Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2009, 17:43   #79
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Osiem potężnych cylindrów silnika Supercharged V8 wprawiało w ruch czarnego Range Rovera. Zapewniało odpowiedni zapas mocy i komfort w każdej sytuacji na drodze. Czarna karoseria luksusowej terenówki błyszczała w świetle lamp ulicznych i mijanych przez właściciela klubów dyskotekowych.


Adrien lustrował uważnie okolicę. Jego Omega wskazywała kilka minut po osiemnastej, miał więc jeszcze około dwie godziny, do umówionego z Arashi spotkania. Czuł głód… i chciał go zaspokoić. Ulice pełne były świętujących kibiców, szaliki i wymalowane twarze stanowiły dzisiaj główne atrybuty tłumu. Miejscowa drużyna wygrała jakiś ważny mecz, ale Millsa zupełnie to nie obchodziło. Lubił wprawdzie współzawodnictwo, i to ono zawsze napędzało niezmierzone pokłady jego ambicji, ale uważał, że są bardziej dystyngowane i szlachetniejsze sporty, niż bieganie za piłką, szermierka chociażby. Precyzja, samokontrola i koordynacja, te trzy cechy decydowały o zwycięstwie lub przegranej. Nie było miejsca na niewiadome, czy słabe punkty. Albo byłeś gotowy, albo nie.

Minął jeszcze kilka oświetlonych neonami klubów i wreszcie wybrał jeden z nich. Pozition. Od frontu nie wyglądał może zbyt okazale, ale Adrien był już tam kilka razy i musiał przyznać, że nigdy nie odjeżdżał stamtąd bez obiecującej zdobyczy na fotelu pasażera… albo raczej pasażerki – młody Toreador uśmiechnął się do swoich myśli. Nie miał jednak czasu wrócić myślami do swojej ostatniej zdobyczy w jego sporej kolekcji. Wrzucił kierunkowskaz i pewnie zjechał na parking znajdujący się na tyłach klubu. Plac był dość duży, dzisiaj tłoczno zastawiony pojazdami, różnorakich marek i typów. Zamykając drzwi samochodu, Mills z satysfakcją stwierdził, że jego czarna perła zdecydowanie wyróżnia się pośród całego motoryzacyjnego towarzystwa. Zlustrował jeszcze rutynowo okolicę, choć był tu już wcześniej – taki nawyk ze służby w oddziałach specjalnych. Wiedział, że z parkingu prowadziły tylko dwa wyjazdy, jeden w kierunku głównej ulicy, a drugim była wąska uliczka między niewysokimi kamienicami, która umożliwiała w miarę dyskretny dojazd z innej równoległej alei.

Sięgnął ręką pod marynarkę, sprawdzając czy walter dziewięć milimetrów z tłumikiem jest na swoim miejscu w kaburze pod pachą. Miał na broń legalne pozwolenie, była „czysta”, to znaczy, że nigdy nie użył jej do brudnej roboty, nie figurowała w spisach poszukiwanych broni Interpolu. Dlatego mógł ją nosić bez obaw. Na prawym przedramieniu w misternej pochwie, miał jeszcze jedną broń – długi na kilka cali, hebanowy kołek. Od dawna w Hull nie słyszano o Sabacie, ale nie zaszkodziło uważać, zresztą i w Camarilli nie do końca można było czuć się bezpiecznie.

Ruszył pewnym krokiem w kierunku wejścia do klubu. Stojący na bramce dwaj postawni Kurdowie, przepuścili go bez zatrzymywania. Sowite napiwki wręczane w przeszłości robiły swoje.

*****

Melodia wibrująca w powietrzu zatłoczonego klubu, wysyłana przez kilkadziesiąt przemyślnie ukrytych głośników, była rytmiczna i prosta. Klub był wypełniony po brzegi, ludzie stali przy barze, parkiet także był solidnie zatłoczony. Wydawać by się mogło, że panuje tu jeden wielki chaos. Dla zwykłego śmiertelnika może tak, ale nie dla Adriena. Jego wyczulone zmysły wyłapywały prawie każdy detal. Ruszył w kierunku baru, skąd miałby lepszy widok na parkiet. W końcu musiał coś sobie dzisiaj wybrać, a czasu miał co raz mniej. Czuł na sobie spojrzenia wielu bawiących się w klubie kobiet. Wywołało to lekki uśmieszek na jego twarzy. Zdawał sobie sprawę, że jest atrakcyjny, wysoki, ciemny brunet, o muskularnych barkach. To działało na kobiety, w życiu śmiertelnym wykorzystywał to wiele razy. Jednak nie zwracał na żadną uwagi. Przynajmniej otwarcie, wiedział, że to zawsze wywołuje w nich zirytowanie i ciekawość. A to już prawie otwarte drzwi… do ciepła ich ciał i smaku słodkiej vitae.

Zamówił drinka – whisky z lodem, wręczając barmance solidny napiwek. Drink był tylko rekwizytem, bo z racji swej natury i tak nie mógł go spożyć, choć bardzo tego żałował. Przed przemianą to był jego ulubiony napój wyskokowy. Ballantine's Gold Seal – dwunastoletni trunek, koloru ciemnego bursztynu, z lekko ziołowo – dębowym posmakiem, dodatkowo wzmacnianym przez chłód kryształowych kostek lodu. Teraz to były tylko wspomnienia.

Parkiet pełen był kołyszących się ludzi, zarówno tańczących parami jak i solo. Chwileczkę przeczesywał wzrokiem to rozbawione towarzystwo, szukając kobiety, która warta by była jego zainteresowania. I wtedy dostrzegł ją – długowłosą blondyneczkę. Dziewczyna miała może z dwadzieścia kilka lat. Tańczyła sama, zmysłowo się kołysząc w takt spokojniejszej teraz muzyki. Adrien parząc na jej kuszące ruchy i ciało skryte w zwiewnej dzianinowej sukience, aż żałował, że nie ma dziś zbyt wiele czasu. Chętnie by zajął się nią dłużej, a tak zostanie sprowadzona tylko do roli pokarmu. „Co za marnotrawstwo …” – myślał, patrząc jak cienki materiał sukienki obiecująco opina się na jej zgrabnych udach i krągłych piersiach.


Kawałek skończył się, a dziewczyna ruszyła w kierunku baru, zmysłowo kołysząc udami, których delikatną opaleniznę można było zaobserwować, w momentach, kiedy sukienka niesfornie podciągała się wyżej. Po drodze zamieniła kilka słów z dwoma innymi dziewczynami i stanęła przy barze.

- Jednego „Arizona Sunrise” – krzyknęła do barmana nazwę jakiegoś egzotycznego drinka.

Po chwili ten już stawiał przed nią wysoką szklankę, z pomarańczowym napojem.

- Pozwolisz, że ja zapłacę – odpowiedział stojący tuż obok Adrien i nie czekając na odpowiedź, wręczył barmanowi należność.

- Dzięki – rzuciła z uśmiechem, który pozwolił upewnić się do końca wampirowi, że to nie jej pierwszy drink dzisiaj.

- Agnes – przedstawiła się wyciągając rękę.

- Mark – ujął dłoń i złożył na niej pocałunek, nie podając oczywiście swego prawdziwego imienia, była nieco zdziwiona jego manierami, ale po chwili oboje się roześmiali.

Rozmowa szybko się rozkręcała. Agnes miała przyjemny ton głosu, który bardzo podobał się Adrienowi. Tematy, podobnie jak muzyka w klubie, zmieniały się jak w kalejdoskopie. Zawsze zresztą umiał rozmawiać z kobietami, wiedział o czym chcą rozmawiać i co chcą usłyszeć. Dziewczyna wypiła jeszcze dwa drinki, nie zwracając wcale uwagi na wciąż pełną szklankę Millsa. Stali już bardzo blisko siebie, że mógł dokładnie czuć słodki zapach jej skóry. Kiedy zaobserwował kilka zachęcających gestów, do których zaliczało się zalotne poprawianie włosów czy delikatne przygryzanie ust przez dziewczynę, uznał, że jest już gotowa. Pochylił się najbliżej jak mógł i szepnął jej do ucha:

- Może znajdziemy sobie spokojniejsze miejsce…?

Odpowiedź znalazł w jej oczach. Wziął ją za rękę i pociągnął za sobą delikatnie w tłum. Znał dokładnie rozkład klubu i wiedział, że przez pomieszczenia magazynowe obok toalet można spokojnie wyjść na parking. Stojącemu przy drzwiach od magazynu postawnemu i groźnie wyglądającemu ochroniarzowi włożył do kieszeni banknot stufuntowy ze słowami:

- Baw się dobrze Juri.

Po czym ruszył dalej ze swoją zdobyczą.

Kiedy wyszli na parking, owionęło ich chłodne październikowe powietrze. Dziewczyna zadrżała, bowiem na delikatną sukienkę założyła tylko kusą skórzaną kurteczkę. Użył swoich wyostrzonych zmysłów, żeby sprawdzić teren. Parking wydawał się pusty, chłonął dźwięki i obrazy, ale nie znalazł nic niepokojącego.

- Mark, przyjdziesz wreszcie do mnie? – dziewczyna zmysłowo opierała się seledynowego Astona DB9.


Podszedł powoli do niej, naparł na jej gorące ciało. „Wielka szkoda, że Arashi dzisiaj ma koncert, maleńka. To byłaby dla Ciebie niezapomniana noc… a właściwie zapomniana... dla Ciebie. Byłabyś tylko bardzo zmęczona. Szkoda…”.

Dziewczyna przytuliła się do jego torsu a po chwili kusząco rozwarła usta czekając na pocałunek. Jego ręce błądziły w okolicach jej krągłych pośladków, bezbłędnie odnajdując granicę, gdzie kończył się gładki materiał sukienki a zaczynała jedwabistość opalonej skóry. Zadrżała nieznacznie, kiedy jego palce zbłądziły pod cienkim materiałem. Nadal czekała na upragniony pocałunek, ale zimne usta Adriena zbłądziły w kierunku jej szyi. Czuł smak jej ciepłej skóry, czuł pulsujące pod cienką warstwą tkanki i mięśni naczynia krwionośne. Przyjemnie pulsowały na jego wargach.

Kiedy zatopił w jej tętnicy kły, jęknęła cichutko, wijąc się w jego ramionach z rozkoszy. Silnymi dłońmi trzymał ją za nagi pośladek i biodro. Dziewczyna odczuwała rozkosz, gdzieś przez mgłę przyjemności smakowania krwi, słyszał jej jęki i przyspieszony oddech. Krew była taka słodka…
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451

Ostatnio edytowane przez merill : 10-10-2009 o 16:25.
merill jest offline