Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-10-2009, 23:14   #91
 
Jakoob's Avatar
 
Reputacja: 1 Jakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwu
Aleam nie przerywał rozmowy, która wywiązała się pomiędzy grupą. Miło było słyszeć, że nie tylko on ma omamy. W końcu co dwóch świrów, to nie jeden.
~~ Więc mamy czarodziejkę na pokładzie... ~~ pomyślał chłopak, słysząc pytanie. Czuł awersję do magii, nieraz poznał jej działanie na własnym ciele. Wydawała mu się zbyt potężna i niebezpieczna.

Dostrzegł zasmucone spojrzenie Kurta. Żadnego złota, żadnych świecidełek i błyskotek ani potężnej broni? ~~Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie.~~

- Bachmann miał coś podobnego na biurku. Widziałem kiedy ostatnio u niego byłem. - usłyszał głos Alberta. Ciekawe - pomyślał. Momentalnie spojrzał się w stronę Szuraka. Ten jednak nie mówił nic, jego twarz pozostawała nieodgadniona. Żadnego grymasu, tiku, nic, co wskazywałoby zmieszanie. Aleamowi wydawało się niemożliwe, że sztygar nic nie wiedział. Nie odzywał się jednak. Kolejna sprzeczka nie była tym, czego w tej chwili oczekiwał.

List. List był dla chłopaka zagadką. Najwyraźniej należał do jakiegoś posłańca albo wysłannika. Tylko co do cholery robił w kopalni? I jeszcze to Ordo Fidelis. Pierwszy raz słyszał tę nazwę. Po chwili usłyszeli zwięzłą informację, płynącą z ust chłopaka, który przed chwilą nazwał Aleama świrem. Poważna i fanatyczna organizacja od brudnej roboty. Pięknie.

Wydawało się, że każdy powiedział wszystko, co wiedział na temat tych dwóch przedmiotów. Młodziak schował list i statuetkę z powrotem do torby, zawiązując ją szczelnie. Poderwali się do drogi. Już i tak stracili sporo czasu, a każdy nieplanowy postój tylko pogarszał sytuację, która wydawała się nabierać coraz bardziej mrocznych barw. Siedzieli w samym środku gówna.

***

Na widok, który ujrzeli przed sobą, Aleamowi zaświeciły się oczy. Istotnie widok był piękny. Z pewnością równie pięknie podkreślałby zamożność szlachcianki albo gablotkę jubilera. Chłopak już szykował się do pobrania niezbędnych próbek w celu dokładniejszych oględzin, lecz widząc karcące spojrzenie Urira, zatrzymał się w pół kroku. Przyrzekł sobie, że poszuka luźnych albo odłupanych fragmentów.

Schodzili uparcie w dół po dziurawych schodach. Chwila nieuwagi i delikwent lądował z skręcona nogą. Albo z roztrzaskaną czaszką na samym dole. Oczywiście, mógł też zostać przebity ostrzejszą formą skalną. Między innymi dlatego starał się patrzeć, gdzie idzie. Dzięki temu nie zauważył postaci na dole. Dopiero, gdy Albert wykrzyknął imię Piskorza, dotarło do niego, że coś się dzieje. Zagadkowa postać znowu wchodzi nam w drogę i to w najmniej oczekiwanym miejscu. Kim on jest? ~~Może panem z Ordo Fosillis, czy jak im tam? To nie byłoby głupie...~~ Rycerz pognał na dół, kierując się w stronę platformy. Nie odwracał się za siebie. Coś mu ta sytuacja przypominała...

Aleam śledził wzrokiem oddalającą się sylwetkę postawnego człowieka. Miał wobec niego dług wdzięczności. Dopiął mocniej pas, mrukną coś niesłyszalnie i pomknął w dół.
 
__________________
gg: 8688125

A po godzinach, coś do poczytania: [nie wolno linków w podpisie, phi]

Ostatnio edytowane przez Jakoob : 05-10-2009 o 23:25.
Jakoob jest offline  
Stary 07-10-2009, 22:43   #92
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Elfie ucho drgnęło ledwo wyczuwalnie. Coś się zbliżało. Amendil zatrzymał idący za nim zastęp ludzi. Wolał ich tu nie prowadzić. Ale taka była umowa. Bachmann postawił swoje warunki, a teraz elf wypełniał swoją część umowy. Nie był bardzo z tego powodu zmartwiony. Cena, którą wynegocjował była wysoka, więc nieznośnie wyczuwalna obecność ostrza scimitara zaraz za jego plecami stanowiła w tym przypadku niski koszt. Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę dłoń, która je dzierżyła. Bachmann lubił otoczenie kobiet, a łącząc to z faktem, że miał do nich oko, można sobie było bez problemu wyobrazić jak wygląda jego osobista ochrona. Kobieta o prostym spojrzeniu wiejskiej dziewczyny, stalowym uścisku dłoni i ruchach pełnych kociej gracji , trzymała się blisko Amendila. Ksenia się nazywała. Rzadko ją można było zobaczyć. Zaraz za nią szedł sam Bachmann i dziesiętnik kopalni ze swoimi ludźmi.
- Stoimy, bo…? - zarządca nie był niecierpliwy. Po prostu lubił wiedzieć.
Elf zignorował jego pytanie i nakazał gestem ręki wszystkim milczeć. Odgłos był coraz bliższy. Zupełnie jakby coś małego i bardzo licznego gdzieś się poruszało. Zmrużył oczy wpatrując się w ciemności.
- Ogień na przód... prędko. - rzucił za siebie. Bachmann kazał swoim ludziom podać dziewczynie i Amendilowi po dwie pochodnie... Po chwili w migoczącym po nierównych ścianach świetle, zobaczyli pierwsze pająki. Nieduże na szczęście... choć pewnie wystarczająco jadowite. Stworzenia zatrzymały się widząc na swojej drodze płomienie. Kierowane instynktem przeżycia, zawróciły.
- Musieli je spłoszyć…
- O ile nadal idziemy ich śladem elfie…
- Idziemy - odparł spokojnie Amendil rozcierając w palcach odrobinę krwi znalezionej chwilę temu na jednej z ostro zakończonych skał. Była bardzo świeża...

***

Po zręcznej operacji na truchle pająka Bobby z łatwością dogoniła czekającego na nią spokojnie Szuraka.
- Pięćdziesiąt procent od tych skarbów? Hojna jesteś Bobby – wziął z jej ręki szmatkę wraz z zawartością przy okazji przyciągając dziewczynę do siebie.– Nie jest przypadkiem tak, że znowu chciałaś zostać ze mną sama? – Pocałował ją prosto w usta. Niedelikatnie. Mocno.
- Starczyło zasugerować- cisnął zawiniątko daleko w tył – Nie musiałaś się w tym babrać, aniele.

***

Valdred rozdzielił w końcu bójkę. I chyba w sama porę, bo hałas robiony przez walczących stawał się nie do zniesienia. Inna rzecz, że cała jaskinia była w tej chwili miejscem pełnym dźwięków, każde słowo i krok odbijały się zwielokrotnionym echem, osuwały się kamienie, gdzieś z pewnością kapała woda, złowrogo brzmiało gwizdanie powietrza.
Kiedy Aleam opowiadał o znaleziskach wszyscy skupili się wokół niego. Urrir i Szurak chętnie obejrzeli statuetkę. Posążek miał ze czterdzieści centymetrów wysokości, przedstawiał mężczyznę i w przeciwieństwie do kobiety, którą Albert widział u Bachmanna, był nieuszkodzony. Wyprostowany, poważny młody mężczyzna w prawej dłoni trzymał koło. Oba posążki łączył styl i kunszt wykonania, dbałość o szczegóły, doskonałość proporcji sylwetek, a także rodzaj użytego kamienia, lekko różowego, ciepłego niczym ludzka skóra. Nie można było mieć wątpliwości, że to starożytne dzieło sztuki. Sztygar oddał statuetkę szybko, za to krasnolud oglądał ją długo, ważył w dłoniach, obracał, obwąchiwał, na koniec włożył paluchy w puste oczodoły, sam mrużąc przy tym oczy, jakby robił coś niezwykle przyjemnego
- Piękny szlif miały te kamienie. Przynajmniej 60 fasetek. Aż dziw, że wypadły. Chciałbym je zobaczyć – uśmiechnął się do Aleama, jakby niedowierzając, że chłopak opowiedział im o wszystkich znaleziskach. – To chyba marmur. O legendarnym odcieniu, nie sądziłem, że naprawdę taki istnieje. Podobno to kamień, w który wsiąkły krwawe łzy starożytnych bogów.
Ani Kurt ani Urir nie opowiedzieli reszcie, co oglądali w altance. Jakby zapomnieli o starożytnych śmieciach, może tak właśnie było, a może bali się, że wśród obcych ludzi jest ktoś gotowy walnąć młotem w gong.

Gdy Ve przeczytała list, tłumacząc go biegle i bez trudu, Callisto, korzystając z hermetycznej wiedzy, która nie pochodziła z zakonnych ksiąg, ale z szeptanych po cichu plotek, wyjaśnił, czym jest Ordo Fidelis. Na jego słowa zareagował Szurak.
- Imperialny fanatyczny popapraniec. Słusznie skończył. – Sztygar wyglądał jakby żałował, że nie obejrzał z Aleamem jamy.
Na liście odczytanym przez dziewczynę widać było jeszcze ślady pieczęci kampanii przewozowej. Middenheimskiego Białego Wilka rodzeństwo rozpoznało bez trudu.

Po tej krótkiej dyskusji wszyscy skierowali się w stronę prostokątnej platformy. Oczywiście najpierw Albert, który cały czas czujnie baczył na sylwetkę ruszającą się wokół ciemnego bloku, zaraz za nim Aleam i Kurt. Gladiator tylko przez chwilę uważał żeby cicho stąpać. Absurdalność założenia, że oni zauważyli pojedynczą sylwetkę, za to ona nie wypatrzyła grupy, dotarła w końcu i do Kurta. Sama droga po schodach w tej olbrzymiej przestrzeni była wyzwaniem. Jedynie Bobby, która odnalazła swoją prawdę w porównaniu niezwykłej jaskini z bezkresem oceanu, zachowywała dobry humor.
Vestine i Astriata szły na końcu. Przemogły słabość. Coś nienazwanego nadal krążyło w żyłach obu dziewcząt, ale teraz zmęczeniu towarzyszyło wrażenie zwiększenia możliwości. Nogi, które podnosiły z takim trudem zdawały się jednak zdolne do szybkiego biegu i skoków dalekich niczym lot, starczyło tylko wziąć głębszy oddech, pozwolić działać mocy. Zresztą osłonięte grupą ludzi poczuły się trochę bezpieczniej. Zwłaszcza Ve, w pewnym momencie odczuła wręcz fizyczną ulgę, nacisk w jej głowie zmalał, jakby faktycznie zapora z ludzi oddaliła ją od źródła magii.

Inaczej Astriata, szum w uszach i niemoc zniknęły w pewnym momencie chyba tylko po to, żeby zrobić miejsce dla innych wrażeń. Nagle zamiast obelisku dziewczynę zaczął przyzywać posąg. Teraz widziała go dokładnie. Za dokładnie. Kobiecą postać. Ptasio- gadzią. Wielkie żółte oczy i kształtne czerwone wargi. Widziała jak szata monumentalnej istoty porusza się w rytm oddechu. Słyszała wezwanie.

- Córeczko, jak dobrze, że jesteś. Ucałuj mnie. Przekonaj brata. Pokłońcie mi się oboje.
Valdred szedł przy siostrze. Gdy obok zabrzmiało głębokie westchnienie, był przekonany, że to Astria, odwrócił się gwałtownie, ale nie zobaczył siostry. W jej miejscu stała postać z koszmaru. Bez wątpienia kobieca. Olbrzymie smutne żółte oczy wpatrywały się w niego, krwistoczerwone usta o kształcie serca rozciągały się w uśmiechu ukazującym rząd równych ostrych ząbków. Zamiast dłoni miała coś pośredniego miedzy szponami a płetwami, z łokci wystawały jej kościane haki, misterna fryzura z blond włosów układała się w jakieś przerażające poroże. Wiedział, że widzi postać z posągu.
- Synku – postać wyciągnęła rękę by pogłaskać Valdreda po policzku. Poczuł jej dotyk. – Wróciłeś synku.

Tymczasem na początku kolumny Albert szedł bardzo szybko a gdy tylko mógł zaczął biec. Wielki stalaktyt spadł z hukiem z sufitu. Wbił się pionowo w posadzkę tuż przy rycerzu. Albert widział, że teraz może dopaść Piskorza schodzącego z fioletowej bryły. Był przy nim w chwili, gdy mężczyzna stawiał nogę na ziemi.
Piskorz zsunął się z obelisku na skórzanym pasie. Potem starannie spakował do plecaka narzędzia. Miła zazwyczaj twarz w świetle rzucanym przez niebieskie lauryle na ciemnofioletowy blok wyglądała demonicznie. W kieszeni mężczyzny spoczywało starannie spakowane, bezcenne znalezisko. Teraz musiał dostarczyć je swemu bogu. Pospiesznie skierował się w stronę posągu. Wspiął się na niego zręcznie niczym kot, stamtąd dorzucił do półki linę. Przeszedł po niej. Dopiero wtedy rozproszył iluzję.
Piskorz, którego dopadał Albert zniknął w jednej chwili. W miejscu gdzie przed chwilą była jeszcze iluzoryczna postać na posadzce błyszczał srebrny pierścień. Albert podniósł go.
Aleam, który stał tuż przy rycerzu wyjaśnił.
- Taki sygnet to zaproszenie. Do pleveńskiej Gildii. Jeśli je okażesz, wpuszczą cię do siedziby.
Sylwetkę Piskorza dostrzegli na wąskich schodkach ciągnących się wzdłuż ściany jaskini. Oddalał się szybko, nie było szans go dogonić.

Nigdzie nie było widać Kuno. Nawoływania nie przyniosły efektu.
Nieodzywający się wiele estalijczyk Emesto wskazał na taras po ich prawej stronie.
- Nic ciekawego tam nie ma, ale kiedy tam wszedłem czułem żywsze krążenie powietrza, myślę, że jeśliby trochę odgruzować to będziemy mieć przejście dalej.

Zdawało się, że gdzieś z korytarzy, którymi przyszli dobiegają echa dalekich głosów. Znowu tuż obok spadł wielki stalaktyt.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 08-10-2009 o 10:10.
Hellian jest offline  
Stary 09-10-2009, 12:19   #93
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Dał z siebie zakpić. Znowu.

Gdy złapał Piskorza – niePiskorza i ten rozpłynął się w rękach mało nie otworzył ust ze zdziwienia. Kilka chwil zajęło mu, aż doszedł do siebie i zrozumiał, co się stało. Nerwowo rozglądał się, oczekując podstępnego ataku… nic takiego się nie stało. Piskorz nie wyskoczył na niego ze sztyletem w ręce zza żadnej kolumny, nawet zza posągu. Po chwili dotarło do niego, że po raz kolejny mu uciekł. Piskorz wymknął mu się i już był praktycznie poza jego zasięgiem. Gdzieś na obrzeżach jaskini dostrzegli słabe światło i przemykającą w ciszy sylwetkę. W ciszy przerywanej tylko spadającymi stalaktytami. Po raz kolejny zostanie bez odpowiedzi… z niczym.

Z niczym oprócz pierścienia. Żadna misterna robota. Ot masywny srebrny pierścień. Rycerz dostrzegł, iż młodzian zagląda mu przez ramię z dużym zainteresowaniem. Pokazał mu swoje odkrycie. Ten kilka razy obrócił go w palcach, potarł, zważył i już miał teorię. Aleam odniósł się do jego znaleziska, z zadziwiającą znajomością tematu pleveńskiej Gildii.

- Jak to zaproszenie? Ale, do jakiej gildii? Szukał potwierdzenia na temat przypuszczeń, jakie miał odnośnie towarzysza.

Aleam spojrzał się bacznie na Alberta - W każdym większym mieście działa gildia złodziei. Podobnie jak inne... Cechy, komunikują się umownymi znakami… Młodzieniec otworzył usta, aby kontynuować, ale po chwili wahania zamknął je z powrotem. Już i tak sporo powiedział.

- Do jasnej cholery, po co mieliby mnie zapraszać? Rycerza do gildii złodziei! Jedna sprawa jasna, ale po co ta szopka z pozostawieniem pierścienia, tego nie wiedział. Tymczasem nic innego nie pozostawało jak założyć go na palec, przynajmniej trudniej będzie go zgubić.

- A ja wiem? Dostałeś go od tego typka, którego ścigałeś. Jego się spytaj, do czego cię zaprasza.

Albert zamilkł. Jakby wyobrażał sobie taką możliwość. On chodzący po pleveńskich zaułkach i rozpytujący o Piskorza. A na dowód ich znajomości okazywałby pierścień. Rzeczywiście byłoby to wielce ekscytujące przedsięwzięcie. Pewno Bobby z Szurakiem obstawialiby, który zaułek będzie ostatnim odwiedzonym przez rycerza. Ciekawe czy któreś zaryzykowałoby postawić więcej niż trzy odwiedzone nim zimne żelazo zaprzyjaźniłoby się z jego wnętrznościami.

Z zamyślenia wyrwał go rówieśnik. Miał spore obawy, co do ich bezpieczeństwa. Skoro grupa pościgowa wyruszyła tak prędko, a dystans tak się zmniejsza. Widać to wszystko w niewesołych barwach. Oni, co chwila zmagają się z jakimiś przeciwnościami. Ranni, głodni, zmęczeni z kobietami… za nimi wypoczęci siepacze Bachmanna. Sama radość. Był ciekaw ile już trwa ich ucieczka, zupełnie zagubił się w czasie. Czy już nastał dzień?

Widział, jakie reakcje wywołała ta informacja na innych. Chyba tylko Kurt byłby zadowolony z takiego obrotu sprawy. No i może Bobby. Przyjrzał się jej dokładnie. Ostatnim razem widział ją jak szła omawiać jakieś prywatne tematy z Callisto… potem Piskorz przesłonił mu wszystko. Natomiast szybki rzut oka i już wiedział, jaką formę dialogu przyjęli. Estalijczyk mocno go zadziwił. Może będzie okazja na porozmawianie o tym, kiedy indziej. Ten jakby odczytując myśli rycerza opowiedział o swoim odkryciu na „tarasie”.

- Chyba możemy nie mieć czasu na odgruzowanie, a lepiej żeby strażnicy nas tam nie dopadli. Poza tym Piskorz zwiewa w innym kierunku, a coś mi podpowiada, że on dokładnie wie jak się stąd wydostać. Wskazał wszystkim wąskie schodki wiodące po przeciwległej stronie jaskini. Może to było to zaproszenie. – Proponuję iść za nim!

Nie miał czasu uargumentować dalej swojej propozycji, bo właśnie jeden ze spadając kamiennych sopli zasypał go ostrymi odłamkami skał. Uczucie bólu zdecydowanie ustępowało zaskoczeniu. Towarzyszące uderzeniu odgłos pękającej skały, a potem seria uderzeń i chmura pyłu ogarniająca go. Odczuwał bardzo nieprzyjemne pulsowanie w okolicach potylicy… Gdy chciał rozmasować to miejsce od razu wyczuł lepką maź na włosach. Westchnął cicho z grymasem na twarzy.

- To jak idziemy dalej? Wytarł krew z dłoni o spodnie.
 
baltazar jest offline  
Stary 09-10-2009, 21:46   #94
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Bobby była typem zbieracza. Świetlisty kamyk, skaveński brzeszczot, pajęcze szczątki... Nigdy nie wiadomo co ci się może nadać w przyszłości. No a poza tym umysł miała niezwykle praktyczny, wszystko się u niej kręciło wokół finansów. Dojna krowa w postaci kontraktu z Bachmanem właśnie się wyczerpała. A wiadomo, pieniądz nie chwast, sam się nie rozmnoży. Każda rzecz, którą można by spieniężyć była warta taszczenia. Jakby się dało tą cholerną kamienną altanę rozebrać na kawałki i zapakować na plecy to Bobby by pewnie tak właśnie zrobiła. Nadal sądziła, że za taki jad mogłaby uzyskać ładnie pękaty mieszek. Ostatecznie mogła go samemu wykorzystać. Ale Szurakowi się widać zdawało, że wszystko wie najlepiej. Psia mać, mózgowiec się znalazł.

Otworzyła już usta żeby wyrzucić z siebie parę przekleństw pod adresem sztygara ale żaden dźwięk nie opuścił gardła. Pewnie dlatego, że w tymże miejscu znalazło się jakieś ciało obce, trzeba przyznać napastliwe i bardzo mobilne.
Była tak zaskoczona, że nic nie zrobiła. Nie odwzajemniła pieszczoty, ani nawet nie kopnęła go w jaja. Stała po prostu jak kołek i czekała grzecznie aż język Szuraka wyślizgnie się z jej ust. Skurwiel wyglądał na zadowolonego z siebie. Uśmiech nie zgasł z jego twarzy nawet gdy już dostał w pysk. Tym razem waliła z otwartej. W takiej sytuacji z pieści nie wypadało. Jej niewieścia cześć została pogwałcona a niewiasty, jak już biją, to lekko i używając do tego wyprostowanej dłoni. I tak go właśnie smagnęła. Od niechcenia, można by rzec.

Tyle, że ten cios nie dał za grosz satysfakcji. Dlatego się pewnie cofnęła i poprawiła kopem prosto w jaja. Nigdy nie jest za późno żeby naprawiać błędy.
- Może przywykłeś, że tutaj, w kopalni, wszystko sobie siłą bierzesz - warknęła urażona. - Ale tam, na zewnątrz, jest cywilizacja! Prawa panują! Następnym razem jak będziesz chciał flirtować zapytaj o przyzwolenie.

* * *

Spuchnięta warga krwawiła leniwie, kilka żeber było solidnie poobijanych, ale nie ucierpiała jakoś tragicznie. Valdred stał pomiędzy nimi z miną rozjuszonego buhaja.
- Powabnie wyglądasz jak się złościsz – zmierzyła rozjemcę od stóp do głów i zaraz pośpieszyła z wyjaśnieniami.
- To była tylko mała różnica zdań. Ale już się dogadaliśmy, prawda Callisto?
Bobby wyciągnęła dłoń w kierunku Estalijczyka i pomogła mu wstać.

- Jasne, jasne. Wiesz, nie mogliśmy dojść do porozumienia w sprawie, czy jest brunetką, czy bardzo ciemną szatynką. Tak, że spoko. Dziękujemy za zaangażowanie, ale poradzimy sobie z kwestią kolorystyki - mówił niby poważnie. Angelique pomagała mu wstać, a on nie puszczając jej ręki, uśmiechnął się głupio do Valdreda i pociągnął ją za sobą w stronę reszty.

Chłopak pokazał list a później wywiązała się dyskusja. Bobby siedziała cicho bo tileańskiego nie znała. Ba, nawet jakby znała to te śmieszne znaczki wykaligrafowane misternie na pergaminie i tak nic by jej nie powiedziały. Nie było czego się wstydzić. Czytać uczyli się tylko dobrze urodzeni kretyni. Normalnemu człowiekowi taka umiejętność po nic nie była przydatna.
Po cholerę w ogóle odczytywać jakieś pismo? Bobby chciała się tylko stąd jak najszybciej wydostać.

Wymieniali się także uwagami odnośnie dziwnej figurki, którą młokos znalazł w jamie pająka. Piratka też chciała ją z bliska obejrzeć. Długo i kurczowo ściskała ją w dłoniach, wyglądała jakby najchętniej w ogóle jej nie oddała. Palce wreszcie rozluźniła, aczkolwiek wyjątkowo opornie.
Cacko. Posążek wyglądał na coś kosztownego. Oczy jej się zapłoniły na myśl o złotych koronach jakie by za niego dostała. Zła była, że ten chłystek ją zdobył. Lepiej się wspinał niż ona, kurewski los. Znalazł – jego, choć żal dupę ściska.

Stwierdzenie Callisto nie na żarty ją zaniepokoiło.
- Coś tu śmierdzi, ale może ma jakieś pojęcie nasza urocza czarodziejka? Masz … ma pani możeewentualne wytłumaczenie takich spraw?

A wtedy Vestine odczytała treść wiadomości. Bobby nie podejrzewała, że ona w ogóle piśmienna jest.

- Zaraz, zaraz – przerwała nagle dosadnie. - O kim mówiłeś Callisto? -W głosie dziewczyny pobrzmiewała wrogość. - Sugerujesz, że jest wśród nas czaromiot? Kobieta. A więc Astria czy Vestine? Mam chociaż nadzieję, że to ktoś gildii, a nie jakiś samorodny talent, od którego chaosem na mile jebie. A wy tak spokojnie przyjęliście to do wiadomości? Nie wiem do czego przywykliście ale tam skąd ja pochodzę, wioskowych guślarzy pali się na stosach, tak profilaktycznie! Dlatego pytam raz jeszcze. Która się para magią i czy należy lub należała kiedyś do gildii? Zostawcie na chwilę to Ordo Dupelis, koło dupy mi lata ten zakon. Chcę wiedzieć kim jest czarodziejka. Callisto?

Chłopak niespecjalnie się wzruszył jej tyradą.
- Ach, każda kobieta jest czarodziejką, kiedy chwila sposobna, a niektóre nawet o tym wiedzą - mrugnął do niej. - Chcesz o tym porozmawiać?
- Powiedz co wiesz. Ładnie proszę. Jest z nami czarodziejka? Bo zaczynam głupieć. Starczy zwykłe tak lub nie. Chcę wiedzieć czy mam mieć się na baczności czy to było istotnie feralne przejęzyczenie?
- Jasne, jeszcze głośniej - pomyślał wkurzony Callisto. Angelique pogadywała tak na środku, pomiędzy wszystkimi, nie troszcząc się o nic poza zaspokojeniem własnych obaw, czy ciekawości. Ale zbliżył się, stanął tak, że ich czoła stykały się ze sobą, a potem zbliżył usta do jej ucha.
- Pogadamy później i nie wrzeszcz tak. A teraz daj mi w twarz, albo coś takiego, mówiąc, żebym nie gadał takich zbereźnictw, czy coś takiego – szepnął.
- Po prostu uważam, że każdy ma prawo to widzieć. Czarodziejka może narazić nas wszystkich. Ale dobrze, jeśli chcesz porozmawiamy o tym później. Na osobności – szepnęła mu w odpowiedzi, również do ucha a później wymierzyła siarczysty policzek, tak jak sam zresztą zaproponował. Może tylko zbyt dużo siły włożyła w ten cios ale wiadomość o czaromiocie podniosła jej ciśnienie. Eh, przynajmniej naturalnie wyszło.

- Jeszcze raz będziesz takie sprośności wygadywał to owszem, dobiorę ci się do gaci! I będę sobie pomagać tym skaveńskim brzeszczotem!
- Kurde. No co? No co? - zaprotestował łapiąc się za policzek. Patrzył przy tym bardzo wymownie: miał być policzek ale nie siarczysty policzek, po którym zrobił się na połowie twarzy purpurowy, niczym malarz, na którego wywaliła się farba.

* * *

Bobby nie odpuściła. Już po chwili gdy skończyli debatować pociągnęła Callisto na ubocze. Sprawę musiała czym prędzej wyjaśnić.

- Powiesz mi kim jest czarodziejka? Chyba nie Ves, prawda? Proszę, powiedz, że to nie Vestine. Zaczynałam lubić tą lafiryndę...
- Mogę powiedzieć, ale co to zmieni? - zapytał krótko. - Tylko siedź cicho. Byłem przekonany, że się orientujesz. Powiedziałem słówko za dużo. Nie wykorzystaj tego, proszę.
- Ves, kurewska mać... – szepnęła przygaszona. Całe powietrze z niej nagle uszło.
- Nie wiedziałem, że nie wiesz. Wydawałyście się dosyć bliskie sobie.
- Nie – potrząsnęła przecząco głową. - Wygląda na to, że wcale jej nie znam.

* * *

Astria ujęła w dłonie statuetkę. Podejrzanie się zachowywała. Jakby wpadła w jakiś trans czy coś. Wszyscy wokoło dostawali świra. Czy ta dziewczyna miała być kolejna?

Kiedy się odwróciła w jej oczach coś błysnęło. Łzy? Wyglądały raczej jak... perły? Klejnoty? Bobby miała oko do błyskotek, to musiały być szlachetne kamyki. Tylko w jaki sposób ona je „wypłakała”. Śmierdzi chaosem? A może to przez to miejsce? Starożytni bogowie, dziwne posążki, kamienne altany?

- Podobno to kamień, w który wsiąkły krwawe łzy starożytnych bogów – powtórzyła na głos niedawne słowa Urira.

Kątem oka dostrzegła Valdreda. Z młotem? Na tą małą? Czy to nie była przypadkiem jego siostra? Podobni byli na pierwszy rzut oka.
Złapała mężczyznę za nadgarstek. Nie była pewna dlaczego, przecież zazwyczaj nie wtrącała się w sprawy obcych.

- Poczekaj – powiedziała moralizującym tonem. - Nie rób nic czego będziesz później żałował. Jeśli to piętno chaosu zdążymy ją zawsze ubić. Tyle, że... perłowe łzy to nie rogi albo trzeci kulas, co nie? Ciężko być pewnym co jej się przytrafiło...

Albert ponaglał twierdząc, że zna dalszą drogę. Faktycznie warto się było pośpieszyć bo zastał ich niespodziewany deszcz stalaktytów. Bobby nie trzeba więc było dwa razy powtarzać. Ponadto po odgłosach można było sądzić, że ktoś depcze im po piętach. Pociągnęła za sobą Callisto.
- Myślisz, że jak opowiemy jej wzruszającą historyjkę to uzbieramy cały mieszek tych świecidełek? – zapytał już w biegu. Cokolwiek miało tu miejsce Bobby nadal się tym nie przejmowała. W końcu ona czuła się nieźle. Żadnych zwidów, żadnych perłowych łez... Choć szkoda może, że to ostatnie nie jej przypadło w udziale. Dobrze by było stać się kurą znoszącą złote jajka.


 
liliel jest offline  
Stary 09-10-2009, 22:29   #95
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Nie zgadzał się z Szurakiem, co do „fanatycznych imperialnych popaprańców.” Imperialni niewątpliwie byli. Fanatyczni również. Ale dlaczego popaprani? No, lecz nie było to miejsce na wykłady z teorii chaosu, które to na lekcjach zakonu przekazywano im dwoma standardowymi sposobami:
- przez ucho, podczas wykładów,
- przez tyłek po wykładach, jako że wszak wiadomo, iż dobra rózga zdecydowanie sprzyja pozytywnemu rozwojowi pamięci oraz oświeceniu umysłu.

Najpierw pogaduszki Angie, która miała wyraźną czarofobię, potem bójka. Właściwie myślał, że dziewczyna doskonale wiedziała, że Vestine jest maguską, ale widocznie przy całym napięciu ucieczki, coś zdarzyło mu się przeoczyć. No, potem zaś się po przyjacielsku sprali.
- Właściwie – pomyślał – dobrze, że ten drągal Valdred nas rozdzielił. Właściwie swoje oberwała – uśmiechnął się, trochę przez zmarszczone brwi, bo ból odezwał się w pękniętych żebrach oraz kilku miejscach, które po bójce niewątpliwie będą świecić zdrowymi siniakami. – Ech, trzebaby nasmarować oliwą.

Oliwę właściwie miał. Bowiem kiedy okazało się, że przygotowania do starcia z pająkiem były równie zbędne, jak żona dla jego znajomego, mającego zamiłowanie wyłącznie w co młodszych chłopaczkach, odebrał od nowo poznanej dziewczyny bańkę. Właściwie nie pamiętał, czy się jej przedstawiał, dlatego na wszelki wypadek powiedział.
- Callisto jestem, miło mi poznać, jeżeli, uwzględniając okoliczności, może być miło. Estalijczyk – giermek władał doskonale reikspielem, którego znajomość wyniósł z domu na równi z rodzinnym estalijskim. – Nie pamiętam, żebyśmy się poznali. Jestem przekonany, że uda się prysnąć stąd.
- Astriata
- mruknęła, z niechęcią oddając bańkę i upuszczając kamień. - Taaak, na pewno ... - dodała bez przekonania, rozglądając się jeszcze za młodymi pajęczakami. Najwyraźniej była bardziej zainteresowana robactwem potencjalnie kryjącym się wokoło niż nawiązywaniem nowych znajomości. Dziewczyna ogólnie trzymała się blisko brata, który bardzo czule się nią opiekował.

Teraz zaś można by ją świetnie wykorzystać. Znaczy oliwę, nie Astriatę, która wyglądała na największą bidulę, ale także najnormalniejszą w całym tym damskim trio. Co właściwie jednak, jak pozeznawał, nie było specjalnie trudne. Obydwie pozostałe: czarująca nimfomanka i gwałtownie bezkompromisowa piratka nie należały do typowych dam. Właściwie, to ogólnie nawet: do jakichkolwiek dam. Były jednak obydwie ładne, zgrabne, sprawiające wrażenie pewnych siebie oraz niezłe nawet w swoim fachu.

***

Sala olbrzymia była … no, najnormalniej po prostu ooooooolbrzymia. Jakiś ktoś zwiewał. Kuno zniknął. Niech to gęś. Uratował ich, choć dla czystej egoistycznej chęci ratowania własnego ucha. Wolałby jednakże go uratować, ale co można było zrobić więcej, oprócz nawoływania? Statua. Dziwna. Naprawdę, ucieczka stanowiła doskonałe rozwiązanie problemów. Dodatkowe babranie się czymkolwiek, mogło tylko spowodować, że ich dorwą. Kto? Skaveny lub strażnicy kopalni, bo któż mógł jeszcze iść korytarzem za nimi? Nieistotne właściwie, ktokolwiek był stanowił prawdziwą groźbę. Naprawdę niezwykle poważną. Niewątpliwie zaś słyszeli odgłosy czyichś kroków. Dodatkowo dorzucić należy: miraże dopadające część drużyny, spadające stalaktyty oraz jeszcze dziwne zachowanie Astriaty, która płakała perłowymi łzami. Rzeczywiście piękne i wariackie:
- Jasny gwint, znowu mam omamy. Spójrz na jej łzy – powiedział Angie niepewnie przecierając rękami powieki.
- Zdążymy pozbierać czy raczej w nogi? - uśmiechnęła się ciągnąc go nadal za sobą. Chyba jednak wybrała ucieczkę. Zdroworozsądkowo.
- Tak, wolę być biedakiem na powierzchni, niżeli bogatym tutaj - podsumował - Na górze zawsze jest jakaś szansa na zmianę sytuacji
- Myślisz, że jak opowiemy jej wzruszającą historyjkę to uzbieramy cały mieszek tych świecidełek?
- Doskonały pomysł, ale może, jak damy drapaka
.
 
Kelly jest offline  
Stary 10-10-2009, 21:00   #96
 
Jakoob's Avatar
 
Reputacja: 1 Jakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwu
Zniknął... Po prostu zniknął, jak w rybałckich balladach, z których naśmiewał się z kolegami, będąc małym chłopcem. Aleam stał przez chwilę zszokowany widokiem pustki, pozostałej po iluzorycznym Piskorzu. W ludziach dział się pewien paradoks - o wiele bardziej byli skłonni uwierzyć w niezliczone hordy nieumarlaków niż w jedno proste zniknięcie. Pstryk, i o! Nie ma! Z niewiadomych przyczyn ten widok szokował ich bardziej niż trzaskające zewsząd ogromne kule ognia. Aleam nie był inny. W pewnym sensie, był mentalnie przygotowany na błyskawice sypiące się z rąk uciekającego, ale prosta acz perfidna sztuczka, wywołała konsternację i strach. Strach przed nieznanym, przed niemożnością rozróżnienia fałszu od prawdy, rzeczywistości od fikcji. Dopiero teraz zaczynał pojmować ogromną przewagę jaką mają władający mocą od zwykłych szaraczków, nie obdarzonych darem.

Stali tak wraz z Albertem, gapiąc się na posąg, z którego właśnie zszedł niby-Piskorz. Rycerz kucnął i podniósł prosty, srebrny pierścień. Standardowy symbol. Zaproszenie. Jeśli to nie przypadek, to być może mieli szansę na pozyskanie bardzo silnego sojusznika. W końcu wrogowie wrogów są przyjaciółmi.

- Słyszysz?
- Aleam odwrócił się ku korytarzowi, z którego przybiegli. - Nie sądziłem, że są już tak blisko. Muszą mieć dobrego przewodnika.

Po raz kolejny na twarzy rycerza odmalowało się zdziwienie. - Kto, skaveny?

- Nie sądze, żeby to były skaveny. One zmierzały w zupełnie innym kierunku. Nie zapominaj, że wciąż jesteśmy uciekinierami.

- Strażnicy? Słyszałeś ich wcześniej?

- Nie, ale skoro nie skaveny to kto? Pająki? - twarz Aleama wykrzywiła się w grymasie obrzydzenia - Szurak wspominał coś o pogoni.

Niepewna mina znikła. Rycerz nie miał złudzeń co się z nimi stanie jak dorwie ich kopalniany pościg. Podobnie jak wszyscy tutaj nie zamierzał kończyć na palu. - Trzeba dać znać reszcie i się stąd zabierać! Chyba nie ma czasu nawet by dokładnie przetrząsnąć tego miejsca. Niech Valdred pomoże siostrze, a ja Vestine!

Pomimo zamieszania, jakie wywołały odgłosy kroków, Kurt, który właśnie dołączył do dwójki oraz Albert wyraźnie nalegali, aby sprawdzić posąg, z którego przed chwilą zszedł Piskorz. Dziewiętnastolatek szybko uległ presji wyższych i silniejszych. Podstawili go na odpowiednią wysokość, a on wdrapał się bez problemu na szczyt. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że wysiłek był zbyteczny. Stał na idealnie równej, fioletowo-niebieskiej skale, odbijającej jak zwierciadło panoramę jaskini. Po chwili dostrzegł niewielkie nacięcie, które okazało się ukrytą skrytką. Uniósł kwadratowy blok skalny. W zagłębieniu znajdowała się niewielka skrzyneczka, zbudowana z takiego samego rodzaju kamienia. Zrzucił ją do kompanów i zszedł. Przyjrzał się dokładniej zamkowi zdobiącego front szkatułki. Zatrzaskowy. Da się zrobić. Ostrożnie uchylił wieko. W środku nie było nic. W tej chwili poczuł, że słabnie. Ujrzał przerażone spojrzenia kompanów, po czym usunął się w ciemność...

Obudziły go siarczyste ciosy. Ktoś stał nad nim i uderzał w twarz otwartą dłonią. Czuł w ustach smak krwi.

- Już, starczy, żyję. - odpowiedział zmęczonym, słabym głosem. Świat zachwiał się wyraźnie, ale nie odpłynął ponownie. Zbierało mu się na wymioty. Przez chwilę nie był w stanie rozróżnić postaci dookoła niego. Wstał, opierając się o wystającą skałę. Widział, jak grupa zbiera się do dalszego marszu. Zacisnął zęby i ruszył za nimi.
 
__________________
gg: 8688125

A po godzinach, coś do poczytania: [nie wolno linków w podpisie, phi]
Jakoob jest offline  
Stary 10-10-2009, 21:19   #97
 
Oktawius's Avatar
 
Reputacja: 1 Oktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłość
"NIECH TO JEBNIE TO WSZYSTKO ! " W myślach Kurt aż się pienił. Znowu, cholera jasna, znowu go ominęło wyżycie się. Oj a miał teraz siły w zanadrzu. Szukał ujścia, podczas pracy w kopalni to przynajmniej kilof w łapie i skały dawały upust energii, ale teraz? Miał jej za dużo.
Albert niby złapał tego Piskorza, ale co to za chuj był to nie wiadomo. Rozpłynął się w uścisku Blondyna a po nim został tylko pierścionek. A walić te świecidełko, nawet nie wyglądało specjalnie drogo, więc po kiego to ? Ten młody , co na trzeciego schodził, chyba coś na ten temat wie, ale to już ich sprawa.
Tak samo jak sprawą Kurta było to że nie powiedział nic, co było w tej altance. Może Kurt nie był zbyt wierzący, ale ołtarz w imię innego Boga, zasługuje na jakiś szacunek, czy coś. A przynajmniej mądrze jest nie zapieprzać stamtąd gratów, bo nie wiadomo co się potem komu stanie.
A propo właśnie stawania się komuś czegoś, Kurt zwątpił w pogoń za Piskorzem, który zniknął tam gdzieś na górze, odwrócił się do reszty towarzyszy, którzy schodzili po schodach i zobaczył dziwną reakcję brata Astriaty na jej... PERŁOWE ŁZY!?
- Ulala, niedobrze... - Mruknął pod nosem i przezornie, szybkim krokiem powędrował w stronę rodzeństwa.
Młot trzymany pewnie w rękach braciszka, skierowany w stronę siostry, nie specjalnie wróżył różowe zakończenie, więc trzeba było zareagować jakoś na to, a nie jak te mośki stać jedynie i patrzeć się na te łzy, jak na źródło dochodów.
Pani Piratka, raczej nie chętnie wypowiadała się o czarownicach, ale próbowała coś zrobić. Złapała go za dłoń i rypła kazanie. Kurt stanął pomiędzy rodzeństwem. Nic nie mówiąc, jedynie górując nad nimi, z miną poważną, wkurwioną i nie skorą do żartów. Nie stali daleko od siebie, więc rozdzielenie było chyba jedynym słusznym rozwiązaniem.
"Dooobra, pierwsza część planu zrobiona... i co teraz?". Dokładnie! I co teraz? Zabrać broń dla jej brata, czy ocucić jakoś Astriatę? Eee tam, najlepiej dwie rzeczy na raz.
Cień który rzucał Kurt na Val.. Valed... cholera jasna, na brata czarownicy, był spory, tak samo jak zdecydowanie w zabraniu owego młota. Położył dłoń na nim i korzystając z tego że chłopak był zmęczony, przestraszony i otumaniony, a Kurt dalej posiadał sporo siły, wyrwał mu broń, mrukając tylko
- Na siostrę Ci się to nie przyda młotku. Idź oprzytomnieć - I sądził że to wystarczy w zupełności i nie spodziewając się reakcji z jego strony,a na dodatek Piratka była niedaleko, odwrócił się plecami do czarownicy i widząc jej perłowe łzy, jakoś tak... poczuł się nieswojo w jej towarzystwie. W ogóle inaczej patrzyła się na niego, niż wtedy gdy próbowała zmienić mu opatrunki, gdy rozmawiali przy tej barykadzie. Czuł jakiś ciężar, czy cholera wie co. Spojrzał się w jej oczy, które może i wyglądały jak jej, ale... ani nie błyszczały tak jak wcześniej ani nic.
- Ogarniesz Ty się w końcu? Co się z Tobą stało? - Nie specjalnie czekał na jej odpowiedź, a po prostu objął ją ramieniem i odprowadził od tego posągu.
Jego twarz nie przybrała zatroskanej miny, nie uśmiechała się do niej serdecznie, ani nie wyglądała spokojnie. Jednak było coś w niej... opiekuńczego. Takiego... innego niż zawsze.
 
__________________
Wolę chodzić do studia niż na nie po prostu,
palić piątkę do południa niż mieć ją na kolokwium.

511409
Oktawius jest offline  
Stary 10-10-2009, 21:34   #98
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Gdy dziewczyna i Estalijczyk nie byli skorzy do dalszej bitki, wręcz udawali że była to tylko przyjazna utarczka, Val opuścił gardę i stanął prosto.
- no, dobra - mruknął pod nosem jakby trochę zmieszany, że tak łatwo poszło. Następnie wrócił na swoją pozycję gdzieś z boku drużyny.

Na pół gwizdka przysłuchiwał się rewelacjom Aleama zwróciwszy dopiero większą uwag, gdy Bobby zaczęła panikować i sarkać na dzikie talenty magiczne i gusła.Zaniepokojony zerknął ukradkiem na siostrę, która ze schylona głową unikała wzroku reszty osób, jednocześnie zbliżając się powoli do niego. Samo w sobie nie wzbudzi to pewnie u inych podejrzeń - w końcu ciągle teraz trzymali się razem. Czuł jednak przez skórę, że Astria w środku cała drży, po raz kolejny zagrożona widmem stosu. Nawet tu, w bandzie wyrzutków to ona czuła się wyrzutkiem... Jej spuszczony wzrok... z pewnością było w nim brak nadziei na to, że kiedykolwiek dorobi się własnego miejsca.
Spokojny m krokiem odwrócił się przodem do siostry i otulił ją w ramionach. Głaszcząc ją delikatnie po głowie obiecywał sobie, ze prędzej da się nawlec na pal niż ją skrzywdzić. Spojrzał w stronę prostokątnej platformy, zawieszonej trochę jakby w niebycie naturalnej jaskini. Było w niej coś niewłaściwego - jakby nie na miejscu.

Chwile później ruszyli zwartą grupą w tamtą stronę. Początkowo wszystko zdawało się być całkowicie normalnie, aż do momentu gdy Astriata westchnęła żałośnie. Młody Gotrij spojrzał na siostrę i zbladł. Zatrzymał się w miejscu zdrętwiały spoglądając już nie na umorusane oblicze bliźniaczki, lecz w żółte ślepia demonicznej pokraki.
Cofnąwszy się o krok wymierzył w jej stronę młot
-to nie możliwe- jęknął cicho. Myśli szalonym sztormem uderzył o jego świadomość.
~Cóż to za spaczona bestia skaziła jej ciało ?!~ krzyczał w myślach drżąc na całym ciele
~to jakiś szalony koszmar, to przecież nie może być Astria, to nie może być...~
Zawsze wiedział, że ojciec się mylił kiedy chciał ją zabić, za to ze we własnej obronie spaliła magicznym ogniem bandytę na trakcie. Jednak nauki jakie odebrał, Sigmaryckie kazania, które wysłuchiwał wałęsając się po Imperium, twierdziły, że tylko wierna i wstrzemięźliwa dusza może oprzeć się napierającym falą chaosu. Co jeśli przez te lata spędzone na wygnaniu, jego siostra dała spętać się demonom...
~Nie ! Nie uwierzę, na Urlyka nie moja siostra, to złuda, koszmar... przemęczenie~ tłumaczył sam sobie ledwo utrzymując młot w drżącej dłoni. Jednocześnie cofnął się jeszcze o krok od pokracznej kobiety, która zastąpiła jego siostrę.

Czuł, że traci zmysły, że musi ją ratować. Nie wiedział tylko jak. Chciał uderzyć w demona, zmiażdżyć parszywą twarz, rozkwasić karmin ust, zgasić płomień oczu, lecz bał się skrzywdzić siostry.
Pierwszy raz tak bardzo wszystko było nie jasne. Żadnych rozkazów, żadnych wrogów w około tylko wątpliwości i burza uczuć...
Chciał to skończyć. Zwinąć się w kłębek i zanegować świat w około. A jednak walczyć, uderzać, miażdżyć, mordować. Zabić ich wszystkich. Gorącą krwią zmazać, cały ten parszywy epizod życia... Utonąć... Uciec... zabić...

Wielka postać przesłoniła widok demonicy. Jednocześnie poczuł szarpnięcie i otępiały spojrzał na Bobby. W tym samym momencie silne dłonie Kurta pozbawiły go oręża.
Valdred spojrzał na gladiatora, na dziewczynę i wymamrotał:
- tak, tak, nie robić co będę żałował, nie robić. Oprzytomnieć- potrząsnął głową i schował twarz w dłoniach.
- Przepraszam- sapnął głucho. Choć nie przepraszał ich. Przepraszał siostrę za swoje wątpliwości. Jeszcze chwile wcześniej dałby nawlec się za nią na pal, teraz pomyślał by ją zabić.
Nie mógł już jednak zebrać myśli, gdyż poczuł jak cały drży. Dopiero po chwili zrozumiał, że to nie on tylko cała jaskinia, zaczyna zrzucać im na głowy kamienne stalaktyty.
Rozejrzał się dookoła i rzucił do grupy wtórując Callisto
- Uciekajmy z tego przeklętego miejsca, zanim całe zwali się nam na głowy -
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 10-10-2009 o 21:41.
Nightcrawler jest offline  
Stary 10-10-2009, 21:44   #99
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Szum i łupanie w głowie ustały tak nagle, że Astria poczuła się jak szczeniak, który otrząsnął się właśnie z lodowatej, mętnej wody. Czyżby sprawiła to nagła cisza zapadła po spacyfikowaniu bijącej się dwójki? Nieee... wszyscy ruszyli w dół i w tym momencie umysł dziewczyny wypełniło... coś... wielkie, smutne, żółte oczy zdawały się wypełniać całe pole widzenia, a delikatny dźwięk westchnień i poruszającej się szaty hipnotyzował, wabiąc swym rytmem.

- Córeczko, jak dobrze, że jesteś... - magiczne słowa, których pragnie każde dziecko zawisły w powietrzu. Zanim zabrzmiały następne, Astria była już o krok bliżej. Widziała to... co widzi... wiedziała, że twarz naprzeciw niej nie jest twarzą Vespudy. Mimo to delikatny, czuły głos wabił swoją barwą.

- Ucałuj mnie... - Astria niczego bardziej nie pragnęła. Wizja, iluzja mieszała się w jej głowie z rzeczywistością i wspomnieniami.

- Przekonaj brata...
- Do czego matko?!
- zawołała, choć z otwartych ust wydobył się jedynie cichutki, mysi pisk. Mimo, że wiedziała, iż jej słowa zostały usłyszane posąg nie odpowiedział. Lecz wielkie oczy przepełnione były taką miłością, taką tęsknotą... Tęsknotą za nią, za nimi, na pewno! Matka chciała żeby wrócili do domu! Oboje, znów razem, rodzina!

Nie... nigdy nie byli rodziną. Nigdy nie usłyszeli od rodziców, od matki dobrego słowa, no chyba że pochwałę za dobrze wykonane zadanie a i to nieczęsto. W końcu nigdy ich w domu nie było... Nie... to nie matka tęskni; nikt za nimi nie tęskni...

-... Jak dobrze że jesteś... - echo poprzednich słów rezonowało w głowie dziewczyny, a każde kolejne powtórzenie, krok za krokiem zbliżało Astrię do posągu. Była już tak blisko... tak blisko... Czuła ciepły powiew oddechu, śliską fakturę powiewających szat, które ocierały się o nią... Zadarła głowę wysoko, a samotne spojrzenie żółtych oczu przeszyło ją na wskroś. Mama płakała! Płakała z tęsknoty za nimi! Nie powinni byli nigdy uciekać, powinni byli zostać w domu, posłuszni.

Nie! Nie było żadnego domu, nie było żadnej tęsknoty, nie było żadnej matki! To wszystko nieprawda, iluzja, to nie dom a parszywa, zawszona kopalnia!

Mama płacze! Astria wyciągnęła rękę chcąc delikatnie pogłaskać smutną twarz matki, ale jej dłoń nie sięgnęła nawet pasa posągu. Słyszała łzy, kapiące łzy, boleśnie rozbijające się o posadzkę, rozbijające w jej serce...

- Ogarniesz Ty się w końcu? Co się z Tobą stało? - surowy głos Kurta i realna siła, ciepło i stanowczość jego uścisku wydarły dziewczynę z chaosu majaków, wspomnień i marzeń. Twardy bok gladiatora oparł się o jej drobne ciało, a jej nogi zaczęły poruszać się same by wpaść w rytm długich kroków mężczyzny. Gdzieś w oddali, na skraju świadomości słyszała huk walącej się jaskini, lecz te dźwięki wydawały jej się zupełnie nierealne, jak z innego świata. Tępym wzrokiem omiotła Kurta, wykręcając rozpaczliwie głowę by choć ostatni raz spojrzeć na znikającą wizję. Jednak ramię gladiatora trzymało mocno i wątłe próby powrotu na nic się zdały. Obwisła więc w jego ramionach, na próby reagując jedynie nieskładnym mruczeniem. Matka zniknęła, miłość i nadzieja, jaką czuła przez tę krótką chwilę również...Teraz było jej już wszystko jedno.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 10-10-2009 o 21:47.
Sayane jest offline  
Stary 10-10-2009, 22:54   #100
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Mogła puścić słowa Estalijczyka mimo uszu. Mogła i zrobiła to, lecz liczenie na to, że podobnie postąpią inni... cóż, pozostawało w kwestii pobożnych życzeń dziewczyny. Życzeń, które nie miały być spełnione, bowiem Bobby, kątem ucha złowiwszy temat, zapieniła się się jak nalewane ze zbyt dużej wysokości ale. Można było mieć wrażenie, że lada moment wypłynie z samej siebie.
Przerywana cichszymi po wielekroć wtrąceniami Callisto tyrada Bobby bynajmniej nie była zabawna. Ve starała się zachować kamienną twarz, ale z każdą chwilą szło jej gorzej. Może nawet dałaby piratce w ucho, gdyby nie Albert, który stanowczo wtrącił się w dyskusję.

- Chyba nie jest to odpowiednie miejsce na to abyśmy rozmawiali o tym kto czym się zajmował zanim trafił do tej przeklętej kopalni - popatrzył wymownie na Bobby. - Oczywiście możemy, jeżeli uważasz inaczej. Właściwie to o twoich zamiłowaniach do interesów krążą tutaj niezłe historie... Przerwał zastanawiając się czy jest potrzeba rozmawiania o "towarze" jaki przywoziła do Bachmanna czy też nie. Nie było, chyba jasno się wyrażał. Przynajmniej dla tych, którzy znali prawdę. Kiedy Bobby odwróciła się do Callisto, Vestine z wdzięcznością spojrzała na rycerza, szepcąc bezgłośne 'dziękuję'. Nie dało się nie zauważyć wyrazu ulgi, jaka odmalowała się na jej brudnej twarzy.

*

W jaskini z wolna rozpętywało się piekło. Kiedy kolejna z porastających sufit formacji skalnych walnęła w ziemię tuż obok Alberta, serce i żołądek Tileanki podjęły walkę o pierwszeństwo dostępu do gardła. Zamarła na chwilę, by potem – korzystając z utrzymującej się wciąż dziwnej poprawy kondycji – jednym susem znaleźć się przy chłopaku.

- Nic Ci nie jest? - oczy Vestine na skutek przerażenia osiągnęły wielkość niemal porównywalną ze odłamkiem skalnym, który huknął o ziemię opodal Alberta. Jego zaś zadziwiła nieukrywana troska dziewczyny.
– Nie, nic mi nie jest. Chyba nie tak łatwo rozwalić taki twardy łeb.
Uśmiechnął się przez zęby. Nie wypadało się rozczulać nad sobą. To tylko troszkę krwi, jutro będzie już pewno tylko strupek. Jeżeli będzie jakieś jutro. Czarownica pokręciła głową w wyrazie dezaprobaty.
- Wystraszyłeś mnie, do cholery! - uderzyła go pięścią w ramię, jęknąwszy przy tym z bólu. Przez chwile na jej twarzy malowały się gniew i zatroskanie, by po chwili przejść w krzywy uśmiech. - Uważaj na siebie! Nie dam rady nosić Cię na rękach.
- Zapamiętam kiedy następnym razem będę miał zamiar stanąć przy spadającym stalaktycie. Widzę, że już ci trochę lepiej.
- Cieszę się, że się rozumiemy
- odparła z krzywym uśmiechem. - Masz rację, lepiej. Coś się zmieniło. Tylko, że za nic nie wiem co...
- Może nie czekajmy, aż to się zmieni. Chyba ktoś bardzo chce nas dorwać.


Z tym faktem nie dało się dyskutować. Pomieszczenie waliło im się na łby, a do tego przed chwilą zdawało jej się, że słyszy jakby odgłos pogoni. Kurt z Albertem zabrali się za podsadzanie tego młodego chłopaka, który chwilę wcześniej spenetrował pajęcze gniazdo.

*

Tileanka rozejrzała się wokół. Bobby stała na osobności, żarliwie szepcząc coś z Estalijczykiem. Albert pomagał chłopakowi wdrapać się na głaz... i na tym właściwie kończyły się osoby, którym mogłaby mieć coś do powiedzenia.
Wzrok kobiety zatrzymał się na Astrii, tej jasnowłosej dziewuszce, z która rozmawiała nad szczurzym truchłem.
Vestine oniemiała.
Dziewczyna płakała dziwnymi, nieludzkimi łzami, a jej brat – szaleniec, unosił młot, jakby chciał się na nią zamierzyć.
Kiedy Bobby ruszyła w kierunku mężczyzny, Vestine doskoczyła do Astriaty. Na jej twarzy malowały się zatroskanie i przestrach. Wyciagnęła poparzoną dłoń, żeby uspokajająco pogładzić dziewczynę po policzku, lecz zamiast tego w locie schwyciła drugi z kamieni... drugą z łez ześlizgujących się po policzku dziewczyny. Pięknie oszlifowany drogocenny na pierwszy rzut oka kamień spoczął na pobrudzonym i przemoczonym do cna bandażu. Przedramieniem wciąż przyciskała do siebie statuetkę. Vestine zagapiła się nań, nie dostrzegając prawie Kurta, który odciągał właśnie Astriatę od posągu.
Coś tknęło ją i przyklęknąwszy, położyła posążek na ziemi. Syknęła z bólu, mniej poparzoną dłonią umieszczając jedną z łez Astrii w pustym oczodole figurki. Włożyła i drugą. Pasowała. No prawie. Różnice pomiędzy szlifem kamieni a zagłębieniami w marmurze były tak niewielkie, że pierwszym, co przyszło na myśl Tileance, był pomysł, że może są to właściwe oczy od posążku Bachmanna. Lub że być może istnieje jeszcze jeden, podobny, również pozbawiony oczu?
Posążek pochłonął ją tak dalece, że dopiero wrzask Astriaty wyrwał ją z tego maleńkiego świata.
- Oddaj!!! Oddaj! To moje! To mamy jest! Oddawaaaj!!! - darła się dziewczyna, szamocząc w mocnym uścisku Kurta. Gladiator miał zdezorientowaną minę, ale najwyraźniej nie zamierzał puścić Astrii, która praktycznie wisiała mu na ramieniu.
- Nie dotykaaaj... - Astriata szarpnęła się jeszcze raz w stronę vestine, po czym rozpłakała spazmatycznym histerycznym szlochem., wyciągając brudne ręce w stronę posążka.
- Już, spokojnie. – czarodziejka podniosła się z ziemi. Podeszła do szamocącej się chudziny i delikatnie włożyła w jej dłoń oba kamienie. Siłacz trzymał ją w swoich imponujących ramionach mocno, lecz jednak z pewną ledwie dostrzegalną czułością. Zbliżającą się Vestine obrzucił uważnym i podejrzliwym spojrzeniem. Blondyneczka gwałtownie przytuliła podane jej kamienie do piersi. - Spokojnie, nikt Ci ich nie zabiera. Oddychaj, uspokój się.
 
hija jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172