Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2009, 10:06   #54
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Leonard, Liev
Szerokim traktem wyjechali ze wsi i skierowali się w stronę gór. W miarę upływu czasu trakt stawał się coraz węższy a ślady człowieka z każdym krokiem koni znikały. W końcu dwóch jeźdźców znalazło się w niemalże nieskażonej obecnością człowieka okolicy. Wąska już ścieżka wiodła przez wiekowy, jodłowy bór, wzdłuż spienionego górskiego potoku.
Pogoda pogarszała się z minuty na minutę. Drobna mżawka przeszłą w deszcz, a ten po jakimś czasie stał się uporczywą ulewą. W potokach lejącej się z nieba wody, którą grubą warstwą spływała po ziemi nie było możliwości kontynuowania jazdy. Liev i Leonard zjechali z traktu obok starego kamiennego obelisku i skryli się między drzewami.
Na ustanie ulewy czekali parę godzin. Gdy przestało padać, cali mokrzy wyprowadzili konie z gęstwiny i ruszyli w dalszą drogę. Przymusowy postój oraz kondycja ścieżki, która zamieniła się w błotnisty kanał spowodowały, że przed zmrokiem nie udało się im dotrzeć do kopalni. Obozowisko na noc rozbili pod rozłożystym drzewem, które zapewniało ochronę przed wciąż padającym drobnym deszczem. W nocy, z oddali słychać było wycie wilków.
Przemarznięci i mokrzy wstali wraz z brzaskiem i pospiesznie ruszyli w dalszą drogę. W końcu natrafili na pozostałości po krasnoludzkiej kopalni. Pomiędzy drzewami, po obu stronach drogi majaczyły ruiny kamiennych budynków, pomostów i schodów. Śmierdziało rozkładającym się mięsem.



Teren wypłaszczał się a trakt przechodził w wybrukowany, teraz zarośnięty plac. W niemal pionowej ścianie skalnej widniało ciemne wejście do kopalni. Prostokątny otwór, otoczony portalem miał co najmniej dwukrotną wysokość człowieka i jeszcze większą szerokość. Otwór prowadził do tunelu, po którego podłodze biegły zniszczone szyny. Tuż za wejściem, pośród stert kamieni, jakie odpadły ze stropu leżał zniszczony górniczy wagonik. Liev i Leonard weszli w półmrok kopalni. Gdzieś daleko przed sobą dojrzeli pomarańczowy, pełgający blask. Ostrożnie, starając się nie potknąć na wilgotnych i omszałych kamieniach szli przed siebie, w stronę światła, które, jak mieli nadzieję, należało do ich towarzyszy.

Aria, Effendi, Caleb, Jacques
Po niezbyt obfitym śniadaniu wszyscy zebrali się do dalszej drogi. Poskładali swoje posłania i spakowali plecaki. Behemsdorfski łowca podniósł z ziemi kawałek kamienia i na filarze z kierunkowskazem, pod strzałką w lewo, wyrył rysę.
Potem, w świetle kolejnej, naprędce skleconej pochodni ruszyli wgłąb skalnego kompleksu. Nie przeszli nawet dwudziestu kroków, kiedy ich uwagę przykuły dwie rzeczy. Pierwszą z nich był odgłos kroków dobiegający od strony wejścia. Drugą, leżący na ziemi stary szkielet, odziany w zmurszałą skórzaną zbroję. Z pomiędzy jego połamanych i zapadniętych żeber wystawały resztki zardzewiałego ostrza.


 
xeper jest offline