Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2009, 20:22   #93
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Zanka niezmiernie zdziwiły te słowa. Znaczy się może jakoś inaczej mu to powiedzieć? Ma szeptać? Mówić w tonacji A? Nie to nie o to chodziło kapłanowi... A wiec o co? Zank głowiąc się nad tym, a raczej odstawiając głowienie sie na później wyznał swym towarzyszą to co usłyszał:
- A Zank już wie! Zank wie że nie ma być magunów w tamta esko... eskio... w nasz cel! Tak, heheh, nassssszzz cel - to ostatnie zdanie powiedział półszeptem do swego towarzysza, szarego szczura siedzącego mu na ramieniu - Choć może być jakiś Słabszy lub Ade... Adef... Adebd! - niestety nie które słowa nie były wpisane w niewielki słowniczek goblina. Ale się uczył i robił postępy. - A, i rycerze móc rzucać Fajerbalami i Zabłąkanymi Błyskawicami. Tak powiedzieć kapłan! Zank dobrze powtórzyć. - Zadowolony z siebie, że dobrze wykonał zadanie ruszył w stronę miasteczka.

Jednak w myślach wciąż mu kołatały się słowa Vireless'a. "...nie musisz się tak wygłupiać...".

Miasteczko Żabikruk wywarło by na nim większe wrażenie, gdyby nie magiczna podróż po ulicach stolicy Morkoth. Mimo, że architektura i zabudowanie nie różniły się od małej wioski ludzkiej to jednak rasa mieszkańców trochę nie pasowała do otoczenia. Zaprawdę zdumiewająca była atmosfera... Ten świat się bardzo szybko zmieniał.
A zresztą co go to obchodzi? trochę starych klimatów miał w swej drużynie. Większość udawała głupich bądź nimi była. jak na zielonych przystało. Tylko dwóch towarzyszy wykazało jakąś inicjatywę. Reszta wygladała jakby spała. Mocno przy tym się śliniąc...
Jednak tych dwóch, ork i goblin, wykonało pewne ruchy. I Zank jako dzielny przywódca tej zielonej kompaniji, powiernik lembasów i innego prowiantu, oraz sakiewki pełnej ich dorobku, musiał dopomóc tym dwóm. Dlatego wcisnął każdemu z osobna po złotej monecie. A niech mają... na piwo... lub pepsi.
- Zank pamiętać o dobro ork i goblin z drużyny! Zank o nich dbać! - milutkie oczęta zasłonięte przez żelazny durszlak zniknęły na chwileczkę pod zasłoną trzepoczących powiek. Nie żeby to było ładniutkie jak trzepot napalonej piętnastolatki... anie, żeby to miało podobne intencje... po prostu dobrze mieć silnych sojuszników. Nawet we własnej drużynie, a raczej przeciwko niej. No bo w końcu ich spółka była zielona...

Sam też nie próżnował. W końcu blady lembas poprosił go o kupno kuszy. Zank nie rozumiał czemu sam nie ruszy się i nie zakupi osobiście, ale kto by tam rozumiał długouchych. Goblin zmierzył swe kroki w budynek oznakowany szyldem. Musikiem był to sklep. Pewnikiem sprzedawali tam takie cacka.

Sklep jak sklep. Lada, dużo rupieci, sprzedawca, u którego nie chciało by się mieć żadnych długów, i jeszcze więcej rupieci. Zank pewnym krokiem... jeśli pewnym można nazwać trzęsące się nogi uporczywie idące do przodu wbrew wszelkim instynktom samozachowawczym i struchlały korpus z kręcącą się wkoło głową, wypatrującą niebezpieczeństw.
- Eeee... Dobry. Kusze z bełtami prosić - na stół wylądowała pięknie wykonana kusza, ciut za ciężka dla małych gabarytów goblina. Obok znalazł się kołczan pełny ciężkich, dobrze wyważonych, wręcz idealnych zarówno dla początkującego jak i zaawansowanego strzelca, bełtów. - ehe... i łuk. Jakiś mniejszy, krótki. Z kołczan! Taki dla Zank, znaczy się ja. Bo na trak nie bezpiecznie jest. Zwierzyna. Orki. Zbocze... I inne takie. A właśnie. Czy blisko grasować coś lub jeździć coś? Zank nie lubi spotkań na droga. Zank woli sam. Zank nie lubić spotykać nikogo na droga. Tak... często musieć uciekać... dlatego nie lubić... To być w okolica bezpiecznie?
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline