Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2009, 11:29   #201
woltron
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Sen.

Niewielka dolina w północno-zachodnim Cormyrze. Wysoka trawa kołysała się na wietrze, podobnie jak czerwone i żółte górskie kwiaty. Dolina w żaden sposób nie przypominała miejsca, które Babcia kiedyś znała, a jednak nie miała ona żadnych wątpliwości, że to miejsce.
„Ile to już lat? 60? 65?” zastanawiała się, przyglądając się niewielkiemu strumykowi płynącemu przez środek doliny. Strumykowi w którym 65 lat zmienił się w rzekę krwi...

*

Stała w miejscu w którym stała wtedy, choć porośnięte trawą i niewysokimi krzewami w niczym nie przypominało wypalonej przy pomocy czarów ziemi; jedynie potężna skała zdradzała, jest dokładnie tam gdzie była. To tu zginęli jej towarzysze: Arthiel; jego żona Mae; Madaran, najmłodszy i być może najzdolniejszy z nich wszystkich, zdolniejszy w sztuce magicznej nawet od Aldany; Varian, słodka, piękna Varian, którą Madaran przekonał by poszła z nimi, choć nie chciała; Caleg, uparty i dumny krasnolud; Navel, kapłan Lethandera, najmądrzejszy z nich, który pierwszy dostrzegł zagrożenie i dzięki któremu Babcia i Belevard opuścili dolinę; Marianna, córka Aldany, której marzeniem było towarzyszyć matce. Z 11 Harfiarzy, która wyruszyła z Suazil, stolicy Cormyru, do domów powróciło tylko troje...
Nic nie zapowiadało tak tragicznego końca, choć misja od początku była ryzykowna, ponieważ Góry Burzy nigdy nie należały do miejsc bezpiecznych, a tamtego roku dzikie plemiona orków zostały zjednoczone pod dowództwem Urgula, potężnego szamana. Mieli sprawdzić czy orkowie zagrożą królestwu Cormyr, a jednocześnie zbadać plotkę jakoby Urgul zdobył potężny magiczny przedmiot zwany Mroczną Pięścią i w razie gdyby plotka okazała się prawdziwa, odzyskać ów przedmiot.
Wszystko szło dobrze, aż za dobrze, lecz skąd mogli wiedzieć, że jedno z nich zdradziło przekupione obietnicą pieniędzy i władzy. Skąd mogli wiedzieć, że tą osobą był ich dowódca Kathiel. Skąd mieli wiedzieć, że prawdziwym celem była Laska Ordana, której powiernikiem była Aldana...

*

- Musimy się przebić do tej skały, jedynie tam mamy jakąkolwiek szansę! – krzyknął Belevard do pozostałych przy życiu Harfiarzy. Było ich pięcioro: Caleg, Madaran, Marianna, Belevard i Aldana, pięcioro umazanych, rannych ludzi. A mimo to ciągle żyli, choć ich sytuacja stawała się beznadziejna.
- Teraz albo nigdy! – odkrzyknął Caleg, widząc, że napastnicy cofnęli się na chwilę przygotowując się do kolejnego ataku. - Idę pierwszy, za mną Madaran, Aldana. Żelazny i Mari na koniec! Chronimy Aldanę! – stwierdził krasnolud tnąc kolejnego orka. Zmienili szyk i ruszyli do przodu.

*

- Teraz ty – powiedział Belevard do Marianny.
- Szybko, złap się mnie!!! – krzyknęła Aldana do swojej córki wyciągając rękę. Ta złapała ją oburącz, a Aldana zaczęła ciągnąć.
Wszystko szło dobrze, dziewczyna była już prawie na skale, gdy jeden z orków wypuścił z łuku strzałę, która wbiła się w plecy Marianny. Nie krzyknęła nawet, powiedziała tylko cicho:
- Matko... – po czym puściła rękę Aldany. Ta rozpaczliwie próbowała ją utrzymać, była jednak zbyt słaba i po kilku sekundach...

*

Głośne pukanie do drzwi obudziło Babcię przerywając koszmar. Staruszka wzięła kilka głębszych oddechów odpędzając złe wspomnienia, po czym powiedziała:
- Tak? Kto tam?
- Nazywam się Jori – usłyszała głos młodej kobiety. – Maten przysłała mnie do ciebie, żebym ci przekazała, iż kapłanka pilnie potrzebuje twojej pomocy.
„Co tym razem? Nie może się tym zająć sama” pomyślała nieco poirytowana Babcia, jednak powstrzymała się przed wyrażeniem swojej opinii głośno.
- Rozumiem. Zaraz do ciebie dołączę – powiedziała Babcia wstając. Przemyła twarz w wodzie, chwyciła torbę i rzuciła cicho do Łapki – Idziemy, praca czeka.


*

- Ja nie wiem jak mogłabym pomóc, dlatego poprosiłam was, byście tu przybyły. Można coś zrobić?
- Nie wiem, pozwól że ją zbadam – odpowiedziała Babcia na pytanie młodej kapłanki, po czym podeszła i usiadła przy chorej.

Trzydziestoletnia kobieta była rozpalona i mówiła coś nieskładnie. Babcia próbowała się wsłuchać w słowa, szukając w niej jakiegoś sensu, melodii, jednak nic odnalazła go. Staruszka dotknęła ręką czoła kobiety, a potem delikatnie zmierzyła tętno. Następnie wypowiedziała kilka słów w języku elfów, krótką modlitwę do swojej bogini, które na chwilę uspokoiły na krótką chwilę chorą. Babcia westchnęła głośno.

- Przykro mi, ale nie potrafię jej pomóc, choć być może potrafiłabym stworzyć lekarstwo na tą dziwną chorobą. Byłoby to jednak pyrrusow zwycięstwo, ponieważ powstrzymanie choroby nic by nie dało; prawdziwym problemem jest potężna klątwa, którą na nią nałożono... – Staruszka przerwała na chwilę, zastanawiając się czy dzielić się swoimi wątpliwości. W końcu uznała, że tak, więc kontynuowała. – Obawiam się, że nie jest to zwykła klątwa i potrzeba tutaj czegoś więcej niż mają do zaoferowanie mistrzowie magii. Może Rivellia znajdzie jakieś rozwiązanie – skończyła, patrząc się na elfkę.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 12-10-2009 o 07:49.
woltron jest offline