Duncan wciąż szukał rozwiązania zagadki. W tej akurat chwili, szukał go na dnie szklanki wypełnionej mocnym alkoholem. Dokładny skład zawartości naczynia nieszczególnie go interesował i o tym że pije żubrówkę zorientował się dopiero kiedy poczuł jej smak, wcześniej nie zaprzątając sobie głowy co i z jakiej butelki sobie nalewa.
Kot znów dał o sobie znać, przebijając się ze swoim miałczeniem przez wprawiającą w drżenie cały budynek muzykę. Dopiero po kilku sekundach Duncan zrozumiał że zwierze równie dobrze mogłoby darować sobie wysilanie swoich strun głosowych, gdyż łącząca ich więź i tak sprawiała że Duncan dobrze rozumiał potrzebę swojego poufałego. Mieli czas dla siebie, gdyż na dzisiejszy wieczór nie przyjął żadnych zleceń. Trochę kasy go ominie, ale z drugiej strony, miał już tak wyrobiona opinię w środowisku że mógł sobie pozwolić na takie jednodniowe podsycenie rynku pt „pan D ma dziś wszystkie terminy zajęte”. Tak naprawdę Duncan nie oszukiwał się aż tak, sam przed sobą przyznając, że po prostu chce mieć wolny wieczór i tyle. Zdjął więc przepocony podkoszulek i rozsiadł się wygodnie na starym, połatanym w niezliczonej ilości miejsc skórzanym fotelu. Nawet gdyby było by go stać na nowy w miejsce tego rozpadającego się rupiecia, nie wymieniłby tego mebla. Z sentymentu. Nie do mebla, a do kota, którego nie przycinane pazury i tak szybko zmieniłyby go w „coś” na wzór fotela na którym teraz spoczywał.
Nie miał serca obcinać mu tych "szponów". Nie miał ochoty go ograniczać. Łatwo zresztą by próba obcięcia zapewne nie poszła, a z dwojga złego Duncan wolał zachować kota w stanie naturalnym niż marnować czas na tworzenie w domowym laboratorium szalonego alchemika maści i opatrunków które zapewne po takiej próbie byłyby mu potrzebne. Zamyślił się i wsłuchał w muzykę, pozwolił by jego umysł…
-Argh!- jęknął, czując nagłe, dotkliwe ukłucie.
-
Kobiety muszą rodzić, a ty nie potrafisz przywyknąć do… czegoś takiego?- kot prychnął, choć dźwięk rozległ się tylko w głowie jego pana. Fizycznie, chowaniec siedział wygodnie na piersi Duncana, przyssany do jego sutka…
***
Duncan miał dylemat. Niezbyt wielki, ale jednak. Nie mógł się zdecydować czy użyć Magyi do tak błahej i niewłaściwej (bo „osobistej”) sprawie, jak zatamowanie wciąż sączącej się z rany na piersi krwi, czy też zaryzykować poczucie się niczym jakiś sado-masochistyczny „homik” i nakleić na okalającą sutek ranę plastrów. Dylemat zniknął szybko, pozostał po nim mało estetyczny strup, a nim Duncan wyszedł spod prysznica, tylko wspomnienie. Nigdy nie polegał na swoich nadprzyrodzonych zdolnościach. Jego wrodzone już mu w zupełności wystarczały…
Siadł przed komputerem i bez nadmiernego entuzjazmu zaczął po raz setny przeczesywać sieć w poszukiwaniu informacji które mogły by mu pomóc w rozwiązaniu trapiącej go od dłuższego czasu zagadki. Pociągnął kolejny łyk alkoholu i ze smutkiem stwierdził że „szkiełko się zesrało” i trzeba je naprawić. Trunek smakował, więc wyszukał na stoliku butelkę po żubrówce. To znaczy, zanim się do niej bezpośrednio podłączył była jeszcze butelka Z żubrówką, jednak jej los był już przesądzony.
-Dobre, choć wolałbym piwo…-westchnął do siebie,
-Narzekasz, wiesz?- odpowiedział mu kot, wyrwany z drzemki przez nagłe przestawienie się jego pana na sposób myślenia wysoce mu odpowiadający, to znaczy leniwy, z wyraźną nutą malkontenctwa.
-Wiem. -To idź na piwo. –z niewiadomych przyczyn, kot nagle uznał że miejsce na którym siedzi jego pan, jest jedynym na którym ma obecnie ochotę poleżeć i trzeba coś z tym fantem, to znaczy obecnością tegoż pana, coś zrobić…
-Nie kombinuj, nie siedzę długo więc jeszcze tyłkiem ci tego miejsca nie zagrzałem.
-
No tak… ale myłeś się, czyli tak naprawdę chcesz wyjść. Wiesz to. Ja na przykład to wiem, bo gdyby było inaczej dalej siedziałbyś pokryty naturalną warstwa ochronną z wydzielin twoich gruczołów, a nie za przeproszeniem, śmierdział nowością… -…-
-
Brakuje ci tylko koszulki „jestem nowy, świeży, wypróbuj mnie…-kpił chowaniec.
-Dobra kanalio, wygrałeś- Duncan nie miał ochoty na opieranie się, nudził się i naprawdę miał ochotę gdzieś wyjść i się rozerwać. Miał też zresztą ochotę poderwać tego wieczoru coś innego niż sztangę... –
To co zaproponujesz, skoro już mnie tak wypłaszasz? -Ech, jestem kotem. W zasadzie powinienem ci zaproponować coś w stylu „idź znajdź chętną kotkę i spuść łomot obracającemu ja do tej pory konkurentowi, nie zapomnij o oznaczeniu terytorium” ale to byłoby żałosne i uwłaczało mojemu intelektowi który co by nie powiedzieć wykracza ponad zwierzęcy. Ograniczę się więc do zasugerowania ci udania się tam gdzie dadzą ci coś na co masz wyraźny smak… -Kobiety są wszędzie- uśmiechnął się pod nosem mag, przebierając w szafie w poszukiwaniu czegoś „odpowiedniego”. W tym wypadku kryterium brzmiało „czyste”.
-Mówiłem raczej o alkoholu, ale dobrze myślisz, podoba mi się tok twojego rozumowania. Powoli wyzbywasz się typowo ludzkiego zbędnego komplikowania zwłaszcza tych spraw…-odpowiedział mu Chowaniec, wygodnie moszcząc sobie legowisko na krześle które przed sekundą opuścił Duncan.
-Skąd jest ten drink?
-To wódka, zwykła, nie rozcieńczana. -Ach.
-
Z Polski, taki kraj na wschodzie, gdzieś koło Arabii i Gangesu. To znaczy tak myślę, że to musie być gdzieś w pobliżu innych rejonów skąd ci wszyscy biedni ludzie tak uciekają masowo, chyba z głodu… -Bardzo zabawne.- Duncan, nie zważając na krytyczny wyraz kociego pyszczka oddającego ocenę jego stroju, zaczął szukać w sieci jakiegoś odpowiedniego lokalu na ten wieczór…
-
Tylko zanim wyjdziesz, nie zapomnij mi wyczyścić kuwety…