Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2009, 18:25   #92
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Xerrtixellsen, panienko, musi nas opuścić.- rzekł machający dużym mieczem lilend, a jego słowa wywołały grymas pogardy na ustach Liliel. Stanęła wyprostowana i spojrzała pogardliwym wzrokiem na Latiena mówiąc twardo.- Odłóż ten mieczyk, zanim się pokaleczysz.
Widocznie spodziewała się, że posłucha, bo jej oczy spojrzały z gniewem na Latiena, gdy nie zrobił tego czego żądała.
Nienawiść wprost biła z tei’nerskiej kobiety. Spojrzała w kierunku szykującej się do boju Fosth'ki. Jeśli miecz i zbroja miały czymś zaimponować kobiecie i demonowi to efekt był nader mizerny. Liliel zachichotała, a demon ryknął głośno również szykując się do boju.
Niemniej Fosth'ka zaczęła od przemówienia.
Liliel słuchała go cierpliwie, po czym wybuchła śmiechem. Śmiała się dość długo i głośno. A gdy przestała, spojrzała pogardą na Fosth'kę i zaczęła swą przemowę.- Ty...zadufana w sobie kobietko! W swoim długim życiu nie spotkałam równie wielkiej ignorantki. Naprawdę wierzysz, w to co mówisz? Myślisz, że Than, który zgładził setki, podobnych jemu upierzonych jaszczurek...-tu wskazała na Latiena, i kontynuowała.- Myślisz że Than, który wybił prawie do nogi lud Tei’ner. Myślisz że tak potężny licz, boi się ciebie? Albo jego?- podparła się rękami pod boki. I obrzuciła kolejnym spojrzeniem kapłana i drowy.- Myślisz że potrzebuje ich? Przecież są żałośni. Drobne szczurki bojące się własnego cienia.-na twarzy Liliel wykwitł uśmiech.- Ale przynajmniej wiedzą gdzie jest ich miejsce. Wiedzą, że nie mogą uderzyć na licza bezpośrednio.- spojrzenie Liliel znów przeniosło się na Fosth'kę.- Ale ty...ty się uważasz za jakąś wysłanniczkę dobra. Rozczaruję cię. Widziałam wysłanników dobra. I tobie i temu tam...daleko do nich. I to pod względem potęgi jak i mądrości.-splunęła z pogardą dodając.- Nazywać mnie szpiegiem Thana. Mnie?! Powinnam ci wyrwać język za taką zniewagę.
Spojrzała z wyższością na Fosth'kę dodając.-Ale znaj mą łaskawość, głupia kobieto. Oświecę cię w pewnych sprawach. Ty się nie liczysz, tamta banda pod wodzą kapłana też...Ja się nie liczę. Czy po wtargnięciu tutaj wyroiły się demony mające cię zgładzić. Nie! Than nie wysłał na ciebie nawet marnego zombi. O impie nie wspominając. Ten tu Anzelm łazi sobie grabiąc skarby, ożywiając trupy i co? Nic. Than nawet nie kiwnął palcem. Bo ani on ani ty, go nie obchodzicie. Nawet nie zwrócił na was uwagi. Wysyłać tu szpiega? Po co? Kogo interesuje taka banda pcheł na grzbiecie wielkiego psa? Bo tym właśnie jesteście. Pchłami...Stary licz ma ważniejsze sprawy, ważniejszych przeciwników do pokonania. Nie jesteście dla niego ani pomocą, ani zagrożeniem. Nie macie dla niego znaczenia. Tak jak i ja oraz mój pieszczoch. Jak myślisz zaślepiona dobrem idiotko, czemu nie interweniował, gdy Anzelm mnie uwalniał?- stukając stopą o ziemię rzekła z pogardą.- To proste! Nic go nie obchodzimy! Zapomniał o nas wieki temu! Jesteśmy jak zabawki rzucone w kąt! Ale tobie nie przyszło to głowy, prawda? Jesteś równie zaślepiona misją jak ci głupcy, których szczątki bieleją na polach Imil.
Splunęła na ziemię mówiąc.-Dzielny lud Tei’ner, dzielne lilendy...wierzyli w sprawę tak ślepo, że nie zauważyli iż giną na marne.
Wzrok jej skupił się na Latienie.- Widzę że ich potomkowie niczego się nauczyli przez stulecia. Ruszają na ślepo do boju, błędnie uważając, że szlachetność celu wystarczy na jego osiągnięcie.-syknęła wściekle.-Mam dla ciebie nowinę ogoniasty, szlachetność celu nie wystarczy! Szczątki twych przodków są tego dowodem.
Wskazała na Anzelma mówiąc.- On przynajmniej ma dość oleju w głowie, by zbierać sojuszników, planować osłabienie sił Thana, przed atakiem na niego.
Spojrzenie Liliel przeniosło się na Fosth'kę, a słowa przybrały ironiczny wydźwięk.- Ale ty masz błyszczącą zbroję i ostry mieczyk. Jestem pewien, że licz zatrzęsie swym kościstym tyłeczkiem, gdy się o tym dowie...bardziej jednak ze śmiechu, niż ze strachu, jak przypuszczam.
Liliel poprawiła włosy wypinając dumnie dekolt do przodu i mówiąc.- A choć zabawnie byłoby patrzeć jak Than robi z ciebie i twoich ideałów krwawą miazgę. To jednak zniszczenie Thana bardziej leży mi na sercu. I jestem gotowa sprzymierzyć nawet z tobą i twym...ogoniastym przyjacielem.
Liliel klepnęła lekko Xerrtixellsena i korzystając z tego że się pochylił, wdrapała się mu ramię. I siedząc dodała.- Nierozważnie jest odrzucać pomocną dłoń kogoś, kto zna wiele sekretów Imil i nie tylko.
Następnie dodała.-A co do Zivilyn...Gdzie była jej pomoc, gdy Than mnie niewolił? Gdzie była jej opieka, gdy byłam torturowana? Gdzie była jej otucha, gdy byłam przez stulecia uwięziona. Nie chcę mieć teraz z Zivilyn nic wspólnego. I z jej rytuałami też.
Siedząc na ramieniu demona rzekła.- Walka i zmasakrowanie ciebie i ogoniastego w tym miejscu, byłyby nawet zabawne. Ale...może innym razem. Nie chcę się rozczarować, jak okaże się, że kolejna niedojda o nadmiernej ambicji dołączyła do pozostałych.
Przesunęła ramieniem po zgromadzonych-Niech oni zdecydują kto ma odejść, kobieto. W końcu wierzysz w siły dobra. I każdy ma prawo do wypowiedzi swego zdania, prawda? Niech więc każdy się wypowie. A jeśli wyjdzie że zamierzacie mnie wypędzić to sobie pójdę wraz z pieszczochem. I poczekam, aż nabierzecie rozumu. Ale za mój powrót w wasze szeregi, będziecie musieli zapłacić.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 11-10-2009 o 15:24.
abishai jest offline