Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2009, 22:22   #97
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Ork uśmiechnął się, rozciągając kąciki ust. Jego oczu nie było widać spod futrzanego nakrycia głowy, jednak i bez tego dało się domyślić że uśmiech ten zagościł jedynie na wargach orka, a nie w jego prawdziwych emocjach. Odpowiedział elfowi, a w jego głosie dało się usłyszeć wyraźną satysfakcję

- Więc mówiąc prościej mamy dwie możliwości. Banicja, zaszczucie i zmuszenie do ucieczki, a w konsekwencji najpewniej śmierć... lub służba. A w nagrodę za wierną służbę możliwość pożycia nieco dłużej, przynajmniej na tyle by móc wykonać kolejne zadanie. I tak dopóki będziemy przydatni, prawda? Bo gdy Tacy jak my przestają być przydatni racja ich istnienia znika. Nikt nie będzie rozpaczał jak z powierzchni świata zniknie kilka goblinów i orków, prawda? Czy to chcesz mi powiedzieć kapłanie, ty który ponoć brzydzisz się przemocą? Jakże szlachetnie powiedzieć, że nie chce się plamić rąk ludzką krwią... o wiele lepiej wynająć zamiast tego przedstawicieli ,,gorszych ras" by odwalili brudną robotę, bo korzyść podwójna - i samemu jest się czystym, a i usprawiedliwić się można przed samym sobą z eliminacji ,,narzędzi" po zadaniu, bo w końcu to oni są mordercami, a nie ty. Czyż tak nie jest? Nie musisz mi odpowiadać, prawdę mówiąc nie oczekuję twojej odpowiedzi... Bo domyślam się jak mogłaby ona brzmieć. Zamiast tego mogę Ci powiedzieć tyle: wykonam to zadanie, jednak nie licz ani na moją wierność, ani na przestrzeganie twoich zasad. Jeśli myślałeś, że jesteśmy tylko bandą brudnych dzikusów... to miałeś rację. Ale niech Ci się nie zdaje, że przewaga moralna nad nami powstrzyma rękę wzniesioną do ciosu. Bo my także mamy swoje zasady i swoją moralność... i obyś nie musiał się o tym nigdy przekonać. Jesteś przyjacielem mojego ojca i szanuję to... nie oznacza to jednak, że i na moją przyjaźń musisz liczyć. W końcu przyjaźń w naszych wzajemnych stosunkach nie jest wymagana, czyż nie? Może kiedyś i może w innych okolicznościach... ale to nieważne. Do zobaczenia po wykonaniu zadania

***

Mały goblin, będący przywódcą drużyny wręczył mu kilka monet na konieczne wydatki. Ghardul po raz kolejny zauważał drastyczną różnicę pomiędzy nim a Takim. Jego przyjaciel był równorzędnym partnerem, natomiast Zank... no właśnie. Był bezbronny do tego stopnia, że było to wręcz niepokojące. Ktoś taki nie powinien przeżyć tak długo w normalnych warunkach... więc albo warunki były nienormalne, albo zielony malec coś ukrywał. Ghardula jednak w tej chwili niewiele obchodziło, co to może być. O zaufaniu pomiędzy członkami drużyny nie mogło być mowy. Zbyt się różnili, by mogli przejść tak łatwo nad podziałami. Być może gdyby przyszło im dłużej współpracować wtedy nawiązałaby się pomiędzy nimi nic porozumienia... jednak orkowy szaman szczerze wątpił, by wszystko potrwało na tyle długo

W drodze do miasta Taki zagadnął Ghardula o relacje łączące go z Barbakiem. Ghardul przywykł ufać Takiemu, nie widział więc żadnych przeszkód by powiedzieć mu prawdę

- Tak jakby, Barbak to mój ojciec. Co do brnięcia dalej - Ghardul zatrzymał się i odwrócił w stronę Takiego i uśmiechnął paskudnie - proponuję pociągnąć do jeszcze trochę. Jestem ciekawy kilku rzeczy i postanowiłem, że poznam odpowiedzi, tak czy inaczej...

W mieście szaman udał się do karczmy. Było to miejsce względnie bezpieczne, gdzie mógł usiąść i odpocząć nie wzbudzając podejrzeń. Po zajęciu miejsca przy stoliku rozpoczął proces opuszczania ciała. Gdy dziewka karczemna zapytała go co podać odparł jednym słowem ,,gorzałę" po czym rzeczywistość rozleciała się na tysiące drobnych kawałeczków. Jego dusza opuściła ciało i uleciała do krainy przodków.

Otoczył go szum liści drzewa Yggdrasil. Umarli mówili do niego głosami żywych, a Bogowie pokazywali mu obrazy zdarzeń przeszłych, teraźniejszych oraz tych, które miały dopiero nastąpić. Przeszedł po tęczowym moście i dotarł do korzeni. Przeszedł przez skutą wiecznymi lodami krainę podziemia, minął Helheim gdzie stłoczone dusze drżąc z zimna wyciągały do niego ręce jakby błagając o pomoc. Dotarł od źródła Urd , gdzie trzy siostry splatały nici losów świata. Tam Werdandi, Ta Której Służył i Ta Która Go Wybrała pokazała mu obrazy z innych miejsc, choć należące do jego własnego czasu. Jego Pani dała mu wiedzę, której potrzebował i odesłała duszę z powrotem do ciała.

Rzeczywistość powoli odzyskiwała swoje kształty. Widział przed sobą twarz przyjaciela, który najwyraźniej coś mówił. Widział jedną pustą butelkę i jedną napoczętą, z których jego opuszczone przez duszę ciało najpewniej raczyło się wódką. Tak było zawsze, gdy tylko zostawiał swoje ciało bez opieki, dlatego tak rzadko decydował się na taki krok. Wiedział jednak dość sporo, wystarczająco by móc sformować pierwsze wnioski.

Pełnia świadomości wróciła nagle, niczym spadające znikąd uderzenie pięści. Obrazy które ujrzał oczami duszy wróciły. Zaraz powróciły jednak ciemności, które go otaczały. Momenty, gdy opuszczał ciało bywały rzadkimi chwilami, gdy posiadał normalny wzrok. Jednak nieczęsto mógł sobie pozwolić na taki luksus, zwłaszcza że każde wyjście było trudne i ryzykowne.

- Zdobyłem nieco informacji - zwrócił się to Takiego - Konwój znajduje się niecałe dwa dni drogi stąd. W sumie to 10 wozów z czego tylko 3 wiozą Mithryll i kilka sztab adamantu. Reszta na pace ma "zwykłą" stal jak i cały kram potrzebny w trasie. W tym żarcie, obrok, namioty, broń. Eskorta to 10 rycerzy konno i trochę pieszego luda. W zespole nie ma maga czy wysokiego kapłana. Wszyscy to ludzie.

Uśmiechnął się perfidnie, biorąc solidny łyk gorzały. Wciąż był nieco rozchwiany tą wycieczką, jednak rezultaty przeszły jego oczekiwania

- Znalazłem także dobre miejsce na zorganizowanie zasadzki. Na stepie droga przecina parów. Wejście do kotliny jest łagodne i spokojnie może się zmieścić tam wóz i konny jadący obok. Ale by wyjechać z niego każdy musi jechać pojedynczo. Jeśli zaatakujemy tam nie damy im żadnych szans na ucieczkę

Kolejny solidny łyk, pomógł Grimrowi odzyskać pełnię poczucia realności. Jego organizm już się uspokoił, a jego dusza na dobre zakotwiczyła się w ciele

- Mam też inne wieści. Od strony księstwa Merske sunie patrol rycerski, jeszcze nie dotarli do granic Dzikich Ziem ale to kwestia dni.

Ork zostawił należność za trunki na stole i wyszedł za Takim przed karczmę. On także miał zamiar rozpocząć działania. Miał zamiar wykorzystać swoją umiejętność by dokładnie określić położenie parowu, który widział w swojej wizji. Miał zamiar też dokładnie ustalić, czy w parowie widać co znajduje się na ścianach, głębokość parowu oraz szerokość jaką trzeba będzie zastawić by zablokować drogę. Później przedstawi dokładny schemat działania pozostałym. Zapytał jednak wcześniej Takiego

- Czy masz przy sobie wystarczająco składników, by stworzyć cięższy od powietrza trujący lub duszący opar? To dość ważne
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline