Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-09-2009, 22:55   #31
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Łopoczące serce, nerwowy urwany oddech, pot oblepiający dłonie... Kryjówka nie dawał za grosz poczucia bezpieczeństwa. Wiedziała, że nie może długo tutaj zostać. I, co gorsza, zaczynała już oswajać się z myślą, że jednak się nie obudzi. Cokolwiek miało tutaj miejsce, ona tkwi tym naprawdę. Ale co robić? Jak odnaleźć się w tym szaleństwie? Odpowiedzi na to pytanie nadal nie znajdywała.

Ewa dostrzegła wreszcie ruch po przeciwnej stronie ulicy. Z klatki schodowej wyłoniły się, niczym duchy, dwie posępne postacie. Nieznajomy, który groził, że porozwala im łby plus jego nadbagaż w postaci nieprzytomnego mężczyzny. Dziewczyna czekała jeszcze chwilę w ukryciu, aż do tamtej dwójki dołączy Władysław. Ale starszy pan się nie pojawił. Co mogło mu się przydarzyć? Czyżby nieprzyjemny typ z gazrurką spełnił swoją groźbę i jednak rozwalił mu czaszkę?

Na chwiejnych nogach wyszła zza sterty płyt żelbetowych nieporadnie stawiając kolejne kroki. Czuła się jak dziecko, które dopiero uczy się chodzić. Przystanęła na moment i podniosła z ziemi deskę, z której jednego końca wystawały ostre zardzewiałe gwoździe.

- Gdzie jest Włądysław? Zrobiłeś mu krzywdę? - zatrzymała się w odległości kilku kroków od nieznajomych i nieznacznie uniosła prowizoryczną broń. Zupełnie nie wiedziała czego może się po tych dwóch spodziewać. Jeden robił co prawda wrażenie nieobecnego i ogólnie wycieńczonego, ale to mogły być tylko pozory. Ewka nauczyła się nie ufać swoim oczom i zawsze mieć się na baczności. Oblizała wysuszone wargi i powtórzyła pytanie raz jeszcze.
- Co ty mu zrobiłeś? - chciała krzyknąć, lecz z jej gardła wydobył się jedynie chrobotliwy szept.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 02-10-2009 o 13:09.
liliel jest offline  
Stary 29-09-2009, 20:45   #32
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Wypadł z budynku zaciskając z całych sił dłonie na boku i ramieniu księdza. Pulsowanie krwi na wysokości skroni nie pozwalało się skupić na niczym. Nie było planu i pomysłu. Było tylko pragnienie ucieczki. Ucieczki jak najdalej stąd. Stare trzymające się na jednym już tylko zawiasie, drzwi trzasnęły głucho zamykając za nim Władysława i tę istotę. Chłód zelżał odrobinę. Wodził oczami bo trzymającej nabitą zagiętym gwoździem deskę, zupełnie jej nie widząc. Rytm uderzeń serca zagłuszał niemal wszystko. Mówiła do niego. Zmrużył dziwnie oczy jakby starając się ją zobaczyć przez bardzo grube szkła korekcyjne...

- Gdzie jest Władysław? Zrobiłeś mu krzywdę?

To ta, która zwiała na dół... Ewa...
- Uciekaj dziewczyno... - powiedział cicho i zupełnie nieobecnie dodał - Dorwało go. Czyste tchnienie zimna. Dorwało go kurna... - płochliwie obejrzał się nagle za siebie skąd rozbrzmiał ponowny wrzask mężczyzny. Znów szybko zwrócił dużo już trzeźwiejsze spojrzenie na dziewczynę i rzucił już ostro - Musimy uciekać. Chodź...

Machnął na nią ręka, by poszła za nim i ruszył tak szybko jak to możliwe z księdzem na ramieniu, w stronę parkingu na końcu ulicy. Wyglądał jakby był na skraju miasta... ale może to tylko złudzenie. Otwarta przestrzeń...

Obejrzał się za siebie tylko raz. Dziewczyna nadal patrzyła w kierunku obdartej blachy drzwi skąd dobiegł ich ostatni wrzask Władysława.
- No chodź, do cholery! - Krzyknął do dziewczyny zimnym, ledwo wyczuwalnie drżącym tonem. Rzadko krzyczał. Prawie nigdy. Nie miał do tego głosu.
Spojrzała na niego i po chwili ruszyła biegiem we wskazanym kierunku. Rzeczywiście szybko biega... pomyślał gdy go minęła... Znów na ulicy zaległa cisza przerywana tylko odgłosem uderzania bosych stóp dziewczyny o asfalt. Czuł jak mu serce wali z podobnym rytmem.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 04-10-2009, 19:52   #33
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Nieznajomy ciągle Ewkę ponaglał więc automatycznie przyspieszyła kroku. Uszli spory kawałek drogi nim odważyli się zatrzymać. Przystanęli za ścianą kolejnego budynku, bliźniaczo podobnego do tego, w którym został Władysław. Dziewczynka przykucnęła i oplotła kolana rękami obserwując miłośnika gazrurek. Ułożył on delikatnie ciało nieprzytomnego na asfalcie a później sprawdził jego puls.
- Trzeba go postawić na nogi – gość był rzeczowy i raczej stanowczy.
- Zostawiliśmy go tam. Władysława... – Ewa uderzyła nagle w jakiś płaczliwy, prawie histeryczny ton. - Zostawiliśmy go na śmierć. Jesteśmy potworami...
Zignorował dziewczynę. A właściwie udawał, że ignoruje... Nie miał cierpliwości ani do dzieci, ani do kobiet. A poza tym... niby co miał powiedzieć...
- Czy my śnimy? Już nie jestem pewna.
- Tardemach... - powiedział nagle zamyślony.
- Co?
- Tardemah... Ksiądz wpatrywał w ekran telewizora, na którym pojawiało się to jedno słowo. Zobacz sama – podniósł z ziemi kamyk i zaczął jej rozpisywać to wszystko na asfalcie. Litery był słabo widoczne, ale ta prowizorka w zupełności wystarczyła. - Anagram... Wystarczy poprzestawiać litery. A DREAM. Sen...
Właściwie nie wiedział czemu mu to słowo przyszło do głowy... miał je w każdym razie w głowie jak scenę z dawno zapomnianego już snu.
- Ale zostają jeszcze T i H. Co one oznaczają?
- Nie mam pojęcia – przyznał bez ogródek. - To i tak tylko teoria. Mogę się doszczętnie mylić.
- Ale dlaczego po angielsku? Jesteśmy Polakami, mieszkamy w Polsce... Dlaczego on miałby ci coś przekazywać w obcym języku i to jeszcze za pomocą szyfru. To nie logiczne.
- A czy to wszystko wokół – wykonał zamaszysty ruch ręką – jest choć odrobinę logiczne?
- Załóżmy, że masz rację. Załóżmy, że to sen. Co w związku z tym? Może wejdziemy na dach jakiegoś wieżowca i skoczymy w dół, w w nadziei, że nim zderzymy się z ziemią zdołamy się obudzić?
- Chyba nie będę ryzykował. A co jeśli jednak się mylę? Mamy chyba zbyt wiele do stracenia.
- Owszem. Choć nie mogę pozbyć się wrażenia, że to jednak jest sen. I ta wizja krzyża... Nie rozumiem. Ja nawet nie jestem religijna.
- Krzyża? Mnie także nawiedziła podobna wizja. Krzyż i wiszący na nim człowiek.
- Nie widziałam żadnego człowieka. Tylko krzyż. Taki żywcem wyrwany ze współczesnych kościołów.
- Dość istotna rozbieżność. A modlitwę? Słyszałaś też modlitwę?
- Jaką niby modlitwę?
- Po łacinie. Poczekaj, to sobie przypomnę... Domine Iesu, dimitte nobis debita nostra, salva nos ab igne inferiori...
Ewa patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Nie rozumiała nic z tej paplaniny. Mężczyzna pospieszył z wyjaśnieniami.
- Nie znam łaciny, ale początek jest prosty... Panie Jezu. Potem coś czego nie rozumiem, ale dalej jest w miarę jasny: zachowaj nas od ognia piekielnego... i na koniec coś o miłosierdziu.
- Religijny bełkot... Wierzysz w ogóle boga?
- Nie.
- Ja też nie. Raczej nie. Nigdy się nad tym poważnie nie zastanawiałam.
- Wiesz co – dodała po chwili milczenia. - Jeśli to nie sen, a przynajmniej nie taki zwyczajny... Jeśli nie jesteś tylko wytworem mojego umysłu ale człowiekiem z krwi i kości... Przyjdź do mnie. Mieszkam na squacie na Pradze – podała mu dokładny adres. - Pytaj o Ewę. Jeśli się pojawisz... To będzie oznaczać, że wdepnęliśmy razem w niezłą kabałę. Aha, nie mówiłeś jak ci na imię.
- Konrad. Ewa, tak?
Skinęła głową. Żadne z nich nie pokusiło o wyciągnięcie na powitanie dłoni. Żadne też nawet nie zdążyło się zastanowić nad sensem tej sytuacji i rozmowy, bo ksiądz zaczął coś szeptać. Zbyt jednak cicho by było to zrozumiałe. Leżący i wymizerowany patrzył przez zamknięte powieki w niebo i słabo poruszał wargami...
- On coś mówi...
Zbliżyli się do księdza, jednak szept był nadal zbyt cichy. Ewka nachyliła ucho nad ustami księdza...
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 04-10-2009 o 19:56.
liliel jest offline  
Stary 07-10-2009, 22:29   #34
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Śpiący leżał na trawie, gdzie położył go Konrad. Usta znów zaczęły się poruszać i cichy dźwięk szeptanych słów zaszeleścił jak wiatr w koronach drzew.
- Przyjdźcie do mnie...Przyjdźcie do mnie...
- Gdzie? Do kogo? - Ewa również wyszeptała swoje pytania, jakby udzieliła jej się atmosfera konspiracji.
- Władek wie, przyjdźcie do niego, on wie...
- Ale... - chyba mimowolnie skrzywiła się i spojrzała w kierunku skąd przyszli.
- Władek wie, kościół...przepraszam za wszystko.
Dziewczyna popatrzyła na Konrada szukając w nim pomocy.
- Jak go znaleźć? Gdzie jest Władek?
Chudy człowiek w szpitalnym fartuchu zamilkł. Gałki oczne przestały się ruszać, choć oddech pozostał. Nadal nie budził się, ale teraz wydawał się spać głęboko i bez pamięci. Zwiotczał wyraźnie i najwyraźniej nie zamierzał już nic powiedzieć.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline  
Stary 08-10-2009, 10:00   #35
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Mężczyzna odzyskał na moment przytomność. Jego słowa powodowały ciarki. Jakby wdepnęli w jakiś większy spisek. Kolejny już na jaki natknęła się Ewa. Ten świat pełen był zagadek, pełen ludzi pociągających za sznurki. A oni byli tylko marionetkami. Tyle, że Ewka już dawno postanowiła odciąć sznurki, które ją krępowały. Wolna wola to była jedyna wartość, której jej nie odebrano. Dlaczego więc czuła się teraz jakby ktoś znowu nią manipulował?

- Chce żebyśmy do niego przyszli - skomentowała cicho. - Ale przecież jesteśmy tuż przy nim! Albo gada od rzeczy albo chodzi mu o rzeczywistość... Chce byśmy znaleźli go w realnym świecie co potwierdzałoby twoją teorię, że jednak śnimy.

- Władysław wydaje się być kluczem. Tyle, że odszukanie go w Warszawie będzie graniczyło z cudem. Potrzebujemy wskazówki. Wrócę do budynku. Może... to coś co zaatakowało Władka już odeszło? Może czegoś się dowiem?

Nie czekając na przyzwolenie ze strony Konrada zaczęła się cofać, gotowa by ruszyć w drogę powrotną. Obleciał ją strach ale z drugiej strony czuła, że należy wrócić. Zostawiła starszego pana samemu sobie i pojawiły się już pierwsze wyrzuty sumienia. A co jeśli on nadal żyje? Trzeba to sprawdzić. Trzeba, bo inaczej będą ją nawiedzać kolejne koszmary. Będzie się o to w przyszłości oskarżać. Może nie była taką znowu niewinną zwyczajną dziewczynką ale daleko jej także do bezdusznej istoty bez moralnych ograniczeń. Sprawa Władysława już zaczynała stawać jej ością w gardle a minęło zaledwie kilka minut odkąd go porzucili.

- Poczekaj tu na mnie. Wrócę szybko. Nie możemy jego – wskazała na leżącego na asfalcie mężczyznę – ciągać wte i wewte. Jeśli to co zobaczyłeś na górze... – zawahała się. - Jeśli to nadal tam jest po prostu stamtąd zwieje. Ale muszę sprawdzić co z Władysławem. Muszę się upewnić, że zrobiłam co w mojej mocy aby go ratować.

I już jej nie było. Puściła się biegiem tą samą drogą, która ich tu przywiodła.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 08-10-2009 o 10:06.
liliel jest offline  
Stary 08-10-2009, 21:12   #36
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Znowu to mówił. Przyjść do niego... Ten starszy mówił, że ksiądz leży w szpitalu w Międzylesiu... czy to o to chodziło? Odwiedzić go w szpitalu? Szpital Międzyleski... Słyszał o nim. Strajki pielęgniarek i bankructwo... przynajmniej jakiś czas temu o tym mówili... A chromolić cholera... trzeba się stąd wydostać. Tylko jak kurwa... jak... Jeśli niedługo tego nie wymyśli, to oboje skończą jak Władysław... ooo nie. Nie on. Niech dziewczynę biorą. On chciał żyć. Chciał żyć jak jeszcze nigdy wcześniej. Musi wymyślić... Ta sytuacja to tylko problem do rozwiązania. Zrujnowane miasto. To tylko proste tło. Takie samo jest w starych zagadkach matematycznych. Proste tło z prostymi zasadami i problem do rozwikłania. Ksiądz nie jest kluczem... więc jak? Jak do kurwy nędzy...

Stał i patrzył na lezące przed nim ciało śpiącego. Patrzył i go nie widział. Skupiał się na zawieszonym w powietrzu punkcie tuż przed twarzą księdza. Analizował poruszając bezgłośnie ustami. Wszystko co wiedział... Podmuch wiatru przetoczył przez klatkę piersiową księdza jakaś podartą siatkę zahaczając ją bezwładną rękę leżącego. Konrad jej nie zdjął. Myślał... Intensywnie myślał.

Co było zmienne? Zmienną był on sam... a także te dziwne obrazy przed oczami, które widział wcześniej. Ustąpiły, jakby nie było nic więcej do ukazania jego oczom. Jakby wszystko już wiedział. Ale nie umiał ich posegregować. To były bardziej myśli niż obrazy... Myśli niczyje w jego głowie... Czy tam jest rozwiązanie? Jest jeszcze bestia, która dopadła Władysława... no i sam Władysław i Ewa... Ewa? Ewa!

[MEDIA]http://w42.wrzuta.pl/sr/f/8N55Skih17X/06_journey_to_the_school.mp3[/MEDIA]

Gdy spojrzał za nią, biegła już gdzieś daleko w stronę, z której przed chwilą uciekli. Na tle fartucha błyskały tylko wysoko podnoszone przez dziewczynę blado brudne stopy.
- Ewka! - krzyknął za nią - Ewa!
- Kuurwa... - jęknął i puścił się za nią pędem... Po paru metrach gwałtownie się zatrzymał i obejrzał na leżące na ulicy pozostawione przez nich samotne ciało księdza. Blada, półprzezroczysta skóra mogła sprawiać wrażenie, że śpiący już od dłuższego czasu nie żyje... ale przecież nie po to go stamtąd wyniósł, że go tu zostawić... i jeszcze ryzykować dla smarkuli spotkania tej bestii... Znów obejrzał się w stronę dziewczyny... Jej blond włosy falowały w oddali gdy skręcała w jedną z przecznic... To nie tam...
- Ewka!
Ruszył biegiem za nią.
- Ewka wracaj!
Zniknęła za postrzępionym winklem. Przyśpieszył. Ból w lewej stopie był uciążliwy, ale nie nie do wytrzymania. Jak zimny skurcz. Rytm serca wzrósł gwałtownie gdy mijał jakiś zrujnowany przystanek. Potrzaskany plastik zachrobotał przy paru następnych odepchnięciach... Jeszcze z dwadzieścia metrów. Gdzie ona biegła?
Na zakręcie złapał się pokrytego rdzą i zamazanego graffiti jakiegoś znaku. Osadzona w betonie rura zadrżała słabo, ale nie puściła pozwalając wykonać szybki zwrot. Przecznica nie różniła się niczym od poprzedniej. Nie zatrzymał się. Szereg pięcio-, może sześciopiętrowych bloków zdawał się ciągnąć w nieskończoność otaczając prostą ulicę o zatartych nazwach na tabliczkach. Ledwo można było numery odczytać. A Ewka znów skręcała... tym razem w lewo. Była zbyt szybka. Nie zatrzymał się jednak.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 10-10-2009 o 18:02.
Marrrt jest offline  
Stary 11-10-2009, 00:11   #37
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ewa ruszyła przed siebie jak wystrzelona z procy. Bose stopy uderzały o spękany asfalt. Drobne otarcia i skaleczenia nie miały znaczenia jeśli chodziło o czyjeś życie. Słyszała za sobą wołanie, ale zignorowała je. Przecież powiedziała, że zaraz wraca. Jest już wystarczająco duża i doświadczona, by wiedzieć, kiedy należy uciekać. I kiedy próbować coś robić.

Konrad nie miał szans dogonić dziewczynę. Mimo tego, że sam uprawiał sport, to nie dał rady. Zniknęła za kolejnym zakrętem zostawiając go pomiędzy blokami - jednakowo nijakimi i jednakowo szarymi. Jeszcze chwila i dobiegnie tam, skąd uciekali. A on pchał się w to z powrotem bez opamiętania. Bose nogi dawały o sobie znać. Drobne kamyki, odłamki szkła i tynku oraz plastiku nie znały miłosierdzia. Boleśnie dawały o sobie znać na każdym kroku. Ranki i otarcia już były - ciekawe co dalej. Chłopak nie zatrzymywał się jednak. Ruszył za dziewczyną.

Szybki rzut oka na okolicę potwierdził tylko Ewie, że wie, gdzie się znajduje. Zwolniła za kolejnym zakrętem i ujrzała klatkę schodową, którą jeszcze niedawno wchodzili na górę. Dostrzegła też w czarnym prostokącie wejścia wirujące w powietrzu drobne płatki podobne do śniegu. Stopy delikatnie piekły choć do bólu jeszcze było daleko. Była na miejscu. Pozostało tylko wejść...
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline  
Stary 13-10-2009, 19:02   #38
 
john.keats's Avatar
 
Reputacja: 1 john.keats nie jest za bardzo znany
Stefan obudził się z porządnym bólem głowy... Tej nocy fatalnie spał - nie dość że nie mógł zasnąć i dopiero pół butelki Jasia Wędrowniczka pomogło, to miał wyjątkowo parszywe sny. Nie pamiętał już szczegółów, ale były w nich krzyki, bieg i słowa w języku, który brzmiał jak bełkot sprzedawcy kebabów. Z głosników wieży dobiegało nieco potępieńcze wycie Ozzy'ego:

All day long I think of things
But nothing seems to satisfy
Think I'll lose my mind
If I don't find something to pacify
Can you help me occupy my brain?
Oh yeah!


No tak - pomyślał Stefan zbierając filtry po wypalonych paierosach ze stołu - nie dość, że znów cholera piję i palę za dużo to jeszcze nie wyłączam przed snem muzyki. A potem się dziwię że ludzie się krzywo na mnie patrzą. Ech.
W małej kuchni coś śmierdziało. Pewnie Mefisto znów się wkurzył że nikt go nie wypuszcza i nasikał pod zlewem. Kota nigdzie nie było, pewnie znów się ukrył w jakiś znanych tylko sobie zakamarkach. Koty są cholernie dziwne. Ot, piękny początek dnia. Stefan włączył telefon i zobaczył że jest kilka smsów od Metal Mindu z prośbą o przesłanie demówki. Kilka
starych i nowych kawałków Chthulhu Spawns czekało na zmiksowanie w komputerze a Stefan od dawna obiecywał sobie, że się
za nie weźmie. A właściwie od kilku miesięcy albo może nawet pół roku. Ale jakoś nie było weny albo trzeba było odwalić
chałturę. Na przykład ustawić ścieżki dla kolejnego pieprzonego klona Edyty Górniak. Ozzy zawył z głośników:

Big black shape with eyes of fire
Telling people their desire
Satans sitting there, he's smiling
Watches those flames get higher and higher


Stefan zalał rozpuszczalną kawę wrzątkiem i odpalił pierwszego Lucky Strike'a. Trzeba się przejść do parafii - pomyśłał - i tak nie mam dziś nastroju słuchać wokali jakiejś zdychającej foki z Sopotu. A ksiądz Antoni to w sumie w porządku gość, zaprosił nawet moją kapelę na festyn, który organizował przy parafii. I nie żegnał się na nasz widok krzyżem. A
teraz taki paskudny wypadek, szkoda człowieka, może potrzebują pomocy.

Mefi, ty diabelski pomiocie, wychodzę! Więc lepiej rusz zapchlony tyłek i się przewietrz. - krzyknął Stefan w kierunku swojego pokoju. Spod kanapy wyszedł zaspany, szaro-bury dachowiec, ze zwyczajowym wyrazem kompletnej dezaprobaty na pyszczku. Otarł się o nogę Stefana, mruknął cicho i błyskawicznie zniknął za otwartymi drzwiami. Pewnie znów wróci po
nocy po tym jak zleje kilka młodych okolicznych kociaków do krwi. Prawdziwy koci punk z Mefista. Za oknem zaczął padać śnieg. Stefan wciąż zaspany wrzucił na siebie wysłużoną kurtkę, wziął ze stołu papierosy oraz zapalniczkę i ruszył na spacer do kościoła.
 
john.keats jest offline  
Stary 20-10-2009, 22:01   #39
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Stała przed wejściem zapatrzona w wnętrze... Chyba tylko dlatego ją dognał. Odetchnął i przyśpieszył...
Płatki opadające z sufitu we wnętrzu klatki były niemal hipnotyczne. Poza nimi nic nie wskazywało na to, że budynek czymkolwiek różni się od pozostałych. Jednak to właśnie tu zostawili Władysława...
Wierzgnęła odruchowo nogami czując czyjś uścisk na biodrach. Silne szarpnięcie w górę zatkało chwilo oddech. Uspokoiła się trochę gdy zobaczyła, że to Konrad. Przerzucił ją sobie przez ramię jak żeglarski worek i zaczął szybko iść w stronę parkingu.
- Mówiłam ci, żebyś poczekał tam na mnie – rzekła spokojnie – Muszę odnaleźć Władka.
Nie odpowiedział. Nie miał zamiaru dyskutować ze smarkulą. Chciał się stąd tylko jak najszybciej oddalić.
– Słyszysz w ogóle co do ciebie mówię?? - spytała z pretensją, próbując oswobodzić ramię.
- Słyszę - odparł krótko po chwili - Wracamy do księdza...
- Puść mnie! - krzyknęła. Głos odbił się echem od paru walących się ścian, tak, że na chwilę oboje się zamilkli, a Konrad stanął w obawie, że ktoś może odpowiedzieć. Nic się jednak nie wydarzyło i wykładowca zdeterminowanym krokiem, ruszył dalej drogą, którą tu przybiegli.
Ewa przez chwilę się jeszcze szarpała, ale po chwili dała za wygraną. Patrzyła jak wejście do klatki schodowej gdzie zostawili Władysława oddala się od niej rytmicznie unosząc w górę i w dół w takt kroków tego drażliwego mężczyzny. Nie mogła tego tak zostawić... Wolną ręką złapała ramię mężczyzny i wgryzła się w nie dotkliwie. Tym razem Konrad krzyknął. Nie utrzymał dziewczyny. Wiła się jak fryga, a na końcu kopnęła go w łydkę. Zdołał tylko stanąć jej na drodze gdy oswobodzona chciała rzucić się biegiem w stronę klatki schodowej.
- Głupia dziewucho! Już po nim! Rozumiesz!? Musimy stąd iść, bo jak nie, to po nas też będzie...
- Nie wiesz tego. Sam mówiłeś. A Władek na pewno coś wie! Musimy go znaleźć.
- Powiedział mi wszystko co wiedział! Wiem gdzie jest ksiądz w Warszawie, a i tego Władysława nie będzie trudno znaleźć. Ważne jest teraz, żeby się stąd wydostać!
Przez chwilę się wahała...
- Ale.. ale przecież on może jeszcze żyć...
- Może i tak, ale nie będziemy tam wracać! -
był wściekły. Pewnie tak też wyglądał. Wstyd mu było przyznać przed tym szczylem, że prawie się tam poszczał ze strachu.
- Ja wracam. A Ty jak nie chcesz to idź do księdza - odparła twardo patrząc mu w oczy.
Przez krótką chwilę mierzyli się wzrokiem...
- No kurwa żeż mać! - Konrad krzyknął nagle i kopnął z całej siły druciany śmietnik, który walał się obok. Dziewczyna cofnęła się instynktownie o krok. Nienawidził takich sytuacji. Kiedy sytuacja zupełnie wymyka się spod kontroli i inni zaczynają narzucać mu własne rozwiązania. Sapnął parę razy gniewnie po czym spojrzał na nią trochę spokojniej - Dobra... Ale masz się mnie słuchać i trzymać się z tyłu, rozumiesz?
Kiwnęła głową.
Poszli do klatki zdecydowani odnaleźć Władysława, lub to co go dopadło. Po drodze tylko złapali po jakimś kawałku rurki hydraulicznej, która musiała odpaść wraz z jedną ze ścian gorzej wyglądającego bloku.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 21-10-2009, 00:28   #40
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Na klatce panuje ta sama cisza i półmrok, który już spotkali tutaj. Na progu leżało kilka płatków niby śniegu i dalsze, które swobodnie wirują w powietrzu. Postawili stopy na zimnym betonie. Mimowolnie palce u nóg podkurczyły się protestując wobec takiego traktowania. Trzymana w ręku gazrurka robiła się coraz bardziej zimna. Zdecydowani znaleźć Władysława, Ewa i Konrad przeszli dalej coraz pewniej stawiając kroki. Nigdzie nie było widać tajemniczej postaci, którą chłopak widział wcześniej. Władysława też nie.

Pokonanie kilku stopni w górę nie sprawiało najmniejszych problemów. Korytarz, gdzie ostatni raz był widziany starszy pan, tonął w wirujących płatkach i delikatnym półmroku. I było tam coś jeszcze...Coś, co wydawało odgłosy szurania, stękania i świszczenia. Para skierowała w tamtą stronę swoją prowizoryczną broń. Jednak nikt nie rzucił się na nich niczym lew. Dostrzegli zaś pełznącą po podłodze postać łudząco podobną do Władysława.Kilka sekund później już wiedzieli, że to ich towarzysz.

Konrad rzucił się w jego stronę. Trzeba go stąd zabrać najszybciej jak się da. Bez zwłoki. Ewa patrzyła zaś wokół wypatrując kogokolwiek innego, kto mógłby czaić się w mroku. Jej bystre oczy nie znalazły nikogo. Pewnie nie za wiele by się przydała przy taszczeniu Władysława, ale widziała, że chłopak świetnie sobie radzi sam. Pomógł wstać i podtrzymał za ramię, by odholować, go w bezpieczne miejsce. Oczywiście poza budynek... Tymczasem płatki opadły, zimno ustąpiło i kłująca cisza wypełniła korytarz. Nikt nie czekał na to, co mogło wisieć w powietrzu.

Władysław dość niepewnie stawiał kroki, ale trzymał się dzielnie. Głównie ramienia Konrada, ale przynajmniej już miał jakieś oparcie. Pokuśtykali przez schody i wyszli na powietrze. Nigdy wcześniej nie przypuszczaliby, że będą się cieszyć z tego stalowego nieba, szarego blokowiska i widoku odrapanych ścian. Ewa krążyła z przodu i wypatrywała śladów kogoś innego poza nimi, ale niczego nie dało się dojrzeć. Nawet tajemniczej istoty z opowiadania chłopaka. Najgorsze jest to, że śpiącego też nie było nigdzie widać.

Miejsce, gdzie zostawili księdza, dało się znaleźć, ale samej osoby nie. Nie było żadnych śladów wokół - jedynie odkształcenia rachitycznej trawki w miejscu, gdzie leżało ciało śniącego. Władysław słaniał się na nogach i dla Konrada coraz trudniej było utrzymać jego ciężar. Bezsilność spowodowana widokiem pustego miejsca uderzyła gwałtownie i bez ostrzeżenia. Zacisnęła swoją pięść wokół gardła i zaczęła delikatne ściskać. Dla Ewy sprawa była jasna - podobnie jak wszystko tutaj. ONI go zabrali. I dobrze, że to nie była ona.

************************************************** ****

Tymczasem w zupełnie innym miejscu Stefan przemierzał ulicę spokojnym krokiem, sycąc się świeżym (jak na Warszawę) powietrzem i spacerem. To taka miła odmiana od kakofonii dźwięków, rozmów, gwaru i stresu jaki zafundował sobie swoimi zainteresowaniami i pracą. Zespół, miksy i chałturki wyciskały z niego wszystkie soki. Dlatego chwile takie jak ta, są szczególnie cenne. Patrzył bezmyślnie na przejeżdżające samochody, czuł zimne płatki śniegu zamieniające się w lodowe krople i szedł spokojnie przed siebie. Spacer do kościoła nie zabrał dużo czasu. Wystarczająco, by przewietrzyć się i nie zmarznąć.

Dziś sobota, to pewnie w kościele będą jakieś prace lub szykowania do niedzieli. Chłopak obiecał sobie, że zajrzy tylko, spyta się o zdrowie księdza i kurtuazyjnie spyta, czy w czymś nie pomóc. Oni kurtuazyjnie podziękują i będzie mógł wrócić do domu i komputera, gdzie czekały już na niego dźwięki do obróbki. Pchnął ręką furtkę i wszedł na teren kościoła. Było cicho i spokojnie. Nie było widać śladów krzątania czy pracy. Co by znaczyło, że chyba już wszystko zostało pokończone. Stefan ruszył w stronę domu parafialnego. I wtedy usłyszał z przybudówki przy owym domu krzyki, które niosły się z każdym wykrzyczanym słowem. Słychać je było przez drzwi i okna, co akurat nie było trudne z uwagi na ich mikrą budowę. Powtarzało się jedno słowo: "NIE!" i jego głośność narastała z każdą chwilą. To z całą pewnością nie była kolejna nudna sobota w życiu parafii. Stefan dostrzegł to od razu. Tylko co teraz robić?
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172