Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2009, 17:12   #96
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Wszyscy poszli, zostali tylko oni. Stali obok siebie jednocześnie podobni i różni. Półelf i elf pełnej krwi. Niebiesko i czarno włosy. Kapłan i mag. Istota wrażliwa i sadystyczna. Przepaść dzieląca ich zdawała się nie do przebycia ale też ile ich łączyło. Chęć mocy, poczucie własnej wartości, sekrety skrywane przed resztą świata... Jednym słowem obok siebie stał Vireless A'ep Bean'she i Civril odmawiający ujawnienia jakichkolwiek nazwisk, nazw rodu czy imion rodziców. Stali tak przez chwilę milcząc, patrząc jak ostatni z wesołej gromadki powoli znika za horyzontem...
Upadły nie czuł na sobie wzroku półelfa przynajmniej nie zbyt często i nie zbyt nachalnie, wiedział jednak, że kapłan jest przygotowany na wszystko, nie wie czego można się po nim spodziewać. Czarnowłosy powoli przebiegł wzrokiem po horyzoncie zatrzymując spojrzenie na swoim "towarzyszu", spojrzał mu w oczy...
Druchii mógłby długo mówić dlaczego nie znosił tego bękarta, nieprzystosowanie do życia, irytująca maniera traktowania kogoś lepszego od siebie z góry... Wszystko sprowadzało się do jednego, widział w nim to co jego rasa dawno utraciła, odpływając po wojnie domowej do niegościnnego Nagaroth. Poszanowanie życia, bez tego stali się bestiami. Właśnie to widział w oczach Virelessa, poszanowanie życia. Ten bękart nie chciał go zabić! On nie chciał zabić nikogo! Blade dłonie zacisnęły się ze złością w pięści. Palce nawykłe bardziej do papieru i inkaustu niż miecza i noża zapragnęły dusić...
Upadły elf opanował się w porę powtarzając jak zwykle w myślach słowa swego mistrza:

"Idź spokojnie, powoli, nie ustępuj nikomu
Tylko głupcy tracą nad sobą kontrolę
Tylko nasi wrogowie tracą nad sobą kontrolę "


Gdy się odezwał mówił spokojnym głosem zabarwionym lekko poczuciem wyższości.
-Ja czegoś nie rozumiem. Mówiłeś o kilkuosobowej ochronie a potem o całej chorągwi. To z iloma przyjdzie nam walczyć i kogo mogą wezwać na pomoc?
-To proste, zaatakujecie ich oni przeżyją i wezwą kogoś na pomoc. Jak dla mnie to jest oczywiste że na przejażdzkę wyślą jakąś chorągiew z magiem bitewnym wysokiego stopnia. Takich rzeczy się puszcza płazem. Jestem ciekaw jak wtedy będziecie wiać stąd i kto niby was ochroni... Bo ja nie walczę z żywymi ludźmi a Orki położą na was przysłowiową...
Civril uśmiechnął się lekko w duchu, Vireless powoli zaczął starać się go zirytować, wyprowadzić z równowagi.
-Ja rozumiem, że nie dajecie nam pomocy zbrojnej, to test w końcu, jednak czy Wasz wywiad śpi? Dajcie nam chociaż informacje w jakim szyku jadą, kto jedzie, jak walczą i w jaki sposób mogą ściągnąć nam na głowę chorągiew i w jakim czasie ona dotrze. Czy wystarczy, że nie puścimy nikogo żywego czy trzeba ukatrupić od razu jakiegoś łącznika? Wracamy teleportem czy mamy turlać się wozem najpierw przez stepy a potem jakimś wymyślnym sposobem przez góry?
-Wywiad działa, w przeciwnym wypadku nie wiedzielibyśmy o tym konwoju. A co do jego składu. Już powiedziałem. Eskorty tej liczącej nie będzie więcej niż 10 rycerzy. I to takich, którzy znają się na rzeczy. Reszta się nie liczy. Magów bitewnych lub kapłanów w konwojach nie ma. To nie ta liga. Ale nie zdziwiłbym się gdyby dowódcą konwoju byłby ktoś z zakony Róży. Oni są choernie twardzi. Zwłaszcza na koniach. Co do ewentualnego pościgu to w zasięgu 2 dni drogi nie ma liczących oddziałów Arkanijskich. Co nie stanowi że w przypadku nie dotarcia transportu za kilka dni nie będzie tu gorąco. Ja osobiście stawiam że za tydzień będzie tu kiepsko. Ale akurat jest jeszcze czasu dużo byśmy mogli otworzyć teleport i zawinąć się całym taborem aż do Morkoth.
Kapłan znów odzyskał swój rzeczowy ton i przestał dążyć do konfliktu. Druchii postanowił go trochę podpuścić. Pokręcił lekko głową, wygiął usta w kpiący uśmiech i rzucił gdzieś w przestrzeń:
-Czemu nie przysłali tu tej hydry albo orka... Oni przynajmniej nie mają kompleksu wyższości i nie pochylają się nad mrówką...
-Nie pochylam się nad mrówkami, owcami lub jeszcze innymi stworzeniami. W swoim czasie odesłałem z tego świata trochę ludzi czy orków. Teraz wiem że nie muszę z nimi walczyć gdy przed nami będą ważniejsze cele. A ci których dziś lub jutro nie zaciukasz być może uratują twoje życie.
"Idealista... I to niepoprawny."
Kapłan ciągnął dalej uśmiechając się jakoś tak dziwnie... szczerze?
-W sumie masz talent do zrażania sobie rozmówców... W sumie to będzie ciekawie z tobą współpracować. O ile.
Civril mógłby mu odpyskować i dalej dyskutować, mógł... Zamiast tego pokręcił głową, uśmiechnął się ponownie (kpiąca a jakżeby inaczej?) i odszedł. Po prostu odwrócił się plecami do rozmówcy i wolnym krokiem poszedł w kierunku miasta. Nie odwracał się, poczuł tylko drgnięcie wzorca, pewnie teleport. W końcu taki bękart nie będzie miał sił by zaatakować kogoś od tyłu.

***

Civril stał przed sklepem i bynajmniej nie był radosny. Nieprzespana noc spowodowała, że nie zastanowił się gdzie idzie i wpakował się w sam środek wioski. Konwój na pewno przy tak ważnym transporcie przodem pchnie szpice a ta będzie czujniejsza gdy zobaczy elfa i drowke w kompani zielonych. A jak trafi się jakaś inteligentniejsza małpa to rozpozna w nim druchiego i wtedy to będzie...
Upadły spojrzał z nienawiścią na swoją kompanie jaszczura i drowke. Zamknął i otworzył oczy zobaczył ich wzorce. To byłoby takie łatwe... Połamać ich kości, powyginać nerwy, zniekształcić ciała... Cele łatwe nie są ciekawe, Civril miał już dwa znacznie trudniejsze i znacznie ciekawsze na oku. Spojrzał na siebie i minimalnie przyśpieszył krążenie i bicie serca, chciał chodź tymczasowo zlikwidować niewyspanie.
W jego głowie rozkwitały plany, zarówno te dotyczące niedalekiej przyszłości jak i tej bardzo dalekiej prowadzącej go do tronu... Wiedział już co zrobi z mitrylem. Póki co czekał aż reszta drużyny zbierze informacje, on ciągle analizował...
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline