Wątek: Cena Życia
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2009, 15:51   #27
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Wtorek, 25 październik 2016. 11:30 czasu lokalnego.
Everett

Tim nie był zachwycony, ale nie oponował przed zostaniem w domu. Nathan zaś wydawał się tak samo przestraszony jak podekscytowany, jak to często bywało w przypadku młodych, nie do końca zdających sobie ze wszystkiego sprawy chłopaków. Naładował kuszę, robiąc to z całkiem niezłą wprawą - co jak co, ale egzotyczna broń w domy Liberty zawsze przyciągała jego wzrok i ręce, a kobieta rzadko mu tego odmawiała. Tim zaś udał się do drugiego pokoju, rozmawiając gorączkowo z rodzicami. Łatwo można było wywnioskować po samym tonie rozmowy, że i tam na południu działy się podobne rzeczy.
-Nie bójcie się o nas, wracaj szybko. Postaram się znaleźć coś nowego.
Nathan uśmiechnął się do Montrose, po czym wrócił do przeglądania internetu. Można było wreszcie wsiąść do pojemnego Hummera i ruszyć w kierunku rzeki.


Deszcz powoli przechodził z małej mżawki w niezłą ulewę, co w połączeniu z mgłą broniło się nawet przed potężnymi światłami przeciwmgielnymi terenowego samochodu. Liberty dodatkowo wybierała boczne drogi, które nie były ani szerokie, ani asfaltowe - nikt tu w pobliżu bagien nie budował czegoś solidniejszego od utwardzonego szutru. Tu jednak Hummer sprawiał się doskonale, a czterokołowy napęd pozwalał mu przebyć co większe połacie błota. Mijali nieliczne domy, by w końcu wyjechać na ulicę prowadzącą wzdłuż Stohomish River, całkiem szerokiej rzeki, wpadającej do oceanu nieco na północ od Everett. To głównie dzięki mniej miasto było tak łatwo dziś zablokować i zakorkować, wystarczyło bowiem, że stanęły mosty.

W końcu Liberty zatrzymała samochód przed piętrowym, solidnie zbudowanym domu. Tynk na cegłach odpadał już w wielu miejscach, ale za to ogródek był dobrze utrzymany - chociaż już w większości zwiędły. Dalej, za domem, widać było niewielki pomost, przy którym kołysała się przykryta plandeka łódź. Montrose nacisnęła dzwonek i po chwili w furtce usłyszeli brzęczyk. Drzwi się uchyliły, a z nich wyjrzała głowa posiwiałej już, starszej kobiety. Rozpoznała najwyraźniej kto idzie, chociaż nie było to proste w takich warunkach.
-Liby, kochanie! Dawno się nie widziałyśmy. Co cię tu sprowadza? No i tych panów. Coś się stało?
Zmartwienie na jej twarzy pogłębiło się jeszcze, gdy usłyszała skróconą wersję wydarzeń. Usiadła ciężko na jednym z krzeseł.
-Mój Max też w mieście utknął. Nie odbiera telefonu, a przecież dzieją się tam takie rzeczy! Mam nadzieję, że nic mu się nie stało...
Kobieta miała już ponad siedemdziesiąt lat, a mimo postępującej medycyny to i tak był już zaawansowany wiek. Teraz zamyśliła się, jakby zapominając o całym świecie. Dopiero łagodne chrząknięcie wyrwało ją z tego stanu.
-Ah, łódź, proszę, proszę. Dawno na niej nie pływaliśmy, tyle co Max czasem na ryby. Tylko obawiam się, że nie mam więcej paliwa, tylko to co tam zostało.

Łódka, a w zasadzie łódź motorowa, była całkiem spora, mogła pomieścić pewnie i do dziesięciu osób. Szczelnie przykryta brezentem była, po odsłonięciu, całkiem sucha. Podobnie jak owinięty folią silnik. Max musiał dbać o swój sprzęt i nigdy raczej nie zapominał o ochronie - dzięki temu już po pierwszym pociągnięciu linki silnik warknął i zapalił, pracując na wolnych obrotach. Niestety paliwa było mniej niż pół zbiornika. Nie było wyjścia, na dnie łodzi leżały jeszcze pagaje, ale teraz dużo mogło zależeć od szybkości. Ruszyli.


Rzeka była całkiem zakryta białą jak mleko mgłą. Miasto ledwo majaczyło po drugiej jej stronie, a padający deszcz przemoczył ich w każdym miejscu, które nie było zakryte odpornym na wodę materiałem. Było zimno i paskudnie, ale chociaż łódź gładko przecinała powierzchnię wody, kierując się z prądem na północ, ku wyznaczonemu przez Liberty miejscu spotkania. Rację miał Thomson, nie było widać prawie nic i poszukiwanie konkretnego miejsca zmuszało do zbliżenia się do drugiego brzegu.


Gdy byli już tylko kilka metrów od widocznego już nieźle nasypu, dotarły do ich uszu również odgłosy miasta. Syreny policyjne mieszały się z typowo miejskim szumem, ale także czymś innym, czymś co w ich uszach brzmiało jak wrzask paniki i przerażenia. Podróż rzeką wydawała się trwać w nieskończoność, a przerażona Montrose siedziała na środku łodzi, kurczowo trzymając się oparcia.
Z trudem, ale udało się odnaleźć piaszczysty kawałek brzegu, w którym Liberty rozpoznała umówione miejsce. Drewniany kadłub zaszurał na piasku, gdy przebijaliście do brzegu. Nie było tu pomostu ani nic co by chociaż trochę przypominało jakąś przystań, ale właśnie dlatego mogło to być bezpieczniejsze miejsce. Dorothy nadbiegła szybko, słysząc warkot motoru. Prawie wrzuciła dzieciaki i podróżną torbę do środka.
-Dzięki bogu! Zostawiłam samochód na środku ulicy, przez to wszystko! Takiego czegoś nigdy wcześniej nie widziałam. Wiecie co się dzieje?

Nie zdążyliście jej powiedzieć, gdy we mgle pojawiły się jakieś inne postaci. Dobiegły do was również ich podniesione głosy.
-Słyszałem łódź!
-Widzę ich! Ej, czekajcie!
-Pomóżcie nam!

Kilka postaci, w tym przynajmniej dwie kobiety niosące dzieci, wybiegało właśnie z mgły. Może jeszcze jedna czy dwie osoby zmieściły by się w środku, ale nie więcej. I w tym właśnie momencie silnik zakasłał raz, drugi, po czym zgasł. Tamci byli coraz bliżej, i co gorsza, teraz gdy nie zagłuszał wam tego motor, usłyszeliście warkot gdzieś ze środka rzeki. I głos mówiący przez megafon.
"Uwaga, uwaga! Tu straż przybrzeżna stanu Waszyngton. Przekroczenie rzeki jest zabronione! Wszyscy, którzy złamią zakaz mogą być osadzeni w areszcie lub ostrzelani. Uwaga, uwaga! (...)"
Łódź straży powoli przepływała obok gdzieś niedaleko, skryta prawie całkiem we mgle.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 06-10-2009 o 21:50.
Sekal jest offline