Wątek: Łaska wyboru
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2009, 21:00   #96
Jakoob
 
Jakoob's Avatar
 
Reputacja: 1 Jakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwu
Zniknął... Po prostu zniknął, jak w rybałckich balladach, z których naśmiewał się z kolegami, będąc małym chłopcem. Aleam stał przez chwilę zszokowany widokiem pustki, pozostałej po iluzorycznym Piskorzu. W ludziach dział się pewien paradoks - o wiele bardziej byli skłonni uwierzyć w niezliczone hordy nieumarlaków niż w jedno proste zniknięcie. Pstryk, i o! Nie ma! Z niewiadomych przyczyn ten widok szokował ich bardziej niż trzaskające zewsząd ogromne kule ognia. Aleam nie był inny. W pewnym sensie, był mentalnie przygotowany na błyskawice sypiące się z rąk uciekającego, ale prosta acz perfidna sztuczka, wywołała konsternację i strach. Strach przed nieznanym, przed niemożnością rozróżnienia fałszu od prawdy, rzeczywistości od fikcji. Dopiero teraz zaczynał pojmować ogromną przewagę jaką mają władający mocą od zwykłych szaraczków, nie obdarzonych darem.

Stali tak wraz z Albertem, gapiąc się na posąg, z którego właśnie zszedł niby-Piskorz. Rycerz kucnął i podniósł prosty, srebrny pierścień. Standardowy symbol. Zaproszenie. Jeśli to nie przypadek, to być może mieli szansę na pozyskanie bardzo silnego sojusznika. W końcu wrogowie wrogów są przyjaciółmi.

- Słyszysz?
- Aleam odwrócił się ku korytarzowi, z którego przybiegli. - Nie sądziłem, że są już tak blisko. Muszą mieć dobrego przewodnika.

Po raz kolejny na twarzy rycerza odmalowało się zdziwienie. - Kto, skaveny?

- Nie sądze, żeby to były skaveny. One zmierzały w zupełnie innym kierunku. Nie zapominaj, że wciąż jesteśmy uciekinierami.

- Strażnicy? Słyszałeś ich wcześniej?

- Nie, ale skoro nie skaveny to kto? Pająki? - twarz Aleama wykrzywiła się w grymasie obrzydzenia - Szurak wspominał coś o pogoni.

Niepewna mina znikła. Rycerz nie miał złudzeń co się z nimi stanie jak dorwie ich kopalniany pościg. Podobnie jak wszyscy tutaj nie zamierzał kończyć na palu. - Trzeba dać znać reszcie i się stąd zabierać! Chyba nie ma czasu nawet by dokładnie przetrząsnąć tego miejsca. Niech Valdred pomoże siostrze, a ja Vestine!

Pomimo zamieszania, jakie wywołały odgłosy kroków, Kurt, który właśnie dołączył do dwójki oraz Albert wyraźnie nalegali, aby sprawdzić posąg, z którego przed chwilą zszedł Piskorz. Dziewiętnastolatek szybko uległ presji wyższych i silniejszych. Podstawili go na odpowiednią wysokość, a on wdrapał się bez problemu na szczyt. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że wysiłek był zbyteczny. Stał na idealnie równej, fioletowo-niebieskiej skale, odbijającej jak zwierciadło panoramę jaskini. Po chwili dostrzegł niewielkie nacięcie, które okazało się ukrytą skrytką. Uniósł kwadratowy blok skalny. W zagłębieniu znajdowała się niewielka skrzyneczka, zbudowana z takiego samego rodzaju kamienia. Zrzucił ją do kompanów i zszedł. Przyjrzał się dokładniej zamkowi zdobiącego front szkatułki. Zatrzaskowy. Da się zrobić. Ostrożnie uchylił wieko. W środku nie było nic. W tej chwili poczuł, że słabnie. Ujrzał przerażone spojrzenia kompanów, po czym usunął się w ciemność...

Obudziły go siarczyste ciosy. Ktoś stał nad nim i uderzał w twarz otwartą dłonią. Czuł w ustach smak krwi.

- Już, starczy, żyję. - odpowiedział zmęczonym, słabym głosem. Świat zachwiał się wyraźnie, ale nie odpłynął ponownie. Zbierało mu się na wymioty. Przez chwilę nie był w stanie rozróżnić postaci dookoła niego. Wstał, opierając się o wystającą skałę. Widział, jak grupa zbiera się do dalszego marszu. Zacisnął zęby i ruszył za nimi.
 
__________________
gg: 8688125

A po godzinach, coś do poczytania: [nie wolno linków w podpisie, phi]
Jakoob jest offline