Ewa ruszyła przed siebie jak wystrzelona z procy. Bose stopy uderzały o spękany asfalt. Drobne otarcia i skaleczenia nie miały znaczenia jeśli chodziło o czyjeś życie. Słyszała za sobą wołanie, ale zignorowała je. Przecież powiedziała, że zaraz wraca. Jest już wystarczająco duża i doświadczona, by wiedzieć, kiedy należy uciekać. I kiedy próbować coś robić. Konrad nie miał szans dogonić dziewczynę. Mimo tego, że sam uprawiał sport, to nie dał rady. Zniknęła za kolejnym zakrętem zostawiając go pomiędzy blokami - jednakowo nijakimi i jednakowo szarymi. Jeszcze chwila i dobiegnie tam, skąd uciekali. A on pchał się w to z powrotem bez opamiętania. Bose nogi dawały o sobie znać. Drobne kamyki, odłamki szkła i tynku oraz plastiku nie znały miłosierdzia. Boleśnie dawały o sobie znać na każdym kroku. Ranki i otarcia już były - ciekawe co dalej. Chłopak nie zatrzymywał się jednak. Ruszył za dziewczyną.
Szybki rzut oka na okolicę potwierdził tylko Ewie, że wie, gdzie się znajduje. Zwolniła za kolejnym zakrętem i ujrzała klatkę schodową, którą jeszcze niedawno wchodzili na górę. Dostrzegła też w czarnym prostokącie wejścia wirujące w powietrzu drobne płatki podobne do śniegu. Stopy delikatnie piekły choć do bólu jeszcze było daleko. Była na miejscu. Pozostało tylko wejść...
__________________ ...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._ |