Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2009, 21:12   #36
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Znowu to mówił. Przyjść do niego... Ten starszy mówił, że ksiądz leży w szpitalu w Międzylesiu... czy to o to chodziło? Odwiedzić go w szpitalu? Szpital Międzyleski... Słyszał o nim. Strajki pielęgniarek i bankructwo... przynajmniej jakiś czas temu o tym mówili... A chromolić cholera... trzeba się stąd wydostać. Tylko jak kurwa... jak... Jeśli niedługo tego nie wymyśli, to oboje skończą jak Władysław... ooo nie. Nie on. Niech dziewczynę biorą. On chciał żyć. Chciał żyć jak jeszcze nigdy wcześniej. Musi wymyślić... Ta sytuacja to tylko problem do rozwiązania. Zrujnowane miasto. To tylko proste tło. Takie samo jest w starych zagadkach matematycznych. Proste tło z prostymi zasadami i problem do rozwikłania. Ksiądz nie jest kluczem... więc jak? Jak do kurwy nędzy...

Stał i patrzył na lezące przed nim ciało śpiącego. Patrzył i go nie widział. Skupiał się na zawieszonym w powietrzu punkcie tuż przed twarzą księdza. Analizował poruszając bezgłośnie ustami. Wszystko co wiedział... Podmuch wiatru przetoczył przez klatkę piersiową księdza jakaś podartą siatkę zahaczając ją bezwładną rękę leżącego. Konrad jej nie zdjął. Myślał... Intensywnie myślał.

Co było zmienne? Zmienną był on sam... a także te dziwne obrazy przed oczami, które widział wcześniej. Ustąpiły, jakby nie było nic więcej do ukazania jego oczom. Jakby wszystko już wiedział. Ale nie umiał ich posegregować. To były bardziej myśli niż obrazy... Myśli niczyje w jego głowie... Czy tam jest rozwiązanie? Jest jeszcze bestia, która dopadła Władysława... no i sam Władysław i Ewa... Ewa? Ewa!

[MEDIA]http://w42.wrzuta.pl/sr/f/8N55Skih17X/06_journey_to_the_school.mp3[/MEDIA]

Gdy spojrzał za nią, biegła już gdzieś daleko w stronę, z której przed chwilą uciekli. Na tle fartucha błyskały tylko wysoko podnoszone przez dziewczynę blado brudne stopy.
- Ewka! - krzyknął za nią - Ewa!
- Kuurwa... - jęknął i puścił się za nią pędem... Po paru metrach gwałtownie się zatrzymał i obejrzał na leżące na ulicy pozostawione przez nich samotne ciało księdza. Blada, półprzezroczysta skóra mogła sprawiać wrażenie, że śpiący już od dłuższego czasu nie żyje... ale przecież nie po to go stamtąd wyniósł, że go tu zostawić... i jeszcze ryzykować dla smarkuli spotkania tej bestii... Znów obejrzał się w stronę dziewczyny... Jej blond włosy falowały w oddali gdy skręcała w jedną z przecznic... To nie tam...
- Ewka!
Ruszył biegiem za nią.
- Ewka wracaj!
Zniknęła za postrzępionym winklem. Przyśpieszył. Ból w lewej stopie był uciążliwy, ale nie nie do wytrzymania. Jak zimny skurcz. Rytm serca wzrósł gwałtownie gdy mijał jakiś zrujnowany przystanek. Potrzaskany plastik zachrobotał przy paru następnych odepchnięciach... Jeszcze z dwadzieścia metrów. Gdzie ona biegła?
Na zakręcie złapał się pokrytego rdzą i zamazanego graffiti jakiegoś znaku. Osadzona w betonie rura zadrżała słabo, ale nie puściła pozwalając wykonać szybki zwrot. Przecznica nie różniła się niczym od poprzedniej. Nie zatrzymał się. Szereg pięcio-, może sześciopiętrowych bloków zdawał się ciągnąć w nieskończoność otaczając prostą ulicę o zatartych nazwach na tabliczkach. Ledwo można było numery odczytać. A Ewka znów skręcała... tym razem w lewo. Była zbyt szybka. Nie zatrzymał się jednak.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 10-10-2009 o 18:02.
Marrrt jest offline