Wątek: Cena Życia
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2009, 19:16   #29
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Mgła, deszcz, jesienne zimno i powoli ogarniające członki odrętwienie, jak zawsze miał po tym, jak strach rozlewał się po jego sercu. Po cholere im wogóle pomagał?! Chyba tylko po to, by zagłuszyć sumienie, wypominające mu ucieczkę z lotniska. Tylko przecież on już i tak dawno nie miał sumienia, musiało się kurwa odezwać właśnie teraz?

Bo co innego miał myśleć? Drogi zakryte przez mgłę i upierdliwy deszcz, na szczęście kobitka nie próbowała się pchać główną drogą do Everett. Potem staruszka, której mąż został w mieście. Nie ruszyło to Thomsona, tam teraz ginęły setki ludzi, jakiś kolejny, którego wiek i tak nie pozwoliłby mu żyć za długo, nie był wielką stratą. Detektyw nie wyjął odznaki, a kaburę z pistoletem trzymał pod kurtką, nie obnosząc się ze swoją profesją. To albo wywoływało niechęć i agresję, albo zmuszało ludzi do irracjonalnych prośb. A David nie mógł i nie chciał pomagać komuś więcej niż sobie samemu. No i może jeszcze kilku osobom, przecież właśnie miał zamiar pchać się rzeką w poszukiwaniu siostry kompletnie mu obcej kobiety!

Wsłuchiwał się uparcie w warkot silnika. Przez dłuższą chwilę nie istniało nic więcej niż irytujący dźwięk łodzi. To i szum deszczu. Może jeszcze przecinający wodę dziób łodzi, która o zadaszeniu do nie słyszała za wiele. Nie istniało zaś miasto pochłonięte szaleństwem, ani syreny, wyjące wcale przecież nie tak głośno. Wszystko minie i się uspokoi. Trzeba tylko przeczekać.

Powinien tam być, do kurwy nędzy!
Zacisnął zęby.

Łódka nagle zaszurała o piasek. To już? Czas minął szybko, a jednocześnie wydawało się, że minęły wieki. Bezczynność, słodka bezczynność. Pomógł zabrać małego i wyskoczył na zewnątrz, by wypchnać drewnanie cholerstwo z powrotem do rzeki. Aż silnik prychnął i zgasł. I pojawili się cholerni ludzie, nieproszone cholery. Pchnął motorówkę. Liberty już sięgała po pagaje. Ale jedna osoba to za mało. Wskakiwał już, kiwając na White'a.
-Łap za wiosło!
Dłoń detektywa sięgnęła pod kurtkę, wyciągając odznakę. Uniósł ją, chociaż nie było dokładnie widać co trzyma. Pieprzona, błogosławiona mgła! Tamci mogli mieć broń, każdy w tym cholernym mieście mógł!
-Stać! Tu policja Everett, ta łódź nikogo więcej już nie weźmie!
Powoli zaczęli się oddalać, zbyt powoli. I jeszcze Straż Przybrzeżna. Nie było dobrze. Położył rękę na kaburze pistoletu. Nie miał zamiaru się wahać w razie czego. Tylko jak tamci usłyszą strzały...
 
Widz jest offline