Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-10-2009, 06:45   #91
 
Deviler's Avatar
 
Reputacja: 1 Deviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputację
Troll znów upadł, tylko tym razem zdawał sobie sprawę, że nie spowodowała go wątpliwość, lecz raczej niezadowolenie. Leżał przez chwilę znów smakując krwawy piasek z areny.
~Smakuj krwi ofiar wznoszonych ku czci bezimiennego boga tłumów... Zaiste, jest on kapryśny.~
Milczał chwilę, bowiem jego obecność na "ołtarzu" tego bóstwa była oznakiem herezji, bynajmniej w jego rozumieniu tego słowa.
~Wciąż jestem jednak Twoim...~
W pustce jego myśli odpowiedziała mu cisza, głuche dudnienie w uszach spowodowane zderzeniem z raptilionem w końcu ustąpiło znów ulegając gwarze niezadowolenia tłumu. Nie tylko zresztą tłum nie był zadowolony, Kashyyk również do zbyt szczęśliwych nie należał. Powoli uniósł się spod totemu Najwyższego spoglądając jak jakiś niezwykle szybki dwunog rzucił przed nim kluczyk do tych niezbyt przyjaźnie odpowiadających jego nadgarstkom kajdan. Bez słowa sięgnął po mały jak na trollowe palce przedmiot, by po chwili z nieukrywaną trudnością się ich pozbyć. Jak tylko poczuł przepływ energii wypełniającej całe jego ciało uniósł głowę spoglądając w niebo. Jego źrenice zwężone teraz w dwie pionowe kreski zapowiadały koniec wszelkiemu rodzajowi ustępstw jakie miały miejsce odkąd dał się złapać. W międzyczasie, gdy tłum wyrażał swoje niezadowolenie tworząc z areny sałatkę ze zgniłych warzyw dostało mu się w plecy kilkoma rzepami, czy też inną rośliną, która wprawiała go w obrzydzenie. Nie zważając na te zaczepki ze strony istot, które nic dla niego nie znaczyły sięgnął po olbrzymią buławę, bardziej przypominającą konar drzewa z nabitymi ostro kamieniami. Całość "zdobiły" takie same "symbole" jakie znajdowały się na "totemie". Właściwie, jeśli mielibyśmy być bardzo szczegółowi, to Troll właśnie sięgnął po grubą gałąź drzewa podchodząc do kiepsko ociosanego konaru, który w strategicznych punktach był owinięty bardzo grubym sznurem. W następnej chwili tenże konar przewiesił przez plecy jakby był to plecak. Tą dość zabawną scenę mogła zepsuć zdolność postrzegania pływów magicznych, bowiem spoglądając na Trolla miałby wrażenie patrzenia na 100 watową żarówkę. Bynajmniej nie była ona energooszczędna.

Rozwój wydarzeń nieco przytłoczyły Trolla, widać musiał trochę leżeć na piasku, bowiem miast potwora do ubicia spoglądał na jakąś spiczastouchą oraz jej w miarę rozgarniętą drużynę pomocniczą. Stwierdziwszy najwyraźniej, że nie ma powodu, by zetrzeć ich kości na proch stwierdził jednoznacznie, że woli jednak się dowiedzieć komu chciało się zadrzeć z sługą Najwyższego.

***

W zabawie zorganizowanej po ich "zwycięstwie" nad tzw. Katarzynką prawie nie uczestniczył. Zabrał jeno największy możliwy kawał mięsa przypieczonego na jakimś ruszcie po czym siadł z boku sali pożerając go w ciszy. Z alkoholu zrezygnował, widać ostatnie zdarzenia czegoś i jego nauczyły.

***

Zdecydowawszy się jednak przystać na propozycje tamtego... Typa, który go wrobił, właściwie to tylko z sobie znanych powodów udał się za resztą pod świątynie jakiegoś nieistotnego bóstwa. W połowie przysłuchując się gadce pomocnikowi Katarzynki, którego imienia nijak nie mógł sobie przypomnieć. Po otworzeniu portalu spojrzał na niego mocno podejrzliwym spojrzeniem, aż uspokoił go jeden z tych głosów w jego głowie. Pokręcił lekko zrezygnowany głową, po czym go przekroczył zaraz za "grupą" której rzekomo był częścią.

***

Wsłuchując się w "plan doskonały" ostroucha, który najwidoczniej przypadł reszcie do gustu, powstrzymując silne emocje targające jego ciałem postanowił dołączyć się do konwersacji ze swoim gardłowym głosem.
- Kashyyk zostanie. - Trudno było o bardziej oczywiste stwierdzenie, choć wypowiedziane raczej niosły zapowiedź zniszczenia czegoś w niedługim czasie. Bądź kogoś. Zresztą niewiele stworzeń potrafi być równie upartymi jak trolle, toteż zignorowany przez większość ze względu na bezcelowość dalszej rozmowy zdjął z pleców konar i usiadł obok niego wpatrując się w elfiki źrenicami zwężonymi w dwie szparki, niczym drapieżnik spogląda w kierunku swojej zwierzyny. Tylko szczęśliwie dla nich bardziej czuć było znudzenie od niego niż agresje.
 
Deviler jest offline  
Stary 06-10-2009, 21:31   #92
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
W sumie Taki rozmowę uważał za zakończoną. Nie wiedział o co miałby się go jeszcze zapytać nie wzbudzając podejrzeń. Bo przecież nie zawsze zdarza się jakiś łapserdak w lekko poniszczonym płaszczu i ciekawskich oczach. Do tego postawił piwo i wypytuje o wojska. Więc ów łapserdak wytrwale nie dawał poznać po sobie, że właśnie o wojska mu głównie się rozchodziło. Można się jeszcze kogoś zapytać, pomyślał siorbiąc jeszcze piwo i przyglądając się Ghardulowi jak medytuje, czy co on tam innego wyprawia.

Zapytał się jeszcze o tego całego coralla i dowiedział się, że to tam gdzie tablica ogłoszeń i to jest coś w rodzaju daj kasę to na dwa dni konia dostaniesz. Taki zachodził w głowę jak później odzyskują te konie, bo przecież on sam nigdy by im go nie oddał. Po co?

Wychodząc z karczmy przyjrzał się Ghardulowi, bez zmian. Ile oni tam spędzili czasu? Godzinę może półtora? A on jak siedział tak siedział. Ni kapki ruchu. Niektórzy to mają demonią cierpliwość, pomyślał. Gdy drzwi trzasnęły, wcale nie cicho, za jego plecami zastanowił się co zrobić. Po prawej stronie widział zdezelowaną ławkę, więc postanowił na nią usiąść i poczekać na kogoś komu mógłby przekazać informację. Ale przede wszystkim na Ghardula, ponieważ wedle słów jakie powiedział, jest możliwość, że dowie się jak wygląda stan osobowy w zgrai, którą prawdopodobnie ukatrupią. A czekając rozmyślał.

Wedle tego co powiedział ten myśliwy śmierdzący błotem, trzeba uważać na dwa miejsca. Parów i rzeczkę. Na rzeczkę mało zwrócił uwagę więc jest mniej zaskakująca, albo mniejsze są możliwości ale łatwiej się obronić. Trzeba by było to sprawdzić. Ile to jeszcze zostało czasu? Kto to spamięta. Ciekawą rzeczą jaką się też dowiedział, to było czarne wojsko. O tym, też chciał porozmawiać z Ghardulem, może coś o nich wie. Najmniej potrzebują teraz kogoś na kogo można wpaść uciekając ze stalą i pozostawionymi trupami. Bo, że trupy będą to nie ma dwóch zdań. W końcu w ich drużynie byli sami zieloni i szarzy. No może z małym wyjątkiem....

Taki zatem postanowił poczekać na kogoś ze swoich compadres. Jak by stracił cierpliwość - a nie ma jej za wielkiej - poszukał by ich. A dodatkowo rozejrzał się. Może ktoś wiedziałby coś o czarnej armii?
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 07-10-2009, 20:22   #93
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Zanka niezmiernie zdziwiły te słowa. Znaczy się może jakoś inaczej mu to powiedzieć? Ma szeptać? Mówić w tonacji A? Nie to nie o to chodziło kapłanowi... A wiec o co? Zank głowiąc się nad tym, a raczej odstawiając głowienie sie na później wyznał swym towarzyszą to co usłyszał:
- A Zank już wie! Zank wie że nie ma być magunów w tamta esko... eskio... w nasz cel! Tak, heheh, nassssszzz cel - to ostatnie zdanie powiedział półszeptem do swego towarzysza, szarego szczura siedzącego mu na ramieniu - Choć może być jakiś Słabszy lub Ade... Adef... Adebd! - niestety nie które słowa nie były wpisane w niewielki słowniczek goblina. Ale się uczył i robił postępy. - A, i rycerze móc rzucać Fajerbalami i Zabłąkanymi Błyskawicami. Tak powiedzieć kapłan! Zank dobrze powtórzyć. - Zadowolony z siebie, że dobrze wykonał zadanie ruszył w stronę miasteczka.

Jednak w myślach wciąż mu kołatały się słowa Vireless'a. "...nie musisz się tak wygłupiać...".

Miasteczko Żabikruk wywarło by na nim większe wrażenie, gdyby nie magiczna podróż po ulicach stolicy Morkoth. Mimo, że architektura i zabudowanie nie różniły się od małej wioski ludzkiej to jednak rasa mieszkańców trochę nie pasowała do otoczenia. Zaprawdę zdumiewająca była atmosfera... Ten świat się bardzo szybko zmieniał.
A zresztą co go to obchodzi? trochę starych klimatów miał w swej drużynie. Większość udawała głupich bądź nimi była. jak na zielonych przystało. Tylko dwóch towarzyszy wykazało jakąś inicjatywę. Reszta wygladała jakby spała. Mocno przy tym się śliniąc...
Jednak tych dwóch, ork i goblin, wykonało pewne ruchy. I Zank jako dzielny przywódca tej zielonej kompaniji, powiernik lembasów i innego prowiantu, oraz sakiewki pełnej ich dorobku, musiał dopomóc tym dwóm. Dlatego wcisnął każdemu z osobna po złotej monecie. A niech mają... na piwo... lub pepsi.
- Zank pamiętać o dobro ork i goblin z drużyny! Zank o nich dbać! - milutkie oczęta zasłonięte przez żelazny durszlak zniknęły na chwileczkę pod zasłoną trzepoczących powiek. Nie żeby to było ładniutkie jak trzepot napalonej piętnastolatki... anie, żeby to miało podobne intencje... po prostu dobrze mieć silnych sojuszników. Nawet we własnej drużynie, a raczej przeciwko niej. No bo w końcu ich spółka była zielona...

Sam też nie próżnował. W końcu blady lembas poprosił go o kupno kuszy. Zank nie rozumiał czemu sam nie ruszy się i nie zakupi osobiście, ale kto by tam rozumiał długouchych. Goblin zmierzył swe kroki w budynek oznakowany szyldem. Musikiem był to sklep. Pewnikiem sprzedawali tam takie cacka.

Sklep jak sklep. Lada, dużo rupieci, sprzedawca, u którego nie chciało by się mieć żadnych długów, i jeszcze więcej rupieci. Zank pewnym krokiem... jeśli pewnym można nazwać trzęsące się nogi uporczywie idące do przodu wbrew wszelkim instynktom samozachowawczym i struchlały korpus z kręcącą się wkoło głową, wypatrującą niebezpieczeństw.
- Eeee... Dobry. Kusze z bełtami prosić - na stół wylądowała pięknie wykonana kusza, ciut za ciężka dla małych gabarytów goblina. Obok znalazł się kołczan pełny ciężkich, dobrze wyważonych, wręcz idealnych zarówno dla początkującego jak i zaawansowanego strzelca, bełtów. - ehe... i łuk. Jakiś mniejszy, krótki. Z kołczan! Taki dla Zank, znaczy się ja. Bo na trak nie bezpiecznie jest. Zwierzyna. Orki. Zbocze... I inne takie. A właśnie. Czy blisko grasować coś lub jeździć coś? Zank nie lubi spotkań na droga. Zank woli sam. Zank nie lubić spotykać nikogo na droga. Tak... często musieć uciekać... dlatego nie lubić... To być w okolica bezpiecznie?
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 08-10-2009, 13:38   #94
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Nad stepem zachodziło po woli śłońce. Ponieważ na całym horyzoncie nie było żadnych, gór, drzew lub innych przeszkód poświata utrzymywała się do późna wieczór. Noce również były jasne. Zapadający zmierzech łamało ognisko w środku tymczasowego obozu. Kilkanaście wozów stało zatoczone w kółko a wszystkie konie spętane pasły się nie opodal. Obóz jeszcze nie spał. Wokół ogniska siedziało kilkunastu ludzi. Widać było wyraźny podział na eskortę i ciury obozowe.
- Jeszcze dwa dni i będziemy prawie w domu- odezwał się młodzik w dobrze dopasowanych blachach. Nie nosił wąsów jak pozostali.
- W konwoju nie mówi się takich rzeczy, to przynosi pecha... - zestrofował go siedzący obok rycerz.
- Nie czepiaj się go.
- Nie czepiam tylko taka jest prawda. Jak pożyje dłużej to sam zrozumie.
- Bruno, może jestem młody ale nie brak mi sił i umiejętności. Zresztą sam to już poczułeś
- Młodzik bez wyraźnej satysfakcji przypomniał ostatnie ćwiczebne walki.
- Ale za to ja walczyłem z Czarną Armią Morkoth. Ten szary dostał dwa sztychy na wylot a chwilę później zakatrupił naszego namiestnika..
- To było kiedyś poza tym jesteśmy już na granicy Merske..
- Jak tam uważacie...
Stary rycerz, Bruno podziękował wszystkim za kolację i odszedł od ogniska. Reszta długo jeszcze dyskutowała

<-->

Wojsław "Krótki" miał już swoje lata. Coraz częściej go łupało w krzyżu i już nie jeździł konno od kilu sezonów. Ale mimo tych i podobny wad był ulubionym rycerzem Księcia. Wszakże służył już trzeciemu z kolei. A Henrykowi to drugiemu. Był dobry w zdobywaniu informacji i miał bardzo dużo znajomych. Dlatego bardzo często bywał u księcia gdy już inni zajmowali się bardziej przyziemnymi sprawami. Teraz było podobnie.
-Co masz tym razem?
-W sumie nic co by musiało nas niepokoić. Podatki spływają powoli ale spływają. Chwilowo nikt nie chce Cię wyprawić na tamten świat -
Takie spoufalenie było możliwe tylko gdy rozmawiali sami. Książe Henryk IX miał niespełna dwadzieścia wiosen dlatego Wojsław czasami zdawał się przechodzić na ton "Dziadka"
-Transport rud z Mahakamu za dwa dni powinien opuścić Dzikie Ziemie. Powinniśmy na nim zarobić około 10'000 dukatów. No i mały gift od brodaczy. Głownia miecza z mithryllu. Będziesz mógł go wykończyć według uznania.
-To dla Jerzego -
Książe miał jedną największą dumę. swego pierworodnego.
-Tak.
-To nie mogę się już doczekać. Ale sprawdziłeś że wszystko jest ok

Wojsław zamyślił sie na chwilę. Przypomniało mu się że w Żabimkruku pojawiła się jakaś zgraja zielonych brudasów. Niby nie powinni stanowić dla konwoju zagrożenia ale..
-Tak wszystko jest pod kontrolą.

<-->

Ulryk "Żelazna ręka" znany był z tego że potrafił wycisnąć sok z zerwanej gałezi. Potrafił zatruć również i życie każdemu na kogo zagioł parol. Dlatego teraz cała kolumna była w strzemionach w ciągu nie całego pacierza. Nikt nie śmiał się ociągać. Ciche szepty, pytały się dlaczego tak szybko zerwali się leża i idą w stronę Dzikich Ziem..



**Kashyyk

W końcu przyszedłeś do siebie. Twoja krótka deklaracja, potwierdziła opinię o Trolach jako niesłychanych oratorach. Argument siły nie powalił na kolana na razie. Może się to zmienić..
Obecnie jest w miasteczku. Masz przed sobą różne możliwości działania. Pamiętasz jednak że punkt zborny to karczma. Trochę złota ma Zank.

**Taki
Czekasz na resztę zespołu w karczmie. W sumie najważniejszym elementem układanki był Ghardul. Należało czekać na jego ruch. Przynajmniej taki krótki jak deklaracja.. Część zespołu stoi właśnie przy stajnii i mocno się przygląda tablicy ogłoszeniowej. Widać że nie jest to zbyt częsty widok. Odnieść można wrażenie że to wygląda całkiem jak pomoc dla włamywacza...

**Zank
No i w końcu masz za sobą bycie "powiernikiem kolczyka". Chwilowo nikt nie chce byś gdzieś dzwonił tak więc możesz w końcu rozejrzeć się wokół. Zespół popadł w dziwny stan. Ciężko określić go w twym języku nie burząc dobrego nastroja jakie cię opanowało. W końcu znalazłeś sklep i możesz Civrilowi, kupić jego kuszę. Jeden kłopot z głowy no i kilka złotych monet mniej.

Gdy się zapytałeś o potencjalne powody do obaw u samotnego podróżnika. Sprzedawca obrzucił Cię okiem i popatrzył przez okno na wejście do Corallu. Aktualnie stali tam Civril, Sashivei, Gerbo o J'Ram.
-No chyba nie koniecznie samotny. To szanowny podróżnik - Szyderstwo było widoczne całkiem jak jego zarost na pryszczatej twarzy - Sam?? - raz jeszcze spojrzał na twoją sakiewkę i poczułeś się mały..
 
Vireless jest offline  
Stary 08-10-2009, 17:07   #95
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Uthgor siedział na jakimś ledwo wystającym spod porastającej okolicę lichej trawy kamieniu niedaleko miejsca, gdzie opuścił ich drzewołaz i dłubał sękatym paluchem w nosie. Wydawało się to prawie niemożliwe, ale w przypominającym wjazd do ciemnego tunelu, zadartym, ale nawet niezbyt wydatnym nosie zdołał zmieścić cały palec, aż do kłykci.

"Uważaj, bo się w mózg podrapiesz..." - odezwał się znajomy głos. Ork zareagował sięgając jeszcze głębiej, omal nie wsadzając do środka całej pięści.
"Haha! Tu cię mam!..." - Uthgor podniósł pytająco prawą brew, zaprzestając na chwilę działalności górniczej.
"...przecież nie można podrapać tego, co nie istnieje!" - dalej nastąpiła salwa diabelskiego śmiechu wyraźnie zadowolonego z siebie biesa.

Uthgor, i tak nie rozumiejący dowcipu, wyjął paluch z nosa, wysmarkał głośno obie dziury, po czym wpakował paluch w paszczę, rozpoczynając wydłubywanie resztek mięsa spomiędzy zębów. Gwoli wyjaśnień - ten sam paluch...
Czynności, które bardziej cywilizowane rasy nazwałyby toaletą (może o nieco innym przebiegu, ale zasadniczo z podobnym efektem...) potrwały jeszcze jakiś czas - trudno powiedzieć jaki, ze względu na to, że jak każdy szanujący się ork (czytaj: dzikus) nie rozróżniał nic więcej, niż wschody i zachody słońca oraz takie określenia, jak: "czas potrzebny orkowi na zjedzenie pokurcza", albo "w czasie jednej rundy Gobasowego Szaszłyka" (czyli czas, w jakim wrzucony do ogniska związany goblin zdoła przegryźć pęta i uciec, z dodatkową premią dla zawodnika, jeśli jego wrzask zagłuszy rechot uczestniczących w zabawie orków...). W każdym razie wstał wreszcie, by ziewając rozdzierająco (prezentując przy tym impunujący zestaw zębisk) przeciągnąć się i rozejrzeć po pustej, nie licząc znudzonych zielonoskórych i inszych gadów, okolicy.

- Dobra... spadam stont... - mruknął wreszcie i drapiąc się po zadku ruszył w kierunku Żabiegodupska, czy jak tam zwała się pobliska wiocha.

* * *

Na miejscu zauważył kręcących się po okolicy pozostałych prawie-dobrowolnych uczestników przedsięwzięcia zadziwiającego tandemu ork-liściojad z niebieskimi włosami. Prawie wszyscy gapili się na jakąś tablicę z przyczepionymi bazgrołami udając, że potrafią czytać.
Przechodząc tuż pod tablicą ogłoszeniową zerwał jakiś kawałek pergaminu, czy papirusu i porządnie wydmuchał weń nochal, po czym rzucił na ziemię.
Takie było jego podejście do tych wszystkich hokus-pokus z tymi małymi malowanymi robaczkami na karteluszkach.

Dojrzał Durszlaka. Mały był w jakimś budynku, przypominającym z grubsza ten, z jakiego zwinął swój nowy sprzęt. To znaczy tu też był sprzęt do zwinięcia, tylko nieco sprytniejszy handlarz trzymał go w środku, nie wystawiając nic przed kram.
Uthgora nie interesował jednak cały ten stuff. A przynajmniej nie w tej chwili. Przyszedł do szefa ich grupy. Głównodowodzącego.
- GÓWNOdowodzoncego, hłyhy... - wysapał, rozdziawiając paszczę w uśmiechu.
"Dlaczego jesteście tacy okrutni wobec swoich mniejszych i słabszych pobratymców?" - zapytał zaciekawiony demon.
- Yyy... - bo być mniejsi i słabsi? - Uthgor odpowiedział pytaniem na pytanie, prezentując typowe dla orków poglądy. Diabeł widocznie nie był w stanie polemizować z tak żelazną logiką i dał sobie spokój.

- Ty! Mały! - Uthgor szczerząc uśmiech jeszcze bardziej zawołał przyjaźnie do Zanka. Dla tych, co go nie znali widok potężnych kłów mógł wydać się dość deprymujący. Ci co go znali, zastanawialiby się jeszcze bardziej, gdyż w głosie czuć było ledwie skrywaną brutalność.
- Uthgor musieć pić! Dużo pić! - no i wyszło szydło z worka. - Ty dbać o żarcie, chlanie i... i... aparowizjazjację... - stękając zaciął się na wyjątkowo trudnej kwestii. Ale i tak był dumny z siebie, co potwierdził kolejnym oszałamiajacym i mocno zębatym uśmiechem.
- I dzifki... to jezd panienki tesz! - dodał szybko, idąc za ciosem.

"Co za elokwencja, no no - jestem pod wrażeniem..." - Uthgor zignorował uszczypliwą wypowiedź siedzącego w nim pasożyta, której ironii i tak nie łapał i ciągnął dalej.
- Kopsnij brzęk na wódę i zagrychę... - rzucił w końcu - ... albo będą kłopociki... - tym słowom towarzyszyło trzeszczenie skóry zaciskających się w ogromne piąchy dłoni orka. I adekwatny uśmiech rekina wpatrujacego się w zagonioną w kozi róg ofiarę. W tym wypadku więcej niż dwukrotnie od siebie mniejszego goblina.
- Wiesz, mały. Uthgor głodny = Uthgor zły. A ty obiecać załatwić koryto... - mruknąwszy sympatycznie ork wyjaśnił swoje stanowisko. Przecież nie chciał przestraszyć szefa ich specgrupy, powiernika złotego kolczyka oraz kwatermistrza w jednej, jakże uroczej, choć niedużej osobie.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 09-10-2009, 17:12   #96
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Wszyscy poszli, zostali tylko oni. Stali obok siebie jednocześnie podobni i różni. Półelf i elf pełnej krwi. Niebiesko i czarno włosy. Kapłan i mag. Istota wrażliwa i sadystyczna. Przepaść dzieląca ich zdawała się nie do przebycia ale też ile ich łączyło. Chęć mocy, poczucie własnej wartości, sekrety skrywane przed resztą świata... Jednym słowem obok siebie stał Vireless A'ep Bean'she i Civril odmawiający ujawnienia jakichkolwiek nazwisk, nazw rodu czy imion rodziców. Stali tak przez chwilę milcząc, patrząc jak ostatni z wesołej gromadki powoli znika za horyzontem...
Upadły nie czuł na sobie wzroku półelfa przynajmniej nie zbyt często i nie zbyt nachalnie, wiedział jednak, że kapłan jest przygotowany na wszystko, nie wie czego można się po nim spodziewać. Czarnowłosy powoli przebiegł wzrokiem po horyzoncie zatrzymując spojrzenie na swoim "towarzyszu", spojrzał mu w oczy...
Druchii mógłby długo mówić dlaczego nie znosił tego bękarta, nieprzystosowanie do życia, irytująca maniera traktowania kogoś lepszego od siebie z góry... Wszystko sprowadzało się do jednego, widział w nim to co jego rasa dawno utraciła, odpływając po wojnie domowej do niegościnnego Nagaroth. Poszanowanie życia, bez tego stali się bestiami. Właśnie to widział w oczach Virelessa, poszanowanie życia. Ten bękart nie chciał go zabić! On nie chciał zabić nikogo! Blade dłonie zacisnęły się ze złością w pięści. Palce nawykłe bardziej do papieru i inkaustu niż miecza i noża zapragnęły dusić...
Upadły elf opanował się w porę powtarzając jak zwykle w myślach słowa swego mistrza:

"Idź spokojnie, powoli, nie ustępuj nikomu
Tylko głupcy tracą nad sobą kontrolę
Tylko nasi wrogowie tracą nad sobą kontrolę "


Gdy się odezwał mówił spokojnym głosem zabarwionym lekko poczuciem wyższości.
-Ja czegoś nie rozumiem. Mówiłeś o kilkuosobowej ochronie a potem o całej chorągwi. To z iloma przyjdzie nam walczyć i kogo mogą wezwać na pomoc?
-To proste, zaatakujecie ich oni przeżyją i wezwą kogoś na pomoc. Jak dla mnie to jest oczywiste że na przejażdzkę wyślą jakąś chorągiew z magiem bitewnym wysokiego stopnia. Takich rzeczy się puszcza płazem. Jestem ciekaw jak wtedy będziecie wiać stąd i kto niby was ochroni... Bo ja nie walczę z żywymi ludźmi a Orki położą na was przysłowiową...
Civril uśmiechnął się lekko w duchu, Vireless powoli zaczął starać się go zirytować, wyprowadzić z równowagi.
-Ja rozumiem, że nie dajecie nam pomocy zbrojnej, to test w końcu, jednak czy Wasz wywiad śpi? Dajcie nam chociaż informacje w jakim szyku jadą, kto jedzie, jak walczą i w jaki sposób mogą ściągnąć nam na głowę chorągiew i w jakim czasie ona dotrze. Czy wystarczy, że nie puścimy nikogo żywego czy trzeba ukatrupić od razu jakiegoś łącznika? Wracamy teleportem czy mamy turlać się wozem najpierw przez stepy a potem jakimś wymyślnym sposobem przez góry?
-Wywiad działa, w przeciwnym wypadku nie wiedzielibyśmy o tym konwoju. A co do jego składu. Już powiedziałem. Eskorty tej liczącej nie będzie więcej niż 10 rycerzy. I to takich, którzy znają się na rzeczy. Reszta się nie liczy. Magów bitewnych lub kapłanów w konwojach nie ma. To nie ta liga. Ale nie zdziwiłbym się gdyby dowódcą konwoju byłby ktoś z zakony Róży. Oni są choernie twardzi. Zwłaszcza na koniach. Co do ewentualnego pościgu to w zasięgu 2 dni drogi nie ma liczących oddziałów Arkanijskich. Co nie stanowi że w przypadku nie dotarcia transportu za kilka dni nie będzie tu gorąco. Ja osobiście stawiam że za tydzień będzie tu kiepsko. Ale akurat jest jeszcze czasu dużo byśmy mogli otworzyć teleport i zawinąć się całym taborem aż do Morkoth.
Kapłan znów odzyskał swój rzeczowy ton i przestał dążyć do konfliktu. Druchii postanowił go trochę podpuścić. Pokręcił lekko głową, wygiął usta w kpiący uśmiech i rzucił gdzieś w przestrzeń:
-Czemu nie przysłali tu tej hydry albo orka... Oni przynajmniej nie mają kompleksu wyższości i nie pochylają się nad mrówką...
-Nie pochylam się nad mrówkami, owcami lub jeszcze innymi stworzeniami. W swoim czasie odesłałem z tego świata trochę ludzi czy orków. Teraz wiem że nie muszę z nimi walczyć gdy przed nami będą ważniejsze cele. A ci których dziś lub jutro nie zaciukasz być może uratują twoje życie.
"Idealista... I to niepoprawny."
Kapłan ciągnął dalej uśmiechając się jakoś tak dziwnie... szczerze?
-W sumie masz talent do zrażania sobie rozmówców... W sumie to będzie ciekawie z tobą współpracować. O ile.
Civril mógłby mu odpyskować i dalej dyskutować, mógł... Zamiast tego pokręcił głową, uśmiechnął się ponownie (kpiąca a jakżeby inaczej?) i odszedł. Po prostu odwrócił się plecami do rozmówcy i wolnym krokiem poszedł w kierunku miasta. Nie odwracał się, poczuł tylko drgnięcie wzorca, pewnie teleport. W końcu taki bękart nie będzie miał sił by zaatakować kogoś od tyłu.

***

Civril stał przed sklepem i bynajmniej nie był radosny. Nieprzespana noc spowodowała, że nie zastanowił się gdzie idzie i wpakował się w sam środek wioski. Konwój na pewno przy tak ważnym transporcie przodem pchnie szpice a ta będzie czujniejsza gdy zobaczy elfa i drowke w kompani zielonych. A jak trafi się jakaś inteligentniejsza małpa to rozpozna w nim druchiego i wtedy to będzie...
Upadły spojrzał z nienawiścią na swoją kompanie jaszczura i drowke. Zamknął i otworzył oczy zobaczył ich wzorce. To byłoby takie łatwe... Połamać ich kości, powyginać nerwy, zniekształcić ciała... Cele łatwe nie są ciekawe, Civril miał już dwa znacznie trudniejsze i znacznie ciekawsze na oku. Spojrzał na siebie i minimalnie przyśpieszył krążenie i bicie serca, chciał chodź tymczasowo zlikwidować niewyspanie.
W jego głowie rozkwitały plany, zarówno te dotyczące niedalekiej przyszłości jak i tej bardzo dalekiej prowadzącej go do tronu... Wiedział już co zrobi z mitrylem. Póki co czekał aż reszta drużyny zbierze informacje, on ciągle analizował...
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 09-10-2009, 22:22   #97
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Ork uśmiechnął się, rozciągając kąciki ust. Jego oczu nie było widać spod futrzanego nakrycia głowy, jednak i bez tego dało się domyślić że uśmiech ten zagościł jedynie na wargach orka, a nie w jego prawdziwych emocjach. Odpowiedział elfowi, a w jego głosie dało się usłyszeć wyraźną satysfakcję

- Więc mówiąc prościej mamy dwie możliwości. Banicja, zaszczucie i zmuszenie do ucieczki, a w konsekwencji najpewniej śmierć... lub służba. A w nagrodę za wierną służbę możliwość pożycia nieco dłużej, przynajmniej na tyle by móc wykonać kolejne zadanie. I tak dopóki będziemy przydatni, prawda? Bo gdy Tacy jak my przestają być przydatni racja ich istnienia znika. Nikt nie będzie rozpaczał jak z powierzchni świata zniknie kilka goblinów i orków, prawda? Czy to chcesz mi powiedzieć kapłanie, ty który ponoć brzydzisz się przemocą? Jakże szlachetnie powiedzieć, że nie chce się plamić rąk ludzką krwią... o wiele lepiej wynająć zamiast tego przedstawicieli ,,gorszych ras" by odwalili brudną robotę, bo korzyść podwójna - i samemu jest się czystym, a i usprawiedliwić się można przed samym sobą z eliminacji ,,narzędzi" po zadaniu, bo w końcu to oni są mordercami, a nie ty. Czyż tak nie jest? Nie musisz mi odpowiadać, prawdę mówiąc nie oczekuję twojej odpowiedzi... Bo domyślam się jak mogłaby ona brzmieć. Zamiast tego mogę Ci powiedzieć tyle: wykonam to zadanie, jednak nie licz ani na moją wierność, ani na przestrzeganie twoich zasad. Jeśli myślałeś, że jesteśmy tylko bandą brudnych dzikusów... to miałeś rację. Ale niech Ci się nie zdaje, że przewaga moralna nad nami powstrzyma rękę wzniesioną do ciosu. Bo my także mamy swoje zasady i swoją moralność... i obyś nie musiał się o tym nigdy przekonać. Jesteś przyjacielem mojego ojca i szanuję to... nie oznacza to jednak, że i na moją przyjaźń musisz liczyć. W końcu przyjaźń w naszych wzajemnych stosunkach nie jest wymagana, czyż nie? Może kiedyś i może w innych okolicznościach... ale to nieważne. Do zobaczenia po wykonaniu zadania

***

Mały goblin, będący przywódcą drużyny wręczył mu kilka monet na konieczne wydatki. Ghardul po raz kolejny zauważał drastyczną różnicę pomiędzy nim a Takim. Jego przyjaciel był równorzędnym partnerem, natomiast Zank... no właśnie. Był bezbronny do tego stopnia, że było to wręcz niepokojące. Ktoś taki nie powinien przeżyć tak długo w normalnych warunkach... więc albo warunki były nienormalne, albo zielony malec coś ukrywał. Ghardula jednak w tej chwili niewiele obchodziło, co to może być. O zaufaniu pomiędzy członkami drużyny nie mogło być mowy. Zbyt się różnili, by mogli przejść tak łatwo nad podziałami. Być może gdyby przyszło im dłużej współpracować wtedy nawiązałaby się pomiędzy nimi nic porozumienia... jednak orkowy szaman szczerze wątpił, by wszystko potrwało na tyle długo

W drodze do miasta Taki zagadnął Ghardula o relacje łączące go z Barbakiem. Ghardul przywykł ufać Takiemu, nie widział więc żadnych przeszkód by powiedzieć mu prawdę

- Tak jakby, Barbak to mój ojciec. Co do brnięcia dalej - Ghardul zatrzymał się i odwrócił w stronę Takiego i uśmiechnął paskudnie - proponuję pociągnąć do jeszcze trochę. Jestem ciekawy kilku rzeczy i postanowiłem, że poznam odpowiedzi, tak czy inaczej...

W mieście szaman udał się do karczmy. Było to miejsce względnie bezpieczne, gdzie mógł usiąść i odpocząć nie wzbudzając podejrzeń. Po zajęciu miejsca przy stoliku rozpoczął proces opuszczania ciała. Gdy dziewka karczemna zapytała go co podać odparł jednym słowem ,,gorzałę" po czym rzeczywistość rozleciała się na tysiące drobnych kawałeczków. Jego dusza opuściła ciało i uleciała do krainy przodków.

Otoczył go szum liści drzewa Yggdrasil. Umarli mówili do niego głosami żywych, a Bogowie pokazywali mu obrazy zdarzeń przeszłych, teraźniejszych oraz tych, które miały dopiero nastąpić. Przeszedł po tęczowym moście i dotarł do korzeni. Przeszedł przez skutą wiecznymi lodami krainę podziemia, minął Helheim gdzie stłoczone dusze drżąc z zimna wyciągały do niego ręce jakby błagając o pomoc. Dotarł od źródła Urd , gdzie trzy siostry splatały nici losów świata. Tam Werdandi, Ta Której Służył i Ta Która Go Wybrała pokazała mu obrazy z innych miejsc, choć należące do jego własnego czasu. Jego Pani dała mu wiedzę, której potrzebował i odesłała duszę z powrotem do ciała.

Rzeczywistość powoli odzyskiwała swoje kształty. Widział przed sobą twarz przyjaciela, który najwyraźniej coś mówił. Widział jedną pustą butelkę i jedną napoczętą, z których jego opuszczone przez duszę ciało najpewniej raczyło się wódką. Tak było zawsze, gdy tylko zostawiał swoje ciało bez opieki, dlatego tak rzadko decydował się na taki krok. Wiedział jednak dość sporo, wystarczająco by móc sformować pierwsze wnioski.

Pełnia świadomości wróciła nagle, niczym spadające znikąd uderzenie pięści. Obrazy które ujrzał oczami duszy wróciły. Zaraz powróciły jednak ciemności, które go otaczały. Momenty, gdy opuszczał ciało bywały rzadkimi chwilami, gdy posiadał normalny wzrok. Jednak nieczęsto mógł sobie pozwolić na taki luksus, zwłaszcza że każde wyjście było trudne i ryzykowne.

- Zdobyłem nieco informacji - zwrócił się to Takiego - Konwój znajduje się niecałe dwa dni drogi stąd. W sumie to 10 wozów z czego tylko 3 wiozą Mithryll i kilka sztab adamantu. Reszta na pace ma "zwykłą" stal jak i cały kram potrzebny w trasie. W tym żarcie, obrok, namioty, broń. Eskorta to 10 rycerzy konno i trochę pieszego luda. W zespole nie ma maga czy wysokiego kapłana. Wszyscy to ludzie.

Uśmiechnął się perfidnie, biorąc solidny łyk gorzały. Wciąż był nieco rozchwiany tą wycieczką, jednak rezultaty przeszły jego oczekiwania

- Znalazłem także dobre miejsce na zorganizowanie zasadzki. Na stepie droga przecina parów. Wejście do kotliny jest łagodne i spokojnie może się zmieścić tam wóz i konny jadący obok. Ale by wyjechać z niego każdy musi jechać pojedynczo. Jeśli zaatakujemy tam nie damy im żadnych szans na ucieczkę

Kolejny solidny łyk, pomógł Grimrowi odzyskać pełnię poczucia realności. Jego organizm już się uspokoił, a jego dusza na dobre zakotwiczyła się w ciele

- Mam też inne wieści. Od strony księstwa Merske sunie patrol rycerski, jeszcze nie dotarli do granic Dzikich Ziem ale to kwestia dni.

Ork zostawił należność za trunki na stole i wyszedł za Takim przed karczmę. On także miał zamiar rozpocząć działania. Miał zamiar wykorzystać swoją umiejętność by dokładnie określić położenie parowu, który widział w swojej wizji. Miał zamiar też dokładnie ustalić, czy w parowie widać co znajduje się na ścianach, głębokość parowu oraz szerokość jaką trzeba będzie zastawić by zablokować drogę. Później przedstawi dokładny schemat działania pozostałym. Zapytał jednak wcześniej Takiego

- Czy masz przy sobie wystarczająco składników, by stworzyć cięższy od powietrza trujący lub duszący opar? To dość ważne
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 12-10-2009, 13:56   #98
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
**Uthgor, Zank

W sklepie sprzedawca wycofał się gdy Ork delikatnie dyskuutował z Zankiem. Szczerbaty i bezzębny kupiec nie dał nic po sobie poznać. Na hasło zapewnienia aparowizjazjacji pojawił się nagle niczym spod ziemi.
Usłużne:
-A juści mamy i gorzałkę i po udziec świni zaraz poślę. A jak szacowany rycerze - Tu spojrzał na Uthgora - będzie chciał się zabawić to się znajdą i panienki albo chłopcy.

Nim się zorientowaliście na ladzie pojawił się gliniany gąsiorek i kubki. Skórzane, w końcu takie się nie tłuką... Z odkorkowanego naczynia rozszedł się zapach ostry zapach nieszumowanego bimbru.
-To na mój koszt - Sprzedawca podał wam napełnione kubki.
-To jak rozumiem panowie przejazdem? Bo rozumiem że w trasie się ckni do miastowych rozrywek.. A na długo tu spoczniecie, może i nocleg będzie potrzebny? Albo może konie nowe?

Polewając często i rozmawiając o wszystkim i o niczym wypalił.
-Bo w sumie jakbyście mi powiedzieli gdzie jedziecie to może bym mógł Wam coś doradzić?

** Civril
Z lekkim poślizgiem zjawiłeś się w wiosce. Na głównym trakcie przy stajniach stoi część drużyny. Miejsce jak każde inne. Ale ile można w nim stać i gadać/rozmyślać z ewentualnymi "przyjaciółmi"? Widziałeś że w sklepie są Zank i Uthgor. Natomiast z karczmy wybyli Taki i Ghardul...

**Ghardul

//Jeszcze po wylądowaniu.
Vireless spojrzał na Ciebie i przez kilka chwil milczał. Jjakby się zastanawiał nad tym co ma powiedzieć. W końcu po cichu tak byś tylko ty mógł słyszeć
-Róbcie co do was należy a wszystko będzie dobrze. I pamiętaj nie historia ocenia nas. To my sami piszemy ją.

//Żabikruk
Przyszła pora na działania. Teraz gdy już masz zachaczkę, wiesz co powinieneś dalej robić. Po pierwsze informacje. Ich nigdy za dużo. Co do samego parowu to dość dobrze widziałeś go w wizji. Teraz dobrze by było zlokalizować. Taki już podpowiedział że rozmawiał o nim z tutejszym łowcą. Ty również do niego dotarłeś. Ale koleś zwietrzył interes i stwierdził że o suchym gardle rozmawiać nie będzie.
 
Vireless jest offline  
Stary 15-10-2009, 18:58   #99
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Bezczynność zaczynała nudzić druchiego i jeszcze bardziej denerwować. O tyle o ile ślepiec i jego mały towarzysz wyglądali na zaradnych (przynajmniej jak na zielonych) to kucharz i tępawy ork (jakby orki mogły być inne) na pewno coś schrzanią. Civril postanowił nie czekać aż to nastąpi i wejść do sklepu, zrobił to zresztą w sam raz by usłyszeć jak sprzedawca do nich mówi:
-To jak rozumiem panowie przejazdem? Bo rozumiem że w trasie się ckni do miastowych rozrywek.. A na długo tu spoczniecie, może i nocleg będzie potrzebny? Albo może konie nowe? Bo w sumie jakbyście mi powiedzieli gdzie jedziecie to może bym mógł Wam coś doradzić?
Upadły od razu się wciął nie dając dojść zielonym do głosu.
-Konie powiadasz... Niestety tylko część z nas jeździ konno. Nocleg by się za to zdał. Myślę, że... Jakieś dwa czteroosobowe pokoje z jedna dwójka i jedna pojedyncza znajdzie się? Cel naszej wędrówki wielką tajemnicą nie jest... Słyszeliśmy, że cesarz Arkanii zbiera najmitów, mówi się, że szykuje się coś większego... Więc zmierzamy na werbunek ale z chęcią i wcześniej coś na boku się zarobi. Wiesz może coś o jakiejś robótce?
Civril miał nadzieję, że ktoś mu się nie wetnie i nie uczyni jego bajeczki nie wiarygodną.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 20-10-2009, 19:11   #100
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Pytanie karczmarza trochę zbiło go z tropu. No bo przecież się nie spodziewał, że jego kamraci są tak widoczni - właściwie to czemu oni tak siedzą na środku rynku? Jednak maluch nie tracił odwagi. Nie po to przeżył tyle w wiosce czarnego orka by dac sie zastraszyć jakiemuś kupczykowi.
- Sam znaczy bez obcych. A to swoje chłopy. A tak miedzy ty i ja - ściszył trochę głos - to ten tam - spojrzał znacząco na zbliżającego się zielonego olbrzyma - przynajmniej z punktu widzenia Zanka - to straszny... O Zankowi bardzo podobać się ta kusza! Ile płacić? - ork był strasznie niebezpiecznie blisko. A źle mówić coś niekorzystnego do łorca kiedy ten ma cię w zasięgu ręki. Zresztą w ogóle gdy cie widzi i słyszy to lepiej siedzieć cicho. Gdyby kucharz nie znał i przestrzegał tych zasad dawno skończył by jak jego tatko. Zresztą nie mylił się. Ork dość "spokojnie" zaalarmował sakiewkę malucha, że winna trochę schudnąć na korzyść żołądka zielonego brutala.
- Już się robić, druhu Zanka potężny. - i sięgnął do czeluści coraz to chudszej sakiewki. Na szczęście czynność tę zatrzymał sprzedawca. Zaoferował pitkę i zagrychę na koszt firmy! Idiota jaki? Dawać alkohol orkowi na koszt firmy gdy pod ręka nie ma się baaaaaardzo ciężkiej pały i baaaaardzo ciężkiego posiadacza owej broni? Rozróba gwarantowana. I do tego zaczął węszyć wokół ich celu.

~Szpieg jaki czy cu? Zank nie taki w ciemię bity by się na cuś takiego nabrać. Oj co to to nie. Tylko czym by go tu zbyć?

I na to przyszła pomoc z rozwiązaniem. Otóż dziwnie bladolicy elf druhim się zowiący, a mianujący się Civrilem prostym łgarstwem podłechtał ciekawość karczmarza. I miejmy nadzieję zaspokoił ją wystarczająco.
- O! Dwa druh Zanka potężny też być. Zank kupić ta kusza co elf chcieć. Zank dziwić się tylko czemu elf sam nie kupić. Elf ma. To Zank sprawdzić co z reszta! - i korzystając z chwili orczego zainteresowania jadłem i elfiego wciągnięcia się w rozmowę wybiegł na zewnątrz. Wolał nie być zbyt blisko pijanego łorka. A skórę ratować zawsze warto. A i przewietrzyć się można.

Zank wybiegł na plac rynku, jeśli można to tak nazwać i wszedł w niewielki tłumek ich kolorowej drużynki. A po co ma latać za każdym? Jak kto będzie co chciał to sam przyjdzie.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172