Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2009, 16:18   #52
Ouzaru
 
Ouzaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Ouzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumny
Post pisany z moim ukochanym Mężem.

Zarówno warta jak i reszta nocy przebiegła spokojnie, a Aria bezpiecznie spała wtulona w Effendi'ego. Ten mężczyzna sprawiał, że czuła się dobrze i nie bała aż tak, jak powinna. Nawet śniło jej się coś miłego, dawno zapomniane obrazy ze szczęśliwych lat przemykały pod zamkniętymi powiekami sprawiając, że dziewczyna co jakiś czas się lekko do siebie uśmiechała. Postronny obserwator mógłby odnieść wrażenie, iż to młody łowca wywoływał to radosne wykrzywienie warg szlachcianki.

Gdy się przebudziła, Effendi jeszcze drzemał. Przeciągnęła się nieznacznie i zerknęła w stronę dogasającego ogniska. Ujrzała dziwne spojrzenie Bretończyka, szybko domyślając się, co może myśleć o niej i tym, co zaledwie przed chwilą robiła. Przez ułamek sekundy się zastanawiała. Szlachcic, pomimo jej wcześniejszych prób, nie wykazywał większego zainteresowania dziewczyną. Może nutka zazdrości by dobrze na niego podziałała?

Pochyliła się nad śpiącym łowcą i delikatnie musnęła jego policzek dłonią.
- Effi, chyba trzeba już wstawać - szepnęła mu do ucha, całując go w płatek.
- Eeee... no tak. - Effendi natychmiast otworzył oczy i przetarł je dłonią, podrywając się momentalnie do góry. Czuł, że dziewczyna go pocałowała i nie ukrywał, że było mu z tym bardzo przyjemnie. - Poranny pocałunek na dzień dobry? - uśmiechnął się do niej lekko.
- Och, zauważyłeś? - zapytała, świetnie udając zakłopotanie. - Po prostu jeszcze nigdy mi się tak dobrze nie spało, jak u twego boku. Może powinniśmy to kiedyś... powtórzyć? - dodała nieśmiało.
- Cieszę się, że dobrze spałaś, a co do powtórzenia, myślę że nic nie stoi na przeszkodzie, zawsze możesz na mnie liczyć. - chłopak puścił jej oczko. Musiał przyznać sam przed sobą, że zaczynał czuć się w jej towarzystwie coraz luźniej. I że nie była taka jak inne szlachcianki. - Kto wie, może kiedyś umyję ci plecki. - wyszczerzył zęby.

Tym razem Aria wcale nie musiała udawać i całkowicie szczerze się zarumieniła. Zaraz przyszło jej do głowy kilka nieprzyzwoitych rzeczy, przez które rumieniec objął całą twarzyczkę dziewczyny.
- Bardzo chętnie - odpowiedziała tak cicho, że Effendi ledwo ją usłyszał. - Jesteś najbardziej bezpośrednim mężczyzną, jakiego znam. Niejeden szlachcic by się pięć razy zastanowił, zanim by powiedział coś takiego głośno. Podoba mi się to w tobie - dorzuciła dużo głośniej i zadbała, by ich bretoński towarzysz usłyszał.
- No wiesz, obce mi są zasady jakie panują na salonach, poza tym pochodzę ze wsi - my zwykle mówimy otwarcie co myślimy... - powiedział łowca. - Miło mi, że ci się to we mnie podoba. Ty też mi się bardzo podobasz, ale chyba sama to zauważyłaś, prawda?
- Naprawdę ci się podobam? - zapytała szczerze ucieszona jego stwierdzeniem. Od razu się ożywiła, poprawiła włosy i uśmiechnęła do mężczyzny uroczo.
- Jesteś piękna, nie mówił ci nikt tego wcześniej? - zapytał, patrząc jej w oczy. - Masz w sobie coś takiego... Ciężko określić, ale mi się to podoba - dodał, uśmiechając się głupkowato. Po chwili jednak zasępił się. - Ale i tak nasza znajomość nie ma większego sensu, prawda? Ty wrócisz do siebie, a ja zastanę w swojej wiosce. Nawet mi nie pokażesz, jak mieszkasz, bo na dwór twego ojca przecież nie zostanę wpuszczony...

- Mówiłam ci już, że uciekłam z domu i nie mam zamiaru tam wracać - stwierdziła cichutko, by nikt tego nie usłyszał i zwiesiła trochę głowę. - Dlaczego tak bardzo cię to interesuje? Chyba nie liczy się to, co kto ma i z jakiej rodziny pochodzi, prawda?

Zaskoczyła go tym stwierdzeniem, nigdy by nie przypuszczał, że kobieta powalająca bogatym zdobieniem swego stroju, biżuterią i z pewnością niezłą ilością pieniędzy na koncie, tak będzie podchodzić do swego bogactwa. Nie spodziewał się tego zupełnie.
- Nie wszyscy tak sądzą, Ario. Większość ludzi twojego pochodzenia nie chce mieć z nami, wieśniakami, nic wspólnego, jakbyśmy nosili w żyłach jakąś zarazę, czy mutację. Mamy tylko tyrać na swoich panów i siedzieć cicho! - Effendi się oburzył i mówił to na tyle głośno, by Valdue usłyszał. - Nawet nie wiedzą, że niektórzy z nas też mają jakieś talenty i inteligencję. Jedynie Sigmar i Ulryk są sprawiedliwi dla wszystkich! I cieszę się, że ty jesteś inna. - pogładził ją po policzku. - Myślę, że jak to wszystko się skończy, moglibyśmy podróżować dalej razem. Co ty na to, panienko Estari? - posłał jej ciepły uśmiech.

Ta odpowiedź przekonała ją do tego, jakim człowiekiem jest łowca i jak musi z nim rozmawiać, by go zdobyć. Uśmiechnęła się do siebie w duchu. Teraz trzeba było jeszcze zwrócić na siebie uwagę Bretończyka i niech resztę panowie załatwiają między sobą. Oczywiście była za Effendim, ale trochę się jej nudziło i chciała, by w końcu coś się zaczęło dziać. Polubiła tego mężczyznę, mimo że był wieśniakiem i prostakiem.
- Bardzo chętnie, Effi - odpowiedziała, uśmiechając się do niego słodko i delikatnie trąciła wargami jego dłoń. Spojrzała mu się przy tym głęboko w oczy i zahipnotyzowała ich kolorem płynącego miodu. - Myślę, że to dopiero początek dłuższej znajomości.

Skinął jej głową, a na jego twarzy malowała się dziwna nadzieja i jakby... otucha. Ojciec pewnie by powiedział, że to wszystko jest zbyt piękne by było prawdą, ale Effendi nie przejmował się tym teraz. Byli kilometry od wioski, w śmierdzącej kopalni i teraz liczyło się teraz jedno - przetrwanie. Jeśli wyjdą z tego cało, będzie się zastanawiał nad innymi rzeczami.
- Myślę, że powinniśmy coś zjeść, a potem ruszać w dalszą drogę. - rzucił do szlachcianki, a potem wygrzebał z plecaka przygotowane przez siebie kanapki z kozim serem. Jedną z nich podał Arii. Dziewczyna przyjrzała się jej, ostrożnie zaglądając do środka i wąchając. Nie była do końca przekonana, czy jest to jadalne, ale widząc, jak Effendi się zajada, postanowiła mu zaufać i spróbować. Niepewnie wzięła małego kęsa, powoli przeżuwając i połknęła.
- Nawet niezłe - stwierdziła i niespiesznie dokończyła kanapkę. Potem wstała, otrzepała ręce i wskazała na szyb po lewej stronie. - Myślę, żeby udać się w tę stronę. Zaznaczmy czymś na ścianie, gdzie skręciliśmy i chodźmy już.

- Jestem za - powiedział Effendi i zaczął szukać czegoś, czym mogliby wyskrobać na ścianie znak i był już gotów do dalszej drogi.
 
Ouzaru jest offline