Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2009, 16:35   #190
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Powrót na Roriana był dla Andiomene niczym powrót do domu. Przez kilka tygodni, gdy kierowała tym statkiem zdążyła już związać się z nim uczuciowo. Z czułością poklepała kadłub przy wejściu. Ludzie mieli różne pasje, ona kochała statki jak inni ukochane zwierzęta, a Rorian był niewątpliwie niezwykły i wart obdarowania go głębokim uczuciem. Niejeden statek po tym co przeszedł ten, byłby już tylko kupą kosmicznego śmiecia.
- Nie damy się łatwo skarbie - powiedziała jeszcze i weszła do środka.
Potrzebowała teraz długiej kąpieli, by zmyć z siebie męczące godziny przesłuchań i stresu. Gorąca woda na ciele przyniosła ukojenie. Przynajmniej chwilowe. Trudno się było całkowicie odprężyć, kiedy w perspektywie kilku godzin, miało się wziąć udział w być może największej bitwie w swoim życiu.
Andiomene kochała podróże kosmiczne, nie była stworzona do wali i raczej starała się jej unikać, kiedy tylko było to możliwe. Ten jeden jedyny raz postanowiła odstąpić od swojego postępowania, bo ceniła świat, w którym żyła, a porażka oznaczała świat zniewolony przez ogromne insekty. W takim świecie nie byłoby dla niej miejsca, nie byłoby dla niej życia. W ostatecznym rachunku śmierć w bitwie wydawała się dobrą śmiercią.
Sprawdziła naprawione systemy. Wszystko wyglądało na sprawne. Rorian był zwrotnym statkiem i dawał się prowadzić z niezwykła precyzją. Pozostało juz tylko czekać. Nie mając do roboty nic lepszego. poszukała Bru i poprosiła o odczytanie jakichś fragmentów z jego świętej księgi. Nie była zbyt religijna, gdyby ktoś próbował określić jej postawę religijną, była raczej agnostykiem: Nikomu nie udało się dowieść że istnieje istota wszechmocna, co nie znaczy że naprawdę jej nie ma. Jeśli krótka modlitwa może pomóc, nie zaszkodzi spróbować.

Potem wyruszyli. Piękno gwiezdnej floty, widoczne doskonale gdy opuścili już atmosferę planety i okręty ustawiły się w szyku, poruszyło serce pilotki.


Dla wielu z nich, jak okazało się niedługo potem, był to ostatni lot w życiu. Gdy tylko dotarli do wrogiej armii rozpętała się potworna bitwa. Zniszczenie każdego kolejnego w oczach Andiomene było jak śmierć towarzysza broni. Nie miała jednak czasu na smutne refleksje. Całą swa uwagę koncentrując na lawirowaniu pomiędzy walczącymi i unikaniu zabójczego promienia statku obcych. Latanie w polu asteroid by tym locie było niczym spacerowanie po zielonej łące. Nie mieli szans przelecieć, Nie mieli szans by przedrzeć się przez pole siłowe organicznego statku. Zgoda na te walkę była szaleństwem, nie było już jednak odwrotu. Ucieczka równałaby się śmierci!
Czy rzeczywiście pozostawała tylko wiara w cuda? Poświęcenie flagowego pancernika Bractwa, nie było cudem. Było tylko poświęceniem i aż poświęceniem. Czy wiara we Wszechstwórcę była w nich, aż tak wielka? Czy walczyli za innych? Za ich wolność i lepsze życie? To były dziwne idee i całkiem obce pragmatycznej pilotce, a jednak zagłada okrętu i śmierć jego załogi obiła się w jakiś sposób na jej duszy. Coś zmieniła w niej na zawsze. Przebili się. Dotarli do obcego statku, a teraz droga do jego serca stała otworem.
Dziewczyna popatrzyła w sztuczne oczy golema. Tam dalej były istoty, na myśl o których dostawała dreszczy. I nie chodziło o to, że były potężne i inteligentne. Ich insekcia budowa, była w jej mózgu barierą nie do przejścia. Jeszcze kila dni wcześniej, być może nawet kilka godzin wcześniej, a może nawet kilka minut wcześniej nie zawahałaby się nad odpowiedzią. Teraz zadrżała wewnętrznie, ale uniosła głowę i ścisnąwszy mocniej w dłoni karabin ruszyła do przodu:
- Do najgłębszej istoty ciemności. Wóz albo przewóz. Miejmy to już za sobą!
 
Eleanor jest offline