Wątek: Łaska wyboru
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2009, 22:54   #100
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Mogła puścić słowa Estalijczyka mimo uszu. Mogła i zrobiła to, lecz liczenie na to, że podobnie postąpią inni... cóż, pozostawało w kwestii pobożnych życzeń dziewczyny. Życzeń, które nie miały być spełnione, bowiem Bobby, kątem ucha złowiwszy temat, zapieniła się się jak nalewane ze zbyt dużej wysokości ale. Można było mieć wrażenie, że lada moment wypłynie z samej siebie.
Przerywana cichszymi po wielekroć wtrąceniami Callisto tyrada Bobby bynajmniej nie była zabawna. Ve starała się zachować kamienną twarz, ale z każdą chwilą szło jej gorzej. Może nawet dałaby piratce w ucho, gdyby nie Albert, który stanowczo wtrącił się w dyskusję.

- Chyba nie jest to odpowiednie miejsce na to abyśmy rozmawiali o tym kto czym się zajmował zanim trafił do tej przeklętej kopalni - popatrzył wymownie na Bobby. - Oczywiście możemy, jeżeli uważasz inaczej. Właściwie to o twoich zamiłowaniach do interesów krążą tutaj niezłe historie... Przerwał zastanawiając się czy jest potrzeba rozmawiania o "towarze" jaki przywoziła do Bachmanna czy też nie. Nie było, chyba jasno się wyrażał. Przynajmniej dla tych, którzy znali prawdę. Kiedy Bobby odwróciła się do Callisto, Vestine z wdzięcznością spojrzała na rycerza, szepcąc bezgłośne 'dziękuję'. Nie dało się nie zauważyć wyrazu ulgi, jaka odmalowała się na jej brudnej twarzy.

*

W jaskini z wolna rozpętywało się piekło. Kiedy kolejna z porastających sufit formacji skalnych walnęła w ziemię tuż obok Alberta, serce i żołądek Tileanki podjęły walkę o pierwszeństwo dostępu do gardła. Zamarła na chwilę, by potem – korzystając z utrzymującej się wciąż dziwnej poprawy kondycji – jednym susem znaleźć się przy chłopaku.

- Nic Ci nie jest? - oczy Vestine na skutek przerażenia osiągnęły wielkość niemal porównywalną ze odłamkiem skalnym, który huknął o ziemię opodal Alberta. Jego zaś zadziwiła nieukrywana troska dziewczyny.
– Nie, nic mi nie jest. Chyba nie tak łatwo rozwalić taki twardy łeb.
Uśmiechnął się przez zęby. Nie wypadało się rozczulać nad sobą. To tylko troszkę krwi, jutro będzie już pewno tylko strupek. Jeżeli będzie jakieś jutro. Czarownica pokręciła głową w wyrazie dezaprobaty.
- Wystraszyłeś mnie, do cholery! - uderzyła go pięścią w ramię, jęknąwszy przy tym z bólu. Przez chwile na jej twarzy malowały się gniew i zatroskanie, by po chwili przejść w krzywy uśmiech. - Uważaj na siebie! Nie dam rady nosić Cię na rękach.
- Zapamiętam kiedy następnym razem będę miał zamiar stanąć przy spadającym stalaktycie. Widzę, że już ci trochę lepiej.
- Cieszę się, że się rozumiemy
- odparła z krzywym uśmiechem. - Masz rację, lepiej. Coś się zmieniło. Tylko, że za nic nie wiem co...
- Może nie czekajmy, aż to się zmieni. Chyba ktoś bardzo chce nas dorwać.


Z tym faktem nie dało się dyskutować. Pomieszczenie waliło im się na łby, a do tego przed chwilą zdawało jej się, że słyszy jakby odgłos pogoni. Kurt z Albertem zabrali się za podsadzanie tego młodego chłopaka, który chwilę wcześniej spenetrował pajęcze gniazdo.

*

Tileanka rozejrzała się wokół. Bobby stała na osobności, żarliwie szepcząc coś z Estalijczykiem. Albert pomagał chłopakowi wdrapać się na głaz... i na tym właściwie kończyły się osoby, którym mogłaby mieć coś do powiedzenia.
Wzrok kobiety zatrzymał się na Astrii, tej jasnowłosej dziewuszce, z która rozmawiała nad szczurzym truchłem.
Vestine oniemiała.
Dziewczyna płakała dziwnymi, nieludzkimi łzami, a jej brat – szaleniec, unosił młot, jakby chciał się na nią zamierzyć.
Kiedy Bobby ruszyła w kierunku mężczyzny, Vestine doskoczyła do Astriaty. Na jej twarzy malowały się zatroskanie i przestrach. Wyciagnęła poparzoną dłoń, żeby uspokajająco pogładzić dziewczynę po policzku, lecz zamiast tego w locie schwyciła drugi z kamieni... drugą z łez ześlizgujących się po policzku dziewczyny. Pięknie oszlifowany drogocenny na pierwszy rzut oka kamień spoczął na pobrudzonym i przemoczonym do cna bandażu. Przedramieniem wciąż przyciskała do siebie statuetkę. Vestine zagapiła się nań, nie dostrzegając prawie Kurta, który odciągał właśnie Astriatę od posągu.
Coś tknęło ją i przyklęknąwszy, położyła posążek na ziemi. Syknęła z bólu, mniej poparzoną dłonią umieszczając jedną z łez Astrii w pustym oczodole figurki. Włożyła i drugą. Pasowała. No prawie. Różnice pomiędzy szlifem kamieni a zagłębieniami w marmurze były tak niewielkie, że pierwszym, co przyszło na myśl Tileance, był pomysł, że może są to właściwe oczy od posążku Bachmanna. Lub że być może istnieje jeszcze jeden, podobny, również pozbawiony oczu?
Posążek pochłonął ją tak dalece, że dopiero wrzask Astriaty wyrwał ją z tego maleńkiego świata.
- Oddaj!!! Oddaj! To moje! To mamy jest! Oddawaaaj!!! - darła się dziewczyna, szamocząc w mocnym uścisku Kurta. Gladiator miał zdezorientowaną minę, ale najwyraźniej nie zamierzał puścić Astrii, która praktycznie wisiała mu na ramieniu.
- Nie dotykaaaj... - Astriata szarpnęła się jeszcze raz w stronę vestine, po czym rozpłakała spazmatycznym histerycznym szlochem., wyciągając brudne ręce w stronę posążka.
- Już, spokojnie. – czarodziejka podniosła się z ziemi. Podeszła do szamocącej się chudziny i delikatnie włożyła w jej dłoń oba kamienie. Siłacz trzymał ją w swoich imponujących ramionach mocno, lecz jednak z pewną ledwie dostrzegalną czułością. Zbliżającą się Vestine obrzucił uważnym i podejrzliwym spojrzeniem. Blondyneczka gwałtownie przytuliła podane jej kamienie do piersi. - Spokojnie, nikt Ci ich nie zabiera. Oddychaj, uspokój się.
 
hija jest offline