. Zwłaszcza że bezinteresowność nie leży w Twoim charakterze, co?
T'skrang zbył ostatnią uwagę również uśmiechem.
- Co do zaś spraw mego „interesu” z domem Dziewięciu Klejnotów.- t’skrang pstryknął palcami. I z zaułku wyszło dwóch osiłków uzbrojony w metrowa pałki.

Potężne mięśnie robiły wrażenie. Tępe i podobne oblicza też. Zaś T’salkin kontynuował.- Przygotowałem dla ciebie mały test, sparing w zasadzie. Pokonaj ich, a pogadamy o moich interesach. Przegrasz, to zjesz ze mną uroczą kolację, na której pogadamy tylko o przyjemnych rzeczach. Nie zamierzam cię bowiem pakować w sprawy, z którymi mogłabyś sobie nie poradzić.

"Zaczynam się poważnie zastanawiać, w co ja się pakuję."

- Powinnam się obrazić. Ja tu się staram ratować Twoją skórę, a w zamian co dostaję? Dwóch misiów-pysiów, którym zapłaciłeś, żeby mi obili buźkę. Nieładnie.
- zagroziła mu palcem przed nosem. Chociaż nie można brać poważnie słów kogoś, u kogo w głosie gra nutka śmiechu i radości.

- Pokonaj tych dwóch braci Kreegen. Walka będzie bezkrwawa i niezbyt niebezpieczna. W każdym razie mniej groźna, niż ta w którą ja zamierzam się zaangażować.- rzekł T’salkin i wzruszając ramionami dodał.- Oczywiście... zawsze możesz odstąpić od walki.

Właściwie to chciała się wycofać. Przecież nie ma żadnych szans wobec dwóch rosłych drabów. Ona, drobna kobietka. Ale to ostatnie zdanie "... zawsze możesz odstąpić od walki." I ten błysk w oku T'salkina, zadziałały na nią jak płachta na byka. Zresztą od dwóch dni, przez te wypindrzone jaszczurki, nie miała okazji na sparing z żywym przeciwnikiem. Machanie kijkiem i uderzanie w drzewo trochę jej się znudziło. No nic.
- Jakbym się wycofała, to byś stracił pieniążki prawda? Skoro ich już opłaciłeś. – zdjęła płaszcz i rzuciła go na ręce Dami. - No dobra chłopcy, tylko mnie za bardzo nie obijcie. Muszę potem wysiedzieć na tej uroczej kolacji no i jakbym dawała występ w skąpych ciuszkach, wszystkie siniaki będą widoczne jak na dłoni.
Odrzuciła włosy do tyłu, złapała za swój kostur robiąc nim udany młynek i podeszła do braci bliżej. Może jakaś taktyka? Dobrze że przynajmniej ubrała się w tunikę i spodnie, bo kiecki po prostu by było szkoda.

Skupiła się. Taktyka. Starała sobie przypomnieć tego co przekazał jej Gherton i Acelon. Odpowiednia pozycja, ciosy brać na gardę kijem, dawać im zjeżdżać nie zbijać je - zresztą zbić cios takiej masy mięśni to raczej pobożne życzenie - wykorzystać w nadarzającej się okazji wbicie kija w stopę, kolano lub łokieć. I ogólnie dobrze się bawić.
Natarli obaj, od razu... z obu stron. Widać było, że nie pierwszyzną dla nich było napadać na pojedynczą osobę. Ich pałki uderzyły na Tavarti, a ta...Kij poruszał się zgodnie jej wolą? A może instynktem? Tavi trudno było ocenić. Szybkie błyskawiczne ruchy kostura sprawiły, że Tavi skierowała oba ataki na bok. OBA! I to bez trudu ! „Nie naśladować, znaleźć własny rytm z bronią. Podążać za instynktem.” Tak wszak radził Gherton. Tavarti skupiona na walce wirowała kosturem w swych dłoniach, czyniąc z jego ruchów nieprzeniknioną zaporę. Pałki dawały bliźniakom szybkość, ale jednoręczny oręż powodował że ich główny atut – siła, był niewykorzystany. Okazja na kontratak pojawiła się dość szybko. Kostur zatoczył łuk w powietrzu, dłonie z niego ześlizgiwały się na sam koniec drzewca, głowa psa idealnie uderzyła w kolano z pełnym impetem nadanym przez obie ręce Tavarti. Mężczyzna upadł na ulicę sycząc z bólu i trzymając się za obolałe kolano oboma rękami. Drugi to uznał za okazję na szybki atak... błędnie. Tavarti wykonała zsynchronizowany ruch rękoma, kij w jej dłoniach przesunął się w górę, tak że znowu obie dłonie trzymały go w środkowej części. A sam mięśniak omal nie nadział się głową na koniec przesuwającego się kostura. Tavi zaatakowała, potem atakowała ponownie i znowu...Pchnięcia, ataki po łukach. Kij złowieszczo przecinał powietrze, a drugi za braci Kreegen mógł jedynie uskakiwać i odbijać ciosy. Tavarti była szybka, kostur dawał jej przewagę zasięgu, a będąc bronią oburęczną pozwalał w pełni wykorzystać całą jej siłę. Kreegenowe muskuły to było zbyt mało, by pokonać początkującą wróżbitkę.
T’salkin też to zauważył, bo krzyknął.- Dość! Wygrałaś!
A gdy Tavarti przestała walczyć, t’skrang kontynuował.- Gratulacje. Pamiętaj jednak że bracia Kreegen, są tylko rzezimieszkami. Walka z żołnierzami nie będzie już taka łatwa. A tym bardziej z adeptami.
Damarri zaś rzuciła się wróżbitkę oplatając jej szyję ramionami, przylulając swe krągłości do jej krągłości i policzek do jej policzka. Głosicielka powiedziała jej cicho do ucha.- Byłaś niesamowita.
Pocałowała Tavarti, w policzek i rzekła głośniej.- Pamiętaj o zakładzie jaszczurko.
- Dziesięć sztuk srebra?-
spytał nerwowo T’salkin. Damarri spojrzała na t’skranga mówiąc.- Piętnaście sztuk Throalskiego srebra...Nie próbuj mnie okantować.
- Dobra, dobra...-
westchnął T’salkin i rzekł najpierw do pomagierów..- Wy dwaj możecie już iść, spotkamy się jutro.- potem do dziewcząt.- A was zapraszam do mej kryjówki.

Kryjówka T’salkina, Travar, noc


Mała klitka na zapleczu walącego się domu, ciasna i ponura. Taka była tajna kryjówka t’skranga. I wygodna. Złodziej naznosił tu poduszek. Wpuścił obie panie przodem, a gdy usiadły, on usiadł też.
-Winka dać ? – spytał T’salkin usadawiając się wygodniej wśród poduszek i spoglądając na obie kobiety oświetlone blaskiem świec. Po chwili szybko dodał.- Winko może później.
Spojrzał na Tavarti i rzekł.- Wiem z czym przychodzisz. Twierdzisz, że nie powinienem okraść delegacji niall Naxos. Niemniej nie zamierzam przestraszyć się jakiejś wróżby. One nie zawsze się spełniają. Idę z Dawcami Imion których lojalności jestem pewien i mam przygotowany perfekcyjny plan. Czasami trzeba zaryzykować Tavarti.
- Nawet życiem?- spytała wróżbitka. A t’skrang kiwnął.- Nawet życiem. Inaczej samo życie traci smak. Życie w strachu, życie bez ryzyka... to wegetacja.
Następnie uśmiechnął się i rzekł.-Spójrz na to z innej strony. Nie lubisz ich, a i oni nie darzą cię sympatią. Moja akcja przysporzy im sporo kłopotów. Wystarczająco dużo, by przestali się przejmować tobą, Tavarti.
A spojrzawszy jej w oczy dodał.- Być może dokumenty niall Naxos mogłyby zainteresować, nie tylko aropagoi V’strimon, ale także i ciebie?

Siedziba Tar’vika , Travar, następnego dnia


Mieszkanie Tar’vika nie robiło takiego strasznego wrażenia z zewnątrz, gdy Tavarti do niego podchodziła. Solidny, acz zwyczajny dom otoczony niewielkim ogrodem, mocno zaniedbanym co prawda. W porównaniu do innych budynków w tej dzielnicy bogaczy, był spokojniejszy. Żadnych odgłosów życia, żadnego ruchu. Nawet wydawała się omijać to miejsce. No i...kołatka wykonana z kości i rzeźbiona w małe czaszki. Przykład spaczonego poczucia humoru.
Tavarti uderzyła kilka razy, by przywołać właściciela tego domostwa. Troll pojawił się po chwili, otworzył drzwi i spojrzał na oboje z wyniosłą obojętnością.
- O co chodzi?- spytał spokojnym tonem Tar’vik.
- Proponowałeś, że przebadasz bardziej mój klejnot.- rzekła Tavarti wyjmując Serce z woreczka na szyi.
- A taaak, pamiętam. Ale obiecałem, że...- z lekką irytacją potarł kikut prawego rogu dłonią.- ...kobiety. Słyszą tylko to, co chcą usłyszeć. Nic dziwnego, że nie zgadzam się na szkolenie ksenomantek.
Westchnął i rzekł.- Ty wchodź, twój strażnik zostanie tutaj. Nie bój się, nie żywię wobec ciebie wrogich zamiarów. Nie interesuje mniej jej błyskotka. Nie, jako przedmiot mej kolekcji w każdym razie.
Zaciągnięte kotary w oknach powodowały, że wnętrze domu Tar’vika pogrążone było w półmroku. Pomijając mroczny gust gospodarza, Tavarti musiała stwierdzić, że ksenomancie się powodziło. Bogactwo było widoczne w każdym detalu. Lecz atrakcje dopiero czekały na Tavi. Troll poprowadził ją wąskimi schodami do piwniczki. Minęli leżący przed drzwiami krąg ułożony z kości, których pochodzenia dziewczyna wolała się nie domyślać.
Otworzywszy drzwi Tar’vik wprowadził Tavarti do sporej podziemnej komnaty zbudowanej na planie ośmiokąta. Podłoga była pokryta koncentrycznymi kręgami i w pisanymi w nie symbolami i znakami. Przy każdej ścianie stały półki wypełnione albo księgami, albo zwojami albo...Czaszkami.
Czaszkami stworzeń, które nie miały nic wspólnego z Dawcami Imion.

ani z czymkolwiek znanym Tavarti.

-Horrory...fascynujące stworzenia.- rzekł troll, gdy zauważył jak patrzy na czaszki. Tar’vik podszedł do stolika stojącego przy jednej z półek, i zaczął z tych półek zdejmować zwoje. Przy okazji konturował swą wypowiedź.- Wielu uważa je za bestie żerujące na bólu i negatywnych uczuciach. Potwory plugawiące ten świat. Ale sprawy nie są tak proste, jak się wydają. Ten podział na dobrych Barsawian i złe Horrory jest sztuczny i nieprawdziwy.
Troll wydawał się być bardziej ożywiony, gdy mówił o Horrorach. Czemu to wydawało się Tavi niepokojące? Tar’vik spojrzał na Tavarti i wyciągnąwszy dłoń w jej kierunku rzekł.- Klejnot proszę.
Tavarti chwilę się wahała, co wywołało irytację pozbawionego rogów trolla.- Nie jestem nim zainteresowany kobieto. Nie aż tak bardzo, by ci go zabrać. Nie trać więc mego czasu i daj go zanalizowania.
Gdy klejnot znalazł się w dłoniach ksenomanty, ten położył go na środku komnaty i usiadł w kucki przed nim, kładąc obok siebie kilka zwojów, i spoglądał raz „w niego”, raz w zwoje.
Wydawało się bowiem że spojrzenie Tar’vika przenika przez kryształ.
Trollowy ksenomanta na ponad półgodziny zapomniał o istnieniu Tavi, zajmując się badaniem kryształu. A po tak długim badaniu rzekł wstając.- Interesujące. Kryształ który nosisz. Odkryłem jego imię. Zwany jest Sercem Namiętności. I jest dość potężnym przedmiotem magicznym, o wszystkim wątkach splecionych z twoim wzorcem. Ów kryształ wydaje się wzmacniać aspekty twej osobowości i ciała w zależności od potrzeb i nastrojów. W zależności od dominującego w danej chwili uczucia, czyni cię silniejszą w inny sposób. Strach zwiększa twą szybkość, gniew siłę i odporność na ból, miłość charyzmę...i tak dalej. Nie jestem jednak do końca pewien dokładnej natury i sposobu wzmacniania. Ani tego czy od siły uczucia zależy siła wzmocnienia klejnotu. Przypuszczam jednak, że czerpie moc z uczuć. A i...widzę że i ty się wzmocniłaś. Jesteś adeptką, choć nie rozpoznaję dyscypliny. To dobrze, nie powinno się rezygnować z przeznaczenia.
Podniósłszy klejnot podał go Tavarti ze słowami.- Lepiej żeby twa dyscyplina nie wymagała wyciszenia, tak jak moja. Ten kryształ czerpie siłę z uczuć właścicielki. Im silniejsze uczucia, tym silniejsza moc...cóż... Tak przynajmniej mi się zdaje.

Siedziba powietrznego patrolu, Travar

Według słów Acelona, potwierdzonych przez Damarri szczątki okrętów, zostawały poddane „opiece” nie straży miejskiej, a Powietrznego Patrolu. Organizacji dbającej o bezpieczeństwo szlaków powietrznych dookoła Travaru i dbające o bezpieczeństwo przestrzeni powietrznej samego miasta. Tavarti udała się tam pod opieką Grolmaka, choć Acelon chciał już wstawać z łóżka.
Magistrat Powietrznego Patrolu znajdował się w dokach. Był to masywny budynek zbudowany na brzegiem rzeki i w pobliżu pomostu, do którego przycumowane były latające okręty. Głównie drakkary, wszystkie one nosiły ślady potyczek.
-Drakkary kryształowych łupieżców są nieco mniejsze. Trolle łupiące statki cenią zwrotność i szybkość nad siłę ognia. Twój mentor Druss, mógłby ci wiele o nich opowiedzieć. Ubiera się jak powietrzny łupieżca.- rzekł Grolmak patrząc na statki.
- Naprawdę? - to zbiło z tropu dziewczynę. Chociaż nie da się ukryć, że Druss potrafił pojawiać się i znikać nagle. A ta cecha pasowała jak ulał do pirata.
- Będę musiała go wypytać o szczegóły.
Weszli do środka, ork zaprowadził Tavi w kierunku gabinetu przywódcy Powietrznego Patrolu. Był on urządzony schludnie. Drewniane biurko, drewniane krzesła. Meble pozbawione zdobień, za to solidne. Do tego szafa z gablotami, wypełnionymi zwojami.
Całe biuro wydawało się być bezosobowe. Na biurku stał drewniany dzban, a przy nim trzy drewniane kubki. Siedzący za biurkiem siwobrody krasnolud w dość drogich szatach czytał tekst zwoju, a dwa kolejne leżały na biurku.
Niebieskie oczy obrzuciły przybyłych niechętnym spojrzeniem. Niemniej natychmiast zwrócił swoją uwagę na wchodzącą parę i rzekł uprzejmym tonem głosu.- Powietrzny Strażnik Travaru Drimsby. W czym mogę pomóc?
- Witam. – Tavarti skłoniła delikatnie głową w geście powitania. - Nazywam się Altea Rubaric. – uśmiechnęła się uprzejmie. – Chciałabym prosić o pomoc. – mówiła grzecznie i miękko – Podróżowałam "Żelaznym Orłem" i koniecznie muszę zobaczyć szczątki tego statku. To dla mnie bardzo ważne.

Tavarti usiadła dostojnym gestem na krześle dla interesantów. Chyba specjalnie wstawiono tu najmniej wygodny sprzęt z całego Travaru. Już zaczynał jej się wżynać, choć ledwo co posadziła na nim swoje zgrabne cztery literki. Sukienka zaszeleściła cicho, kiedy założyła nogę na nogę. Może tak będzie wygodniej? Gromlak stał trzymając jej płaszcz. Szkoda, że nikt tego nie narysował, jak przed momentem jeszcze walczyła ze sobą w zaułku. Zakładanie odpowiednich pantofelków, poprawianie fryzury, zawieszanie biżuterii, zdejmowanie płaszcza, którym była okręcona. W jednej chwili Tavarti zmieniła się w Alteę.

Postanowiła pojawić się w urzędzie właśnie jako Altea Rubaric. Skromna, acz wystawna suknia, ładnie zaplecione włosy przez Damarri (między ochami i achami nad puszystością i giętkością, łatwością układania itp.), makijaż naprędce kupionymi kosmetykami. Wcześniej przeszło to i może teraz się uda? Zresztą ta cała Altea miała ważniejszy powód, aby się bawić w oglądanie statku.
- Rubaric? Z TYCH Rubariców?- spytał nerwowo krasnolud.
Ha! Trafiony, zatopiony.
- Nie wiem, co dokładnie ma oznaczać "TYCH Rubariców", ale podejrzewam, że tak. – uśmiechnęła się uroczo.
- A tak, przypominam sobie. To nazwisko widniało na liście pasażerów.-rzekł Drimsby, potarł nerwowo kark.- Obawiam się, że większość ładunku Żelaznego Orła spłonęła wraz z okrętem. To co ocalało...Można wiedzieć, czego pani szuka?
- Wolałabym sama się rozejrzeć, jeśli łaska. –
zamieniła kolejność nóg i złożyła obie dłonie na kolanie. Sztuka uwodzenia której uczyła się od Dami, działała dobrze...rozpraszając wzrok krasnoluda. Podziała by jeszcze lepiej, gdyby ten nie czuł się jak szczurek zaszczuty przez wielkiego psa. Na plus jednak trzeba było zaliczyć to, że obecnie tym psem była Tavarti właśnie.
- Bo...cóż... „Żelazny Orzeł” przewoził wiele dóbr.- mruknął Powietrzny Strażnik, splatając dłonie razem dodał.- Różnych dóbr, różnych kupców. I nie mogę wydać jednemu kupcowi, towaru należącego do drugiego, prawda?
- Rozumiem obawy, ale chyba mnie pan nie podejrzewa o próbę oszustwa i kradzieży? – przechyliła lekko główkę.
- W żadnym przypadku, madame. Gdzież bym śmiał.- rzekł nerwowo Drimsby.
- Mam zamiar wziąć tylko to, co należy do mnie.- te słowa zrobiły na krasnoludzie, odpowiednie wrażenie, gdyż nerwowo pokiwał, rzekł cicho.- Proszę chwilkę poczekać.- Po czym podszedł do drzwi i otworzywszy krzyknął głośno.- Niechże który tutaj się zjawi. Mamy gościa, do oprowadzenia!

Siedziba Powietrznego Patrolu, magazyny, Travar

Powietrzny marynarz o i imieniu Jonas...szczupły młodzieniec o twarzy przeciętej wąską szramą odprowadził Tavi oraz jej orczego ochroniarza z biura do magazynów. Po drodze popisywał się przed piękną „arystokratką” opowieściami, jak bohatersko walczył z powietrznymi piratami, jak obronił kapitana i piękną pasażerkę przed wrogiem. A także jak zdobył tą szramę, przeskakując z jednego okrętu na drugi, za pomocą liny. I zabijając przywódcę powietrznych łupieżców. Wkrótce Tavarti i Grolmak dotarli do magazynów.
Zawierały one kilkanaście zamkniętych beczek, kilka dzwonowatych ruch, na drewnianych podstawach, które Grolmak nazwał „ognistymi działami”, worki, drewniane fragmenty okrętu, stertę lin i płótna żaglowego. Było tego całkiem...sporo.
- Przenieśliśmy tutaj wszystko co dało się przenieść.- rzekł Jonas.- Reszta została na miejscu katastrofy. Przy kadłubie „Żelaznego Orła”.
I przed Tavarti pojawił się trudny problem. Jak znaleźć Owoc Pasji ? Przedmiot o którym nic nie wiedziała, przedmiot którego wyglądu nie znała.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-01-2010 o 10:33. Powód: Byki:(...a co mogłoby być innego?
abishai jest offline