Wątek: Łaska wyboru
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2009, 21:46   #94
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Bobby była typem zbieracza. Świetlisty kamyk, skaveński brzeszczot, pajęcze szczątki... Nigdy nie wiadomo co ci się może nadać w przyszłości. No a poza tym umysł miała niezwykle praktyczny, wszystko się u niej kręciło wokół finansów. Dojna krowa w postaci kontraktu z Bachmanem właśnie się wyczerpała. A wiadomo, pieniądz nie chwast, sam się nie rozmnoży. Każda rzecz, którą można by spieniężyć była warta taszczenia. Jakby się dało tą cholerną kamienną altanę rozebrać na kawałki i zapakować na plecy to Bobby by pewnie tak właśnie zrobiła. Nadal sądziła, że za taki jad mogłaby uzyskać ładnie pękaty mieszek. Ostatecznie mogła go samemu wykorzystać. Ale Szurakowi się widać zdawało, że wszystko wie najlepiej. Psia mać, mózgowiec się znalazł.

Otworzyła już usta żeby wyrzucić z siebie parę przekleństw pod adresem sztygara ale żaden dźwięk nie opuścił gardła. Pewnie dlatego, że w tymże miejscu znalazło się jakieś ciało obce, trzeba przyznać napastliwe i bardzo mobilne.
Była tak zaskoczona, że nic nie zrobiła. Nie odwzajemniła pieszczoty, ani nawet nie kopnęła go w jaja. Stała po prostu jak kołek i czekała grzecznie aż język Szuraka wyślizgnie się z jej ust. Skurwiel wyglądał na zadowolonego z siebie. Uśmiech nie zgasł z jego twarzy nawet gdy już dostał w pysk. Tym razem waliła z otwartej. W takiej sytuacji z pieści nie wypadało. Jej niewieścia cześć została pogwałcona a niewiasty, jak już biją, to lekko i używając do tego wyprostowanej dłoni. I tak go właśnie smagnęła. Od niechcenia, można by rzec.

Tyle, że ten cios nie dał za grosz satysfakcji. Dlatego się pewnie cofnęła i poprawiła kopem prosto w jaja. Nigdy nie jest za późno żeby naprawiać błędy.
- Może przywykłeś, że tutaj, w kopalni, wszystko sobie siłą bierzesz - warknęła urażona. - Ale tam, na zewnątrz, jest cywilizacja! Prawa panują! Następnym razem jak będziesz chciał flirtować zapytaj o przyzwolenie.

* * *

Spuchnięta warga krwawiła leniwie, kilka żeber było solidnie poobijanych, ale nie ucierpiała jakoś tragicznie. Valdred stał pomiędzy nimi z miną rozjuszonego buhaja.
- Powabnie wyglądasz jak się złościsz – zmierzyła rozjemcę od stóp do głów i zaraz pośpieszyła z wyjaśnieniami.
- To była tylko mała różnica zdań. Ale już się dogadaliśmy, prawda Callisto?
Bobby wyciągnęła dłoń w kierunku Estalijczyka i pomogła mu wstać.

- Jasne, jasne. Wiesz, nie mogliśmy dojść do porozumienia w sprawie, czy jest brunetką, czy bardzo ciemną szatynką. Tak, że spoko. Dziękujemy za zaangażowanie, ale poradzimy sobie z kwestią kolorystyki - mówił niby poważnie. Angelique pomagała mu wstać, a on nie puszczając jej ręki, uśmiechnął się głupio do Valdreda i pociągnął ją za sobą w stronę reszty.

Chłopak pokazał list a później wywiązała się dyskusja. Bobby siedziała cicho bo tileańskiego nie znała. Ba, nawet jakby znała to te śmieszne znaczki wykaligrafowane misternie na pergaminie i tak nic by jej nie powiedziały. Nie było czego się wstydzić. Czytać uczyli się tylko dobrze urodzeni kretyni. Normalnemu człowiekowi taka umiejętność po nic nie była przydatna.
Po cholerę w ogóle odczytywać jakieś pismo? Bobby chciała się tylko stąd jak najszybciej wydostać.

Wymieniali się także uwagami odnośnie dziwnej figurki, którą młokos znalazł w jamie pająka. Piratka też chciała ją z bliska obejrzeć. Długo i kurczowo ściskała ją w dłoniach, wyglądała jakby najchętniej w ogóle jej nie oddała. Palce wreszcie rozluźniła, aczkolwiek wyjątkowo opornie.
Cacko. Posążek wyglądał na coś kosztownego. Oczy jej się zapłoniły na myśl o złotych koronach jakie by za niego dostała. Zła była, że ten chłystek ją zdobył. Lepiej się wspinał niż ona, kurewski los. Znalazł – jego, choć żal dupę ściska.

Stwierdzenie Callisto nie na żarty ją zaniepokoiło.
- Coś tu śmierdzi, ale może ma jakieś pojęcie nasza urocza czarodziejka? Masz … ma pani możeewentualne wytłumaczenie takich spraw?

A wtedy Vestine odczytała treść wiadomości. Bobby nie podejrzewała, że ona w ogóle piśmienna jest.

- Zaraz, zaraz – przerwała nagle dosadnie. - O kim mówiłeś Callisto? -W głosie dziewczyny pobrzmiewała wrogość. - Sugerujesz, że jest wśród nas czaromiot? Kobieta. A więc Astria czy Vestine? Mam chociaż nadzieję, że to ktoś gildii, a nie jakiś samorodny talent, od którego chaosem na mile jebie. A wy tak spokojnie przyjęliście to do wiadomości? Nie wiem do czego przywykliście ale tam skąd ja pochodzę, wioskowych guślarzy pali się na stosach, tak profilaktycznie! Dlatego pytam raz jeszcze. Która się para magią i czy należy lub należała kiedyś do gildii? Zostawcie na chwilę to Ordo Dupelis, koło dupy mi lata ten zakon. Chcę wiedzieć kim jest czarodziejka. Callisto?

Chłopak niespecjalnie się wzruszył jej tyradą.
- Ach, każda kobieta jest czarodziejką, kiedy chwila sposobna, a niektóre nawet o tym wiedzą - mrugnął do niej. - Chcesz o tym porozmawiać?
- Powiedz co wiesz. Ładnie proszę. Jest z nami czarodziejka? Bo zaczynam głupieć. Starczy zwykłe tak lub nie. Chcę wiedzieć czy mam mieć się na baczności czy to było istotnie feralne przejęzyczenie?
- Jasne, jeszcze głośniej - pomyślał wkurzony Callisto. Angelique pogadywała tak na środku, pomiędzy wszystkimi, nie troszcząc się o nic poza zaspokojeniem własnych obaw, czy ciekawości. Ale zbliżył się, stanął tak, że ich czoła stykały się ze sobą, a potem zbliżył usta do jej ucha.
- Pogadamy później i nie wrzeszcz tak. A teraz daj mi w twarz, albo coś takiego, mówiąc, żebym nie gadał takich zbereźnictw, czy coś takiego – szepnął.
- Po prostu uważam, że każdy ma prawo to widzieć. Czarodziejka może narazić nas wszystkich. Ale dobrze, jeśli chcesz porozmawiamy o tym później. Na osobności – szepnęła mu w odpowiedzi, również do ucha a później wymierzyła siarczysty policzek, tak jak sam zresztą zaproponował. Może tylko zbyt dużo siły włożyła w ten cios ale wiadomość o czaromiocie podniosła jej ciśnienie. Eh, przynajmniej naturalnie wyszło.

- Jeszcze raz będziesz takie sprośności wygadywał to owszem, dobiorę ci się do gaci! I będę sobie pomagać tym skaveńskim brzeszczotem!
- Kurde. No co? No co? - zaprotestował łapiąc się za policzek. Patrzył przy tym bardzo wymownie: miał być policzek ale nie siarczysty policzek, po którym zrobił się na połowie twarzy purpurowy, niczym malarz, na którego wywaliła się farba.

* * *

Bobby nie odpuściła. Już po chwili gdy skończyli debatować pociągnęła Callisto na ubocze. Sprawę musiała czym prędzej wyjaśnić.

- Powiesz mi kim jest czarodziejka? Chyba nie Ves, prawda? Proszę, powiedz, że to nie Vestine. Zaczynałam lubić tą lafiryndę...
- Mogę powiedzieć, ale co to zmieni? - zapytał krótko. - Tylko siedź cicho. Byłem przekonany, że się orientujesz. Powiedziałem słówko za dużo. Nie wykorzystaj tego, proszę.
- Ves, kurewska mać... – szepnęła przygaszona. Całe powietrze z niej nagle uszło.
- Nie wiedziałem, że nie wiesz. Wydawałyście się dosyć bliskie sobie.
- Nie – potrząsnęła przecząco głową. - Wygląda na to, że wcale jej nie znam.

* * *

Astria ujęła w dłonie statuetkę. Podejrzanie się zachowywała. Jakby wpadła w jakiś trans czy coś. Wszyscy wokoło dostawali świra. Czy ta dziewczyna miała być kolejna?

Kiedy się odwróciła w jej oczach coś błysnęło. Łzy? Wyglądały raczej jak... perły? Klejnoty? Bobby miała oko do błyskotek, to musiały być szlachetne kamyki. Tylko w jaki sposób ona je „wypłakała”. Śmierdzi chaosem? A może to przez to miejsce? Starożytni bogowie, dziwne posążki, kamienne altany?

- Podobno to kamień, w który wsiąkły krwawe łzy starożytnych bogów – powtórzyła na głos niedawne słowa Urira.

Kątem oka dostrzegła Valdreda. Z młotem? Na tą małą? Czy to nie była przypadkiem jego siostra? Podobni byli na pierwszy rzut oka.
Złapała mężczyznę za nadgarstek. Nie była pewna dlaczego, przecież zazwyczaj nie wtrącała się w sprawy obcych.

- Poczekaj – powiedziała moralizującym tonem. - Nie rób nic czego będziesz później żałował. Jeśli to piętno chaosu zdążymy ją zawsze ubić. Tyle, że... perłowe łzy to nie rogi albo trzeci kulas, co nie? Ciężko być pewnym co jej się przytrafiło...

Albert ponaglał twierdząc, że zna dalszą drogę. Faktycznie warto się było pośpieszyć bo zastał ich niespodziewany deszcz stalaktytów. Bobby nie trzeba więc było dwa razy powtarzać. Ponadto po odgłosach można było sądzić, że ktoś depcze im po piętach. Pociągnęła za sobą Callisto.
- Myślisz, że jak opowiemy jej wzruszającą historyjkę to uzbieramy cały mieszek tych świecidełek? – zapytał już w biegu. Cokolwiek miało tu miejsce Bobby nadal się tym nie przejmowała. W końcu ona czuła się nieźle. Żadnych zwidów, żadnych perłowych łez... Choć szkoda może, że to ostatnie nie jej przypadło w udziale. Dobrze by było stać się kurą znoszącą złote jajka.


 
liliel jest offline