Wątek: Łaska wyboru
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2009, 22:43   #92
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Elfie ucho drgnęło ledwo wyczuwalnie. Coś się zbliżało. Amendil zatrzymał idący za nim zastęp ludzi. Wolał ich tu nie prowadzić. Ale taka była umowa. Bachmann postawił swoje warunki, a teraz elf wypełniał swoją część umowy. Nie był bardzo z tego powodu zmartwiony. Cena, którą wynegocjował była wysoka, więc nieznośnie wyczuwalna obecność ostrza scimitara zaraz za jego plecami stanowiła w tym przypadku niski koszt. Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę dłoń, która je dzierżyła. Bachmann lubił otoczenie kobiet, a łącząc to z faktem, że miał do nich oko, można sobie było bez problemu wyobrazić jak wygląda jego osobista ochrona. Kobieta o prostym spojrzeniu wiejskiej dziewczyny, stalowym uścisku dłoni i ruchach pełnych kociej gracji , trzymała się blisko Amendila. Ksenia się nazywała. Rzadko ją można było zobaczyć. Zaraz za nią szedł sam Bachmann i dziesiętnik kopalni ze swoimi ludźmi.
- Stoimy, bo…? - zarządca nie był niecierpliwy. Po prostu lubił wiedzieć.
Elf zignorował jego pytanie i nakazał gestem ręki wszystkim milczeć. Odgłos był coraz bliższy. Zupełnie jakby coś małego i bardzo licznego gdzieś się poruszało. Zmrużył oczy wpatrując się w ciemności.
- Ogień na przód... prędko. - rzucił za siebie. Bachmann kazał swoim ludziom podać dziewczynie i Amendilowi po dwie pochodnie... Po chwili w migoczącym po nierównych ścianach świetle, zobaczyli pierwsze pająki. Nieduże na szczęście... choć pewnie wystarczająco jadowite. Stworzenia zatrzymały się widząc na swojej drodze płomienie. Kierowane instynktem przeżycia, zawróciły.
- Musieli je spłoszyć…
- O ile nadal idziemy ich śladem elfie…
- Idziemy - odparł spokojnie Amendil rozcierając w palcach odrobinę krwi znalezionej chwilę temu na jednej z ostro zakończonych skał. Była bardzo świeża...

***

Po zręcznej operacji na truchle pająka Bobby z łatwością dogoniła czekającego na nią spokojnie Szuraka.
- Pięćdziesiąt procent od tych skarbów? Hojna jesteś Bobby – wziął z jej ręki szmatkę wraz z zawartością przy okazji przyciągając dziewczynę do siebie.– Nie jest przypadkiem tak, że znowu chciałaś zostać ze mną sama? – Pocałował ją prosto w usta. Niedelikatnie. Mocno.
- Starczyło zasugerować- cisnął zawiniątko daleko w tył – Nie musiałaś się w tym babrać, aniele.

***

Valdred rozdzielił w końcu bójkę. I chyba w sama porę, bo hałas robiony przez walczących stawał się nie do zniesienia. Inna rzecz, że cała jaskinia była w tej chwili miejscem pełnym dźwięków, każde słowo i krok odbijały się zwielokrotnionym echem, osuwały się kamienie, gdzieś z pewnością kapała woda, złowrogo brzmiało gwizdanie powietrza.
Kiedy Aleam opowiadał o znaleziskach wszyscy skupili się wokół niego. Urrir i Szurak chętnie obejrzeli statuetkę. Posążek miał ze czterdzieści centymetrów wysokości, przedstawiał mężczyznę i w przeciwieństwie do kobiety, którą Albert widział u Bachmanna, był nieuszkodzony. Wyprostowany, poważny młody mężczyzna w prawej dłoni trzymał koło. Oba posążki łączył styl i kunszt wykonania, dbałość o szczegóły, doskonałość proporcji sylwetek, a także rodzaj użytego kamienia, lekko różowego, ciepłego niczym ludzka skóra. Nie można było mieć wątpliwości, że to starożytne dzieło sztuki. Sztygar oddał statuetkę szybko, za to krasnolud oglądał ją długo, ważył w dłoniach, obracał, obwąchiwał, na koniec włożył paluchy w puste oczodoły, sam mrużąc przy tym oczy, jakby robił coś niezwykle przyjemnego
- Piękny szlif miały te kamienie. Przynajmniej 60 fasetek. Aż dziw, że wypadły. Chciałbym je zobaczyć – uśmiechnął się do Aleama, jakby niedowierzając, że chłopak opowiedział im o wszystkich znaleziskach. – To chyba marmur. O legendarnym odcieniu, nie sądziłem, że naprawdę taki istnieje. Podobno to kamień, w który wsiąkły krwawe łzy starożytnych bogów.
Ani Kurt ani Urir nie opowiedzieli reszcie, co oglądali w altance. Jakby zapomnieli o starożytnych śmieciach, może tak właśnie było, a może bali się, że wśród obcych ludzi jest ktoś gotowy walnąć młotem w gong.

Gdy Ve przeczytała list, tłumacząc go biegle i bez trudu, Callisto, korzystając z hermetycznej wiedzy, która nie pochodziła z zakonnych ksiąg, ale z szeptanych po cichu plotek, wyjaśnił, czym jest Ordo Fidelis. Na jego słowa zareagował Szurak.
- Imperialny fanatyczny popapraniec. Słusznie skończył. – Sztygar wyglądał jakby żałował, że nie obejrzał z Aleamem jamy.
Na liście odczytanym przez dziewczynę widać było jeszcze ślady pieczęci kampanii przewozowej. Middenheimskiego Białego Wilka rodzeństwo rozpoznało bez trudu.

Po tej krótkiej dyskusji wszyscy skierowali się w stronę prostokątnej platformy. Oczywiście najpierw Albert, który cały czas czujnie baczył na sylwetkę ruszającą się wokół ciemnego bloku, zaraz za nim Aleam i Kurt. Gladiator tylko przez chwilę uważał żeby cicho stąpać. Absurdalność założenia, że oni zauważyli pojedynczą sylwetkę, za to ona nie wypatrzyła grupy, dotarła w końcu i do Kurta. Sama droga po schodach w tej olbrzymiej przestrzeni była wyzwaniem. Jedynie Bobby, która odnalazła swoją prawdę w porównaniu niezwykłej jaskini z bezkresem oceanu, zachowywała dobry humor.
Vestine i Astriata szły na końcu. Przemogły słabość. Coś nienazwanego nadal krążyło w żyłach obu dziewcząt, ale teraz zmęczeniu towarzyszyło wrażenie zwiększenia możliwości. Nogi, które podnosiły z takim trudem zdawały się jednak zdolne do szybkiego biegu i skoków dalekich niczym lot, starczyło tylko wziąć głębszy oddech, pozwolić działać mocy. Zresztą osłonięte grupą ludzi poczuły się trochę bezpieczniej. Zwłaszcza Ve, w pewnym momencie odczuła wręcz fizyczną ulgę, nacisk w jej głowie zmalał, jakby faktycznie zapora z ludzi oddaliła ją od źródła magii.

Inaczej Astriata, szum w uszach i niemoc zniknęły w pewnym momencie chyba tylko po to, żeby zrobić miejsce dla innych wrażeń. Nagle zamiast obelisku dziewczynę zaczął przyzywać posąg. Teraz widziała go dokładnie. Za dokładnie. Kobiecą postać. Ptasio- gadzią. Wielkie żółte oczy i kształtne czerwone wargi. Widziała jak szata monumentalnej istoty porusza się w rytm oddechu. Słyszała wezwanie.

- Córeczko, jak dobrze, że jesteś. Ucałuj mnie. Przekonaj brata. Pokłońcie mi się oboje.
Valdred szedł przy siostrze. Gdy obok zabrzmiało głębokie westchnienie, był przekonany, że to Astria, odwrócił się gwałtownie, ale nie zobaczył siostry. W jej miejscu stała postać z koszmaru. Bez wątpienia kobieca. Olbrzymie smutne żółte oczy wpatrywały się w niego, krwistoczerwone usta o kształcie serca rozciągały się w uśmiechu ukazującym rząd równych ostrych ząbków. Zamiast dłoni miała coś pośredniego miedzy szponami a płetwami, z łokci wystawały jej kościane haki, misterna fryzura z blond włosów układała się w jakieś przerażające poroże. Wiedział, że widzi postać z posągu.
- Synku – postać wyciągnęła rękę by pogłaskać Valdreda po policzku. Poczuł jej dotyk. – Wróciłeś synku.

Tymczasem na początku kolumny Albert szedł bardzo szybko a gdy tylko mógł zaczął biec. Wielki stalaktyt spadł z hukiem z sufitu. Wbił się pionowo w posadzkę tuż przy rycerzu. Albert widział, że teraz może dopaść Piskorza schodzącego z fioletowej bryły. Był przy nim w chwili, gdy mężczyzna stawiał nogę na ziemi.
Piskorz zsunął się z obelisku na skórzanym pasie. Potem starannie spakował do plecaka narzędzia. Miła zazwyczaj twarz w świetle rzucanym przez niebieskie lauryle na ciemnofioletowy blok wyglądała demonicznie. W kieszeni mężczyzny spoczywało starannie spakowane, bezcenne znalezisko. Teraz musiał dostarczyć je swemu bogu. Pospiesznie skierował się w stronę posągu. Wspiął się na niego zręcznie niczym kot, stamtąd dorzucił do półki linę. Przeszedł po niej. Dopiero wtedy rozproszył iluzję.
Piskorz, którego dopadał Albert zniknął w jednej chwili. W miejscu gdzie przed chwilą była jeszcze iluzoryczna postać na posadzce błyszczał srebrny pierścień. Albert podniósł go.
Aleam, który stał tuż przy rycerzu wyjaśnił.
- Taki sygnet to zaproszenie. Do pleveńskiej Gildii. Jeśli je okażesz, wpuszczą cię do siedziby.
Sylwetkę Piskorza dostrzegli na wąskich schodkach ciągnących się wzdłuż ściany jaskini. Oddalał się szybko, nie było szans go dogonić.

Nigdzie nie było widać Kuno. Nawoływania nie przyniosły efektu.
Nieodzywający się wiele estalijczyk Emesto wskazał na taras po ich prawej stronie.
- Nic ciekawego tam nie ma, ale kiedy tam wszedłem czułem żywsze krążenie powietrza, myślę, że jeśliby trochę odgruzować to będziemy mieć przejście dalej.

Zdawało się, że gdzieś z korytarzy, którymi przyszli dobiegają echa dalekich głosów. Znowu tuż obok spadł wielki stalaktyt.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 08-10-2009 o 10:10.
Hellian jest offline