Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2009, 17:07   #95
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Uthgor siedział na jakimś ledwo wystającym spod porastającej okolicę lichej trawy kamieniu niedaleko miejsca, gdzie opuścił ich drzewołaz i dłubał sękatym paluchem w nosie. Wydawało się to prawie niemożliwe, ale w przypominającym wjazd do ciemnego tunelu, zadartym, ale nawet niezbyt wydatnym nosie zdołał zmieścić cały palec, aż do kłykci.

"Uważaj, bo się w mózg podrapiesz..." - odezwał się znajomy głos. Ork zareagował sięgając jeszcze głębiej, omal nie wsadzając do środka całej pięści.
"Haha! Tu cię mam!..." - Uthgor podniósł pytająco prawą brew, zaprzestając na chwilę działalności górniczej.
"...przecież nie można podrapać tego, co nie istnieje!" - dalej nastąpiła salwa diabelskiego śmiechu wyraźnie zadowolonego z siebie biesa.

Uthgor, i tak nie rozumiejący dowcipu, wyjął paluch z nosa, wysmarkał głośno obie dziury, po czym wpakował paluch w paszczę, rozpoczynając wydłubywanie resztek mięsa spomiędzy zębów. Gwoli wyjaśnień - ten sam paluch...
Czynności, które bardziej cywilizowane rasy nazwałyby toaletą (może o nieco innym przebiegu, ale zasadniczo z podobnym efektem...) potrwały jeszcze jakiś czas - trudno powiedzieć jaki, ze względu na to, że jak każdy szanujący się ork (czytaj: dzikus) nie rozróżniał nic więcej, niż wschody i zachody słońca oraz takie określenia, jak: "czas potrzebny orkowi na zjedzenie pokurcza", albo "w czasie jednej rundy Gobasowego Szaszłyka" (czyli czas, w jakim wrzucony do ogniska związany goblin zdoła przegryźć pęta i uciec, z dodatkową premią dla zawodnika, jeśli jego wrzask zagłuszy rechot uczestniczących w zabawie orków...). W każdym razie wstał wreszcie, by ziewając rozdzierająco (prezentując przy tym impunujący zestaw zębisk) przeciągnąć się i rozejrzeć po pustej, nie licząc znudzonych zielonoskórych i inszych gadów, okolicy.

- Dobra... spadam stont... - mruknął wreszcie i drapiąc się po zadku ruszył w kierunku Żabiegodupska, czy jak tam zwała się pobliska wiocha.

* * *

Na miejscu zauważył kręcących się po okolicy pozostałych prawie-dobrowolnych uczestników przedsięwzięcia zadziwiającego tandemu ork-liściojad z niebieskimi włosami. Prawie wszyscy gapili się na jakąś tablicę z przyczepionymi bazgrołami udając, że potrafią czytać.
Przechodząc tuż pod tablicą ogłoszeniową zerwał jakiś kawałek pergaminu, czy papirusu i porządnie wydmuchał weń nochal, po czym rzucił na ziemię.
Takie było jego podejście do tych wszystkich hokus-pokus z tymi małymi malowanymi robaczkami na karteluszkach.

Dojrzał Durszlaka. Mały był w jakimś budynku, przypominającym z grubsza ten, z jakiego zwinął swój nowy sprzęt. To znaczy tu też był sprzęt do zwinięcia, tylko nieco sprytniejszy handlarz trzymał go w środku, nie wystawiając nic przed kram.
Uthgora nie interesował jednak cały ten stuff. A przynajmniej nie w tej chwili. Przyszedł do szefa ich grupy. Głównodowodzącego.
- GÓWNOdowodzoncego, hłyhy... - wysapał, rozdziawiając paszczę w uśmiechu.
"Dlaczego jesteście tacy okrutni wobec swoich mniejszych i słabszych pobratymców?" - zapytał zaciekawiony demon.
- Yyy... - bo być mniejsi i słabsi? - Uthgor odpowiedział pytaniem na pytanie, prezentując typowe dla orków poglądy. Diabeł widocznie nie był w stanie polemizować z tak żelazną logiką i dał sobie spokój.

- Ty! Mały! - Uthgor szczerząc uśmiech jeszcze bardziej zawołał przyjaźnie do Zanka. Dla tych, co go nie znali widok potężnych kłów mógł wydać się dość deprymujący. Ci co go znali, zastanawialiby się jeszcze bardziej, gdyż w głosie czuć było ledwie skrywaną brutalność.
- Uthgor musieć pić! Dużo pić! - no i wyszło szydło z worka. - Ty dbać o żarcie, chlanie i... i... aparowizjazjację... - stękając zaciął się na wyjątkowo trudnej kwestii. Ale i tak był dumny z siebie, co potwierdził kolejnym oszałamiajacym i mocno zębatym uśmiechem.
- I dzifki... to jezd panienki tesz! - dodał szybko, idąc za ciosem.

"Co za elokwencja, no no - jestem pod wrażeniem..." - Uthgor zignorował uszczypliwą wypowiedź siedzącego w nim pasożyta, której ironii i tak nie łapał i ciągnął dalej.
- Kopsnij brzęk na wódę i zagrychę... - rzucił w końcu - ... albo będą kłopociki... - tym słowom towarzyszyło trzeszczenie skóry zaciskających się w ogromne piąchy dłoni orka. I adekwatny uśmiech rekina wpatrujacego się w zagonioną w kozi róg ofiarę. W tym wypadku więcej niż dwukrotnie od siebie mniejszego goblina.
- Wiesz, mały. Uthgor głodny = Uthgor zły. A ty obiecać załatwić koryto... - mruknąwszy sympatycznie ork wyjaśnił swoje stanowisko. Przecież nie chciał przestraszyć szefa ich specgrupy, powiernika złotego kolczyka oraz kwatermistrza w jednej, jakże uroczej, choć niedużej osobie.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline