Wątek: Łaska wyboru
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2009, 21:34   #98
Nightcrawler
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Gdy dziewczyna i Estalijczyk nie byli skorzy do dalszej bitki, wręcz udawali że była to tylko przyjazna utarczka, Val opuścił gardę i stanął prosto.
- no, dobra - mruknął pod nosem jakby trochę zmieszany, że tak łatwo poszło. Następnie wrócił na swoją pozycję gdzieś z boku drużyny.

Na pół gwizdka przysłuchiwał się rewelacjom Aleama zwróciwszy dopiero większą uwag, gdy Bobby zaczęła panikować i sarkać na dzikie talenty magiczne i gusła.Zaniepokojony zerknął ukradkiem na siostrę, która ze schylona głową unikała wzroku reszty osób, jednocześnie zbliżając się powoli do niego. Samo w sobie nie wzbudzi to pewnie u inych podejrzeń - w końcu ciągle teraz trzymali się razem. Czuł jednak przez skórę, że Astria w środku cała drży, po raz kolejny zagrożona widmem stosu. Nawet tu, w bandzie wyrzutków to ona czuła się wyrzutkiem... Jej spuszczony wzrok... z pewnością było w nim brak nadziei na to, że kiedykolwiek dorobi się własnego miejsca.
Spokojny m krokiem odwrócił się przodem do siostry i otulił ją w ramionach. Głaszcząc ją delikatnie po głowie obiecywał sobie, ze prędzej da się nawlec na pal niż ją skrzywdzić. Spojrzał w stronę prostokątnej platformy, zawieszonej trochę jakby w niebycie naturalnej jaskini. Było w niej coś niewłaściwego - jakby nie na miejscu.

Chwile później ruszyli zwartą grupą w tamtą stronę. Początkowo wszystko zdawało się być całkowicie normalnie, aż do momentu gdy Astriata westchnęła żałośnie. Młody Gotrij spojrzał na siostrę i zbladł. Zatrzymał się w miejscu zdrętwiały spoglądając już nie na umorusane oblicze bliźniaczki, lecz w żółte ślepia demonicznej pokraki.
Cofnąwszy się o krok wymierzył w jej stronę młot
-to nie możliwe- jęknął cicho. Myśli szalonym sztormem uderzył o jego świadomość.
~Cóż to za spaczona bestia skaziła jej ciało ?!~ krzyczał w myślach drżąc na całym ciele
~to jakiś szalony koszmar, to przecież nie może być Astria, to nie może być...~
Zawsze wiedział, że ojciec się mylił kiedy chciał ją zabić, za to ze we własnej obronie spaliła magicznym ogniem bandytę na trakcie. Jednak nauki jakie odebrał, Sigmaryckie kazania, które wysłuchiwał wałęsając się po Imperium, twierdziły, że tylko wierna i wstrzemięźliwa dusza może oprzeć się napierającym falą chaosu. Co jeśli przez te lata spędzone na wygnaniu, jego siostra dała spętać się demonom...
~Nie ! Nie uwierzę, na Urlyka nie moja siostra, to złuda, koszmar... przemęczenie~ tłumaczył sam sobie ledwo utrzymując młot w drżącej dłoni. Jednocześnie cofnął się jeszcze o krok od pokracznej kobiety, która zastąpiła jego siostrę.

Czuł, że traci zmysły, że musi ją ratować. Nie wiedział tylko jak. Chciał uderzyć w demona, zmiażdżyć parszywą twarz, rozkwasić karmin ust, zgasić płomień oczu, lecz bał się skrzywdzić siostry.
Pierwszy raz tak bardzo wszystko było nie jasne. Żadnych rozkazów, żadnych wrogów w około tylko wątpliwości i burza uczuć...
Chciał to skończyć. Zwinąć się w kłębek i zanegować świat w około. A jednak walczyć, uderzać, miażdżyć, mordować. Zabić ich wszystkich. Gorącą krwią zmazać, cały ten parszywy epizod życia... Utonąć... Uciec... zabić...

Wielka postać przesłoniła widok demonicy. Jednocześnie poczuł szarpnięcie i otępiały spojrzał na Bobby. W tym samym momencie silne dłonie Kurta pozbawiły go oręża.
Valdred spojrzał na gladiatora, na dziewczynę i wymamrotał:
- tak, tak, nie robić co będę żałował, nie robić. Oprzytomnieć- potrząsnął głową i schował twarz w dłoniach.
- Przepraszam- sapnął głucho. Choć nie przepraszał ich. Przepraszał siostrę za swoje wątpliwości. Jeszcze chwile wcześniej dałby nawlec się za nią na pal, teraz pomyślał by ją zabić.
Nie mógł już jednak zebrać myśli, gdyż poczuł jak cały drży. Dopiero po chwili zrozumiał, że to nie on tylko cała jaskinia, zaczyna zrzucać im na głowy kamienne stalaktyty.
Rozejrzał się dookoła i rzucił do grupy wtórując Callisto
- Uciekajmy z tego przeklętego miejsca, zanim całe zwali się nam na głowy -
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 10-10-2009 o 21:41.
Nightcrawler jest offline